Piotr Kieruzel: „Gdyby każdy poświęcił więcej czasu na robotę zamiast narzekać, ruszylibyśmy do przodu”

19.12.2019
Ostatnia aktualizacja 22 maja, 2020 o 14:23

Niektórzy zawodnicy nie wiedzą, czym będą się zajmować po zakończeniu kariery piłkarskiej. Nigdy nie należał do tego grona Piotr Kieruzel, który w dość młodym wieku zainteresował się futbolem z perspektywy trenera. W lipcu zdecydował się zakończyć karierę piłkarską i został asystentem Petra Nemeca w Kotwicy Kołobrzeg.

O sportowych oraz psychologicznych aspektach w szkoleniu zawodników, Football Managerze i nie tylko w rozmowie z Piotrem Kieruzelem.

***

Już w 24 lat zrobił pan licencję UEFA B. Od zawsze chciał pan zostać trenerem?

Gdy zdałem sobie sprawę z tego, że moja kariera nie osiągnie takiego poziomu, o którym marzyłem od dziecka, zacząłem myśleć w inną stronę. Złapałem bakcyla na trenowanie i wiedziałem, że to jest to, co chcę w życiu robić, a dalsza przygoda z piłką będzie mi pomagała i przygotowywała do roli, do której chciałem przystąpić po skończeniu z graniem.

W pierwszych latach kariery trafiał pan do Szamotuł, Zagłębia Lubin – miejsc, które słynęły z dobrego szkolenia młodych zawodników. To też miało wpływ na wybór takiej, a nie innej drogi?

Przede wszystkim pracowałem z wieloma dobrymi trenerami. W Szamotułach, Zagłębiu czy później w Ruchu miałem styczność z naprawdę wybitnymi ludźmi w tej dziedzinie. Od każdego mogłem się już wtedy sporo nauczyć, coś podpatrzeć. Wydaje mi się, że to też mogło na mnie zostawić jakiś ślad.

Od którego trenera nauczył się pan najwięcej?

Patrząc z perspektywy czasu, najbliższa jest mi szkoła chorzowska, jeśli chodzi stricte o warsztat. Szkoła dr Wielkoszyńskiego, podparta treningami trenera Fornalika. Miałem dużo czasu, żeby podpatrywać, jak to funkcjonuje.

Od kiedy chciałem pójść w trenerkę, wiedziałem że z pracy każdego trenera jestem w stanie wyjąć bardzo dużo. Często były to rzeczy niekoniecznie pozytywne, ale ze wszystkiego można wyciągnąć pozytywne wnioski.

Czytałem kiedyś w jednym z wywiadów, że już podczas kariery zawodniczej analizował pan zachowania trenerów, wypisywał pan plusy i minusy.

Pod koniec mojej przygody piłkarskiej moje myślenie było bardziej na torach trenerskich niż piłkarskich, co też mogło mi trochę przeszkodzić. Po prawdzie mogę powiedzieć, że za dużo analizowałem, za dużo myślałem jako przyszły trener. Chciałem nabywać wiedzy trenerskiej, dlatego zaniedbywałem siebie jako piłkarza. Dlatego były też plusy i minusy tego, że szybko podjąłem taką decyzję.

Wiedza trenerska powinna jednak zaprocentować w przyszłości. W tym roku został pan asystentem trenera Kotwicy Kołobrzeg, wcześniej prowadził pan zespoły młodzieżowe Chojniczanki i Kotwicy. Ma pan coraz większą możliwość weryfikacji swojej wiedzy.

Wiedza i doświadczenie na pewno mi się przydadzą. Decyzja o zakończeniu kariery piłkarskiej była podjęta tym, co chciałem robić w życiu, żeby nie tracić czasu. Zawsze sobie powtarzałem, że nie będę grać nie wiadomo jak długo. Nie chciałem ciągnąć tego na siłę i rozmieniać się na drobne. Gdy zobaczyłem, że gra w III lidze nie jest tym, co mnie zadowala, postanowiłem uciąć część piłkarską, a rozpocząć w stu procentach trenerską.

Jestem zadowolony z tego, jak to na razie wychodzi. Jak pan wspomniał, miałem okazję prowadzić grupy młodzieżowe. A teraz pracuję u świetnego trenera, od którego mogę się dużo nauczyć. Poza tym, choć to trzecia liga, warunki mamy warunki pierwszoligowe. Dlatego uważam, że mój start przygody z trenerką jest bardzo udany.

Chcę się zajmować piłką seniorską. Drużyny młodzieżowe to był tylko dla mnie przystanek oraz zbieranie szlifów, rozwój osobisty.

Kotwica różni się od Chojniczanki?

Mimo różnicy dwóch poziomów rozgrywkowych, aż takich różnic nie ma. W jednym i drugim klubie jest spora rzesza dzieci, które przynależą do klubu. Znaczącą różnicą było to, że Chojniczanka w swoim mieście ma monopol na szkolenie młodzieży. A w Kołobrzegu jest Akademia Piłkarska, jest jeszcze jeden podmiot. Więc trzeba się tą młodzieżą dzielić, walczyć na argumenty, żeby ją przyciągać i pokazywać, że to u nas warto trenować.

Jeśli o szkolenie, oba kluby są na niezłym poziomie i pracują ludzie, którzy chcą się rozwijać, zwiększać swoje kwalifikacje.

Niektórzy uważają, że trenowanie juniorów jest trudniejsze niż praca z seniorami. Zgodzi się pan z tym przekonaniem?

Wydaje mi się, że nie można tego porównywać. Osobiście dzielę to na dwie różne dyscypliny. Zobaczyłem już jak to działa w piłce dziecięcej, młodzieżowej i widzę, jak to działa w seniorskiej. Tutaj i tutaj jest to ciężki kawałek chleba. W obu przypadkach nie ma półśrodków, trzeba się zaangażować w stu procentach. Jedna i druga praca różni się jednak diametralnie, trzeba zwrócić uwagę na inne rzeczy. Pod względem poziomu trudności, należy postawić tu znak równości.

Jakie perspektywy daje panu praca w Kotwicy Kołobrzeg?

Wydaje mi się, że klub ma wszystko, aby być wyżej niż w trzeciej lidze. Naszym długofalowym celem jest pierwsza, zrobienie poważnej piłki w Kołobrzegu. Sądzę że to jest dobry punkt dla mnie do tego, żeby zbierać szlify jako asystent, zdobywać doświadczenie. Po to, aby w następnym klubie już samodzielnie objąć stery.

Wróćmy do trenerów, z którymi pan pracował. Dzielił się pan z nimi swoimi wskazówkami? Są tacy trenerzy, którzy są otwarci na zdanie zawodnika w kwestii prowadzenia zespołu?

Trenerzy potrafili to doceniać, że zawodnik analizuje, myśli, stara się być coraz lepszy, wyciągać wnioski. W swojej przygodzie z piłką trafiałem na takich trenerów, z którymi mogłem śmiało dyskutować. Nawet spędzić niejedną noc na tym, żeby porozmawiać na tematy piłkarskie.

Oczywiście było też kilku, którzy byli z tego gatunku, co uważali “wiem wszystko najlepiej, ze mną się nie dyskutuje”. Czy to dobrze, czy źle – nie mnie to oceniać. Osobiście preferuję jednak takie podejście, że dialog i rozmowa są bardzo ważne. Jeśli zawodnicy będą chcieli ze mną porozmawiać, zawsze będę dla nich otwarty. Jeżeli ktoś ma inne zasady, pracuje inaczej, to jego wybór. Koniec końców, to i tak trener zawsze będzie rozliczany z wyników.

A na jakie elementy zwraca pan uwagę u zawodników?

Futbol idzie w tę stronę, że przygotowanie fizyczne musi być na bardzo wysokim poziomie. Z perspektywy czasu uważam, że nie tyle zaniedbano ten element, ale w niektórych klubach w których byłem nie przykładano do tego wielkiej wagi. Inaczej było w Chorzowie u dr Wielkoszyńskiego, gdzie zawodnik musiał być przygotowany fizycznie. Najpierw trenerzy musieli ocenić jego stan fizyczny, a potem był dopiero rozliczany z treningu piłkarskiego. Wydaje mi się na przestrzeni czasu, że w kilku klubach, w których grałem to się zamazało. Uważam, że przygotowanie fizyczne to baza, od której trzeba wszystko zacząć.

W ostatnim czasie dużo się mówi o aspektach psychologicznych zawodników. Niektórzy od najmłodszych lat muszą sobie radzić z presją, ze strony trenerów czy też rodziców. 

Można zauważyć ten trend, że na dzieciach wywiera się coraz większą presję. Rodzice przeważnie chcą wyniku tu i teraz. W dobie internetu czy telewizji, każdy ma dostęp do tego, jak wygląda to na Zachodzie czy w lepszych ośrodkach niż aktualnie dziecko się znajduje i każdy chciałby wyników od razu. A w piłce, żeby coś osiągnąć, trzeba być wytrwałym, mozolnie pracować przez wiele lat.

Tego przykładem trochę jestem ja. Kiedyś nikt nie postawiłby na mnie pięćdziesięciu złotych, że zrobię jakąkolwiek karierę. Tylko poprzez swoją wytrwałość i upór osiągnąłem taki poziom, jaki osiągnąłem. Wydaje mi się, że to jest baza, którą powinni posiąść zarówno adepci, jak i rodzice. Wytrwałość, ciężka praca, cierpliwość – zawsze się obronią, zawsze będą efekty. Dlatego właśnie tego zawsze życzę młodym zawodnikom i ich rodzicom.

A jak pan ocenia polski system szkolenia? Zmienił się, od kiedy rozpoczynał pan przygodę z piłką?

Jeżeli mogę się wypowiadać, to tylko na swoim przykładzie. Jestem pewien, że gdybym trenował od małego tak, jak obecnie dzieci i młodzi piłkarze mają szansę trenować, moje umiejętności techniczne i taktyczne byłyby na wyższym poziomie. Tutaj jednak Ameryki nie odkrywamy, że warunki są lepsze dla tej młodzieży. Myślę jednak, że jeśli chodzi o charakter i podejście, starsze roczniki miały przewagę.

Co do szkolenia, myślę że idzie to do przodu. Jest masa nowych trenerów, którzy chcą się stale rozwijać, nie spoczywają na laurach. Ci, którzy są na rynku, także chcą poszerzać swoją wiedzę, nie chcą być zepchnięci przez nową generację. Wydaje mi się, że jedno nakręca i drugie i będzie na tym korzystała polska piłka.

Mamy jeszcze dużo do zrobienia, jest wiele braków. Myślę jednak, że gdyby każdy poświęcił więcej czasu na solidną, sumienną robotę zamiast narzekać i debatować, jak to u nas jest źle, ruszylibyśmy do przodu.

Osobiście jestem miłośnikiem Football Managera i gdzieś przeczytałem, że pan również lubi grać w tę grę w wolnym czasie. Można przenieść coś do prawdziwego życia z tej rzeczywistości? Czy to tylko zabawa?

Zdecydowanie jest to zabawa, ale trochę można przenieść. Na pewno ogólną wiedzę piłkarską. Grając w Managera, znałem cały piłkarski świat. Wiedziałem, jak to wszystko funkcjonuje, poznałem tych zawodników.

Teraz muszę się przyznać, że aktualna edycja jest pierwszą, od 2001 roku, której nie kupiłem i nie gram. Z racji braku czasu, obowiązków klubowych. Na razie nie mogę powiedzieć, że gram w Football managera na żywo, bo nie mam takiej władzy, nie jestem pierwszym trenerem.

Wydaje mi się, że jest to nieszkodliwy dodatek, aczkolwiek bardzo uzależniający. Który nie zaszkodzi trenerowi, może minimalnie wzbogaci jego warsztat, spojrzenie na piłkę.

Czego można panu życzyć?

Jedyne, czego sobie zawsze życzę, jest żeby wszystko rozwijało się tak harmonijnie, jak to ma miejsce aktualnie. Bowiem ścieżka, którą obrałem sobie wiele lat temu, realizuje się. Niektóre rzeczy dzieją się szybciej, niektóre trochę są odkładane w czasie, ale krok po kroku realizuję to, co chcę zrobić. Dążę do miejsca, w którym chcę się znaleźć. Zachowanie dotychczasowego kursu to jest to, czego najbardziej mi potrzeba.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI

Fot. YouTube