Widzew – Legia: Za takimi meczami tęsknimy!

30.10.2019

W Łodzi bez niespodzianek. Legia pokonała Widzew Pucharze Polski 3:2 i awansowała do następnej rundy. Nie było to jednak aż taką oczywistością, patrząc na przebieg spotkania.

Na taki mecz czekaliśmy prawie sześć lat. To właśnie wtedy zespoły zmierzyły się po raz ostatni. Legia wygrała w Łodzi 1:0 po bramce Tomasza Jodłowca. Wówczas nikt się nie spodziewał, że na następne takie starcie będziemy musieli czekać aż tyle. W końcu jeszcze w latach 90. spotkania obu zespołów były ligowymi klasykami. Nic dziwnego – to jedyne dwa polskie kluby, które zagrały w Lidze Mistrzów, od kiedy przyjęto tę nazwę. Poza tym oba kluby od zawsze cechowało duże zaplecze, nie tylko sportowe, ale i kibicowskie. Dlatego po wylosowaniu tej pary w Pucharze Polski mogliśmy poczuć nostalgię.

Różnica klas? Nic z tych rzeczy

Chociaż Legia gra w ekstraklasie, a Widzew w II lidze, ta różnica nie była aż tak widoczna. Stołeczny klub nie zlekceważył tego meczu – Aleksandar Vuković wystawił od pierwszej minuty większość zawodników pierwszego składu. Zresztą podejście na ogromnym luzie do rywala, który niedawno wyeliminował z Pucharu Polski Śląsk Wrocław, było tutaj bardzo niewskazane.

W pierwszej połowie Widzew dłużej utrzymywał się przy piłce, ale to Legia miała więcej dogodnych okazji. Jedną z wyróżniających się postaci był Luquinhas. Brazylijczyk radził sobie ze środkiem pola zespołu z Łodzi i zazwyczaj podejmował dobre decyzje, wypatrując Pawła Wszołka i Jose Kante. Obaj zawodnicy nie mogli się jednak przełamać i marnowali sytuację za sytuacją. Swoich okazji szukał również duet napastników Widzewa – Marcin Robak i Przemysław Kita, ale było im trudno przedrzeć się przez obronę.

Worek z bramkami rozwiązał się dopiero w drugiej połowie. Legia poszła za ciosem – tym razem Kante i Wszołek nie pudłowali i po 51. minucie było już 2:0. Obie akcje zaczęły się od Michała Karbownika, który na początku drugiej części meczu samodzielnie zdominował lewą stronę.

Obie bramki dla Widzewa mogą mieć na sumieniu obrońcy Legii. Najpierw Igor Lewczuk sprokurował rzut karny, który pewnie wykorzystał Marcin Robak. Następnie Artur Jędrzejczyk skierował piłkę do własnej bramki, aczkolwiek w tej sytuacji duży wpływ miało zachowanie Przemysława Kity w polu karnym.

Widzew mógł objąć prowadzenie. Bliski tego był Daniel Mąka. Tak, to ten 20-latek z Polonii Warszawa, który zdobył hat-tricka z Polonią Bytom. Obecnie 31-letni zawodnik pokazał dziś, że wciąż może być groźny. Tylko Cierzniak zaliczył wtedy interwencję meczu.

Gospodarze walczyli, ale i tak Legioniści postawili kropkę nad “i”. Igor Lewczuk w ten sposób zrekompensował swoim golem rzut karny oraz kilka nieudanych zagrań podczas drugiej połowy.

Kto był najlepszy?

Trudno wybrać najlepszego zawodnika tego meczu. Karbownik? Miał udział przy dwóch bramkach dla Legii, aczkolwiek kilkakrotnie nie zdążył wrócić pod własną bramkę w trudnych sytuacjach. Tak było choćby przy drugim straconym golu. Luquinhas? Momentami robił co chciał z zawodnikami Widzewa, ale nie miał wpływu na końcowy wynik. Kante? Szukał miejsca, strzelał z każdej pozycji, był bardzo aktywny. Czy jednak nie tego oczekuje się od każdego napastnika? Zdobył bramkę, ale nie kreował akcji. Prędzej można go pochwalić za dobre ustawienie.

***

Ten mecz mógł zakończyć się różnie, ale koniec końców to Legia wygrała. Widzew po raz kolejny pokazał, że jest w stanie walczyć jak równy z równym z klubami ekstraklasy. Może już za dwa lata zobaczymy klub z Łodzi wśród najlepszych w Polsce? Ten mecz, podobnie jak starcie ze Śląskiem, udowodnił że łódzkiemu  zespołowi nie brakuje aż tak dużo do poziomu z najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce.

A Legia? Można powiedzieć, że spełniła swój obowiązek. Podopiecznych Vukovicia można chwalić za pojedyncze akcje, ale patrząc na cały zespół, nie było idealnie.

Fot. YouTube