Arka Gdynia może się podnieść nawet w razie spadku?

21.05.2020
Ostatnia aktualizacja 22 maja, 2020 o 16:03

Arka Gdynia w ostatnim tygodniu przeszła dużą rewolucję. Czy zmiany mają realny sens nawet, jeśli klub w przyszłym sezonie będzie występować w I lidze?

O krok od przepaści

Można powiedzieć, że zmiana władzy w Arce była nieunikniona. Od początku roku krążyły pogłoski o tym, że klubowi grozi bankructwo. To oznaczałoby, że w przyszłym sezonie zespół grałby nawet nie w I lidze (w razie spadku), a w czwartej. Do długów miały doprowadzić między innymi nieudane ruchy na rynku transferowym.

Według informacji “Przeglądu Sportowego”, na samego Marko Vejinovicia klub wydał już łącznie dwa miliony złotych. Sporo kosztował również Nemanja Mihajlović, za którego Arka zapłaciła latem 450 tysięcy euro. Poza tym, również inne zagraniczne transakcje przeprowadzone w ubiegłym roku doprowadziły do większych strat niż zysków w klubie. Poza tym, gdynianie podpisali nowe umowy z Michałem Nalepą i Pavelsem Steinborsem, co wiązało się ze zwiększeniem wydatków na płace.

Do 2020 roku Arka Gdynia mogła liczyć na współfinansowanie przez miasto, które w ubiegłym roku wpłaciło na rzecz klubu sześć milionów złotych. “Arkowcy” zderzyli się z problemami finansowymi jeszcze przed pandemią koronawirusa. Rozwój sytuacji i zawieszenie ligi sprawiły, że gdynianie zmierzali ku upadkowi.

Mogłoby się wydawać, że zakup Arki przez nowego inwestora graniczył z cudem. Zadłużony klub, którego dług miał wzrosnąć jeszcze bardziej w czasie pandemii, nie wydawał się atrakcyjnym celem dla potencjalnego nowego właściciela.

Kołakowscy wchodzą do gry

Ostatecznie nowym większościowym właścicielem klubu został Michał Kołakowski. Spotkało się to z dużym oburzeniem ze względu na to, że jest synem jednego z najbardziej znanych menedżerów w Polsce, Jarosława Kołakowskiego. Ponadto, media dotarły do danych, według których nowy właściciel Arki uczestniczył w działalności ojca.

Menedżer właścicielem klubu piłkarskiego w Polsce? To pierwsza tego sytuacja w Polsce, dlatego może budzić pewne kontrowersje. Niektórzy twierdzą, że osoba reprezentująca piłkarzy nie powinna zarządzać klubem. Szczególnie, że Michał Kołakowski sam przyznał, że będzie współpracować z ojcem przy podejmowaniu różnych decyzji.

Nic nowego?

To jednak mógł być nie pierwszy przypadek w Polsce, gdy inwestor, który prowadzi piłkarską agencję menedżerską. Najbardziej znanym przypadkiem był Radosław Osuch, który był właścicielem Zawiszy Bydgoszcz. Na początku lat 10. doprowadził swój klub do awansu, jednak po kilku latach się wycofał z powodu konfliktu z kibicami. Agentem piłkarskim jest także Adam Mandziara, który obecnie jest prezesem Lechii Gdańsk.

Poza tym jeszcze dziewięć lat temu z ŁKS-em Łódź był wiązany inny menedżer, Marek Profus. Ostatecznie biznesmen nie dogadał się jednak z ówczesnymi właścicielami klubu. Wówczas też pojawiły się pogłoski o tym, że menedżer może zostać większościowym udziałowcem Korony Kielce. W tym przypadku również nie doszło do żadnych decyzji. Temat Profusa i kieleckiego klubu zresztą wrócił na początku roku, jednak obecnie nie ma żadnych pogłosek sugerujących, żeby coś się ruszyło w tej sprawie.

Polski Jorge Mendes? Nie do końca.

Według wspomnianego wyżej Szymona Jadczaka, zakup Arki przez osobę zajmującą się interesami piłkarzy jest zagrożeniem. Sytuacja, gdy menedżer ma ogromny wpływ na klub nie jest obca piłce na najwyższym poziomie.

Spójrzmy na Wolverhampton, z którym bliski związek ma Jorge Mendes, reprezentujący interesy Cristiano Ronaldo czy Jose Mourinho. Wielokrotnie zarzuca mu się, że wykorzystuje swoją rolę w budowaniu angielskiego zespołu. Zresztą nie ukrywajmy, zakup Rubena Nevesa z Porto, który już jako nastolatek był łączony z potęgami, do zespołu Championship w innej sytuacji raczej nie byłby możliwy.

Wolves to jednak nie jedyny klub, z którym związany jest Jorge Mendes. Agent ma również duży wpływ na Valencię, a także jest zainwestował w portugalski klub, Famalicao. O zespole było ostatnio głośno, gdy po awansie do najwyższej ligi przez pewien czas zajmował fotel lidera. Zwraca uwagę fakt, że do zespołu trafili piłkarze z Wolves, Valencii, Bragi czy Atletico, klubów które mają bliskie relacje z Mendesem.

Menedżer jest oskarżany o próby monopolizacji rynku. Jego agencja reprezentuje bowiem interesy piłkarzy występujących na całym świecie, dąży do ogromnego zasięgu. Jeden z jego podopiecznych występuje w polskiej lidze – piłkarz Piasta Gliwice, Tiago Alves.

Czy Jarosław Kołakowski, poprzez zakup klubu przez jego syna, stanie się kimś na wzór Mendesa w polskiej piłce? Jego najważniejszymi podopiecznymi są Kamil Glik, Jakub Świerczok i Szymon Żurkowski. Raczej mało prawdopodobne, by któryś z nich zasilił Arkę, tak jak Ruben Neves czy Rui Patricio trafili do Wolves.

Projekt: Mamrot

Gdyński klub zajmuje w tej chwili 15. miejsce w lidze i ma sześć punktów do bezpiecznego miejsca. Patrząc, że do końca sezonu zostało jedenaście kolejek, jeszcze wiele może się zmienić. Postawa zespołu jednak nie może napawać działaczy oraz kibiców optymizmem – Arka jest pretendentem do spadku.

Jedną z twarzy nowego projektu jest Ireneusz Mamrot, który niedawno został trenerem zespołu. Pomysł raczej nie wydaje się być tylko ruchem w walce o utrzymanie. Trochę przypomina decyzję Zagłębia Lubin, które pod koniec sezonu 2013/2014, będąc blisko spadku, zatrudniło Piotra Stokowca. “Miedziowi” pod wodzą szkoleniowca najpierw przegrali wszystkie mecze do końca. W kolejnym sezonie jednak awansowali do ekstraklasy, w której po powrocie zajęli 3. miejsce i zagrali w pucharach.

Poza tym, w zespole doszło do trzęsienia ziemi – odeszło wielu obcokrajowców, a luki w składzie wypełniono polskimi piłkarzami, co wyszło zespołowi na dobre. Arka może być w jeszcze lepszej sytuacji pod tym względem, gdyż Jarosław Kołakowski bardzo dobrze zna rynek piłkarski w kraju. Możliwe, że zamiast Serrarensa czy Samanesa, do Gdyni będzie trafiać więcej Polaków. Takich, którzy z czasem się wypromują i odejdą do silniejszych lig. Jak Kamil Glik, który z pomocą wyżej wspomnianego menedżera opuścił słabego wówczas Piasta, przechodząc do Włoch.

Arka Gdynia spadnie – nic się nie stanie?

Wydaje się, że projekt Michała i Jarosława Kołakowskiego w Gdyni ma określony sens. To dla obu mężczyzn spore ryzyko – przejęli Arkę w tragicznej sytuacji. Znają jednak futbol od środka, czego nie można powiedzieć o wielu właścicielach klubów w Polsce. Mówi się, że piłkarze nie są świadomi swoich praw, mają wygórowane żądania finansowe. Osobom, które od lat się tym zajmują raczej nie będzie można zarzucić, że nie zadbają racjonalnie o swoich podopiecznych.

Co więcej, spadek Arki może wiązałby się z mniejszymi wpływami z praw telewizyjnych. Może jednak okazałby się dla klubu oczyszczeniem z demonów przeszłości ostatnich sezonów. Być może już wkrótce gdynianie staną się ważnym graczem na polskiej arenie. Tylko najpierw klub potrzebuje gruntownych zmian.