Dlaczego Żuraw jest dobrym trenerem dla Lecha?

09.07.2020

Pytanie wcale prowokujące nie jest, choć rzeczywiście można było wybrać lepszy moment na jego zadanie. Lech dopiero co przegrał mecz w Pucharze Polski z Lechią, którego przegrać nie miał prawa, a w lidze dał się zdystansować Legii. Dlaczego więc Żuraw jest taki dobry dla Lecha?

Bo jest odważny, to jeden z powodów. Zdecydował się na styl trudniejszy, rzadko widziany w Polsce, polegający na dominacji, kreowaniu, a nie przeszkadzaniu. To rozwija zawodników, bo przecież w piłkę gra się po to, żeby przy niej być, a nie za nią biegać. Korzystają na tym w Lechu i młodzi, wkraczający w nowy dla siebie świat. Jakub Kamiński, Jakub Moder czy Filip Marchwiński znaleźli się w dobrym otoczeniu, a skoro korzystają oni, korzysta i cała polska piłka.

Mógł Żuraw pójść na łatwiznę, a na treningach zamiast piłować rozegranie od tyłu, uczulać bramkarzy, żeby kopali jak najdalej w kierunku Christiana Gytkjær. Chłop jak tur, więc przy piłce się utrzyma. Wybrał jednak Żuraw staranne tkanie akcji, decydując się na ograniczenie chaosu.

W jednej z ostatnich Misji Futbol zwracałem uwagę, że ekstraklasa to dziś liga drugich piłek. W skrócie: ¬jako obrońca kopnij do przodu, gdzie piłkę odbije przeciwnik lub twój napastnik. Najważniejsze, kto ją zgarnie po tym odbiciu. Jeżeli ktoś w dobrej dla ciebie koszulce, to właśnie pchnąłeś akcję o dobre kilkadziesiąt metrów. Gdyby przyjrzeć się grze naszych zespołów, dla wielu to istotny element (a może nawet najgroźniejsza broń) w budowaniu ataku. Ma ten plan jeden, istotny feler – przypadek. Nigdy nie wiesz, w którą stronę i gdzie odbije się piłka.

***

Dlatego cenię trenerów, którzy ten przypadek chcą wyrugować. Jak Żuraw. On uparł się, że jego drużyna ma znaleźć się bliżej bramki przeciwnika nie dlatego, że akurat piłka spadnie w dobrym miejscu, tylko zawodnicy uruchomią na boisku szare komórki i rozwiążą łamigłówkę, jak z piłką przy nodze złamać opór przeciwnika.
Takich trenerów jest wciąż w naszej lidze za mało, brakuje liderów wyznaczających trendy. A to przecież jedna z części ewolucji potrzebnej naszemu futbolowi, żeby wydostał się z mroku trzeciej dziesiątki w klubowym rankingu UEFA. Wzorce idę z góry. Jeżeli Żurawiowi z tym stylem powiedzie się w ekstraklasie, może i znajdzie naśladowców.
Zastanawia jedynie, czy jako środowisko jesteśmy na nich gotowi? Czy ktoś, kto wyłamuje się z szablonu, z automatu nie pisze na siebie wyroku? To zarysowuje się już u Żurawia, to gnębiło Kibu Vicunę w Wiśle Płock, gdy szczególnie wyczekiwano potknięcia, żeby udowodnić, jak bardzo się myli. Pewnie i się mylił, za to spróbował czegoś trudniejszego i bliższego idei gry w piłkę.

Z kolei te mniej ambitne plany mogłyby się bronić, gdyby nie konieczność weryfikacji w Europie. A tam nasza elita wypada słabo i blado. Dlaczego? Bo trzeba zaproponować coś więcej niż przeszkadzanie, praktykowane przez ostatnie 10 miesięcy w lidze. Trzeba już tworzyć. Ale jak to zrobić, gdy wcześniej wkładało się tylko kij w szprychy?

***

Żuraw sam głośno o tym nie mówi, w ogóle rzadko zabiera głos, ale jest jednym z pionierów. Problem z jego odbiorem jest w przekazie medialnym. To nie jest facet, który porwie nas wszystkich opowieściami, jak pięknie będzie grał w Lech, choć miałby do tego prawo, bo zalążki już widać. To nie jest złotousty trener, który rzuci dziennikarzowi bon-motem, a ten ucieszony siądzie do klawiatury, bo właśnie dostał coś do tytułu. Żuraw już się nie zmieni, a może to jednak my powinniśmy się zmienić? Zwracać uwagi na to, co kto mówi, a nie jak mówi. Zbyt często efekty specjalne przesłaniają nam treść. Jasne, można się zastanawiać jak małomówność Żurawia wpływa na współpracę z piłkarzami Lecha, ale sądząc po grze, jego wskazówki do nich trafiają.

Oczywiście to musi pokrywać się z wynikami. Nie da się obronić najpiękniejszego nawet stylu, jeśli nie znajdzie on odzwierciedlenia w zdobywanych punktach. Z drugiej strony, skoro to droga ambitniejsza, na dopracowanie szczegółów potrzeba więcej czasu. Obraz maluje się dniami, zniszczyć go można w minutę. Podobnie jest w piłce. Bądźmy bardziej wyrozumiali dla tych, którzy zdecydowali się chwycić za pędzel i coś stworzyć.

Łukasz Olkowicz, dziennikarz Przeglądu Sportowego