Czas na Ekstraklasę: Bitwa o mistrzowski tytuł

18.03.2022

Bardzo szybko minęło nam pierwsze sześć kolejek Ekstraklasy w tym roku kalendarzowym. Od reszty ligi ewidentnie oderwała się trójka: Raków Częstochowa, Pogoń Szczecin, Lech Poznań. Trudno na dzień dzisiejszy przewidzieć w jakiej kolejności zakończy ona całe rozgrywki, niemniej apetyty na fascynującą końcówkę sezonu mamy coraz większe.

Nierówny Kolejorz

Przed rozpoczęciem rundy wiosennej Lech Poznań przystępował do niej z przewagą czterech punktów nad Pogonią oraz sześciu nad Rakowem i to właśnie w zespole z Wielkopolski większość ekspertów upatrywała głównego kandydata do tytułu. Trudno się temu dziwić, wszak zespół w którym Pedro Tiba czy Dani Ramirez są tylko rezerwowymi, musi mieć bardzo mocną i jakościową kadrę. Podopieczni Macieja Skorży w tym roku tego jednak kompletnie nie potwierdzają i za spory zawód można uznać zdobycie przez nich tylko ośmiu punktów w sześciu spotkaniach.

W całej poprzedniej rundzie Kolejorz przegrał jedynie dwa spotkania i teraz tyle samo porażek zdążył ponieść podczas meczów w lutym i marcu. Gdyby nie wyrównanie Antonio Milicia w ostatniej akcji starcia z Wisłą Kraków, moglibyśmy mówić o prawdziwej zapaści Lecha. Poznańscy kibice zaczynają obawiać się o – jak sami to określają – „kolejną mokrą szmatę”, a więc tłumacząc wprost: ogromnego rozczarowania. A przecież poprzednie lata i zaprzepaszczanie szans na trofea było czymś, co doświadczało ich bardzo często.

Słabszym rezultatom Lecha nie ma co zaprzeczać, ale mimo wszystko, przy Bułgarskiej powinno zachować się spokój. Po pierwsze, dlatego, że w teorii najtrudniejsi rywale w kalendarzu są już za Lechitami i do końca sezonu zespół nie ma już meczu z przeciwko żadnej drużynie z obecnego TOP6. Po drugie, dlatego, że Lech faktycznie na papierze ma kadrę, w której aż kipi od jakości. Z pewnością podniesie ją także nowy piłkarz, Tomasz Kędziora. Przypomnijmy, że reprezentant Polski w tym tygodniu wrócił do swojego macierzystego klubu i będzie chciał mu pomóc w walce o trofea.

Pogoń potrafi zareagować

W Szczecinie cały czas liczą, że obecny sezon będzie wyjątkowy i Pogoń wreszcie zgarnie pierwsze w historii klubu trofeum. Zdobycie Pucharu Polski jest już niemożliwe, bo Portowcy skompromitowali się odpadając z tych rozgrywek już w przedbiegach. Przegrana w 1/16 finału z drugoligowym KKS Kalisz jest dość dużą rysą na tej kampanii, ale zespół Kosty Runjaicia dobrze zareagował na to niepowodzenie w Ekstraklasie.

Od wrześniowej wpadki w Kaliszu Pogoń przegrała w lidze tylko dwa spotkania – w październiku z Wisłą Płock oraz w końcówce lutego z Lechem Poznań. I to właśnie w kontekście tej drugiej porażki, na dodatek wysokiej, bo 0:3, trzeba przyznać, że drużyna ponownie zareagowała właściwie. Już tydzień później Portowcom udało się rozbić Radomiak 4:0 i wysłać jasny sygnał – nawet taki cios od bezpośredniego przeciwnika w walce o tytuł nas nie załamuje.

Reakcja po klęsce to coś bardzo istotnego, bo w historii naszej ligi mieliśmy wiele przypadków drużyn, które punktowały doskonale, ale tylko do momentu pierwszej wywrotki. Trzeba oddać Pogoni, że zespół potrafił dobrze zareagować na wspominane odpadnięcie z Pucharu Polski, a także na lanie od Lecha. Marzenia kibiców o pierwszym trofeum w historii klubu nadal są żywe i na razie nikt nie zamierza ich gasić.

Marsz Rakowa

Nie da się oprzeć wrażeniu, że w pewnym momencie spora część obserwatorów naszej ligi skupiła się na rywalizacji o mistrzostwo biorąc pod uwagę tylko Lecha i Pogoń. Tymczasem, trochę z drugiego szeregu, bardzo poważnie do gry wszedł Raków i na dzień dzisiejszy to właśnie drużyna spod Jasnej Góry przewodzi w ligowej hierarchii. Podopieczni Marka Papszuna może nie wygrywają w sposób spektakularny, ale robią to regularnie. Szesnaście punktów zdobytych podczas tej rundy nie jest przypadkiem.

A warto pamiętać, że częstochowian przetestował sam Lech i to przy Bułgarskiej. To właśnie do momentu spotkania przeciwko Rakowowi stadion Kolejorza pozostawał niezdobyty. Wicemistrzowie Polski pojechali do Poznania i dzięki świetnemu planowi taktycznemu pozwolili rywalom oddać jedynie trzy strzały w światło bramki, a sami triumfowali po trafieniu Iviego Lópeza. Nie można wykluczyć, że właśnie to starcie pomiędzy Lechem a Rakowem okaże się kluczowe w kontekście mistrzowskiego tytułu.

Jeżeli mamy gdzieś wskazać słaby punkt Rakowa, to trzeba spojrzeć na pozycję napastnika. Vladislavs Gutkovskis jest piłkarzem, który gwarantuje ogromną pracę dla drużyny, ale zwykle potrzebuje pięć, może sześć okazji, by wpisać się na listę strzelców. Idealnym przykładem na to była chociażby ostatnia konfrontacja Rakowa ze Stalą Mielec, w której zespół z Częstochowy miał przygniatającą przewagę, ale nie potrafił jej przekuć na zdobycze bramkowe.

Walka do ostatniej kolejki?

Bardzo prawdopodobne jest to, że walka o mistrzowski tytuł będzie trwała do ostatniej kolejki. Doskonale pamiętamy wyjątkowy finisz sezonu 2016/17, kiedy przed ostatnią serią gier szansę na zostanie mistrzem Polski miały aż cztery zespoły – Legia, Jagiellonia, Lech i Lechia. Także i teraz nikt z bezstronnych obserwatorów nie obraziłby się na to, by Raków, Pogoń i Lech walczyły o swoje do ostatniego gwizdka 34. kolejki.

Przy tym wszystkim pamiętajmy, że o ile Pogoń sprawę Pucharu Polski ma już z głowy, tak Raków oraz Lech cały czas pozostają w grze o dublet. Zarówno jedni, jak i drudzy będą faworytami w swoich meczach półfinałowych, więc bardzo możliwe, że w tym sezonie czeka nas jeszcze jedna rywalizacja zespołów Marka Papszuna i Macieja Skorży.

Nie pozostaje nam nic, jak tylko zacierać ręce na ostatnie dziewięć kolejek PKO Ekstraklasy. Bez względu na końcowe rozstrzygnięcia, tym razem jesteśmy pewni, że słynne zdanie wspominanego wyżej trenera Skorży będzie mieć swoje odzwierciedlenie i faktycznie „liga będzie ciekawsza”.