Hiszpańskie kluby szykują się na straty. Z kim mogą rozstać się Barcelona, Real i Atletico?

29.04.2020
Ostatnia aktualizacja 22 maja, 2020 o 14:01

Federacje piłkarskie powoli przygotowują kluby do powrotu. Oczywiście zdarzają się także przypadki, takie jak Francja czy Holandia, gdzie podjęto decyzję o zakończeniu rozgrywek. Niezależnie od wykonanych kroków, straty finansowe są nieuniknione. Paradoksalnie, największe kłopoty mogą mieć zespoły, w których obroty są gigantyczne. Do tego grona należą m.in. Barcelona, Real i Atletico. Z kim wspomniane drużyny będą próbowały się pożegnać w najbliższym oknie transferowym? 

Na ten moment nie ma nic pewnego. Hiszpania powoli przygotowuje plan wznowienia kampanii. Zakłada on, że zawodnicy wrócą do ośrodków klubowych już 4 maja, jednakże na treningi w małych grupach będzie trzeba poczekać do 18 maja. Co z sesjami w pełnym składzie? Takich rozwiązań możemy spodziewać się dopiero na początku czerwca. Sama liga ma natomiast wrócić kilkanaście dni po wznowieniu wspólnych przygotowań.

Gra bez udziału publiczności to jedno, a mecze z pełnymi stadionami to zupełnie inna kwestia. Z pewnością przez najbliższe miesiące nie zobaczymy spotkania z udziałem sympatyków. Nie można wykluczyć, że cały sezon 2020/2021 zostanie rozegrany przy pustych trybunach. W praktyce oznacza to ogromne straty dla wszystkich klubów, a w szczególności tych największych.

Pozornie wydaje się, że zespoły z wielkimi przychodami nie powinny mieć takich kłopotów, jak ekipy z małym budżetem. Po części jest to prawda. Z drugiej strony, warto mieć na uwadze, iż takie drużyny co miesiąc muszą być przygotowane na wielkie wydatki. Mowa przede wszystkim o pensjach. Nie tylko dla piłkarzy, ale również całego personelu, który m.in. zajmuje się stadionem.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Jeżeli w trakcie kolejnego sezonu mecze odbywać się będą bez kibiców, to zespoły z LaLiga mogą odczuwać efekty kryzysu przez minimum dwa lata. Według mediów, najbardziej dotknie to czołowe kluby. Sama Barcelona może stracić nawet 305 milionów euro (33% budżetu), gdy nie będzie wpływu środków z tytułu m.in. sprzedaży biletów, turystyki czy merchandisingu. W Realu mowa o 250 milionach (30%), natomiast w Atletico szacuje się 100 milionów euro (-27%) straty.

Na ten moment kluby będą próbować ciąć koszty w postaci obniżki wynagrodzeń zawodników czy zwykłych pracowników. Priorytetem dla zespołów wydaje się jednak sprzedaż piłkarzy, którzy nie odgrywają w klubie takiej roli, jak wskazują chociażby pensje tych graczy.

Brak jednomyślności

W Barcelonie szukają przede wszystkim chętnych na Philippe Coutinho, którego ostatnie dwa lata kariery opisywaliśmy na „Zzapołowy” [link do artykułu]. W klubie z Camp Nou nie ma jednomyślności co do przyszłości 27-latka.

Quique Setien dał bowiem jasno do zrozumienia, iż z wielką przyjemnością będzie współpracować z Brazylijczykiem podczas sezonu 2020/2021, gdy wróci on z wypożyczenia:

Coutinho? Bardzo go lubię. On cały czas jest zawodnikiem Barcelony. Klub, który chce go pozyskać musi wpłacić klauzulę wykupu lub uzgodnić warunki z naszym zarządem. Myślę, że może być w składzie na następny sezon. Nie wiem jednak, czego on sam chce. Muszę z nim o tym porozmawiać.

Jak informuje m.in. „Goal”, klub ma zupełnie inne zamiary względem Philippe. Zarząd „Dumy Katalonii” liczy na to, że całkiem przyzwoity sezon Coutinho w ekipie „Bawarczyków” spowoduje, iż znajdzie się zespół, który wyrazi chęć kupna lub chociażby wypożyczenia (z opcją definitywnego transferu) ofensywnego gracza. Barcelona jest skłonna znacząco zmniejszyć swoje wymagania.

Nadal jednak niewielu jest chętnych, by zapłacić za Coutinho od 50 do 70 milionów funtów. Sam zawodni bardzo chętnie wróciłby do Premier League. Tutaj jedną z opcji wydaje się Chelsea, choć „The Blues” preferują zdecydowanie młodszego Kaia Havertza z Bayeru. Deską ratunku może zatem okazać się Newcastle, gdzie wkrótce ma zmienić się właściciel.

Długa lista

Na Coutinho nie zamyka się lista piłkarzy, których chętnie sprzeda „Duma Katalonii”. Od kilku okienek transferowych z Camp Nou wręcz wypychany jest Ivan Rakitic. Chorwacki pomocnik nie odgrywa w zespole już tak istotnej roli, jak chociażby w zeszłym sezonie. Dodatkowo kontrakt pomocnika obowiązujący do końca sezonu 2020/2021 powoduje, iż Barcelona chętnie wysłucha ofert za tego zawodnika.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Pytanie, czy znajdzie się chętny, by wykupić 32-letniego Rakiticia z rocznym kontraktem. Dość naturalnym kierunkiem wydaje się Serie A. Ivan mógłby zostać włączony w transakcje z Juventusem. Według Fabrizio Romano, całkiem możliwe jest, że oba kluby zamienią się zawodnikami. Włoski dziennikarz nie wskazał jednak konkretnych nazwisk.

Z grą na Półwyspie Apenińskim łączony jest także Arthur. Piłkarz Barcelony postanowił uciąć plotki na temat transferu do „Starej Damy”. Pomocnik chce zostać na Camp Nou. Intencje gracza nie rozwiązują jednak całkowicie kwestii. Sporo zależeć będzie od samego klubu.

Mało prawdopodobna wydaje się natomiast dalsza przygoda Samuela Umtitiego w Barcelonie. Francuz rozegrał raptem 11 spotkań w tym sezonie LaLiga. Rolę środkowych defensorów z reguły pełnią Lenglet oraz Pique. „Duma Katalonii” nie zamierza zatem trzymać na ławce zawodnika, za którego mogłaby otrzymać całkiem rozsądne pieniądze. Umtiti jest w kręgu zainteresowań ekip z Premier League oraz Serie A. W kontekście Włoch, sporo mówi się o Napoli.

Czy na tym kończy się lista piłkarzy, którzy mogą opuścić Barcelonę? Nic bardziej mylnego. Zarząd „Dumy Katalonii” rozważy także sprzedaż Neto, Vidala, Braithwaite’a, Aleny, Dembele oraz Todibo. Wszystko zależy od tego, jakie oferty wpłyną do klubu.

Kluczowe rozstania

Real nie ma aż tylu zawodników, z którymi chce się rozstać. „Królewscy” natomiast z pewnością pragną dokonać dwóch niezwykle istotnych transakcji. Mowa o pożegnaniu Garetha Bale’a oraz Jamesa Rodrigueza.

Saga transferowa związana z walijskim piłkarzem to istna telenowela. W ostatnich miesiącach, media kilkukrotnie informowały o rzekomym konflikcie 30-latka z Zidane’em. Obie strony godziły się, by następnie znów się poróżnić.

Kwestia transferu Garetha wydaje się jedną z najtrudniejszych ze wszystkich piłkarzy, których wymienimy. Obecna umowa Bale’a obowiązuje jeszcze przez dwa lata. Walijczyk nie ma zamiaru opuszczać Madrytu, gdyż w żadnym innym zespole zawodnik nie może liczyć na podobne zarobki. W związku z tym, Real tuż po zimowym oknie nieco pogodził się z faktem, iż Bale najprawdopodobniej zostanie w drużynie do końca kontraktu.

Nikt jednak nie przewidział, że w 2020 roku kluby dopadnie taki kryzys. Real musi dołożyć wszelkich starań, by rozstać się z 30-latkiem w trakcie najbliższego okna. Pytanie, czy znajdzie się jakikolwiek klub, który wyrazi chęć kupna piłkarza.

Zarząd „Królewskich” może szukać ratunku we wspomnianym nieco wcześniej Newcastle. Tylko ogromna inwestycja Mohammeda bin Salmana spowoduje, iż madrycki klub uwolni się od Bale’a.

Nieco więcej chętnych Real powinien znaleźć na Jamesa Rodrigueza. Nie jest tajemnicą, iż Carlo Ancelotti chętnie podjąłby ponowną współpracę z Kolumbijczykiem. Obecny trener Evertonu starał się sprowadzić Jamesa jeszcze w czasie pobytu w Napoli. Mimo kryzysu, aktualne okoliczności sprzyjają temu, by 28-latek przeniósł się do Liverpoolu.

Zarząd „Królewskich” z pewnością nie będzie wymagać wygórowanych pieniędzy za ofensywnego gracza. Obecna umowa Rodrigueza z Realem obowiązuje tylko do końca sezonu 2020/2021. Być może oferta rzędu 20-30 milionów euro skusi madrycką ekipę do sprzedaży.

Co ciekawe, Jamesa z otwartymi ramionami przywitałby w Inter Miami David Beckham. Były zawodnik Realu zamierza wykorzystać swoje dobre relacje z Florentino Perezem, by sprowadzić Kolumbijczyka do MLS. Pytanie, czy sam James chciałby trafić do Stanów Zjednoczonych, jeżeli na stole pojawiłaby się oferta z Premier League.

Przeciągnięte rozstanie

Wiele klubów ma w zespole „swojego Garetha Bale’a”, czyli zawodnika, którego chętnie by sprzedał. W Atletico taką rolę pełni nieco Diego Costa. Z pewnością inaczej wyobrażał sobie Diego Simeone powrót Hiszpana do Madrytu. Diego został odkupiony z Chelsea za 66 milionów euro. Zainwestowane pieniądze w żaden sposób nie przekładają się na grę zawodnika.

Co więcej, statystyki Costy są wręcz tragiczne. Od sezonu 2017/2018, Diego strzelił w LaLiga zaledwie siedem goli, dorzucając do tego osiem asyst.

źródło: transfermarkt

Zarząd Atletico jeszcze jakiś czas temu liczył na to, że po snajpera zgłosi się jeden z chińskich zespołów. Zmiana przepisów w Azji oraz możliwy kryzys powodują, że niewiele drużyn wyrazi jakąkolwiek chęć kupna Costy.

Kontrakt 31-latka obowiązujący do końca sezonu 2020/2021 sugeruje, iż możliwe są dwa rozwiązania. Albo Atletico odda Coste za bardzo małe pieniądze w najbliższym oknie, albo Hiszpan wypełni umowę. Ten drugi scenariusz całkowicie nie jest po drodze klubowi.

Diego Simeone widzi bowiem w swojej drużynie Edinsona Cavaniego. Co prawda ewentualna przeprowadzka Urugwajczyka do Madrytu nie będzie za wiele kosztować „Los Rojiblancos”, gdyż 33-latek zakończy swoją przygodę z PSG w wyniku wygaśnięcia umowy, lecz sporym problemem wydaje się utrzymanie takiej liczby napastnika w zespole.

Prócz Costy, Atletico ma jeszcze w swoich szeregach Alvaro Moratę (którego transfer zostanie sfinalizowany w tym roku)  oraz Joao Felixa. Jeśli do tej trójki dołączyłby Cavani, to wydatki na pensje zawodników byłby ogromne.

Wymuszona sprzedaż?

Dziennikarze z Półwyspu Iberyjskiego wskazują na Atletico, jako klub, który może mieć największe problemy finansowe. Ogromny dług drużyny, który wynosi 530 milionów euro powoduje, iż może dojść do sytuacji, w której zespół będzie zmuszony do sprzedaży najbardziej rozchwytywanego zawodnika na rynku.

Tym graczem w „Los Rojiblancos” jest Thomas Partey. Ghańskiego pomocnika, który ma wpisaną w kontrakcie klauzulę w wysokości 50 milionów euro, cenią sobie wszystkie czołowe zespoły w Europie.

źródło: Squawka

Nikt raczej nie ma wątpliwości, iż ekipy z LaLiga spróbują sprzedać zawodników, którzy obecnie wzbudzają podziw przede wszystkim ze względu na renomę, jaką w przeszłości udało im się uzyskać. Pytanie, czy znajdą się chętni, by sprowadzić graczy o takim profilu.