Jak zagrać w najmocniejszymi rywalami?
14.06.2022

Z jednej strony reprezentacja Polski nie potrafi grać atakiem pozycyjnym i w tym aspekcie trudności mamy od wielu lat. Chcielibyśmy jednak oglądać biało-czerwonych, którzy grają coś innego niż defensywa i kontra w starciu z najmocniejszymi. Jak podchodzić do drużyn pokroju Holandii czy Belgii?

Wszyscy chcielibyśmy Polaków, którzy wychodzą na najlepsze reprezentacje z otwartą przyłbicą. Bez względu na to czy będziemy grać 3-5-2, czy 4-4-2 lub innym ustawieniu. Wojciech Szczęsny rozpoczyna krótko z Janem Bednarkiem, rywale wysoko pressują, ale defensor Southampton nie zagrywa długiej piłki do Roberta Lewandowskiego. Ma bowiem kilka opcji do rozegrania. Z jednej strony schodzi mu Nicola Zalewski, z drugiej Matty Cash, w środku Grzegorz Krychowiak, Mateusz Klich i Piotr Zieliński tworzą kolejne opcje. Bednarek może też zwrócić piłkę Szczęsnemu, a ten zagra za plecy pierwszej lub drugiej linii pressingu do Sebastiana Szymańskiego.

Paradoksalnie takie rozwiązania są… najłatwiejsze do wprowadzenia. To w końcu systemowa kwestia. Nie są to schematy, a raczej zasady dla piłkarzy. Ścieżki poruszania się i kwestie, które można wypracować w treningu drużynowym, ale także formacyjnym, dotyczącym konkretnych pozycji lub grup zawodników. W tym przypadku np. bramkarz, obrońcy i wybrani pomocnicy pod kątem otwarcia gry.

Najważniejsze rzeczy dzieją się w polu karnym

Nie ma wątpliwości, że dobre otwarcie gry może niezwykle pomóc w budowaniu ataku pozycyjnego. Jednak to, co najważniejsze, dzieje się po drugiej stronie boiska. Pep Guardiola wielokrotnie mawiał, że jego zadaniem jest nauczyć piłkarzy przejść przez 2/3 boiska. W ostatniej tercji kluczowa jest jakość graczy, a także ich inwencja, poparta oczywiście zasadami drużynowymi.

Jedna z głównych zasad Marcelo Bielsy to przecież realizacja, jak najczęstszych wejść w pole karne rywala w trakcie meczu. Najlepiej, gdy jego podopieczni mają przewagę pozycyjną i liczebną. Teraz sięgnijmy do historii sprzed roku. Z czego zapamiętamy reprezentacje Polski podczas Euro 2020? Gdyby odrzucić wynik, to raczej kojarzymy dośrodkowania. Na FutbolNews analizowaliśmy wszystkie centry biało-czerwonych podczas meczu ze Słowacją.

Mnóstwo prób, w których sens zagrywania wysokich podań w pole karne był wątpliwy, podobnie jak ich jakość. Czego zazwyczaj brakuje naszym w bocznych sektorach boiska? Gry 1 na 1. Nawet jeśli boimy się straty, to tutaj jest najbezpieczniejsza strefa do przeprowadzenia takich akcji. Z drugiej strony jeszcze więcej korzyści można zyskać z wygranego pojedynku 1 na 1 w środkowej strefie. Np. na 20-25 metrze przed bramką. Tam zagęszczenie rywali jest największe. Mijasz jednego rywala, zyskujesz przewagę i jednocześnie wyskakuje do ciebie kolejny przeciwnik. Tobie może nie być łatwo, ale właśnie gdzieś twój kolega ma więcej swobody.

Zresztą, jeśli nie potrafimy dryblować, to musimy zawodników… nauczyć szybciej myśleć i podejmować decyzje. Sebastian Szymański swoim “magic touch” dał genialną asystę w Brukseli. Szkopuł w tym, że u nas na takie zagrania stać jednego, dwóch, może trzech graczy. Belgowie, Holendrzy i inni na tym poziomie takich piłkarzy mają również na ławce rezerwowych. Umiejętność odnalezienia się w tłoku to jedna z najcenniejszych przewag dla ofensywnych graczy.

Popadanie ze skrajności w skrajność

Jednym z naszych głównych grzechów narodowych jest brak stanów pośrednich. Po meczu z Belgią trzeba było znaleźć winnych, a najlepiej jednego winnego. W końcu odpowiedzialność nie może się rozmyć na wiele osób. Wtedy publiczny lincz nie będzie możliwy, a 1:6 wymaga “egzekucji” w mediach. Piotr Stankiewicz w książce “21 polskich grzechów głównych” nazwał taki stan “kozłofiaryzmem”. –

Kozłofiaryzm to przekonanie, że podstawową i najpilniejszą odpowiedzią na każdą porażkę czy katastrofę jest wskazanie konkretnej jednostki za nią odpowiedzialną. Kiedy coś się złego stanie, nikt w Polsce nie oczekuje odpwiedzi na pytanie: “Dlaczego było możliwe, że to się stało?”. Wszyscy oczekują natomiast odpowiedzi na pytanie: “kto zawinił?”. Wszyscy są przekonani, że kluczową rolę w każdym nieszczęściu odegrać musiał tylko jeden konkretny człowiek – pisał. Idealnie pasuje do obrazu po meczu z Belgią. Cześć linczowała Tymoteusza Puchacza, część Bartosza Bereszyńskiego. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie, kto z nich – jeśli w ogóle – przyczynił się do tego stanu rzeczy. Skoro przegrali, to znajdźmy winnego, wykluczmy go i po kłopocie. Tak, to nie działa, niestety.

Czy nasza piłka, a w szczególności nasza kadra po meczu z Belgią była gorsza, niż przed nim? Nie. Czy nasza kadra po meczu z Holandią była lepsza, niż przed nim? Też nie. Mimo tego nastroje kompletnie inne. Oba mecze kompletnie rozbieżne w wyniku, ale podobne w kwestiach tego, jak wyglądały spotkania. To rywale mieli pomysł na grę, to rywale prowadzili spotkanie. Tyle że w Rotterdamie my strzeliliśmy dwa, a nie jednego, gole, a rywal zmarnował sporo okazji – w tym rzut karny, zamiast zdobyć sześć bramek.

***

Kiedyś jeden z użytkowników Twittera zwrócił uwagę na ciekawy aspekt. Przy ocenie Piotr Zielińskiego w poszczególnych spotkaniach, warto zwrócić uwagę na moment, w którym “Zielu” dostaje piłkę. Wówczas zrobiona stopklatka pozwoli uchwycić, ile ma opcji do podania. Czasem właśnie warto pod tym kątem obejrzeć spotkanie, bo możemy zobaczyć znacznie więcej i lepiej ocenić najlepszego technika naszej reprezentacji.