Szczyt braku myślenia w 2. Bundeslidze. Rzut karny sprokurowany przez… rezerwowego

26.10.2019

Jak świat piłki długi i szeroki, tak nigdy nie znajdziemy się w sytuacji, w której będziemy mogli stwierdzić, że widzieliśmy już wszystko. Jasne – wielu z nas tak się wydaje, jednak co jakiś czas jesteśmy uświadamiani, jak bardzo się mylimy.

Tak jest i tym razem, a wszystko za sprawą piątkowego spotkania 2. Bundesligi. To właśnie w Kilonii, miejscowe Holstein Kiel podejmowało Bochum, i choć gospodarze już w 9. minucie wyszli na prowadzenie, nie potrafili kontrolować meczu. A może inaczej – nie potrafili robić tego… rezerwowi.

Jak? Otóż w 38. minucie, w jednej z akcji gości, kiedy piłka po strzale zmierzała spokojnie poza linię końcową, jeden z rozgrzewających się zawodników gospodarzy zamiast „robić swoje”, postanowił przyjąć piłkę, która zmierzała w jego kierunku. Problem w tym, że nie zrobił tego za linią końcową, a jeszcze wtedy, gdy futbolówka znajdowała się na placu gry. Werdykt? Żółta kartka i… rzut karny.

W tej sytuacji oczywiście wiele zależało od interpretacji arbitra, który prawdopodobnie mógł skończyć na kartoniku i podyktowaniu rzutu wolnego pośredniego. Ingerencję w wydarzenia boiskowe uznał jednak za najzwyklejsze przewinienie i zrobił to, co dzieje się, gdy zwykle popełnia się je w polu karnym. W efekcie Bochum dostało karnego z niczego i wyrównało stan meczu.

Pocieszem dla gospodarzy okazała się co prawda bramka na 2:1 z 52. minuty, zapewniająca Holstein Kiel ponowne prowadzenie, a w końcowym rozrachunku trzy punkty, jednak pewien niesmak (czy wręcz zażenowanie) pozostaje. 23-letni Michael Eberwein, który sprokurował całą sytuację, z pewnością dostał lekcję na całą karierę.