Koniec zawsze jest nowym początkiem. Świat piłki jeszcze podziękuje za pandemię?

31.03.2020

„Nie będzie niczego” – mówiła swego czasu pewna osobistość wątpliwej reputacji, którą kojarzy raczej każdy. Nie w tamtym konkretnym kontekście, ale niestety zaczęło się to spełniać. Spójrzmy za okno. Pusto? Całe szczęście, bo właśnie tak w obecnej sytuacji powinno być. Włączmy może telewizję, szukając jakiejś rozrywki, może sportowej emocji. Nie ma nic, prawda? No dobra – ewentualnie powtórki wydarzeń, które w większości znamy na pamięć. Świat jakiegokolwiek sportu stanął do odwołania, stanęła również piłka. W całym tym zamieszaniu i niepewności zapanował także swego rodzaju spokój…

Więcej. Szybciej. Drożej. Bardziej. Każdy z nas, fanów piłki, zdaje sobie sprawę z tego, jak wyglądał świat futbolu do końca 2019 roku. Wszystko pędziło w takim tempie, że nawet jeśli braliśmy sporą poprawkę, by nic nie było w stanie nas już zaskoczyć, rzeczywistość pokazywała, że byliśmy w błędzie. Transfer Cristiano Ronaldo do Realu? Istne szaleństwo. Pobity wieloletni rekord Zidane’a, Santiago Bernabeu witające nową gwiazdę niemal w komplecie wypełniając trybuny. Dopiero wtedy przebito liczbę fanów, którzy swego czasu przybyli na Stadio San Paolo, by podziwiać Diego Maradonę przybyłego do Neapolu. Zarobki? W ramach podpisanej wtedy sześcioletniej umowy, Portugalczyk, ówczesny posiadacz Złotej Piłki, miał zarabiać „szokujące” 9,5 miliona euro rocznie. Chyba nie trzeba specjalnie pokazywać, ile zmieniło się przez (nawet niecałą) dekadę. W 2017 roku Neymar został kupiony za 222 miliony, a Messi zarabia 40 milionów + bonusy.

Piłkarze znaleźli się w świecie, na który w dużej części nie byli gotowi. Kwoty, na jaki niegdyś trzeba było zapracować sobie Złotą Piłką, teraz dostają nawet nastolatkowie. Zanim się naprawdę wysilą, dostają kwoty, z którymi nie wiedzą co robić. Wielu z nich najzwyczajniej odbija palma. Etos ciężkiej pracy, pokory, szacunku dla starszych kolegów i po prostu skupiania się na piłce – to odeszło gdzieś na bok. Mamy prawdziwy wylew młodych gwiazdeczek, którzy często podpuszczani przez własnych agentów, mają się za nadludzi. Za osoby, które mają u stóp cały świat. Nie trzeba dodawać, że większość z nich kończy szybciej, niż zaczęła lub po prostu hamuje w rozwoju, nigdy nie osiągając pełni swoich możliwości.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Autorefleksja

Przed czterema laty pęd świata futbolu świetnie skomentował Juan Mata – mistrz Anglii, Europy i świata, zdobywca Ligi Mistrzów. Piłkarz, którego zna każdy, który jeszcze nie tak dawno zachwycał swoimi boiskowymi popisami na największych stadionach. – W porównaniu do reszty świata futbolu, moje zarobki są w normie. Jednak jeśli porównam swoją pensję z 99,9% Hiszpanów i reszty świata, zarabiam nieprzyzwoicie dużo. Tak to już jest, że w piłce porównujemy pensje z tym, co dostają nasi koledzy z klubu, ligi czy innych rozgrywek. Moim agentem jest tata. Dba o moje interesy i cieszę się z tego, bo grałem już z wieloma chłopakami, którym doradzano w tych kwestiach fatalnie. Każdy z zawodników, gdy tylko zgłasza się po niego dobry klub, myśli, że jest Maradoną. To dotyczy nas wszystkich, ale coraz częściej widać to u młodych chłopaków. Widzimy dzieciaki, którym wydaje się, że są gwiazdami rocka. Noszą wymyślne ubrania, jeżdżą luksusowymi samochodami. Czasem trzeba wziąć ich na bok i powiedzieć parę słów. Tak długo, jak potrafisz zachować chłodną głowę i pracować równie mocno, jak wcześniej, zanim jeszcze zarobiłeś wielkie pieniądze i stałeś się rozpoznawalny, tak długo możesz radzić sobie ze sobą i ze światem, jaki cię otacza – powiedział Hiszpan.

Trafił idealnie, ale jak na ironię tuż przed okresem, kiedy to wszystko rozkręciło się jeszcze bardziej. Zanim Pogba został kupiony za ponad sto milionów, zanim wydano fortunę na Neymara, zanim Barcelona zapłaciła także ponad sto milionów za „one season wonder”, czyli Dembele. Zresztą – Francuz przynajmniej zdążył zabłysnąć w Bundeslidze, nie jak Joao Felix, na którego Atletico rozbiło bank po świetnym, ale nawet niepełnym sezonie w lidze portugalskiej. Pandemia koronawirusa jest czymś strasznym. Jest sytuacją, jakiej zdecydowana większość z nas nie zna. Już teraz sprawiła cierpienie i ból, który odczuło wiele rodzin. Już w tym momencie wiele firm upadło lub jest tego bardzo blisko. Nikt nie chce być złym prorokiem, ale można się spodziewać, że w najbliższych tygodniach, być może miesiącach, będzie gorzej. Rzeczywistość po przymusowym postoju, który obserwujemy, będzie trudna. Będzie wracała do „normalności” przez długi okres.

Powrót do przeszłości?

Mimo wszystko każdy koniec jest początkiem czegoś nowego. Na cały wszechświat, a także historię naszej planety, składa się wiele końców, nieporównywalnie większych do tego, z czym zmagamy się teraz. Czasem takie mocne zwolnienie przynosi wiele korzyści, choć oczywiście nie dla wszystkich. Zostawiając już wszystkie ludzkie tragedie i tych, którzy stracili bądź stracą życie, w samej piłce nożnej będzie podobnie. Część klubów będzie miała ogromne problemy, straci to, nad czym pracowała latami. L’Equipe poinformowało, że sporo może zmienić się choćby w PSG. Straty klubu z tzw. dni meczowych, wpływów z praw telewizyjnych, mogą sięgnąć 215 milionów euro. W efekcie szejkowie sponsorujący klub mogą rozważyć sprzedaż Neymara, choć na pewno nie za tyle, za ile go pozyskano. Rynek się zmieni.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Wracając do innych konsekwencji, część klubów przestanie istnieć, czego najlepszym przykładem jest słowacka MSK Żilina. Założony ponad 110 lat temu klub, który w sezonie 2010/2011 wystąpił nawet w Lidze Mistrzów, zbankrutował. 1 kwietnia rozpocznie się proces upadłościowy sześciokrotnego mistrza kraju i nie będzie to primaaprilisowy żart. Przed dużą szansą staną jednak ci, którzy mimo ograniczonych środków i możliwości, prowadzili swoje interesy mądrze. Ci, którzy zbudowali sobie „szlaki skautingowe”, którzy potrafili stawiać na młodzież i ją rozwijać, ale prędzej czy później nie byli w stanie płacić tyle, co potęgi z największych lig. To właśnie być może one w „nowej erze futbolu” będą w stanie nieco podgonić czołówkę i tych, którzy funkcjonowali ponad stan lub na kredyt. Może częściej będziemy świadkami takich niespodzianek, jak mistrzostwo Leicester, Deportivo (to dla nieco starszych kibiców), świetnie radzącej sobie Atalanty, czy podbijającego Ligę Mistrzów Ajaksu. To na razie gdybanie, ale nie ukrywajmy – miłe gdybanie.

Jeszcze będzie pięknie

Powiedzieć, że świat futbolu jechał w ostatnich latach autostradą, jedynie zmieniając auta na lepsze i szybsze, to nie powiedzieć nic. On przerzucił się na Hyperloop i nic nie wskazywało na to, że się zatrzyma. Koronawirus stał się nie tylko obowiązkową stacją końcową, na której to ustrojstwo wyhamowało i zrobiło sobie postój. Sprawił on również, że futbol – pomijając „autostrady” – wrócił na zwykłe boczne drogi, na których już nie tak łatwo pędzić, nawet jeśli bardzo się tego chce. Przeniesienie się do czasów, w których zakup za 90 milionów był kosmicznym transferem? Do okresu, w którym 10 milionów pensji było zarezerwowane wyłącznie dla tych największych? Chcielibyśmy, by po uspokojeniu się sytuacji właśnie tak się stało. Kto wie, być może świat piłki jeszcze podziękuje za tę pandemię…