Od Tomaszewskiego po Krychowiaka. Polskie akcenty w Hiszpanii niczym pudełko czekoladek

15.04.2020
Ostatnia aktualizacja 22 maja, 2020 o 14:05

Od lat utarło się przekonanie, że Hiszpania polskim piłkarzom raczej nie służy. Brak odpowiedniej techniki, zmysłu taktycznego i mozolne ruchy na boisku. Głównie takimi argumentami podkreślano nasze niepowodzenia w jednej z najlepszych lig na świecie. W historii mieliśmy jednak kilku zawodników, którzy potrafili walczyć z tymi stereotypami, poruszając przy tym tłumy na Santiago Bernabeu. Czy Michał Karbownik również może dołączyć do tego wąskiego grona?

Rekordowy transfer

Nie ma co ukrywać – przeskok z polskiej ekstraklasy do La Liga jest ogromny. Dość boleśnie przekonał się o tym kilka lat temu Bartłomiej Pawłowski, który po rocznym wypożyczeniu do Malagi wrócił do naszego kraju. Czy jednak wówczas napastnik na tyle przerastał naszą ligę, aby stwierdzić, że poradzi sobie w tak wymagającym środowisku? Nie da się ukryć, że przypadek piłkarza Legii jest inny, a oglądając jego popisy na boisku widzimy talent na zupełnie innym poziomie.

Na ten moment nie mamy zbyt wielu danych odnośnie do klubu, o jakim wspominał niedawno Mariusz Piekarski. Agent piłkarza jak zwykle ukrywa nazwę zespołu, ale wspomnienie o TOP 4 hiszpańskiej ekstraklasy coś nam sugeruje.

Jeśli mówimy o Hiszpanii, to rozmowy toczyły się z klubami z miejsc 1-4. Koronawirus niestety popsuł sprawę, bo bylibyśmy zapewne świadkami wielkiego transferu – powiedział agent Michała Karbownika, Mariusz Piekarski w Magazynie Sportowym RDC.

O ile Barcelonę i Real Madryt możemy raczej wykluczyć, tak już w Real Sociedad, czy Sevillę albo nawet szóste Atletico Madryt jesteśmy w stanie uwierzyć. Oczywiście – nadal Michał miałby gigantyczne problemy w walce o podstawowy plac, ale jego uniwersalność byłaby duży atutem, który cenią zachodni szkoleniowcy. A przypomnijmy, że piłkarz Legii może grać po obu stronach defensywy, a także w środku pola.

Wielkie mecze

Podążanie za faktami i przeszłością często bywa mylne. Nie można bowiem stwierdzić po jednym czy drugim polskim zawodniku zawodzącym w Hiszpanii, że nasi gracze zwyczajnie tam nie pasują. Na każdego Bartka Pawłowskiego możemy znaleźć odpowiedź w postaci Grzegorza Krychowiaka i dzięki temu zapędzić się w kozi róg.

Łącznie mieliśmy aż 20 graczy, którzy na przestrzeni kilkudziesięciu lat występowali na pierwszym poziomie rozgrywek w tym kraju. Jako pierwszy szlak przetarł Jan Tomaszewski. Miało to jednak miejsce po jego najlepszych latach w karierze, dokładnie siedem lat po brązowym medalu na mistrzostwach świata. Wówczas przeniósł się do Heraclesa, w którym zagrał kilkanaście spotkań i wrócił na ostatnie lata do ŁKS-u Łódź.

Osiem lat później o wiele lepiej poszło Janowi Urbanowi. Po dwóch zdobytych mistrzostwach Polski postanowił skorzystać ze zmiany ustroju politycznego i przenieść się do Osasuny. W tamtym czasie traktowano to jako wypad w nieznane, nawet jeśli Tomaszewski przetarł ten szlak nieco wcześniej. Napastnikowi poszło o wiele lepiej. Zwykle nie schodził ze swojego pewnego poziomu. Już w debiutanckim sezonie trafił 8 bramek w Primera Division, a przez dwie następne kampanie nie schodził z wysokiego poziomu i notował dwucyfrowe wyniki. Wraz z czasem jednak jego pozycja w zespole notowała regres.

Mimo to kibice z Pampeluny do dziś pamiętają Urbana i jego magiczny popis z Realem Madryt. Po jednej stronie Hugo Sanchez, Hagi, Butragueno i inne wielkie osobistości. Po drugiej chłopak z Jaworzna, który marzył o wielkiej karierze. Hat-trick na Santiago Bernabeu i ogranie w pojedynkę tak klasowego zespołu pozwoliło Polakowi rozkochać w sobie kibiców na lata.

Wówczas Urbana uważano za jednego z najbardziej perspektywicznych graczy w Hiszpanii, a po wspomnianym spotkaniu zapytała o niego nawet Barcelona, którą wówczas prowadził Cruyff. Między innymi dzięki karierze piłkarza kilkanaście lat później otrzymał propozycje objęcia posady trenera zespołu.

W Pampelunie udany rok zaliczył także Roman Kosecki. Jednak w tym przypadku Osasuna była zaledwie przedsionkiem do kariery w Atletico. O ile Urban pogrążył Real, tak „Kosa” zanotował pamiętny występ przeciwko Barcelonie. Dwie bramki oraz asysta i wielki comeback z 0:3 na 4:3. Trzeba przyznać, że Polacy wówczas co jakiś czas potrafili rozkochać w sobie kibiców wielkim meczem. Po pierwszym udanym sezonie nie udało mu się jednak utrzymać miejsca w składzie i szybko odszedł do Nantes.

Jakiś czas później w Osasunie występował także Ryszard Staniek oraz Jacek Ziober, ale nie udało im się nawiązać do czasów Jana Urbana. W Logrones kilka epizodów zaliczył także wypożyczony z Wisły Kraków defensywy pomocnik Grzegorz Lewandowski. Mimo to nie musieliśmy długo czekać na kolejnego obiecującego snajpera. Dwa lata po srebrnym medalu na Igrzyskach do Andaluzji (Betis Sevilla – przyp.red) przeniósł się Wojciech Kowalczyk. Także w jego przypadku dobry okres trwał relatywnie krótko, bo tylko około trzech lat. Następnie strata miejsca w składzie, kontuzje i ratowanie się wypożyczeniem w Las Palmas. Potencjał „Kowala” na pewno był większy.

Źródło: www.90minut.pl

Primera Division próbowali zawojować jeszcze Jerzy Podbrożny, Cezary Kucharski czy Mirosław Trzeciak. Nazwiska – jak na naszą ligę – wielkie, ale ostatecznie musieli zadowolić się w najlepszym przypadku kilkunastoma występami.

Następnie w 2007 roku do Racingu Santander trafił Ebi Smolarek. Jak doskonale pamiętamy wielokrotny reprezentant Polski  nie potrafił przystosować się do nowej ligi i pomimo wielu szans w całym sezonie strzelił jedynie cztery bramki. Po roku wysłano go na wypożyczenie do Boltonu, ale w Anglii także piłki po jego strzałach nie wpadały do siatki. W tym samym czasie Real Madryt na drugiego bramkarza zwerbował Jerzego Dudka. Bramkarz doskonale wiedział, że trafia do stolicy Hiszpanii na piłkarską emeryturę i raczej do nikogo nie rościł o to pretensji. Przez cztery lata miał okazję popracować jednak z wieloma świetnymi trenerami – chociażby z Jose Mourinho. W lidze zanotował dwa występy.

Farbowane lisy

Franciszek Smuda przed mistrzostwami Europy w 2012 roku postanowił wzmocnić kadrę trzema „farbowanymi lisami”. Dwóch z nich ma za sobą występy w Hiszpanii, choć na EURO w Polsce żaden z nich raczej tego nie pokazał. Polański jeszcze przed debiutem w reprezentacji Polski spędził sezon w Maladze, natomiast Perquis tuż po mistrzostwach trafił do Realu Betis. Jak mogliśmy się spodziewać, nie wyszło to obu stronom najlepiej. W drugim sezonie gry zespół z Andaluzji spadł z Primera Division, a łącznie zawodnik urodzony w Troyes zaliczył 22 występy w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Ubiegła dekada

W Hiszpanii nie brakowało także Polaków w ubiegłej dekadzie. Dość niespodziewanie po EURO klub zmienił również Dariusz Dudka. Z Auxerre przeniósł się do Levante, czyli do zespołu występującego w Lidze Europy. Już po miesiącu mogliśmy się przekonać, że z tej mąki chleba nie będzie. Ławka, trybuny, kontuzje,  ławka, trybuny – tak mniej więcej wyglądała ta nieudana przygoda. Łącznie zebrał 34 minuty, a nawet gra zespołu z Walencji na trzech frontach nie pozwoliła mu otrzymać od trenera kilku spotkań w wyjściowej jedenastce. Podobnie zakończyła się przygoda Bartosza Pawłowskiego, choć w jego przypadku początek był w miarę obiecujący. Nie poszło także Cezarowi Wilkowi. Podobnie jak u Dudki, tutaj zaczęły ponownie dawać o sobie znać urazy. W jego przypadku o wiele poważniejsze. Podczas pobytu w Deportivo dwukrotnie nabawił się poważnej kontuzji kolana, przez którą najpierw pauzował ponad pół roku, a następnie kilka miesięcy. W 2015 roku odszedł do Realu Saragossa, aby za dwa lata definitywnie zakończyć nierówną walkę ze swoim zdrowiem.

Ten negatywny trend nieco przełamał Grzegorz Krychowiak. Po wielu latach spędzonych we Francji, około 6 milionów euro postanowiła zapłacić za niego Sevilla. Od momentu transferu zyskał zaufanie Unaia Emery’ego, a udany sezon dopełnił zwycięskim golem w finale Ligi Europy z Dnipro. Krychowiak z miesiąca na miesiąc rósł w hierarchii drużyny i w drugiej kampanii rozegrał nawet kilka spotkań jako kapitan Sevilli. Udany rok –ponownie zakończony zwycięstwem w LE – zakończył dobrym występem na EURO. Wówczas transfer do PSG traktowano jako gigantyczną bombę transferową i następny krok w karierze. Do czasu.

Swoje pięć minut w Hiszpanii miał także Przemysław Tytoń. Najpierw przez rok zabawił w Elche, zaś po roku zakontraktowało go Deportivo. W nowym zespole grał w kratkę, a trener ciągle rotował między Germanem Luxem, Rubenem Martinezem i byłym już reprezentantem Polski. Przemek nie rozstawał się z Deportivo w najlepszych nastrojach, po tym jak dyrektor sportowy nazwał go „urzędnikiem”. Przygodę w La Liga zakończył na 47 występach na przestrzeni trzech lat.

***

Jak to wygląda w kontekście Karbownika? Przede wszystkim większość polskich piłkarzy trafiała do Hiszpanii w innym momencie swojej kariery. Michał tak naprawdę dopiero rozpoczyna swoją przygodę z futbolem, a już wspomina się o klubach z czołówki ligi. Oczywiście nie jest wykluczone, że 19-latek zostanie sprzedany i natychmiast wypożyczony do nieco słabszego klubu, aby mógł otrzaskać się z ligą. I nawet to nie będzie najgorszym rozwiązaniem dla 19-letniego piłkarza.