Jak świat piłki długi i szeroki, tak nigdy nie znajdziemy się w sytuacji, w której będziemy mogli stwierdzić, że widzieliśmy już wszystko. Jasne – wielu z nas tak się wydaje, jednak co jakiś czas jesteśmy uświadamiani, jak bardzo się mylimy.
Tak jest i tym razem, a wszystko za sprawą piątkowego spotkania 2. Bundesligi. To właśnie w Kilonii, miejscowe Holstein Kiel podejmowało Bochum, i choć gospodarze już w 9. minucie wyszli na prowadzenie, nie potrafili kontrolować meczu. A może inaczej – nie potrafili robić tego… rezerwowi.
Jak? Otóż w 38. minucie, w jednej z akcji gości, kiedy piłka po strzale zmierzała spokojnie poza linię końcową, jeden z rozgrzewających się zawodników gospodarzy zamiast “robić swoje”, postanowił przyjąć piłkę, która zmierzała w jego kierunku. Problem w tym, że nie zrobił tego za linią końcową, a jeszcze wtedy, gdy futbolówka znajdowała się na placu gry. Werdykt? Żółta kartka i… rzut karny.
KURIOZUM!
Wyjaśniam co tu się zadzialo.Zawodnik Bochum strzela niecelnie, ale przed wyjściem piłki poza boisko przytrzymuje ją rezerwowy Kiel, który myślał, że piłka już wyszła. W efekcie rezerwowy dostał ż.k, a Bochum karnego zgodnie z przepisami??? pic.twitter.com/d0MPCOVdzd
— Hubert Michnowicz (@Hubert__Michno) October 26, 2019
W tej sytuacji oczywiście wiele zależało od interpretacji arbitra, który prawdopodobnie mógł skończyć na kartoniku i podyktowaniu rzutu wolnego pośredniego. Ingerencję w wydarzenia boiskowe uznał jednak za najzwyklejsze przewinienie i zrobił to, co dzieje się, gdy zwykle popełnia się je w polu karnym. W efekcie Bochum dostało karnego z niczego i wyrównało stan meczu.
Pocieszem dla gospodarzy okazała się co prawda bramka na 2:1 z 52. minuty, zapewniająca Holstein Kiel ponowne prowadzenie, a w końcowym rozrachunku trzy punkty, jednak pewien niesmak (czy wręcz zażenowanie) pozostaje. 23-letni Michael Eberwein, który sprokurował całą sytuację, z pewnością dostał lekcję na całą karierę.