Duma czy przygnębienie? Stokowiec powinien czuć to pierwsze

27.07.2020

Cracovia uzupełniła grono polskich zespołów, które niebawem wyeksportowane zostaną na inną niż zwykle walkę o fazy grupowe europejskich rozgrywek. Z punktu widzenia stabilności, także tej finansowej, to pewnie dobra informacja. Bo wiemy co działo się, dzieje i – obawiam się – dziać będzie w Lechii Gdańsk, która mimo wszystkich współrzędnych, by być normalnym, mocnym, stojącym na solidnych podstawach klubem, do takiego miana ma bardzo daleko. Także wizerunkowo. Nie wiem czy śmiać się czy płakać, że na tak ważny dzień do Lublina nie pofatygował się Adam Mandziara, pełniący rolę szefa klubu.

Radość i duma Michała Probierza i przygnębienie Piotra Stokowca, to dwa kontrastujące obrazy, z którymi zetknąłem się kilkadziesiąt minut po ostatnim gwizdku. Gdy podchodziłem do trenera Lechii, który długo dyskutował ze szkoleniowcem bramkarzy Jarosławem Bako, widziałem zaczerwienione oczy. Szczerze złożyłem obu gratulacje, bo mimo finałowej porażki cały sztab gdańszczan zasłużył na wyróżnienie. Wiem, że ostatnio w stronę Stokowca powędrowało sporo cierpkich słów od piłkarzy, którzy zimą z klubem się pożegnali. Dziennikarze chętnie przeprowadzali z nimi wywiady, być może spodziewając się mocnych zdań, oskarżeń, które dobrze będą się „sprzedawać” w nagłówkach zapewniając „czytalność” i internetowe „kliknięcia”.  Czuję, że „Stoki” ma sporo żalu zarówno do pytających jak i odpytywanych. Jestem jednak przekonany, że to nie od niego zależały wszystkie przykre dla wielu zawodników decyzje. Czy faktycznie jest on tylko świetnym szkoleniowcem, ale już gorszym człowiekiem? Nie mi to oceniać. Uważam jednak, że sportowo jego Lechia mimo braku zrealizowanego celu i tak zrobiła dużo więcej, jak na twór, kto musiał pracować w takich realiach organizacyjno-sportowych.

Sezon 2018/2019 był wyjątkowy. Brązowy medal w Ekstraklasie, Puchar Polski, Superpuchar, a potem dramatyczne boje z Broendby w eliminacjach do Ligi Europy. W pucharach tylko zespół z Gdańska nie przyniósł naszej klubowej piłce wstydu. Teraz? Czwarta lokata i znów finał krajowego Pucharu. Przy tych wszystkich okolicznościach, zawirowaniach, braku realizacji finansowych zobowiązań, odejściach kluczowych zawodników, to wynik z którego Stokowiec ma prawo być dumny. Patrząc na ostatnie kilkanaście miesięcy nie ma chyba zespołu, który „musiał” ulec tak wielkim przeobrażeniom. Sobiech, Haraslin, Peszko, Augustyn, Łukasik, Michalak, w końcówce tego sezonu także Mladenović – czy ktoś doznał tak poważnych osłabień jak Lechia? To sztuka, że mimo to trenerowi udało się dojść do takiego miejsca w lidze i być o krok od kolejnego trofeum oraz Europy. Nie muszę nikogo przekonywać, że gdyby nie bałkański temperament Malocy finisz wieczoru w Lublinie mógłby być zupełnie inny.

Ten zespół ma styl, filozofię i swój szkielet. Mimo, że znów pewnie zostanie on przetrącony, bo jedni z najlepszych naszych młodzieżowców – Karol Fila i Tomasz Makowski – już flirtują z włoskimi klubami. Jednak Stokowiec ciągle potrafi coś zasiać na tej sprawiającej wrażenie spalonej ziemi. Szkoda, że dwaj wyżej wymienieni, którzy w ostatnim czasie zaliczyli naprawdę solidny progres, już teraz pojadą zarabiać w twardej walucie. Są jednak Jakub Kałuziński, Kacper Urbański, Rafał Kobryń czy Mateusz Żukowski. A także zagraniczni : Kryeziu, Conrado, Ze Gomes, Tobers… Jeżeli Stokowiec zachowa cierpliwość i będzie ciągle czuł pasję, może wraz ze swoimi ludźmi także z nich coś ulepić. Innego wyjścia i tak nie ma. Bo „Bursztynowa Arena” , jak mówi się o stadionie w Gdańsku, obdzierana jest ze swoich skarbów zawsze, gdy tylko otworzy się okno transferowe. Mam tylko nadzieję, że w nowym sezonie trenerowi stworzy się takie warunki i bezpieczeństwo finansowe, by mógł się skupić na tym, co robi najlepiej. I żeby nie przypomniał mu się film dokumentalny o jego czasach w warszawskiej Polonii, opatrzony wymownym tytułem „Pieniądze będą jutro”… Wyników przecież żąda się na „dziś”.

Dziennikarz Polsatu Sport, Bożydar Iwanow