Cel: By rozdziewiczenie nie bolało. Atalanta debiutuje w Lidze Mistrzów

18.09.2019

Z czym kojarzy się wam Liga Mistrzów? Tutaj opcji może być naprawdę wiele. Najlepsze, najbardziej wyczekiwane klubowe rozgrywki w Europie, rozbudzają wyobraźnię za każdym razem. W głowie pojawia się „królewski” Real Madryt, Barcelona Guardioli, Manchester United Fergusona, wielki Milan sprzed ponad dekady czy Liverpool, który potrafił triumfować w Lidze Mistrzów i dochodzić do finałów, mimo że w krajowych rozgrywkach jego posucha trwa od niemal trzech dekad. Champions League to także wielcy piłkarze, którzy zapisali się w jej historii – tych można by wymieniać bez końca. W całym tym gwiazdozbiorze na pierwszy rzut oka nie dostrzegamy „malućkich”, którzy dopiero raczkują na tej arenie. I jest to dużym błędem.

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!

Oczywiście nie można stawiać znaku równości przy każdym takim klubie. Oglądanie niemal co roku BATE, Genk, Crvenej Zvezdy, Dinama czy innego Lokomotivu raczej nie wywołuje w nas dużego poruszenia, może poza nielicznymi wyjątkami. Są to jednak przedstawiciele mniejszych lig, którzy nie mogąc zachować najlepszych zawodników często są skazani z góry na pożarcie. Co innego, jeśli weźmiemy pod uwagę kluby z czterech najlepszych europejskich lig, czyli La Liga, Premier League, Bundesligi oraz Serie A. Co roku mają one „z automatu” łącznie aż 16 przedstawicieli w Lidze Mistrzów, a jak wiemy nie zawsze jest to stałe grono, kręcące się wokół, dajmy na to, 20-24 klubów. W tym roku z „włoskiej gałęzi” do „UCL” trafiła Atalanta. Co ciekawe – po raz pierwszy w całej swojej historii.

Klub z Bergamo, założony w 1907 roku, już od kilku sezonów sukcesywnie piął się w górę. Czwarte miejsce w Serie A Atalanta zajęła już nawet w sezonie 2016/2017, jednak był to ostatni rok, w którym z włoskiej ekstraklasy do Ligi Mistrzów wchodziły bezpośrednio dwie ekipy, a trzecia poprzez eliminacje. Atalanta musiała więc zadowolić się Ligą Europy, do której dostała się po raz pierwszy od 1991 roku (wtedy Puchar UEFA). Wstydu po tak długiej przerwie absolutnie nie było – „Orobici” przeszli przez grupę bez porażki, odprawiając z kwitkiem m.in. Olympique Lyon i Everton. W głowie pozostaje przede wszystkim pamiętne 5:1 na Goodison Park, kiedy włoska ekipa rozbiła rywala w drobny pył. Co prawda Atalanta odpadła już w 1/16, jednak na jej drodze stanęła sama Borussia Dortmund. Mimo wszystko i tym razem wstydu nie było – klub, którego nazwa pochodzi od mitologicznej atletki, przegrał w dwumeczu 3:4.

Droga do miejsca, w którym klub się obecnie znalazł, nie była usłana różami. Atalanta mająca na swoim koncie tylko jedno trofeum – Puchar Włoch sprzed niemal 60 lat – znajdowała się na sinusoidzie. Biorąc pod uwagę wyłącznie XXI wiek, aż trzykrotnie (2003, 2005, 2010)przytrafił się jej spadek. Wiele klubów w takiej sytuacji długo nie może się pozbierać, ale nie Atalanta. Drużyna z Bergamo za każdym razem wracała do włoskiej elity po zaledwie roku. Często gloryfikujemy Juventus z racji tego, że po jednym sezonie w Serie B błyskawicznie stał się potęgą. Całkowicie zasłużenie, ma się rozumieć, ale Atalanta także znalazła coś, w czym bryluje.

Kupowanie, wypożyczanie, doglądanie, rozwijanie, sprzedawanie, korzystanie… Atalanta wręcz oszalała na tym punkcie, o czym najwięcej mówią liczby. Przed rokiem miała na wypożyczeniach aż… 77 zawodników. Dziewięć milionów przed pięcioma laty, następnie 14, 27, 31, w tym roku 30 – Atalanta praktycznie co roku zarabia na kupnie/sprzedaży zawodników, do tego stale rozwijając kadrę. A zakres tych działań wydaje się przecież tylko rozszerzać. Jedynie rok temu bilans transferowy wyniósł -30 milionów, co było spowodowane pozyskaniem m.in. Duvana Zapaty i kilku innych zawodników. Da się mądrze prowadzić klub? Oczywiście, że się da.

Nawet najlepsze statki nie wykorzystują jednak w pełni swego potencjału, jeśli nie mają odpowiedniego kapitana. Tym dla Atalanty jest Gian Piero Gasperini, bez którego trudno sobie wyobrazić Atalantę w miejscu, w którym jest obecnie. Co ciekawe, 61-latek to trener, który wcześniej nie miał praktycznie żadnych większych dokonań. Przez blisko dekadę prowadził drużynę Juventusu U-16, potem związany był głównie z Genoą (łącznie siedem lat). W 2011 roku udało mu się nawet dostać angaż w Interze Mediolan, z którego został zwolniony po zaledwie… pięciu meczach. Ba! – posadę miał dostać tylko dlatego, że trenerzy będący pierwszymi wyborami „Nerazzurrich” (Marcelo Bielsa, Andre Villas-Boas, Fabio Capello i Sinisa Mihajlović) odrzucili propozycje klubu. Kto by pomyślał, że ktoś taki, w wieku 58 lat (2016 rok), znajdzie swoje miejsce na ziemi właśnie w Bergamo i stworzy zespół, który jest niezwykle efektywny, ale i efektowny.

Najlepszy jak dotąd sezon Atalanta rozpoczęła jednak niemrawo. Można nawet powiedzieć, że tragicznie słabo. W kolejkach od drugiej do ósmej podopieczni Gasperiniego zdobyli zaledwie trzy punkty i nic nie wskazywało, że dalej rzeczy potoczą się w taki, a nie inny sposób. Kryzys w końcu został jednak zażegnany, Zapata zaczął strzelać jak opętany (goniąc przy tym Krzysztofa Piątka), a Atalanta stała się jedną z najlepiej punktujących drużyn. Powolutku, krok po kroku pięła się w górę, a w rundzie wiosennej przegrała zaledwie dwa mecze (z Torino i Milanem), wygrywając 12. To wystarczyło, by w 34. kolejce wskoczyć do pierwszej czwórki Serie A, a na koniec sezonu zająć miejsce na podium, ustępując jedynie Juventusowi i Napoli. Maszyna rozpędziła się na dobre, co obrazuje także inna statystyka. Do tej pory najlepszym sezonem Atalanty pod względem strzeleckim (w Serie A) były rozgrywki… 1949/1950. „Orobici” zdobyli wtedy 66 bramek i ten wynik udało się pobić już pod koniec kwietnia. Licznik na koniec sezonu 2018/2019 zatrzymał się na 77 trafieniach. Nikt w Serie A nie miał więcej – ani Juventus (70), ani Napoli (74).

Czy to wszystko w połączeniu z nowymi nabytkami takimi jak Luis Muriel czy Rusłan Malinowski oraz dobrą dyspozycją na początku sezonu oznacza, że Atalanta w Lidze Mistrzów nie ma się czego bać? Wydaje się, że w grupie C poza Manchesterem City rywale są absolutnie „do połknięcia”. Szachtar i Dinamo Zagrzeb to solidne ekipy, jednak Atalanta może stanąć przed nimi absolutnie bez żadnych kompleksów. Przynajmniej w teorii, bo ostatnie lata pokazują, że brak doświadczenia w zagranicznych wyjazdach i miano „beniaminka” często przeszkadza. Przed rokiem przekonało się o tym m.in. równie świetne i zaskakujące Hoffenheim Juliana Nagelsmanna, które w grupie zajęło czwarte miejsce, notując trzy remisy i trzy porażki. Co ciekawe, „Wieśniaki” za rywali także mieli Manchester City i Szachtar (+Lyon).

Kolejne przykłady? Sezon 2017/2018 i debiutanci z Lipska. Trzecie miejsce w grupie (7 pkt.) mimo osiągalnych rywali, bo takimi należało nazwać Besiktas, FC Porto oraz fatalne AS Monaco. W sezonie 2016/2017 lepiej poradził sobie inny debiutant, czyli Leicester. „Lisy” grające w Premier League totalną beznadzieję, w Lidze Mistrzów potrafiły się zmobilizować i zająć pierwsze miejsce w grupie (13 pkt.). Leicester za rywali miało jednak FC Porto, FC Kopenhagę i Club Brugge – nie oszukujmy się, ta grupa przypominała bardziej te z Ligi Europy. Jeszcze jeden sezon wcześniej (2015/2016) mieliśmy co prawda nie debiutanta, ale Borussię Moenchengladbach, która wróciła do Ligi Mistrzów po niemal 50 latach. Efekt? Pięć zdobytych punktów i ostatnie miejsce w grupie, choć z bardzo mocnymi rywalami – Sevillą, Manchesterem City i Juventusem.

Dziś o 21:00 przed Atalantą wyzwanie, którego nie znają. Podróż do innego kraju, w środku tygodnia, na mecz Ligi Mistrzów. Pora na udanie się w dziewiczy rejs i posmakowanie czegoś zupełnie nowego. Najlepiej bezboleśnie, bez niepotrzebnych szarży, ale skutecznie. Beniaminek zaczyna z dość łagodnego pułapu, bo jego rywalem będzie Dinamo Zagrzeb. Czy podopieczni Gian Piero Gasperiniego pokażą to, do czego przyzwyczaili nas w Serie A? Czy zdobędą debiutanckie trzy punkty i rozpoczną swój marsz do fazy pucharowej? Na pewno mają do tego predyspozycje. Jak będzie w praktyce – zweryfikuje jak zwykle boisko.

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!