Dekada przepełniona sukcesami. Real Madryt w finałach Ligi Mistrzów

28.05.2022

W 2002 roku Zinedine Zidane swoim efektownym wolejem zapewnił Realowi Madryt dziewiąty tytuł Ligi Mistrzów. Jednak od tamtej pory fani Królewskich musieli czekać aż dwanaście lat na kolejne finały, patrząc po drodze, jak Barcelona triumfuje. Gdy jednak Los Blancos zagościli w finale w 2014 roku, to nie chcieli stamtąd wychodzić! Czas wspomnieć ostatnią dekadę.

Już czterdzieści jeden lat czekają kibice wielu klubów na porażkę Realu Madryt w finale europejskich pucharów. Seria siedmiu wygranych robi wrażenie i nikt nie chce w stolicy Hiszpanii jej przerwania. Czy tak będzie również w sobotni wieczór w Paryżu?

La Decima

To była kapitalna edycja w wykonaniu Los Blancos. Mogła się jednak zakończyć finałową katastrofą. W fazie grupowej bilans 5-1-0 i 20:5 w bramkach, potem 9:2 w dwumeczu z Schalke, 3:2 z Borussią Dortmund, której udało się zrewanżować za półfinał z 2013 roku. W 1/2 finału Real Madryt znowu trafił na niemiecki klub. 1:0 z Bayernem na Santiago Bernabeu zwiastowało kłopoty. Nic bardziej mylnego! W rewanżu już do przerwy trzy kolejne gole, a spotkanie zakończyło się wygraną 4:0. Dzień później Atletico ograło Chelsea w Londynie i można było wyczekiwać pierwszych derbów w finale Ligi Mistrzów.

Do 93. minuty wszystko układało się pod kolejny wielki skalp Cholo Simeone. Diego Godin wykorzystał w pierwszej połowie błąd Ikera Casillasa i dał prowadzenie Atletico. Los Colchoneros zabrakło dosłownie sekund do triumfu. Słynna główka Sergio Ramosa dała jednak wyrównanie i dogrywkę Los Blancos. W niej Real Madryt zdemolował lokalnego rywala. Bale w 110., Marcelo osiem minut później i na koniec Cristiano Ronaldo. 4:1 było popisem dominacji przez pół godziny dogrywki. Było jednocześnie dziesiątym triumfem w Lidze Mistrzów. Słynna „La Decima” doczekała się filmów dokumentalnych. Długo Real walczył z klątwą 1/8 finału. Jednak, gdy ją zerwał, to na dobre!

Swoją drogą to była niezwykle edycja. Wtedy CR7 strzelił 17 goli, co jest do dzisiaj niepobitym rekordem. Blisko był w 2020 roku Robert Lewandowski kończąc z piętnastoma bramkami. Wtedy jednak koronawirus zabrał mu dwa mecze, być może decydujące. Teraz szansa na rekord jest, bowiem Karim Benzema dojechał już do piętnastu trafień przed finałem. Francuz uwielbia mecze o stawkę, więc dla niego to byłaby idealna okazja na dokończenie dzieła.

Znowu derby, znowu wygrana

Dwa lata później mieliśmy rewanż w Mediolanie. Kolejne piłkarskie miasto i kolejne derby Madrytu w najważniejszym meczu sezonu. Znowu Real Madryt rozpoczął od 16 punktów w grupie. Potknęli się jedynie w Paryżu, a pozostałych pięć meczów wygrali. U siebie zaaplikowali cztery gole Szachtarowi i aż osiem Malmoe w ostatniej serii gier.

Faza pucharowa dość dziwna. Pierwsze dwie nazwy nie robiły w teorii aż tak wielkiego wrażenia pod kątem poziomu piłkarskiego. Z Romą poszło gładko – 4:0 w dwumeczu. Jednak w 1/4 finału nieoczekiwanie znalazł się Wolfsburg, który sprawił mnóstwo kłopotów. W Niemczech było 2:0 dla Wilków, co zwiastowało sensacje. Do tej nie doszło, bowiem w rewanżu hat-trickiem popisał się Cristiano Ronaldo. W półfinale zadecydował jeden gol – samobójczy Fernando – i Real pokonał w dwumeczu Manchester City.

Na San Siro znowu w finale gola strzelił Sergio Ramos. Tym razem kapitan rozpoczął strzelanie już w 15. minucie. Atletico wyrównało pod koniec za sprawą Yannicka Ferreiry-Carrasco. W dogrywce goli zabrakło, więc przyszedł czas na rzuty karne. Seria jedenastek przeszła do historii przede wszystkim dla Jana Oblaka. Słoweniec był mocno krytykowany za brak reakcji przy strzałach Los Blancos. Po kolei trafiali: Lucas Vazquez, Marcelo, Gareth Bale, Sergio Ramos i Cristiano Ronaldo, który znowu dokończył rywala. Po drugiej stronie nie trafił jedynie Juanfran, czyli… wychowanek Realu!

Pierwsza obroniona Liga Mistrzów

Dwanaście miesięcy później rywalem w Cardiff był Juventus. Jednak po drodze trzeba było wstąpić m.in. do Warszawy, żeby pojechać finalnie do Walii. Mecz z Legią Warszawa przeszedł do historii polskiej piłki. Królewscy prowadzili na pustym obiekcie przy Łazienkowskiej już 2:0, by ostatecznie musieć ratować wynik z 2:3 i zremisować w stolicy Polski. Faza grupowa aż tak efektowna nie była w wykonaniu drużyny Zinedine’a Zidane’a. Trzy wygrane, trzy remisy sprawiły, że zakończyli na drugim miejscu. W teorii powinni dostać trudniejszego rywala, ale mieli sporo szczęścia.

W 1/8 finału odprawili Napoli – dwa razy po 3:1. W ćwierćfinale zgrali z Bayernem. Wyniki mogą świadczyć, że było łatwo, ale to mylne stwierdzenie. W Monachium 2:1 po golach CR7. W Madrycie taki sam stosunek goli na korzyść Niemców i była potrzebna dogrywka. Tutaj Real zagrał niczym w Lizbonie. Dwa razy Ronaldo, raz Asensio i był półfinał.

A tam czekało… Atletico. Tym razem w przedostatniej fazie. Znowu CR7 dał popis na Bernabeu – hat-trick. W rewanżu po kwadransie zrobiło się gorąco, gdy Saul z Griezmannem dali dwubramkowe prowadzenie Los Colchoneros. Jeszcze przed przerwą zapędy gospodarzy ostudził Isco sprawiając, że musieli strzelić kolejne trzy gole. Nic jednak nie wpadło i Real stanął w szranki o obronę tytułu. Finałowe spotkanie to dublet Cristiano Ronaldo. Swoje bramki dorzucili Casemiro i Asensio, a przeciwko nim Włosi „wystawili” tylko przewrotkę Mario Mandżukicia. W ten sposób Real Madryt stał się pierwszym klubem w historii Ligi Mistrzów, który obronił trofeum.

Trzy razy z rzędu

W 2018 roku Real Madryt zgarnął trzeci z rzędu i czwarty w ciągu pięciu lat puchar Ligi Mistrzów. Drogę rozpoczął od fazy grupowej, w której pokonał Borussie Dortmund i APOEL. Nie starczyło jednak sił na ogranie Tottenhamu. Anglicy zgarnęli pierwsze miejsce w tabeli. Los Blancos ponownie jako wicemistrz grupy, ale tym razem nie mieli szczęścia w losowaniu. Tak się wydawało, bowiem PSG chciało ruszy po trofea. W Madrycie skończyło się… 3:1, niczym w kilka tygodni temu. Kolejną analogią jest fakt, że to paryżanie jako pierwsi trafili do bramki. Real rywala dobił w końcówce, gdy na 2:1 i 3:1 trafiali Ronaldo oraz Marcelo. W rewanżu madrycki zespół dorzucił 2:1 i było po sprawie.

1/4 finału przebiegła podobnie, jak w tym roku. Kolejna analogia do obecnego sezonu. Rozbili Juventus na wyjeździe aż 3:0. Wydawało się, że 11 kwietnia czeka ich spacerek i dopełnienie formalności. Tymczasem Włosi chcieli się zrewanżować za pierwszy mecz i finał sprzed roku. Dublet Mandżukicia i gol Matuidiego miały dać dogrywkę. Miały… gdyż w 98. minucie(!) Cristiano Ronaldo dał awans golem z rzutu karnego. W 1/2 finału wygrana 2:1 w Monachium i 2:2 w Madrycie dały przepustkę do kolejnego finału.

Finał w Kijowie to dwie historie. Pierwszą z nich była zmiana Mo Salaha po pół godzinie gry. Wtedy Sergio Ramosa został oskarżony o brutalną grę. Skutki przewinienia Hiszpana były fatalne dla gwiazdy Liverpoolu. Jednak 99 na 100 takich starć kończy się zazwyczaj niegroźnie. Tutaj Egipcjanin miał pecha, za co wylało się wiadro pomyj na Ramosa.

Gwiazd finału było więcej. Główną był oczywiście Loris Karius po stronie gości. Najpierw rzucił piłkę w nogi Benzemy, który otworzył wynik. Na koniec puścił strzał z dystansu Garetha Bale’a, którego nie miał prawa puścić. Po drodze Walijczyk strzelił cudownego gola przewrotką. W ten sposób Real Madryt zgarnął trzeci puchar z rzędu.

Superpuchar i KMŚ

Wygrana w Lidze Mistrzów to okazja na dwa kolejne trofea. Real Madryt niemal w komplecie je wykorzystał. Klubowe Mistrzostwa Świta wygrywał bez kłopotów. 2014 z San Lorenzo w Maroko, dwa lata później z Kashimą Antlers w Japonii, a dwa kolejne triumfy odbyły się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W 2017 ograli Gremio 1:0, a rok później Al-Ain 4:1. W tych rozgrywkach Królewscy także są najbardziej utytułowanym zespołem!

Niewiele brakowało, a podobny zestaw mieliby przecież w Superpucharze Europy w ostatnich latach. W 2014 i 2016 roku dwukrotnie ograli Seville. 2:0 w Cardiff(na mniejszym obiekcie) oraz 3:2 po dogrywce w Trondheim. Rok później 2:1 z Manchesterem United w Skopje, aż w 2018 roku skończyła się ich seria wygranych derbów w pucharach. Tym razem to Atletico wygrała po dogrywce 4:2 w Tallinie.

***

Warto zwrócić na powtarzalność. Od ostatniego finału minęły cztery lata, poprzednie dzielą pięć, sześć i osiem lat. Mimo tego nadal można znaleźć sporo nazwisk z tamtych gier. Czasem pięć lat w piłce to wieczność i następuje totalna wymiana składu. Jutro na boisko wyjdzie prawdopodobnie pięciu graczy, którzy rozpoczynało finał w 2018 roku, a kolejnych sześciu zasiądzie na ławce rezerwowych! To razem czternaście nazwisk.

To może jeszcze świeża sprawa, ale nawet liczby z finału 2014 robią wrażenie. Carvajal, Modrić i Benzema już wtedy grali, podobnie jak Bale, który jest dzisiaj marginalną postacią. Na ławce Isco czy Marcelo, a więc nadal sześć nazwisk łączących kadry obu tych ekip. Dla porównania w Atletico z tamtego składu(jedenastka i ławka) pozostał tylko Koke.