Łukasz Surma: Orest Lenczyk jest wybitnym trenerem i trzeba wracać do jego metod

25.12.2019
Ostatnia aktualizacja 22 maja, 2020 o 16:08

Łukasz Surma jest rekordzistą pod względem występów w polskiej ekstraklasie. W lipcu został trenerem Garbarni Kraków, gdzie musiał sprostać trudnemu wyzwaniu, jakim była odbudowa składu po licznych odejściach. Ponadto, do końca ubiegłego tygodnia przebywał na stażu w klubie Serie A, Hellasie Verona. O tym wszystkim w naszej rozmowie z byłym zawodnikiem m.in. Legii Warszawa. 

Co się panu rzuciło w oczy najbardziej podczas stażu w Hellasie Verona? 

Przede wszystkim baza, w której piłkarze trenują. Jest jeden ośrodek, gdzie jest kilka boisk trawiastych o dobrej nawierzchni, trzy boiska ze sztuczną murawą, basen, miejsce wyciszone. Już na pierwszy rzut oka widać, że piłkarze mają dobre warunki do pracy.

A co mi się najbardziej rzuciło w oczy? O jedenastej, gdy pierwsza drużyna miała trening, równolegle na boisku obok zajęcia miał zespół Primavery. Trenowali w tym samym miejscu i czasie, co było spowodowane tym, że pierwszy trener głównego zespołu co jakiś czas korzystał z piłkarzy drużyny młodzieżowej według swoich potrzeb. To była dla niego pewna wygoda. Na przykład gdy trenował określone schematy taktyczne i potrzebował większej liczby zawodników. Z drugiej strony, był to prestiż i wyróżnienie dla tych młodych piłkarzy, którzy w pierwszej drużynie trenują sporadycznie bądź wcale.

W Hellasie jest to dobrze zorganizowane. Szkoła jest podporządkowana szkoleniu zawodników. Młodzież była odwożona busami. Widać było, że jest to po prostu przedsiębiorstwo. A jak ja trenuję w Garbarni, jedyne co mogę zrobić to trening po południu. Muszę się podporządkować młodzieży, która się uczy. A tam jest wszystko tak zorganizowane, że młodzież ma kontakt z pierwszym zespołem, który dzięki temu ma swobodę, a trener nie musi martwić się, że nie widzi młodych chłopaków. Dzięki temu mają wszystkich pod kontrolą i nie gubią talentów.

A u nas, gdy jakiś nastolatek trafia na trening do pierwszego zespołu, mówi się, że może być gwiazdą zespołu. 

W Hellasie to było coś normalnego. Tam czekali, aż trener przyjdzie po kogoś, potem weźmie następnego. Nie wiem, czy tak jest codziennie, ale tak było, gdy akurat tam przebywałem. Nie można jednak powiedzieć, że to jest jakieś wielkie halo.

Trenuje pan Garbarnię od początku sezonu. W poprzednich rozgrywkach zespół spadł z I ligi i musiało się z nim pożegnać wielu zawodników. To była spora trudność, gdy pan objął zespół?

Druga liga to już poziom centralny i nawet przeglądając składy, widziałem tam wielu piłkarzy z ekstraklasową przeszłością. Przykładem jest Widzew, którego zawodników nie trzeba specjalnie przedstawiać. Sam spotykałem tych zawodników na boiskach ekstraklasy. Moim zamiarem było odmłodzenie drużyny i danie szansy tym, którzy dobrze grali w piłkę, ale nikt po nich wtedy nie sięgnął.

Z jednej strony były mecze, które nam wychodziły, ale też było kilka zakrętów, słabszych spotkań. Można było się tego spodziewać, ale trzeba pracować dalej.

Musiał pan budować Garbarnię praktycznie od nowa. Te zakręty, o których pan wspomniał, wynikały z niezgrania?

Tak, i wciąż szukamy swojej drogi. Zgranie nie mogło być od razu na najwyższym poziomie. Musiałem poznać ten zespół. Ściągnąłem kilku zawodników, których prowadziłem w Sole Oświęcim, ale reszty nie znałem.Inna sprawa, że teraz rozumiem słowa starszych trenerów, którzy mówią, że w tej pracy jest zawsze za mało czasu. Szkoleniowiec  potrzebuje poznać ludzi i dowiedzieć się, jaką funkcję mogą pełnić na boisku. To jest szalenie istotne.

Co pana skłoniło do objęcia zespołu Garbarni? 

Jestem z Krakowa, a to jest trzeci największy klub w tym mieście. Dla trenera z tak krótkim stażem to zaszczyt, by go prowadzić. Byłem wcześniej trenerem w czwartej, trzeciej lidze, a potem dostałem szansę prowadzenia takiego zespołu. Jak już wspomniałem, trzeciego w Krakowie. A to miasto, można powiedzieć, że piłką żyje. Tu jest pełno klubów i żadne inne miejscowości nie mogą się równać pod tym względem z nami.

Zresztą patrząc na liczbę mistrzostw Polski według miast, najwięcej ma ich Kraków.

O właśnie, nawet na to nie zwróciłem uwagi. Wisła ma ich trzynaście, Cracovia pięć. Poza tym, jak się popatrzy na różne tabele to tylko w Małopolsce i na Śląsku jest Klasa C. To wynika właśnie z tego, że tych drużyn jest bardzo dużo.

Wróćmy teraz do czasu, gdy prowadził pan Sołę Oświęcim. Tam też miał pan trudną misję.

Tam był bogaty sponsor, chwilówki. Zespół utrzymywał się głównie dzięki temu na poziomie trzeciej ligi. W pewnym momencie sponsor się wycofał, finanse się skończyły i pojawiły się problemy. To było widać w tabeli. Gdy przychodziłem, byli na ostatnim miejscu. Na szczęście, w piłce nie zawsze grają pieniądze i można przezwyciężyć problemy finansowe. Byłem przekonany, że poradzimy sobie mimo tego.

Jaki jest pana styl pracy z zespołem?

Na pewno nie przywiązuję się do nazwisk, czy systemów. Codziennie obserwuję dyspozycję zawodników i chcę, żeby dwudziestu ludzi było pod prądem, byli ważni. Tak było w Sole i tak jest teraz. Uważam, że dobry zespół piłkarski to nie tylko jedenastu ludzi. A właśnie tych dwudziestu i sztab, który z nimi pracuje. Nad tym się skupiam, żeby wszyscy znaleźli w klubie swoje miejsce i czuli się za niego odpowiedzialni.

Na pewno muszę nad tym wciąż pracować, żeby wszyscy czuli się jeszcze lepiej. Wtedy klub jest silny, a każdy czuje się potrzebny. Taka jest moja rola – w Oświęcimiu mi to wyszło, bo wygrzebaliśmy się z trudnego miejsca właśnie zespołowością, atmosferą. Do tego dążę również w Garbarni i myślę, że jestem na dobrej drodze.

Poruszył pan dość ważny fakt. Dużo się mówi o tym, że kadry zespołów ekstraklasy, nawet tych najlepszych, są zbyt wąskie. 

Powiem szczerze, że robić rotację w składzie też nie jest tak łatwo. Gdy robi się zmiany w pierwszej jedenastce, od razu trzeba zrobić dobry wynik, ponieważ potem są pytania, dlaczego trener je zrobił. Mistrzem w tym był Orest Lenczyk. Napatrzyłem się na to, gdy grałem w Chorzowie. Może gdzieś tam z tyłu głowy to mi siedzi, aczkolwiek jeden do jednego nie odgapiam od niego, szukam swojej drogi.

Za Lenczyka było tak, że wszyscy czuliśmy się docenieni i mogliśmy zagrać w każdej chwili. To zresztą trener wybitny i trzeba wracać do jego metod.

Orest Lenczyk przez długie lata prowadził kluby ekstraklasy, mimo siedemdziesiątki na karku. 

Pokolenia się zmieniały, a on cały czas był. To też świadczyło o jakimś jego rozwoju. Postać nietuzinkowa.

Przejdźmy teraz do pana kariery piłkarskiej. Jest pan rekordzistą pod względem występów w ekstraklasie. Wynik 559 meczów jest obecnie możliwy do osiągnięcia, patrząc na to, że piłkarze dość szybko wyjeżdżają za granicę, a kluby chcą ich szybko sprzedać?

Z jednej strony szybciej chłopcy wyjeżdżają, to widać po transferze Buksy. Teraz jest więcej kierunków – Stany, Chiny… Coraz więcej możliwości wyjazdów i coraz więcej menedżerów. Interes jest cały czas w obiegu. Z drugiej strony, piłkarze będą grać dłużej, jestem o tym przekonany, ale meczów też będzie więcej. Nie wiadomo, jak to będzie wyglądać za dziesięć, piętnaście lat. Piłka się tak szybko zmienia… To co dziś jest niemożliwe, może mieć miejsce jutro. A my musimy się do tego dostosowywać.

Mój wynik, patrząc na polską ligę jest wysoki. Poza tym grałem w lidze, która składała się z czternastu zespołów. Graliśmy tylko 26 meczów w całym sezonie. A teraz w połowie sezonu moja Garbarnia rozegrała dwadzieścia spotkań. Myślę, że gdyby meczów było więcej, mój wynik mógłby być jeszcze lepszy.

Teraz piłkarze ekstraklasy chcą wyjeżdżać w młodym wieku. Pan trafił do Izraela dopiero po trzydziestce. Miał pan wcześniej jakieś zagraniczne oferty?

Była oferta z Portugalii, która została odrzucona przez Legię. Chyba wtedy też pojawiło się coś z Rosji. Nie było tego jakoś specjalnie dużo. Wychodziłem też z założenia, że dobrze mi się gra w polskiej ekstraklasie.

Na pewno nie byłoby tego rekordu, gdybym wcześniej trafił za granicę. Przeszedłem jednak do dobrego klubu – Maccabi Hajfa, czegoś tam się nauczyłem, podobnie jak później w Austrii. Także nie żałuję.

Wróćmy na koniec do Garbarni. Jaki jest główny plan na przyszłość tego klubu?

Chcemy się na pewno rozwijać. Pojawiły się plany rozbudowy infrastruktury, żeby stadion był bardziej przyjazny dla kibica, z trybunami z dwóch stron. Zależy nam, żeby klub stał mocno na nogach na tym centralnym szczeblu. W tej chwili trzeba zrobić wszystko, żeby być solidnym drugoligowym zespołem.

Postrzegam ten klub, jako rdzenny krakowski, w którym powinni grać piłkarze z Krakowa i okolic. Potencjał piłkarzy stąd trzeba wykorzystać i sądzę, że Garbarnia może być jednym z nielicznych klubów, który tego dokona.

Kończy się rok 2019. Jaki był dla pana?

Dużo się zmieniło. Najpierw utrzymaliśmy się z Sołą Oświęcim pomimo tego, że byliśmy na ostatnim miejscu. To był dla mnie chrzest bojowy, jeśli chodzi o trenerkę. To mnie rozpędziło, chciałem w to wejść.

Jeszcze dwa lata temu nie wiedziałem czy będę trenerem. Teraz już jestem o tym przekonany. Poszedłem na kurs UEFA Pro, zbieram doświadczenia. Trochę zmienił się mój kierunek, ponieważ nie myślałem wcześniej, że będę trenerem. Chociaż chodziło mi to po głowie, gdy byłem piłkarzem. Dopiero jednak ten rok mnie upewnił w przekonaniu, że to dobra droga.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI

Fot. YouTube