Widok na lepsze jutro. Czy odmieniony Mauro Icardi wróci do kadry?

15.11.2019

W futbolu pojęcie „derbów” jest znane wszem i wobec. Oznaczają one pojedynek nietypowy, wyczekiwany bardziej niż jakikolwiek inny, mający bardzo bogatą historię i tradycję. W piłce klubowej możemy znaleźć je niemal za każdym rogiem, a znane derby większość kibiców potrafi wymienić nawet będąc obudzonym w środku nocy. El Clasico, Gran Derbi, derby Anglii, derby Zagłębia Ruhry, derby Kraju Basków, Der Klassiker, derby Mediolanu i wiele, wiele innych. Przenosząc się jednak do piłki reprezentacyjnej, trudno o wskazanie aż tak wielu starć zapierających dech w piersi. Jednym z nich są jednak z pewnością pojedynki Brazylii i Argentyny, które śmiało można określić mianem „derbów Ameryki Południowej”. Co więcej, ESPN umieścił tę parę na szczycie międzynarodowych rywalizacji, a FIFA określiła ja jako „esencję piłkarskiej rywalizacji”.

Nie może, a tym bardziej nie powinno nikogo dziwić, że te pojedynki aż tak elektryzują świat piłki. W końcu mówimy tu o dwóch z czterech (poza Niemcami i Włochami) najbardziej zasłużonych w historii mistrzostw świata reprezentacjach, których starcia zaczęły się już ponad 100 lat temu. Dokładniej 105, bo właśnie 20 września obchodziliśmy tę rocznicę. W pierwszym oficjalnym meczu, rozegranym w 1914 roku w Buenos Aires, Argentyna wygrała 3:0. Od tamtego czasu obie reprezentacje mierzyły się 110 razy – 46-krotnie wygrywali „Canarinhos”, natomiast „Albicelestes” byli górą 39 razy. Dołóżmy do tego 25 remisów i mamy naprawdę zaciętą rywalizację, w dodatku nacji, które śmiało można nazwać jednymi z najlepszych na świecie. Ostatni raz Brazylia zmierzyła się z Argentyną na Copa America, 2 lipca tego roku. Wtedy górą okazał się późniejszy triumfator całych rozgrywek, wygrywając 2:0 po bramkach Gabriela Jesusa i Roberto Firmino.

Zbierając w całość najbardziej pasjonujące międzynarodowe derby, to właśnie w meczach Brazylii i Argentyny pojawiło się prawdopodobnie najwięcej gwiazd światowej piłki. Jose Manuel Moreno, Adolfo Pedernera, Alfredo Di Stefano, Omar Sivori, Mario Kempes, Diego Maradona, Fernando Redondo, Gabriel Batistuta, Juan Roman Riquelme, Leo Messi, Pele, Garrincha, Zico, Romario, Roberto Carlos, Ronaldo, Rivaldo, Ronaldinho, Kaka, Neymar… Moglibyśmy wymieniać bez końca. Także w obecnych czasach kadry obu nacji to istne gwiazdozbiory, choć jak każdy doskonale wie, bardziej zrównoważona jest oczywiście reprezentacja Brazylii. Argentyna byłaby w niezwykle komfortowej sytuacji, gdyby każda formacja wyglądała jak jej ofensywa. W niej „Albicelestes” mają aż nadto wielkich nazwisk, a miejsc w „jedenastce” jak na lekarstwo. Jak łatwo się domyślić, mamy z tego powodu wielu nieobecnych…

Człowiek-kontrowersja

Mauro Icardi – 26-letni napastnik, przy którego nazwisku od kilku ładnych lat można postawić plakietkę z napisem „wielka gwiazda”. Niestety nie obejdzie się bez postawienia także drugiej, zatytułowanej: „skandalista”. W tym miejscu moglibyśmy oczywiście wałkować całą aferę związaną z Wandą Narą, byłą żoną Maxiego Lopeza. Temat był jednak poruszany tyle razy, że nie ma większego sensu brnąć przez niego znów od początku do końca. Przybliżymy natomiast ogólny zarys. – To już trzy miesiące, odkąd ostatni raz uprawiałam seks z mężem… Zaniedbał mnie. Żyję w luksusie, ale tak naprawdę z poczuciem wielkiego bólu – mówiła dość otwarcie Wanda Nara. – Trwałam w tym małżeństwie wyłącznie dla naszych dzieci. Wybaczałam mu tyle razy, że już nawet sama nie wiem jak. Kiedy zaczęłam spotykać się z Mauro, nie byłam już z Maxim – broniła się była modelka.

Icardi i Lopez z wielkich przyjaciół stali się największymi wrogami. Przed meczami, w których ze sobą rywalizowali (nazwanych „derbami Wandy”) nie podawali sobie ręki. Młodszy z Argentyńczyków został napiętnowany wieloma łatkami, stając się wrogiem publicznym numer jeden niemal wszędzie, gdzie o nim wspominano. Czasem przykrywał to zdobywanymi przez siebie pięknymi bramkami, ale każdy w świadomości miał fakt, że jest on „zdrajcą” i „złodziejem żon”. Najlepiej oddają to choćby słowa Diego Maradony. – Icardi jest dla mnie martwy. Po tym, co zrobił, może być nawet kapitanem całego wszechświata, a i tak będę fanem Lopeza. Karmisz go, wpuszczasz do domu, a potem takie coś? Ludzie, którzy nie mają moralnych zasad, dla mnie nie istnieją. (…) T zdrada! Dziwie się Maxiemu, że jest taki spokojny. Icardi ukradł mu żonę! W moich czasach dostałby w mordę – stwierdziła argentyńska legenda. Nam jednak nie chodzi o ocenianie niczyjej moralności. W końcu miłość nie wybiera, a świat nie takie rzeczy widział. Tym bardziej, że pani Wanda nie była biedną, cnotliwą ofiarą wielkiego „figo fago”, a raczej prowodyrką całego ciągu wydarzeń. Zostawiając ten temat – opinia młodego napastnika została zszargana na zawsze.

Traktowany jak powietrze (a raczej gaz trujący)

Wszystko odbiło się także na kadrze, do której Icardi, jako gwiazda Interu, po prostu miał zamknięte drzwi na cztery spusty. Nikt go tam nie chciał, z piłkarzami na czele. Mówi się, że do teraz największym jego przeciwnikiem jest Leo Messi. Mauro mógł zachwycać, mógł ciągnąć całą drużynę „Nerazzurrich”, przeżywającą bardzo przeciętny okres, ale to i tak nie mogło niczego zmienić. Jego reprezentacyjny licznik zamknął się na siedmiu debiutanckich minutach przeciwko Urugwajowi w październiku 2013 roku. Sytuacja zmieniła się na moment po niespełna czterech latach. Wtedy Icardiego do kadry dwukrotnie powołał Jorge Sampaoli, ale szybko odszedł od tego pomysłu. Rok później szansę Icardiemu dał także Lionel Scaloni, tym razem skończyło się na trzech powołaniach. W ostatnim jak dotąd, ósmym meczu w kadrze, Icardi zdobył premierowe trafienie przeciwko Meksykowi. Być może byłoby inaczej, gdyby nie to, jaki Icardi jest na co dzień. Argentyńczyk nie jest grzecznym chłopcem, skupionym tylko na futbolu, który po prostu raz w życiu popełnił błąd. Nie – Mauro Icardi od nastoletnich lat wykazywał się brakiem jakiegokolwiek rozsądku czy pokory. Między innymi z tego powodu wyleciał przecież z Barcelony, która miała dosyć „rozpuszczonego dzieciaka”.

Także dlatego już w 2015 roku w Interze mieli go dość wszyscy kibice, ale i klubowe legendy. Napastnika ponownie broniło jedynie to, że dawał drużynie bramki. Jestem gotowy mierzyć się z nimi jeden po drugim. Ilu ich jest? 50, 100, 200? Ok, nagrajcie te słowa i odtwórzcie im. Sprowadzę 100 kryminalistów z Argentyny, którzy zabiją ich tak jak stoją, wtedy zobaczymy – wspominał konflikt z ultrasami w swojej biografii Icardi. W biografii, którą wydał mając 23 lata… Na tym się oczywiście nie skończyło. I choć burzliwy związek napastnika i Interu był wielokrotnie ratowany i uspokajany, na początku 2019 roku coś pękło. Cała „drama” na linii państwo Icardi – Inter wskazywała na to, że Argentyńczyk nie ma już przyszłości w klubie z Mediolanu. Pojawiło się pytanie: czy jakikolwiek czołowy klub zdecyduje się na sprowadzenie takiego zawodnika?

Nowy rozdział

Zdecydowało się PSG. Jednak rozważnie, zostawiając sobie drogę ewakuacji, czyli po prostu wypożyczając napastnika z możliwością wykupu. Taki wybór nie dziwił, w końcu „Les Parisiens” od lat kojarzymy z polowaniem na głośne nazwiska, dopiero w dalszej kolejności o tym, czy ktoś do szatni pasuje, czy nie. Mieliśmy duże obawy co do tego, jak Icardi zaaklimatyzuje się w nowym miejscu, jak jego charakter wkomponuje się między pozostałych gwiazdorów. Choć wypożyczony z Interu zawodnik początkowo zdawał się przegrywać rywalizację z Cavanim, idealnie wykorzystał okres, w którym Urugwajczyk leczył uraz. Od początku października Icardi wystąpił w ośmiu meczach Paryżan, zdobywając w nich… dziewięć bramek. Nie pokonał bramkarza rywali jedynie w ligowym starciu Dijon, przegranym 1-2. To właśnie Icardi uratował PSG trzy oczka w ostatnim, sobotnim meczu przeciwko Stade Brest, zastępując w ostatnich dziesięciu minutach Cavaniego, któremu wciąż daleko do skuteczności, do jakiej zdążył nas przyzwyczaić.

Znak czasu? Sądząc po tym, że 32-letni Cavani ze względu na wygasającą umowę jest już jedną nogą poza klubem, wiele na to wskazuje. Być może to właśnie Icardi stanie się napastnikiem PSG na lata i w końcu osiągnie równowagę i spokój, których tak bardzo mu brakowało? Wiemy z doświadczenia, że nie wszyscy dojrzewają jednakowo. W przypadku wielu osób, także piłkarzy, ten moment czasami przychodzi nawet przed 30-stką. – Chcę osiągać wielkie rzeczy, po to tu przyszedłem – mówił nieco ponad tydzień Icardi. – Gra dla takiego zespołu jak PSG jest bardzo ważna. To jedna z najlepszych drużyn na świecie. To kamień milowy w mojej karierze. Zrobię wszystko co będę w stanie, by tu zostać – dodał. Cóż, brzmi całkiem przekonująco. Przekonujące są także dotychczasowe liczby. Kto wie, być może Argentyńczykowi będzie jeszcze kiedyś dane zmierzyć się z Brazylią w trykocie „Albicelestes”. Do tej pory Icardi zdołał zasmakować tego jeden jedyny raz – 16 października 2018 roku, w przegranym 0:1 meczu towarzyskim…