Piotr Reiss: – Fani Legii Warszawa traktują mnie z szacunkiem

30.05.2020

Po powrocie ekstraklasy, od razu czeka nas ligowy hit – Lech Poznań zmierzy się u siebie z Legią Warszawa. Piotr Reiss – legenda „Kolejorza” i rodowity Poznaniak – zdradził nam kulisy tej odwiecznej rywalizacji. Które pojedynki wspomina najlepiej? Jak kelner jednej z warszawskich restauracji zareagował na jego widok? Więcej w naszej rozmowie.

***

Zanim przejdziemy do przedmeczowych prognoz, chciałbym zapytać o pana wspomnienia w związku z meczem Lech – Legia. Czy dla rodowitego Poznaniaka ta rywalizacja w ostatnich latach znaczy więcej albo mniej niż kiedyś?

Zarówno z perspektywy piłkarza, jak i kibica, każdy mecz z Legią był dla mnie wyjątkowym przeżyciem. Obecnie tym meczem nie emocjonuję się jednak tak jak kiedyś. Wtedy to było wielkie piłkarskie święto. Już po ogłoszeniu terminarza, ludzie żyli dniem, kiedy Legia miała przyjechać do Poznania. Każdy już planował wszystko w taki sposób, żeby być na tym meczu.

Teraz trochę zmienił się system rozgrywek – jest więcej meczów w sezonie, można z przeciwnikiem zagrać dwa razy na jednym boisku. Osobiście mogę powiedzieć, że kiedyś bardziej przeżywałem te spotkania. Teraz z perspektywy kibica podchodzę do tej rywalizacji trochę bardziej na luzie.

Pamięta pan pierwszy mecz przeciwko Legii?

Graliśmy wtedy przy Łazienkowskiej i odnieśliśmy zwycięstwo po bramce Jacka Dembińskiego. Ten mecz był dla mnie bardzo ważny – wygrałem swoje pierwsze spotkanie z Legią. W dodatku na jej stadionie, który zresztą zawsze mnie elektryzował. Pamiętam też dobrze mecze z Legią przy Bułgarskiej. Choćby ten, w którym zdobyłem hat-tricka – wczoraj nawet oglądałem i przypomniałem sobie te bramki.

Najchętniej jednak wracam wspomnieniami do finału Pucharu Polski, wygranego 2:0, w którym strzeliłem oba gole Borucowi. Uważam, że to był jeden z najlepszych meczów Lecha pod wodzą Czesława Michniewicza. Nie byliśmy wtedy faworytem, ale ostatecznie wygraliśmy w dobrym stylu. Zawsze chętnie wracam do tych wspomnień.

Kibice Legii pewnie pana nienawidzili. Szczególnie, że był pan wychowankiem Lecha i deklarował przywiązanie do klubu, co pewnie jeszcze bardziej wzbudzało ich niechęć po zdobytych bramkach. 

Wychodząc na rozgrzewki przed meczami w Warszawie często byłem wyzywany. Z drugiej strony jednak się cieszyłem, że to na mnie spada presja i to na mnie wyżywają się kibice Legii, a nie na kolegach z zespołu. Wyzwiska pod moim adresem były jednak też dla mnie sygnałem, że się mnie obawiają, a co za tym idzie, też mnie szanują. Motywowało mnie to i wręcz cieszyłem się z takich sytuacji.

Do dziś mam jednak wielu kolegów, którzy są fanami Legii i często się śmiejemy z takich przypadków. Kiedyś w jednej z japońskich restauracji w Warszawie zamówiłem sushi. Otrzymałem zamówienie po piętnastu minutach, kelner położył deskę, a na niej zrobił z majonezu herb Legii. Powiedział, że na mój widok nie mógł się powstrzymać (śmiech).

Do takich momentów wracam z sympatią i dystansem. Nigdy w Warszawie jednak nie spotkałem się z jakimiś przejawami wrogości wobec mnie.

Czyli nie miał pan jakichś bardziej bolesnych incydentów z udziałem kibiców Legii, pogróżek, itp?

Mimo że często jestem w Warszawie, nigdy się z tym nie spotkałem. Jest wręcz odwrotnie, choć mogłem być jednym z najbardziej znienawidzonych piłkarzy Lecha przez kibiców Legii. Częściej zdarzało się, że takie spotkania były sympatyczne niż wrogie. Wydaje mi się, że fani warszawskiego klubu traktują mnie z szacunkiem.

Słyszał pan może jakieś plotki o tym, że Legia się panem interesowała?

Zawsze wszem i wobec podkreślałem, że nigdy oferty z Legii bym nie przyjął, dlatego też pewnie takiej nie dostałem. Właściwie Legia była jedynym takim klubem, do którego nie przeszedłbym nigdy w życiu.

A jak pan podchodził do sytuacji, gdy piłkarz Lecha decydował się na odejście do Legii?

Piłkarze też są ludźmi, grają tam, gdzie mają kontrakty. Oczywiście kiedyś były inne czasy. Wiadomo było, że Leszek Pisz to Legia Warszawa, a Piotr Reiss – Lech Poznań. Dzisiaj ta przynależność jest zupełnie inna, piłkarze często zmieniają kluby.

Transferów z Lecha do Legii trochę było i nie były to na pewno łatwe wybory. Powiem jednak, że zawsze je szanowałem. Na pewno te transfery nie zachwycały kibiców Lecha. Kasper Hamalainen spotkał się z tym, że po przyjeździe do Poznania pomalowano mu samochód. Taka jednak jest dola piłkarza, że gra tam, skąd dostaje oferty. Dlatego trochę Lechitów podjęło decyzję o takich przenosinach.

Uważa pan, że piłkarze obu drużyn bardziej motywują się na to starcie niż na spotkania z innymi rywalami?

Nie wiem, jak Legioniści podchodzili do meczów z Lechem. Nas jednak nie trzeba było motywować do meczów z Legią. Trener miał wtedy ułatwione zadanie, bo już na kilka dni przed spotkaniem byliśmy na nie dobrze zmotywowani. Każdy piłkarz Lecha zdawał zdawał sobie sprawę, jaką wagę miały te spotkania dla kibiców. Myślę, że dla każdego z nas mecze z Legią były dużym przeżyciem i nas elektryzowały, podobnie jak poznańskich i wielkopolskich kibiców.

Przejdźmy teraz do pojedynku najbliższej kolejki ekstraklasy. Jak pan się zapatruje na to, co będzie się działo w sobotę na placu gry przy Bułgarskiej?

Na pewno chciałbym, żeby to spotkanie stało na wysokim poziomie, gdyż zmierzą się ze sobą kluby, które w tej chwili mają najsilniejsze kadry w Polsce. Lech doskonale wystartował – pokonał w Pucharze Polski Stal Mielec. Poza tym stawia na młodzież, która bardzo dobrze sobie radzi. Mam nadzieję, że mimo przerwy piłkarze są głodni fajnych meczów i będziemy mogli podziwiać umiejętności obu zespołów, ale również aspekty wolicjonalne. Mimo że trybuny będą puste, ambicji i walki nie powinno brakować.

Mecze Bundesligi bez udziału kibiców pokazały, że gospodarze niekoniecznie mają łatwiej na własnym stadionie. 

Na pewno podczas sobotniego meczu obecność kibiców byłaby atutem Lecha, nie jest nim niestety sam stadion. Zespół będzie musiał radzić sobie bez dopingu, ale mam nadzieję, że to nie wpłynie na poziom gry. Liczę na dobry, skuteczny mecz i trzy punkty, bo to może jeszcze dodać kolorytu końcówce tego sezonu.

Jedną z dobrych stron zawieszenia rozgrywek dla Lecha, jest możliwy powrót do gry Roberta Gumnego. Gdyby ekstraklasa zakończyła się zgodnie z planem, piłkarz mógłby już nie zagrać w obecnych rozgrywkach.

Nie można opierać zespołu na tylko jednym zawodniku. Nie twierdzę, że Robert Gumny jest słabym piłkarzem, natomiast Lech ma na tyle silną i ukształtowaną kadrę, że jego brak nie ma wielkiego wpływu na drużynę. Zawieszenia rozgrywek żałuję tylko dlatego, bo Lech przed pandemią grał bardzo skutecznie. Teraz nie wiadomo w jakiej formie są piłkarze, aczkolwiek mecz ze Stalą pokazał, że Lechici są w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej. Mam nadzieję, że powtórzą to w sobotę.

Jaką pan widzi przyszłość ataku Lecha? Z końcem sezonu z klubu odejdzie Christian Gytkjaer i raczej w jego miejsce nie wskoczy żaden z piłkarzy obecnej kadry i dojdzie do transferów.

Sądzę, że działacze klubu już myślą, jak zastąpić Christiana Gytkjaera. Powinien to być naprawdę ciekawy transfer i przyjść zawodnik przynajmniej tak samo skuteczny. Poszukiwania takiego piłkarza już na pewno trwają.

Gdzie według pana powinien się znaleźć Lech na koniec sezonu?

Liczę na to, że skończy na pudle. O mistrzostwo może być trudno powalczyć, ale w pierwszej trójce powinien się znaleźć. Mam też cichą nadzieję na zdobycie przez Lecha Pucharu Polski, to zresztą najkrótsza droga do pucharów. A w przyszłym sezonie mistrzostwo stanie się bardziej realne.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI

Fot. YouTube