Co ma Robert Lewandowski do zakonnicy na pasach

22.07.2020

Trudno mi wyobrazić sobie szefów „France Football”, którzy siedzą w gabinecie i głowią się, jak nie przyznać Złotej Piłki Robertowi Lewandowskiemu. Rozumiem rozgoryczenie, bo to być może ostatnia szansa, by najlepszy polski piłkarz sięgnął po to niezwykle prestiżowe trofeum, ale nie szukajmy spisku tam, gdzie go nie ma.

Najpierw pomarzmy. Grudniowa gala, jak zwykle szyk, elegancja, wielkie gwiazdy na sali. Prowadzący ogłasza, że zdobywcą Złotej Piłki za rok 2020 jest Polak Robert Lewandowski. Nazajutrz światowe gazety odnotowują ten wielki dzień w historii polskiego futbolu, ale zdarza się w komentarzach, że to triumfator w roku szczególnym, pandemicznym, który cały świat, nie tylko piłkarski postawił na głowie. Coraz częściej pisze się o tym, także u nas nad Wisłą, że gdyby nie COVID-19, wygranym byłby inny – Cristiano Ronaldo, może Leo Messi. Radość jest, ale przeplatana wątpliwościami, czy Polak miałby szansę na to wyróżnienie w mniej szalonym czasie.

Choć ludzkość sięga regularnie po najnowsze zdobycze techniki, medycyna galopuje w swoim postępie aż miło, również sport potrafi kreować superbohaterów, o wyczynach których jeszcze pół wieku temu nikomu się nie śniło, to jednak jako gatunek wciąż nie potrafimy jednego – skutecznie przewidywać przyszłości. Nie wiemy więc, jak potoczą się losy Ligi Mistrzów rozgrywanej w bezprecedensowej formule turniejowej, kto będzie triumfatorem, który piłkarz zdobędzie tytuł króla strzelców tej imprezy. Możemy zatem założyć nawet najbardziej sensacyjne rozstrzygnięcia, także te, że Messi i Ronaldo żegnają się z pucharami zaraz po nieudanych rewanżach 1/8 finału – odpowiednio z Napoli i Olympique Lyon. Lub że obaj są bezwzględnymi bohaterami, bo i tego scenariusza nie możemy porzucić.

Zgodzicie się; im dalej w las, tym trudniej o sensowną prognozę. Tak jak nie wiemy, co czeka nas w sierpniu, tak tym większą niewiadomą jest, w jakiej formie będą czołowe europejskie zespoły w kolejnej edycji Champions League, jak będzie wyglądał start tych drużyn w rodzimych rozgrywkach, wreszcie co przyniesie nam sytuacja pandemiczna i czy w okolicy jesieni nie zamkną nas w domach na nowo.

Co wiemy dziś? Że nie ma obecnie skuteczniejszego i bardziej regularnego piłkarza niż Robert Lewandowski, że w Bundeslidze nie miał on żadnej konkurencji, że w Lidze Mistrzów jest liderem z 11 golami, ale w teorii wciąż mogą dogonić go Mislav Orsić z Atalanty Bergamo (siedem bramek), Dries Mertens z Napoli (sześć), Serge Gnabry (sześć) i kilku zawodników z pięcioma trafieniami.

Tyle fakty, reszta to przypuszczenia, które pchnęły nas w jakąś histerię związaną ze Złotą Piłką. Na dość wątłych, bo dotyczących zaledwie półrocza podstawach ubrdaliśmy sobie, że jedynym kandydatem do tego trofeum jest kapitan reprezentacji Polski, a „France Football” z premedytacją po raz pierwszy w historii odwołało plebiscyt, by nie przyznać trofeum Polakowi, skoro jest on lepszy od dwóch monopolistów tej batalii, a więc Messiego i Ronaldo.

Wyobrażacie sobie? Siedzą szefowie francuskiej gazety i obmyślają plan, jak nie przyznać Lewandowskiemu trofeum. Przez 64 lata przyznawali, ale tym razem odstępują od tradycji, byle tylko nasz Lewandowski nie miał satysfakcji. Do tego knują, używając wyimaginowanych powodów, jak pozbawić go tej szansy. Moja wyobraźnia aż tak daleko nie sięga.

Narażę się pewnie rzeszy polskich fanów, którzy za wszystko, co z polską piłką związane, daliby się pokroić. Przemawia jednak do mnie uzasadnienie tej decyzji, kiedy szefowie „France Football” mówią o nierówności szans związanych z pandemią koronawirusa, nowatorską formułą od fazy ćwierćfinałowej, itd. Nie jest przecież tajemnicą, że prócz indywidualnych osiągnięć kryterium do nagradzania są sukcesy klubowe, właśnie w Lidze Mistrzów. A ta, już teraz możemy stwierdzić, od marca stanęła na głowie. Idźmy dalej, czego przedstawiciele gazety już nie podnosili, rok 2020 miał być rokiem Euro, a więc imprezy reprezentacyjnej, która również dostarczyłaby głównym kandydatom wiele argumentów. Pamiętamy przecież, jak w obliczu ligowych dokonań kapitana reprezentacji narzekaliśmy, że trudno mu będzie sięgać po tak szczególne wyróżnienia, jeśli nie poprze tego występami w kadrze. Właściwie tylko Messi nie podlega tej regule, ale jego geniusz nawet bez pasma sukcesów w koszulce Argentyny jest bezprecedensowy i broni się sam.

Notowania bukmacherskie, a w nich Lewandowski miał największe szanse, dotyczą prognoz w oparciu o fakty. To, że napastnik Bayernu był faworytem w lipcu, nie oznacza, że byłby nim również w grudniu.

Jestem ostatnim, który miesza sport do polityki i odwrotnie, ale w spisku, który sami kreujemy od kilkudziesięciu godzin, przypomina się historia wyborów prezydenckich z 2015 r., kiedy urzędujący wówczas kandydat miał stracić szansę na reelekcję tylko w sytuacji, gdyby „po pijanemu przejechał na pasach niepełnosprawną zakonnicę w ciąży”. Mimo że tego nie zrobił, wyborów nie wygrał. A do wyborów miał wiele mniej czasu niż Lewandowski i spółka do końca piłkarskiego sezonu 2020.

Przemysław Iwańczyk, dziennikarz Polsatu Sport