Rzadko pojawia się w mediach głównego nurtu. Nie ma go w piłkarskim mainstreamie. Nie ma jednak wątpliwości, że wywarł spory wpływ na wielu trenerów. Mateusz Ludwiczak jest gościem w najnowszym odcinku cyklu “Szkolenie jest super” z legalnym bukmacherem Superbet.
Można powiedzieć, że Mateusz Ludwiczak i Tomasz Tchórz to jedni z prekursorów portugalskiej myśli w Polsce. To oni także wydali książkę o fundamentach gry Dorastanie w grze – wszechstronny rozwój zawodnika, która stała się swego rodzaju podręcznikiem dla trenerów pracujących w grupach U8 – U12. Ludwiczak także przez wiele lat pracował jako koordynator w Akademii Reissa w Poznaniu. Warto zapoznać się z jego podejściem, gdyż to kompletnie inna bajka, niż większość naszych czytelników zaznała trenując, nawet amatorsko, piłkę nożną.
***
Rozmawiamy tuż po wygranej Benfiki w młodzieżowej Lidze Mistrzów. Po raz kolejny udowodnili, że Portugalczycy super szkolą, co akurat dla Ciebie nie jest zaskoczeniem.
Cieszy, ale wydaje mi się, że to jest przede wszystkim Benfica. Pojawiają się w tych finałach regularnie, a teraz wygrali. To jest jednak proces i efekt systemu szkolenia, planowania. Wyciągają wnioski i ulepszają. Nie było tak, że wypromowali kilku chłopaków, sprzedali i osiedli na laurach. Cały czas szukają i usprawniają ten proces.
Przy okazji nie generalizowałbym. Nie wszystkie kluby w Portugalii opierają się na fundamentach. Benfica jest znakiem i marką fundamentów gry. Pokazują cały czas, że non stop pojawiają się nowe gwiazdy. Są to zawodnicy, którzy przeszli proces treningowy od najmłodszych lat i przynoszą sukcesy klubowi, choćby w postaci wygrania młodzieżowej Ligi Mistrzów czy niedawnego ćwierćfinału dorosłych rozgrywek.
Co Cię przyciągnęło do Portugalii?
Pierwszą styczność z portugalską myślą i periodyzacją taktyczną miałem w Polsce. Byłem w Lechu Poznań jako stażysta. Wtedy w akademii funkcjonował już Amilcar Carvalho. Uczył trenerów fundamentów gry. Lech zaczynał na nich pracować w sposób blokowy i wszystko układać. Rozmawiałem wtedy także z jednym z trenerów, który był na Erasmusie w Lizbonie i postanowiłem samemu ruszyć. Może jeszcze nie skuszony tą periodyzacją taktyczną, gdyż o niej nie było tak głośno w kontekście pracy z młodzieżą i rozwojem najmłodszych. Bardziej mówiło się o wynikach Jose Mourinho w piłce seniorskiej, które były widoczne.
Mój pierwszy plan był taki, żeby dostać się do akademii Sportingu. Wtedy uznawana była za numer jeden w Portugalii pod względem szkolenia. Los chciał, że trafiłem do Benfiki. Dobrze się stało, bo wiele stamtąd wyniosłem i wiele się nauczyłem. To była baza do tego, jak funkcjonuje teraz, gdy mam już “swoją metodologię”. Na pewno zmieniło to mój sposób postrzegania piłki, funkcjonowania jako trenera. Przede wszystkim w relacji z zawodnikiem. Podmiotowe traktowanie zawodnika, jego holistyczny rozwój i ukierunkowanie w stronę uświadamiania oraz budowania rozumienia gry w kontekście procesu treningowego. Oddania władzy zawodnikowi. Trener występuje w roli przewodnika, tutora, a nie wszechwiedzącej osoby.
To była także potężna dawka wiedzy, ale także okazja ewaluacji mojej pracy. Utrzymywałem kontakt z portugalskimi trenerami. Gdy tworzyłem swoje środki treningowe i konspekty, wysyłałem im. Później dostawałem informacje, co można poprawić, zmienić. Jak coś usprawnić, jak zrobić to w sposób naturalny. Np. żeby było zgodne z logiką gry, a nie sztucznym uwypuklaniem kwestii, które później mogą nie występować w meczu. Nie ma sensu trenować czegoś, co potem nie występuje na boisku lub nie ma szansy wykorzystać w trakcie meczu.
Ważną kwestie poruszyłeś. Dla nich to nie tylko piłka nożna, ale także relacja na linii trener-zawodnik. Upodmiotowienie go. Kwestia postrzegania zawodnika przez trenera tutaj jest kluczowa.
To nie tyczy się tylko piłki nożnej. Będąc studentem, na różnych przedmiotach – piłka ręczna czy koszykówka – widziałem, jak prowadzący przygotowywali przyszłych nauczycieli wychowania fizycznego. Bazowali na rozwoju świadomości zawodnika, możliwości podejmowania przez niego decyzji. Ćwiczenia miały być na tyle otwarte, że uczeń ma podjąć decyzje. On ma zbierać informacje, analizować i decydować w czasie gry. Tutaj wydaje mi się, że trenerom w Portugalii jest łatwiej, gdyż podstawa wynikająca z nauczania wyższego jest na dobrym poziomie. Idą za trendami pedagogicznymi i są na wysokim poziomie. Na pewno wyższym niż w Polsce, chociaż u nas też się to powoli zmienia. Coraz częściej głośno się o tych rzeczach mówi, ale musimy zdać sobie sprawę, że jesteśmy w tyle pod względem wykorzystania nauki.
Nauka dotycząca kultury fizycznej jest niezwykle rozwinięta na świecie. To są drogowskazy, a nie nakazy, które pokazują, że pewne interwencje, eksperymenty pewnych ludzi na świecie przyniosły rezultat, jaki zaplanowali. Podobnie jak budowanie metodologii, idei pracy musi wychodzić z pewnych teorii. Jeśli tej teorii nie znamy, nie mamy do czynienia z nimi na studiach, to później trudniej to poukładać w całość. Np. teorii samodeterminacji, podejścia ekologicznego, systemów dynamicznych czy psychologii środowiskowej. Zwracam na to dużą uwagę, gdyż mam w ostatnim czasie możliwość rozwijać się naukowo przy doktoracie, więc widzę, jak ułatwia to pracę praktyczną.
Wychodzę z takiego założenia, że praktyka bez teorii jest ślepa, a teoria bez praktyki jest pusta. Dopiero, gdy połączymy te dwa światy i one od siebie czerpią, wtedy proces rozwoju naszych podopiecznych jest pełny. Wtedy praktycy czerpią od teoretyków, a teoretycy od praktyków. To jest taka droga, którą przyjmuje na świecie wiele klubów. Ostatnio właśnie czytałem, że Southampton zdecydował się na podejście ekologiczne. Będą mieli departament psychologii, departament uczenia i nauczania. Cieszę się, że będzie kolejny ośrodek, do którego będzie można się odnosić. Może nawet z niego w jakimś stopniu czerpać.
Powiedziałeś o procesie decyzyjnym zawodników. Czy dopuszczasz możliwość braku decyzyjności w swoich środkach treningowych, czy musi być 100% tego podczas jednostki?
Musimy wejść głębiej. To jakich używam środków treningowych, podyktowane jest na jakich teoriach bazuję. A na jakich teoriach bazuje, jest oparte na tym, czego oczekuje od zawodnika. Chcę, żeby mój zawodnik miał możliwość w procesie treningowym uczenia się podejmowania decyzji, bycia autonomiczną jednostką, o czym profesor Huciński i Tomasz Wilczewski również mówią, czyli podmiotowe traktowanie. Dziecko występuje jako współtwórca i kreator całego procesu. Jeżeli on ma czuć moc sprawczą za ten trening, być jego integralną częścią, muszę stworzyć środek, który mu na to pozwoli. Środek treningowy, który mu na to pozwoli, patrząc na model pedagogiki nielinearnej, musi odpowiadać zasadzie reprezentatywności. Chodzi o stworzenie środowiska piłki nożnej, w którym występuje przeciwnik. Środek musi mieć zasadę realności, więc musi być przynajmniej jeden przeciwnik. Tak by zawodnik z piłką musiał na czymś bazować podejmując decyzje. Co determinuje decyzje zawodnika, żeby wprowadzić piłkę, podać lub strzelić do bramki?
Przeciwnik, miejsce, czas. Jednak to wszystko wiąże się z przeciwnikiem. Jeśli on jest, zabiera miejsce i czas na podjęcie decyzji zawodnikowi z piłką.
Muszę budować środki treningowe, które są nieprzewidywalne, dlatego że piłka nożna jest sportem nie przewidywalnym. Czyli muszę mieć przeciwnika. On będzie będzie warunkował moje działania. W sytuacji 3 na 1 będzie trzeba zdecydować czy podam w lewo, w prawo, a może samemu poprowadzę piłkę. Jeżeli on zablokuje mi jedną linię podania, muszę podjąć inną decyzje na bazie obserwacji, przewidywania. To jest niezwykle trudna rzecz, której często nie bierzmy pod uwagę. Bardzo trudno jest nauczyć zawodnika tej “podwodnej części góry lodowej”. To co widzimy, najczęściej jest efektem wcześniej podjętych działań.
Załóżmy, że zawodnik chce podać piłkę. Zanim wykona działanie, najpierw musi przewidzieć, co się wydarzy po jego zagraniu. Po drugie: jakie są zmienne, które musi brać pod uwagę – przeciwnik, kolega, piłka, przestrzeń, bramka. Biorąc pod uwagę pięć czynników, zawodnik analizuje sytuacje. Na bazie czego? Na bazie tego, co wcześniej przeżył. Musi zatem mieć środowisko, dzięki któremu będzie mógł je czerpać i będą przydatne. Analizuje, decyduje i dopiero na końcu jest wykonanie. Najpierw są te elementy, które występują wewnątrz zawodnika, a później jest element techniczny, który widzimy.
Zanim poda piłkę, następuje szereg procesów niewidocznych na zewnątrz.
Jako trener muszę wiedzieć, jak oceniam swojego zawodnika. Mogę go ocenić za samo działanie techniczne – czy podanie było skuteczne, czy nieskuteczne. Mogę oceniać tzw. wzorzec ruchowy, np. zagranie wewnętrzną częścią stopy. A mogę go ocenić czy podjął właściwą decyzje w kontekście sytuacji. Mogę mieć dwóch zawodników, których skuteczność jest na niskim poziomie. Np. jeden zagrał raz dobrze na 10 sytuacji, a drugi dwa razy. Może się okazać, że ten pierwszy zostanie przeze mnie wyżej oceniony, niż drugi. Bo ten drugi wykonał osiem nieudanych prób w taki sam sposób, nic nie zmieniał w swoim wykonaniu. Nawet jeśli widział, że nie ma sensu i możliwości podania, nie zmieniał swojej decyzji. A pierwszy zagrał raz dobrze, ale za każdy razem próbował innego rozwiązania, zmieniał wykonanie. Ważnym jest ocenianie jego intencji, poszukiwania rozwiązań.
Bazujemy tutaj na teorii, na modelach i działaniach, które są dla nas istotne, czyli rozwój świadomego i autonomicznego zawodnika. Dla mnie to jest sygnał czy zawodnik wyciąga wnioski. Szuka, próbuje, wykonuje i potem zmienia swoje zachowanie, decyzje. Umiejętność samoregulacji. Efekt końcowy ma znaczenie w kontekście procesu treningowego, ale nie na tym bazuje moja ocena. To jest doraźny rezultat, ale on będzie się zmieniał. Jeśli on będzie regularnie trenował – miesiąc, pół roku, rok, trzy lata, to na pewno przy wyciąganiu wniosków, ta skuteczność będzie wzrastać. Siłą rzeczy wzrosną także umiejętności techniczne. Wszystko przez liczbę wykonanych prób. On będzie musiał podać do kolegi, poprowadzić piłkę, oddać strzał do bramki. Kluczowym będzie, żeby wiedział kiedy ma wykonać określone działanie. Wyposażymy go w narzędzia ułatwiające mu funkcjonowanie wobec zasad. Będzie wiedział, kiedy użyć konkretnego narzędzia i w jaki sposób.
Profesor Keith Davids mówi, że najważniejszą umiejętnością w sporcie jest umiejętność adaptacji. Zgadzam się tym, gdyż uważam, że zawodnik biorący udział w sporcie na najwyższym poziomie koordynacji, czyli sportach zespołowych, musi wiedzieć, że jest to gra bardzo nieprzewidywalna. Są zmienne czasu, przestrzeni. Muszę być przygotowany na to, że przeciwnik zechce mi odebrać piłkę. Muszę być przygotowany na rzeczy… nieprzewidywalne. Wiele czynników wpływa na to, jak będzie wyglądała sytuacja na boisku.
Piłka nożna jest najbardziej złożoną dyscypliną. Mówię już o wymiarze 11 na 11. Najwięcej zależności, a także ogromna przestrzeń. Wrócę jednak do tego, gdy wspomniałeś o skuteczności. Od razu mi się przypominają sytuacje z treningów u dzieci. Widzę często, że są dzieci, które wiedzą, co trzeba zrobić w danej sytuacji. Natomiast kłopotem dla nich jest przeniesienie decyzji z głowy do nóg. W tym aspekcie często widać największą różnicę w skuteczności działań, co ktoś z boku może ocenić jako – dobry lub słaby zawodnik.
Ty właśnie jako trener bazujący na tym, że wiesz, czego chcesz od zawodnika, nie oceniasz go negatywnie, na zasadzie, że mu się nie udało i jest słaby. Widzisz przecież jego intencje i co chciał zrobić. Nie szukasz efektu “tu i teraz” w kategorii żaka i orlika. Wiesz, że jest jakiś potencjał, który może wybuchnąć za jakiś czas. To są pewne ograniczenia, jakie mają. Często widzą przecież swoich kolegów po drugiej stronie boiska, ale nie mają na tyle siły, żeby podać piłkę dokładnie. Dlatego dziecko będzie stosowało nieco inne działania. Później jednak dorośnie, będzie miało siłę i jego spektrum działań zostanie poszerzone. Ważne żeby on te możliwości widział. Proces obserwacji, analizy i aktualizacji sytuacji w trakcie boiskowych działań musi być ciągły. To jest ważne, by zawodnik w każdej kategorii wiekowej – od żaka – miał możliwość zrobienia tych działań, o których powiedziałem. Dzięki temu jego skuteczność będzie wyższa.
Często jako trenerzy łapiemy się na tym, że oceniamy środek treningowy na bazie jego efektywności. Chcemy, żeby ćwiczenia wyglądały ładnie, były skuteczne, padało dużo goli itd. Ten wysoki poziom skuteczności może oznaczać, że nie są dla zawodnika wymagające. Jest coś takiego w psychologii, jak strefa najbliższego rozwoju. To jest moment, w którym ty jako zawodnik musisz się wznieść na wyżyny swoich możliwości, by zrealizować dane działanie. Dlatego w najmłodszych kategoriach takim środkiem jest gra. Najbardziej złożone ćwiczenie, jest chaos i niektórzy sobie nie radzą, ale to jest normalne. Trzeba zbierać mnóstwo informacji, których ilość jest przytłaczająca. Ale po jakimś czasie zaczną sobie z tym radzić. Oni nie mogą być negatywnie oceniani wtedy, gdyż łatwiej im będzie wejść na pewien poziom rozwoju.
Każdy człowiek, każde dziecko jest inne. Jeśli powiesz mu, co mógł zrobić albo ukierunkujesz go na pewne rozwiązania, reakcje będą inne. Jeden odpowie, nawiąże dialog. Drugi spuści głowę. Nie trzeba piętnowania, ale wystarczy wskazać błąd i już czuje, że źle zrobiło.
To jest też czynnik związany z motywacją. Pojawia się frustracja. Nie dość, że sam wiesz, że nie potrafisz czegoś zrobić i jeszcze jesteś dodatkowo bodźcowany negatywnymi informacjami od trenera, to jest problem. Spada zaangażowanie i chęć. Wiadomo, że irytuje się coraz bardziej, bo mu nie wychodzi. Ale jeśli dostaną pozytywne wsparcie, wiedzą, że mogą ryzykować, próbować i czuć się bezpiecznie, to jest inne funkcjonowanie. Mówi się o potrzebach psychologicznych, na których się bazuje. Potrzebie bezpieczeństwa, kompetencji i ważności moich działań. Jeżeli mam poczucie, że ryzykując wiem, że nie będę negatywnie oceniony, to na pewno spróbuje. Wiedząc jednak o negatywnych aspektach, jakie dostaje od trenera, wówczas zawodnik przestanie ryzykować. Zacznie grać bardziej na alibi. Musimy sobie zdawać sprawę, że błąd jest czynnikiem pożądanym w procesie treningowym. Powinieneś chcieć, żeby on występował w treningu. To źródło wiedzy o trudności środków treningowych dla ciebie. Źródło samoregulacji i zbierania wniosków dla zawodnika.
Mogę sobie jako trener stworzyć takie środowisko. Jeżeli po każdej akcji ja go bodźcuję i mówię, że mógł zrobić lepiej, gorzej albo było super, on nie ma szans na własne wnioski. Od razu daję gotową odpowiedź. On nie ma czasu na własną analizę. Gdy zatrzymujemy grę i analizujemy wspólnie sytuacje, wówczas zawodnik ma chwilę na przemyślenia. Wtedy szuka odpowiedzi. Ja zadaję pytania, staram się delikatnie ukierunkować, ale nie daje gotowca, nie oceniam. On ma pomyśleć, analizować i znaleźć odpowiedź. To się przekłada na to, że przy większej intensywności motorycznej już sam zaczyna myśleć, zbierać informacje i widzi, że przynosi to zamierzony efekt, więc jest bardziej skuteczny.
Przy czym jest pewna pułapka, którą zauważam. Czasem już słyszę głosy dzieci “Trenerze, znowu przerywanie, nie możemy grać”. Wtedy od razu zapala się lampka, czy chcą po prostu grać, czy może faktycznie jest zbyt dużo interwencji. Wtedy może im brakować płynności i ciągłości w grze.
Na pewno musi być czas na adaptacje, żeby się zapoznali z grą czy ćwiczeniem. Zatrzymywanie gry jest rodzajem sztuki i artyzmu trenera. Trzeba wiedzieć, kiedy to zrobić, jak długo ma trwać, dlaczego zatrzymuje i co chce przekazać.
Trafić też na idealny moment. Czasem sekunda, dwie mogą kompletnie zmienić postrzeganie sytuacji. Przykład z ubiegłego tygodnia. Chłopiec “wygonił się” do boku w sytuacji 2 na 1 i wtedy padło “stop”, po którym on idealnie dograł do pustej bramki. Ułamek sekundy wcześniej był w moim mniemaniu błąd, z którego on idealnie wyszedł.
To może być zatrzymanie wzmacniające! Pytasz się go, dlaczego tak zrobił i jak ocenia swoje zachowanie. On powie, że dobrze, gdyż dograł piłkę do kolegi. Wtedy dostaje wzmocnienie, gdyż wie, że zrobił to świadomie. Jeżeli powie, że nie wie, wtedy masz jakiś komunikat. Nie każde zatrzymanie musi być informacja zwrotną, że ktoś coś musi poprawić. Za chwilę się okaże, że dla nich słowo “stop” będzie bodźcem do tego, że coś jest nie tak. Musimy zachować proporcje. Wiadomo, że więcej będzie tych zatrzymań, w których korygujemy błędy, gdyż oni się uczą. Muszą być też sytuacje, w których wzmacniasz zawodników, żeby im się utrwaliły pozytywne sytuacje.
Trzeba jednak mieć “czutkę”. To nie jest na zasadzie: gra-stop-gra-stop-gra-stop. W takiej sytuacji zawodnicy nie mają szansy na właściwe wejście w grę. Zatrzymujesz, korygujesz, puszczasz i patrzysz czy zareagowali, sprawdzili w warunkach gry, doświadczyli tego. Jeżeli po chwili zatrzymasz znowu, nie dajesz mu szansy na jego próby. Wychodzę z założenia, że jeżeli gra zajmuje około 45 minut, czyli połowę treningu, wtedy jest na tyle czasu, by była i gra, i okazje do zatrzymań. Wszystko jednak zależy od ciebie. Może się zdarzyć tak, że w jednym zatrzymaniu zwrócisz uwagę na trzy, cztery fundamenty jednocześnie. Czas trwania to dwie, trzy minuty, a wiele rzeczy jest skorygowanych.
Taki sposób to wyjście ze strefy komfortu. Zarówno dla zawodników, jak i trenerów. To jest ciągła koncentracja, zbieranie informacji, analiza oraz korygowanie błędów. Poza tym, że zatrzymasz, musisz jeszcze umieć zadać odpowiednie pytania. Nie mogą być zamknięte, tendencyjne itd. Duża sztuka trenera w tym, ale po sześciu latach funkcjonowania w tym jako koordynator, widziałem że zawodnicy się rozwijali. Wymaga to czasu od zawodnika i trenera. Na pewno nie zrobisz im krzywdy, a wiele możesz im pomóc. Lepsze to niż przez 45 minut gonili tylko za piłką i biegali byle jak. Zanim wiele rzeczy sami by złapali, minęłoby znacznie więcej czasu. Niestety teraz dzieci zbyt wiele czasu na podwórkach nie spędzają. Często jedyna forma rywalizacji jest tylko na treningach. Warto na treningu skupić się nad tymi umiejętnościami, których nie rozwiną poza treningiem. Nad techniką, zdolnościami motorycznymi czy aspektem poznawczym są w stanie popracować samodzielnie.
Trening powinien być esencją tego, co jest nieosiągalne poza treningiem. Dając jako trener takie środki, takie narzędzia, które ten zawodnik drogą kompromisu odnajduje. Nie daje gotowców, ale nie pozostawiam go w pełnej swobodzie, gdy on szuka na zasadzie prób i błędów, a ja na te błędy nie reaguje. To duża sztuka, żeby odpowiednio dobrać środki nauczania. Warto pamiętać, że nie tylko język ćwiczeń, ale także drogowskazy i usprawnianie całego procesu jest kluczem.
Widzenie i postrzeganie zawodników na boisku jest już od najmłodszych kategorii jedną z najważniejszych zmiennych pod kątem skuteczności w grze. Spokojnie można wydobyć kilka poziomów tego widzenia. Znajdziemy takich, którzy są na poziomie “Ja i piłka”. W drugiej, najliczniejszej grupie, będą na poziomie “Ja, piłka i kolega obok”, natomiast pojedyncze jednostki są na poziomie “Ja, piłka, kolega obok i obszar po drugiej stronie boiska”. Sam potencjał motoryczny nie zrobi takiej przewagi, jak szerszy kąt widzenia.
Przypatrz się na identyfikacje talentu obecnie. Mówi się, że coraz trudniej go zidentyfikować. Wspomina się o tendencjach do wykorzystania maksymalnego potencjału dziecka. Potencjał motoryczny jest sporym kapitałem. Natomiast czas w procesie treningowym jest od tego, by podnieść aspekty postrzegania. Od tego jest trener, tego się od niego oczekuje, by uświadamiać zawodnika o wszystkich możliwościach, jakie ma na boisku.
Wspomniałeś, że są zawodnicy, którzy widzą całe boisko, a nie tylko najbliższe otoczenie piłki. Wtedy, jeśli skupie się tylko na elementach indywidualnych, nawet taktyczno-technicznych, ale w wymiarze indywidualnym, wtedy ten zawodnik będzie tracił. On już jest w stanie przyjmować o wiele więcej informacji, na których może bazować i z nich korzystać w kolejnych działaniach na boisku. To jest też kluczowe w kontekście podejścia holistycznego w fundamentach gry. W ten sposób nie ograniczamy żadnego z naszych zawodników. Jeden jest egocentrykiem, który przyjmuje informacje związane tylko z nim. Niektórzy potrafią złapać informacje o szerszym otoczeniu, a pojedyncze jednostki wykorzystać w grze. To istotne, by dawać środowisko mocno zindywidualizowane, dając tym samym szansę na rozwój każdego dziecka.
W każdej jednostce treningowej trzeba dawać im szansę na pojedynki 1 na 1, ale jednocześnie zwracać uwagę na ich postrzeganie, percepcje, zbieranie informacji. Jeśli on dostanie pozytywny bodziec i zachętę do poszukiwania, do próbowania, wtedy będzie większa szansa do rozwoju.
Tak myślę, że ten egocentryk, o którym pomyśleliśmy oraz ten chłopiec widzący całe boisko, kompletnie inaczej postrzegają ten sam trening. Niby ćwiczenia te same, ale ich perspektywa jest kompletnie różna. Mamy kilkanaścioro dzieci na treningu, dzielisz grupę na pół, żeby była wyższa indywidualizacja zajęć. Teraz jednak sztuką jest podział tej grupy. Czy pod kątem motorycznym, pod kątem technicznym, czy percepcyjnym? Tutaj jest największa sztuka tego podziału.
Kluczowym jest, by czas żaka i orlika poświęcić na wszechstronny rozwój. Jak największa liczba doświadczeń w grupie. Różne formy gier, choćby w formie indywidualnej – 1 na 1 – np. z przeciwnikiem doganiającym, frontalnie itd. Tak samo w różnym kierunku iść ze stopniowaniem gier. Zacząć od 3 na 1, przejść do 1 na 1 i skończyć grą 5 na 5. Zawodnik musi doświadczyć różnych działań indywidualnych i grupowych, więc będzie bodźcowany różnymi działaniami pod kątem jego sfery poznawczej. To da każdemu z nich szansę na zebranie innych informacji.
Dla każdego z nich będzie okazją na zebranie różnych perspektyw. Wracamy tutaj do oceniania. Jeżeli tworzymy środki pod kątem konkretnego tematu zajęć, nie mogę ocenić zawodnika pod kątem jednego działania. Dla zawodników trening będzie bogactwem wielu rzeczy, które de facto nie są danego dnia głównym tematem. Przecież może się tak zdarzyć, że dla jednych temat będzie abstrakcją i czymś niezrozumiałym, a dla innych nudą, gdyż zrozumieli to już dawno temu. Im większa otwartość środka treningowego i jednostki, tym lepiej. Nic nie narzucasz, nie zamykasz ich, a jednocześnie dajesz tyle bodźców z różnych narzędzi i działań związanych z fundamentami, pojedynkami 1 na 1 czy sytuacji 3 na 1.
Przecież każdy rozwiąże taką sytuacje w inny sposób. Egocentryk pójdzie sam i nie poda. Inny zauważy zaletę podania. To wynika z ich możliwości. Za chwilę jednak wejdą w pojedynki 1 na 1 i zejdą z działań grupowych na indywidualne. Będzie trzeba sobie jakoś poradzić sobie indywidualne. Ten, który działa grupowo musi radzić sobie samemu, a egocentryk wzmocni swoje umiejętności w pojedynkach. Potem jednak wrócą do większych form – gry 5 na 5. I znowu tutaj egocentryk zbierze informacje indywidualne, a ten grupowy będzie już rozumiał przestrzeń, mobilność, chociaż nie w takim nazewnictwie fachowym, które jest dla trenerów. Obaj wyjdą z treningów bodźcowani różnymi strukturami. Indywidualną, grupową, a na koniec zespołową.
Czemu my jako trenerzy idziemy w specjalizacje w działaniach strukturalnych jednostki treningowej? Chcemy efektu, najlepiej szybkiego. Działania związane z małym wycinkiem gry daje szybki efekt. Pytanie czy jest dobry dla rozwoju zawodnika. W podejściu holistycznym, długoterminowym może nie być najlepszym rozwiązaniem.
Teraz weźmy sobie pod uwagę mikrocykl, w którym dominuje gra w przewadze. Ten mikrocykl jest stworzony de facto dla dzieci, które nie są egocentrykami, tylko raczej tymi postrzegającymi znacznie więcej. Jaka może być najprostsza gra w przewadze dla żaka? 2 na 1. Pamiętam pierwsze tego typu gry, gdy dzieci niejako czuły się zobowiązane do podawania, skoro mają partnera w grze. Dopiero później, gdy same odpowiedziały na pytanie o możliwości w takiej grze, zmieniły swoje podejście. “Co możecie zrobić w tej sytuacji z piłką?” Padały odpowiedzi “prowadzić lub podać”. Czyli już dwie opcje. Początkowo nie było jakiegokolwiek różnicowania działań ze względu na kwestie ustawienia przeciwnika.
To są warianty doświadczania, ukierunkowane odkrywanie. Ciągła zmienność. Im więcej wariancji, im więcej zmian oraz nieprzewidywalności, tym więcej zawodnik próbuje i szuka. Na tym powinien opierać się trening.
Rozmawiał Rafał Szyszka
Poprzednie odcinki cyklu:
“Trenerzy nie są półgłówkami” [WYWIAD]
“Najważniejsze są dzieci, a nie wytyczne programowe”
“Trenerzy najmłodszych roczników muszą zarabiać tyle, ile trener U17” [WYWIAD]
Dawid Szulczek: Warta musi strzelać gole i zdobywać punkty, jeśli chcemy się utrzymać [WYWIAD]
“Największą szansę na zrobienie kariery mają dzieci, których rodzice nie interesują się piłką”