Jak europejskie kluby zareagowały na rosyjską napaść?

04.03.2022

Jedni woleli przełożyć swoje interesy nad przyzwoitość. Inni zachowali się, jak trzeba. Rosyjska inwazja na Ukrainę pokazała w wielu przypadkach, jakimi wartościami kierują się poszczególne kluby w Europie.

Sporo było już głośnych protestów. Jednym z pierwszych był Fiodor Smołow. Rosyjski napastnik Dynama Moskwa napisał w social mediach „Nie dla wojny”. Niby niewiele, ale zdobył się na coś, czego brakuje ze strony pozostałych piłkarzy rosyjskich, którzy potencjalnie mogliby zagrać w niedoszłych barażach z Polską.

Nazwani „zdrajcami”

W 2019 roku Jarosław Rackicki zadziwił całą Ukrainę. Po całej karierze spędzonej w barwach Szachtara Donieck trafił do Zenita St. Petersburg. Z automatu stał się piłkarskim wrogiem numer jeden w swojej ojczyźnie. Od razu dostał bana na grę w reprezentacji. W końcu trafił do kraju, który okupował wschodnie rubieże Ukrainy. Teraz znalazł się w jeszcze trudniejszej sytuacji. W jego przypadku możemy mówić jednak o właściwym zachowaniu. Nie zagrał w meczu z Betisem – w dniu inwazji – a kilka dni poźniej rozwiązał kontrakt z rosyjskim klubem.

Za zdrajcę uchodzi także Anatolij Tymoszczuk. Ten nadal pracuje w petersburskim klubie. Ponadto jego była żona oskarża go o bliskie kontakty z Władimirem Putinem!

***

Warto jednak zerknąć na kilka przykładów z Europy, które wydarzyły się po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. To właśnie one odbiły się najgłośniejszym echem w ostatnich dniach. Jak reagowały kluby?

Gazprom „traci” kluby

Na ogromne brawa zasługuje Schalke 04 Gelsenkirchen. Niemiecki drugoligowiec błyskawicznie zareagował na to, co się wydarzyło na Ukrainie. Pierwszym krokiem było usunięcie logo Gazpromu z koszulek meczowych. Na kolejne trzeba było poczekać, ale trudno się dziwić. Operacja rozwiązania umowy z głównym sponsorem, to nie jest podarcie kontraktu i wyrzucenie go do kosza. Trzeba pamiętać, że mowa była o kolosalnej kwocie. 10 milionów euro za sezon, to w przypadku klubów 2. Bundesligi niebotyczne pieniądze. O takich wiele klubów z pierwszej ligi nie mogło liczyć, nie wspominając już o rynku drugoligowym.

Finalnie niemiecki klub zdecydował się na zakończenie współpracy z rosyjskim gigantem gazowym. To z pewnością będzie spory cios w finanse klubu. Te i bez tego były w niełatwej sytuacji. Warto jednak dodać, że w międzyczasie prezes Borussii Dortmund, Hans-Joachim Watzke, zaoferował pomoc finansową ze strony największego rywala.

Na podobny krok zdecydowała się także Austria Wiedeń. Tutaj również sprawa była dwustopniowa. Pierwszym aspektem było usunięcie Gazpromu z koszulek. Kilka dni później – 1 marca – klub ogłosił zakończenie współpracy z Gazprom Export.

Chelsea w innych rękach?

W środę angielski The Telegraph poinformował o chęci sprzedaży Chelsea przez Romana Abramowicza. W zasadzie trudno mówić o chęci, a po prostu konieczności. Rosyjski oligarcha jest mocno powiązany z Władimirem Putinem oraz Kremlem. Lada moment mogą go objąć sankcje wprowadzone na Wyspach Brytyjskich. Dlatego też Abramowicz chce zamknąć swoje interesy w tym regionie Europy. To wiąże się ze sprzedażą The Blues. Najpoważniejsze zainteresowanie akcjami Chelsea wyraża Hansjörg Wyss, który jest powiązany z jednym z amerykańskich konsorcjów.

Dla londyńskiego klubu to także okazja na oczyszczenie atmosfery wokół niego. W ostatnich dniach bardzo głośno było na temat rosyjskiej inwazji na Ukrainie. Często ten temat przewijał się na konferencjach prasowych. Podczas jednej z ostatnich dość mocno poirytowany był o kolejne pytanie o tę kwestię Thomas Tuchel.

Czasem lepiej milczeć

Z tego założenia powinno wyjść RB Lipsk. Niemiecki klub odniósł się do kwestii rozgrywania dwumeczu ze Spartakiem Moskwa w 1/8 finału Ligi Europy i może żałować. Ekipa z rodziny Red Bulla nie chciała mieszać sportu z polityką i nie widziała nic zdrożnego w rywalizacji z rosyjską ekipą. Wyręczyła ich w tym UEFA, która w międzyczasie zawiesiła kluby oraz reprezentacje w rozgrywkach pod ich egidą. To oznacza, że czwarty zespół Bundesligi awansował do 1/4 bez gry. Niesmak jednak pozostał. A to wszystko wokół klubu, który budził mnóstwo kontrowersji w Niemczech i całej Europie.

***

Tytułowe zdjęcie, a raczej screen, to obrazek sprzed meczu Napoli – Barcelona. Bardzo wymowny, gdyż mecz odbył się kilkanaście godzin po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Piłkarze obu klubów stanęli za banerem „Stop War”. Niestety, ten nie został oficjalnie zaprezentowany w telewizji. Pojawił się w internecie, dzięki fotoreporterom, a także kibicom. Warto dodać jednak, że za banerem stanęli piłkarze obu klubów, ale bez arbitrów. Wiadomo w jaki sposób UEFA obchodzi się z kwestią wojny wywołanej przez Rosjan. Tutaj nie dość, że chodziło o ich przedstawicieli, to jeszcze… rosyjskich sędziów, którzy prowadzili tamte zawody.

UEFA i FIFA boją się zrobić krzywdę

Niestety UEFA i FIFA to organizacje, w których pieniądz od lat przewyższa jakiekolwiek kwestie moralne. Nie inaczej – bez niespodzianki – jest także tym razem. Najpierw opieszałość w kwestiach Rosji. Pierwsze decyzje? Totalna kompromitacja. Chodziło zaledwie o „wyjście” z meczami poza teren agresora. Dopiero po ogromnej presji ze strony piłkarskiego świata, z dużym udziałem PZPN, udało się wymusić na organizacjach zawieszenie reprezentacji i klubów w prawach członka.

Mniejszy pakiet sankcji trafił się Białorusi, z której terenu Rosjanie korzystają przygotowując kolejne ataki. Niestety także przy udziale byłego prezesa PZPN – Zbigniewa Bońka, który także brał udział w tym haniebnym głosowaniu.