Najpierw się z ciebie śmieją, a później jesteś liderem. Legia Vukovicia i jej ewolucja

20.12.2019

Kojarzycie takie powiedzenie Gary’ego Linekera, że na boisku biega 22 piłkarzy, a na koniec i tak wygrywają Niemcy? Właśnie to piłkarskie porzekadło można nieco sparafrazować i przenieść na polski grunt. Zamiast zachodnich sąsiadów, wyznacznikiem będzie Legia Warszawa. 

Nie ma drużyny, na którą w czasie rundy jesiennej częściej się narzeka od wielu lat niż Legia. Bez względu na to, kto był/jest za sterami klubu, bez względu na to, kto jest trenerem. Rok w rok to samo. Gdy Legii dobrze szło w europejskich pucharach, trochę przekładało się to na ligę i trzeba było gonić rywali, co zazwyczaj kończyło się pozytywnym skutkiem.

Nie inaczej było w tym sezonie, gdy Aleksandar Vuković jakimś cudem utrzymał posadę. W europejskich pucharach wstydu nie było, bo Glasgow Rangers może już nie jest tym samym klubem, co na początku XXI wieku, ale to jednak gigantyczna marka, która koniec końców zagra wiosną w 1/16 finału Ligi Europy, a w fazie grupowej okazała się lepsza m.in. od Young Boys Berno czy Feyenoordu Rotterdam.

Wydaje się jednak, na podstawie ostatnich sezonów i cierpliwości, a raczej jej braku, że w 9 na 10 podobnych przypadków, Vuko już by w Legii nie pracował. Łatwość z jaką rozstawano się z kolejnymi szkoleniowcami w Warszawie była tyle imponująca, co po prostu zadziwiająca. W końcu pracę w połowie rundy jesiennej tracili w ostatnich latach: Henning Berg, Besnik Hasi, Jacek Magiera czy Dean Klafurić, a do końca roku wytrwał np. Jan Urban. Chwilę wcześniej ci sami trenerzy mieli być gwarantami ciągłości i szkoleniowcami, którzy zapewnią start i rozpęd „nowych projektów”. Ale Vuko miał jeszcze jedno szczęście w nieszczęściu.

Finanse

To właśnie trzy kolejne sezony bez fazy grupowej europejskich pucharów oznaczały i oznaczają ogromne straty dla klubu, który wcześniej przez wiele lat niemalże taśmowo grał w Lidze Europy, z roczną „przerwą” na Ligę Mistrzów. Oczywiście, gdzieś udawało się załatać lukę finansową w postaci sprzedaży najbardziej cennych graczy. Tylko w tym roku odeszli przecież Sebastian Szymański, Carlitos i Sandro Kulenović, na których warszawski klub zarobił niemalże 9 milionów euro.

Jakkolwiek oceniać piłkarzy Legii, wydaje się, że w tym momencie zawodników pokroju Vadisa, Nikolicia, Prijovicia czy będącego w formie Radovicia, po prostu nie ma do dyspozycji Vukovicia. Mimo tego, Legia serbskiego szkoleniowca obecnie jest jednym z klubów, który da się i chce się oglądać w naszej lidze. Zwłaszcza, gdy gra u siebie. Ostatnie pięć meczów w Warszawie, to kolejno: 2:1 z Lechem, 7:0 z Wisłą Kraków, 5:1 z Górnikiem Zabrze, 4:0 z Koroną i 3:1 z Wisłą Płock. Razem komplet 15 punktów oraz bramki 21:3! W naszych warunkach totalny kosmos.

Młodzież

Pisaliśmy już o tym wiele razy, ale należy to powtórzyć. Vuković w przeciwieństwie do poprzednika, chętnie zagląda do klubowej akademii. Radosława Majeckiego dostał jakby w spadku, więc jego obecność nie może dziwić, ale już Michał Karbownik to jego „wynalazek”, podobnie jak Karbownik w roli lewego obrońcy. To była inwencja Vuko i trzeba przyznać, że opłaciła mu się w 100%, a Karbownik wiele na tym zyskał. Zapewne chciałby grać na swojej nominalnej pozycji, czyli w środku pola. Z drugiej strony nauka nowej pozycji w młodym wieku mu nie zaszkodzi.

Maciej Rosołek dostał szansę debiutu przeciwko Lechowi i od razu strzelił gola. Tyle że nikt na siłę nie foruje jego kolejnych występów, a trener spokojnie wprowadza młodego chłopaka do drużyny. Mateuszowi Praszelikowi za pół roku kończy się kontrakt i jest obawa o jego odejście bez zarobku dla klubu, tyle że… w kolejce są następni ciekawi zawodnicy w klubowej hierarchii. Zwłaszcza, jeśli mowa o roczniku 2003. Ariel Mosór i Szymon Włodarczyk to synowie byłych piłkarzy Legii, dwóch Piotrów. Kto śledzi media społecznościowe związane z akademią, ten wie, że również Radosław Cielemęcki jest ciekawym i bardzo efektownym zawodnikiem.

Trafnie podsumował to w niedawnym wywiadzie dla strony legioniści.com Mateusz Wieteska: – Trener Vuković jest długo w klubie, był trochę czasu w drugiej drużynie i mógł zaobserwować jacy zawodnicy są w Akademii. Miał wtedy trochę więcej czasu, aby na to wszystko spojrzeć i zapamiętać niektórych piłkarzy. Wydaję mi się, że zapamiętał właśnie tych, którzy najbardziej się wyróżniali.

***

W Polsce Vuko wygrał w roli piłkarza wszystkie możliwe puchary z Legią. Dwa mistrzostwa, puchar kraju, puchar ligi oraz superpuchar. Można powiedzieć, że dopóki władze ligi i PZPN nie przywrócą pucharu ligi czy pucharu Ekstraklasy, to jako trener, nie będzie miał szansy na powtórzenie tych osiągnięć. Serb dobrze wie, że bez sukcesów, w Warszawie długo nie wytrwa. Zresztą nie tylko w stolicy, bo ponad dwa lata temu udzielił wywiadu portalowi Weszło, w którym opowiadał jak wygląda praca trenera i obraz szkoleniowców w Polsce: – Generalnie praca trenera to w Polsce bardzo trudny i niewdzięczny zawód, ponieważ jest to kraj, w którym bardzo szybko niszczy się autorytety, sprowadza ludzi do poziomu nie nadawania się. Dla mnie to niepojęte. Da się wyczuć w powietrzu, że opinia publiczna nie szanuje praktycznie żadnego trenera

Czyny zamiast słów

Na początku sezonu Aleksandar Vuković błyszczał głównie za sprawą konferencji prasowych. To proste – jeśli zespół gra dobrze, słowa trenera, jakiekolwiek by nie były, zawsze będą na drugim miejscu. Jeśli zespół cieniuje, dziennikarze, kibice i eksperci szukają drugiego dna i chętnie posłuchają konferencji, na których akurat może kolejny trener się wyłoży i będzie okazja mu przywalić.

Sierpniowe 0:0 ze Śląskiem w Warszawie: – Jeśli ktoś dzisiaj uważa, że Legia zagrała słabo, to obawiam się, że nigdy nie zagra dobrze – tak oceniał mecz Vuković. Jeszcze wcześniej, po przegranym mistrzostwie – rzecz jasna nie przez niego – były słowa o tym, że w Legii trzeba, cytujemy: „zapierdalać”.

Jednak Legia z lipca, sierpnia czy nawet września, a Legia od połowy października do dzisiaj, to jakby dwa różne organizmy. Tak jak przez wiele lat mówiło się, że rywale przyjeżdżający na Łazienkowską mają nogi jak z waty, tak w ostatnim czasie, poza kapitalną atmosferą, nikt nie obawiał się przyjazdu do stolicy. Teraz drużyna Vukovicia jakby na nowo potrafiła tchnąć ducha w Ł3 za sprawą swojej dobrej i niezwykle skutecznej gry.

W ostatni weekend do stolicy przyjechała Wisła Płock. Goście byli ustawieni bardzo defensywnie, co wykorzystała Legia, a ciekawą rzecz zauważył Michał Zachodny w swojej analizie dotyczącej ostatnich występów stołecznej drużyny: – Liczby mówią wszystko: tylko przez 163 sekundy Wisła Płock rozgrywała piłkę na połowie Legii w trakcie pierwszej części sobotniego spotkania.

***

Rok temu Legia miała 39 punktów po jesieni, czyli po 20. rozegranych spotkaniach. Teraz na jej koncie jest 38 punktów oraz dzisiejszy mecz z Zagłębiem. Jeśli warszawianom uda się wygrać w Lubinie, wtedy Vuko osiągnie najlepszy rezultat jesienny dla Legii od sześciu lat! W 2013 roku Legia pod wodzą Jana Urbana zdobyła 43 punkty w 21. meczach, a w jej składzie widniały takie nazwiska jak Henrik Ojamaa, Marek Saganowski czy Tomasz Brzyski. Niby niedawno, ale trochę piłkarzy i trenerów przewinęło się od tamtej pory przez Łazienkowską.