Liga Konferencji Europy: Puchar pocieszenia szansą dla mniejszych

10.03.2022

Wiele mówiło się, że Liga Europy to puchar pocieszenia. Jednak, gdy grają w niej czołowe kluby najlepszych lig, coraz mniej pasuje to do tych rozgrywek. Liga Konferencji Europy spełnia te wymagania coraz bardziej.

Już dzisiaj rusza 1/8 finału w pierwszym sezonie tych rozgrywek. Jest sporo znanych klubów. Marsylia, Roma, PSV, Leicester czy Rennes. Nie licząc Holendrów, reszta gra w ligach TOP5. Może trudno zestawiać ekipy w jednym szeregu. W końcu Roma, mimo braku sukcesów, to nadal jeden z najpopularniejszych klubów we Włoszech, prowadzona przez legendę. Leicester kilka lat temu zgarnęło mistrzostwo Anglii. Olympique Marsylia to także, po PSG, największa firma we Francji. Dodajmy do tego Stade Rennes, które w ostatnich latach wypuściło graczy za dziesiątki milionów euro i na tym nie poprzestanie. Ale jest też grono klubów, dla których codziennością są zmagania w ligach niezłych lub uznawanych za te drugiej kategorii, a nawet słabych.

Szansa dla Holandii

W Lidze Mistrzów kapitalną robotę wykonuje Ajax Amsterdam. W przyszłym tygodniu Joden powalczą o awans do 1/4 finału i będą faworytem rewanżu, jak i całego dwumeczu, z Benfiką. Jednak prawdziwy holenderski najazd jest właśnie w tych rozgrywkach. Feyenoord, Vitesse, Alkmaar i PSV. Tylko Anglicy mogą pochwalić się podobnym wynikiem w Lidze Mistrzów. W Lidze Europy Niemcy i Hiszpanie mają po trzy drużyny. Zresztą Holendrzy dzisiaj, obok Francuzów, to jedyny kraj, których zachował komplet ekip w pucharach. Czy to coś daje w kontekście awansu w rankingu UEFA? No właśnie nie bardzo. Na dzisiaj Eredivisie zajmuje siódme miejsce, znajdując się pomiędzy Portuglią a Austrią. Strata do pierwszych wynosi ponad 5,5pkt, zaś przewaga nad drugimi jest jeszcze większa – ponad 7 oczek rankingowych. Mogą jednak do Portugalczyków się zbliżyć. Tamci mają jedną drużynę mniej, a dodatkowo, jako się rzekło, jest jedno bezpośrednie starcie. Co z resztą w LKE?

Szansę na ćwierćfinały są, chociaż tutaj typowalibyśmy trzy z czterech ekip. Vitesse Arnhem trafiło bowiem na Romę. Jednak Feyenoord powinien być faworytem dwumeczu z Partizanem, podobnie w dwumeczach PSV z Kopenhagą i Alkmaaru z Bodo/Glimt.

Przedstawiciele średniaków

Tych też nie brakuje. FC Kopenhaga to najmocniejszy duńskim zespół i ich występy mają spore znaczenie. Zaledwie 0,075 przewagi nad Turkami, którym łatwo nie będzie punktować – dwumecz Galaty z Barceloną. Jednak strata 0,175 do Chorwatów daje szansę na awans o jedno oczko, na 17. pozycje. Niewiele wyżej Czesi i Grecy, ale oni zachowali jeszcze swoje ekipy, właśnie w Lidze Konferencji Europy. Mowa tutaj o Slavii i PAOK-u. To te drużyny stoczą bój o piętnaste miejsce. Faworytem raczej Czesi, skoro Slavia zagra z LASK Linz, a PAOK z Gentem. Tam jednak każdy remis i każde zwycięstwo będzie na wagę złota.

Przykład dla Polski

Norwegia, Serbia czy Czechy. Nie są to miejsca, które powinny nam odjechać. A mimo tego kluby z tych lig znalazły się w tym miejscu. O ile Slavia Praga operuje większymi pieniędzmi, o tyle reszta wcale nie jest bogatsza. Bodo/Glimt, to klub o znacznie mniejszych zasobach gotówki, niż czołówka Ekstraklasy. Partizan Belgrad ma największą renomę. Jednak zimą Aleksandar Scekić, grający regularnie – choć nie zawsze w podstawowym składzie – wybrał Zagłębie Lubin i dół polskiej tabeli, niż pozostanie w stolicy Serbii oraz europejskie puchary. Miasto, własny teren, puchary były po stronie Partizana. Mimo tego Czarnogórzec zmienił klub, a to wiele mówi.

Tyle że do Serbów należy się przyzwyczajać coraz bardziej na tym etapie rozgrywek. Crvena zvezda występuje przecież w Lidze Europy. Już niedługo dwie serbskie ekipy będą występować w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Jedna w ścieżce mistrzowskiej, druga w niemistrzowskiej. Krótko mówiąc ich obecność w rozgrywkach europejskich zostanie jeszcze bardziej zintensyfikowana. Raczej trudno się spodziewać, że to będzie ktoś spoza belgradzkiego duetu. Zwłaszcza że te ekipy mają na niezłym poziomie ranking UEFA.

Pokonani, a teraz leją faworytów

Dla Norwegów to kolejny sezon z drużyną na tym etapie. Rok temu Molde znalazło się na tym samym etapie, ale Ligi Europy. Dopiero wtedy Granada okazała się lepsza. Po drodze udało im się wyjść z grupy, w której był Arsenal, Dundalk i Rapid Wiedeń. Jednak sensacje sprawili w 1/16 finału odprawiając Hoffenheim. Jednak, ilekroć spojrzymy na Bodo/Glimt obecnie, tyle razy przypomina nam się dwumecz Norwegów z Legią Warszawa. Od lipca minęło trochę czasu i sporo się pozmieniało w Warszawie. Legia zdążyła awansować do fazy grupowej Ligi Europy, ale w międzyczasie zaliczyła mnóstwo kompromitacji. Z kolei Bodo/Glimt to pasmo wielu sukcesów.

Drugie mistrzostwo Norwegii z rzędu, tym razem 3pkt przed Molde. Teraz jednak mają kłopotliwą sytuacje, bowiem liga norweska rusza dopiero… 2 kwietnia. Gdyby udało się przejść Alkmaar, wówczas dopiero łączyliby rozgrywki Eliteserien z pucharami. Póki co musi im wystarczyć LKE. Tutaj już w tym roku zdążyli błysnąć. 3:1 i 2:0 z Celtikiem robi wrażenie. A przecież jesienią nie przegrali w fazie grupowej. Trzy wygrane i trzy remisy, w tym spektakularny dwumecz z Romą. W Rzymie było 2:2, ale to mecz na północy Europy przeszedł do historii. Ogranie 6:1 rzymian było jedną z największych pucharowych sensacji tego sezonu.

Dodajmy, że Bodo/Glimt musiało dokonać sporych roszad w składzie po jesieni. Z klubu odszedł Patrick Berg za 4,5 miliona euro do RC Lens. Do tego grona dołączył Erik Botheim, który niefortunnie – wiemy to dzisiaj – był Krasnodar. Rosyjski klub zapłacił Norwegom aż 5 milionów euro, za zawodnika, który przeciwko Romie strzelił 2 gole i zaliczył 3 asysty w domowym meczu! Podobnie sprawa wygląda z Fredrikiem Andre Bjorkanem, który zimą zasilił Herthe Berlin. Akurat na tym transferze Norwedzy nie zarobili, podobnie jak na Mariusie Lode, który trafił do Schalke.

Osłabienia spore, a przecież to nie wszystko w ostatnim czasie. W kwietniu odszedł Kasper Junker, a wcześniej Philip Zinckernagel. Krótko mówiąc w niedługim czasie ponad połowa zespołu odeszła, a mimo tego nie odbiło się to znacząco na jakości. To najlepszy znak dla naszych klubów, że można zachować ciągłość, nawet tracąc najważniejszych piłkarzy.