Marcin Cabaj: Wierzę, że ten finał Pucharu Polski przejdzie do historii

24.07.2020
Ostatnia aktualizacja 27 czerwca, 2023 o 13:23

Tegoroczny finał Totolotek Pucharu Polski jest pierwszym w historii Cracovii, chociaż klub w tym roku obchodził 114. rocznicę powstania. Marcin Cabaj – piłkarz Cracovii w latach 2003-2010, a obecnie trener współpracujący z klubowymi rezerwami w rozmowie dla „Futbol News” podzielił się swoimi wspomnieniami.

Czy łatwo było przystosować się do stylu gry Wojciecha Stawowego? Jaki wyglądała afera korupcyjna w polskim futbolu z perspektywy piłkarzy? Czego można się spodziewać w finale Totolotek Pucharu Polski? O tym i nie tylko w naszej rozmowie.

Występował pan w Cracovii przez siedem lat. Jak wyglądały pana początki w drużynie “Pasów”?

Trafiłem do Cracovii na początku 2003 roku, jednak byłem tego bliski już pół roku wcześniej, jednak pierwszą część sezonu spędziłem w Podbeskidziu. Wtedy zespół występował na trzecim poziomie rozgrywek i pięliśmy się najpierw w tabeli, a potem walczyliśmy o kolejne awanse – do drugiej ligi (obecnie pierwszej) i ekstraklasy.

Wówczas trafił pan pod skrzydła trenera Stawowego, którego zespoły zawsze preferowały dość nietypowy jak na polską ligę, styl gry. Trudno było panu się do tego przyzwyczaić?

Mieliśmy zdecydowanie więcej zadań i trener wymagał, żebyśmy od tyłu budowali naszą grę i grali krótkimi podaniami. Bez wybijania piłki gdzieś do przodu. Nie było jednak tak, że nie mieliśmy swobody, gdyż mogliśmy też grać inaczej. Teraz wydaje się, że trener Stawowy preferuje jeszcze więcej krótkich piłek.

Przede wszystkim jestem mu bardzo wdzięczny za to, że postawił na mnie. Po serii porażek zdecydował się wystawiać mnie w ekstraklasie. Tymi meczami wywalczyłem sobie pierwszy skład i już do końca swojego pobytu w Cracovii byłem pierwszym bramkarzem.

A jak pan wspomina kibiców “Pasów”?

To bez wątpienia trudni kibice, ale bardzo przywiązani do barw. Ich doping był bardzo widoczny nawet w trudnych czasach. Widać, że wielu z nich jest wiernych Cracovii od wielu lat i każde spotkanie wciąż traktują jak święto.

Cracovia strzeli pierwszego gola w pierwszej połowie? W Totolotku takie zdarzenie możecie zagrać po kursie 2.54

Przez te siedem lat było pewnie dużo momentów, które zapadły panu w pamięć. Wyróżniłby pan szczególnie jakieś z nich?

Na pewno awanse do kolejnych lig, patrząc na to, że Cracovia długo była nad przepaścią. Grał w trzeciej, a nawet czwartej lidze, ale w końcu awansował do najwyższej, co bardzo podbudowało ten klub.

Dla młodego chłopaka, jakim wtedy byłem, gra w ekstraklasie to było jednak szczególne przeżycie. Potem moja gra została zauważona i trafiłem do kadry. Myślę, że przeżycia z tego czasu wywołują u mnie najwięcej uśmiechu i pozytywnych wspomnień.

Gdy pan grał w Cracovii, było jednak kilka trudniejszych chwil. Ostatnio dużo się mówi o tym, że klub mógłby zostać ukarany za udział w aferze korupcyjnej w połowie tamtej dekady.

My, jako piłkarze, byliśmy często gdzieś poza tą historią. Nie wiedzieliśmy o tym, czy jakieś mecze były ustawione. Kto miał wiedzieć, pewnie wiedział. Zarówno my, jak i sztab szkoleniowy dowiedzieliśmy się o takich sytuacjach tak naprawdę po latach, gdzieś tam z gazet. Dlatego trudno mi się do tego odnieść.

Jakiś czas temu jednak czytałem, że próbowano pana przekupić.

Tak, ale sprawa meczu z Zagłębiem Lubin została już wyjaśniona. O wszystkim już wiadomo, kto i co tam robił. To było jednak jedyne spotkanie, gdy wiedziałem o jakichś propozycjach dla zawodników. Poza tym nie miałem żadnej styczności z tym procederem.

Odejdźmy teraz od tych negatywnych momentów i porozmawiajmy o tych pozytywnych. Które mecze z czasów gry w Cracovii zapamiętał pan najlepiej?

Na pewno debiutancki w ekstraklasie, z Górnikiem Zabrze. Może i gdzieś tam się spodziewałem, że w nim zagram, ale byłem pod wrażeniem tego, że wystąpiłem w najwyższej lidze. Dobrze pamiętam też pierwszy mecz z Wisłą na jej stadionie. Wtedy grało w niej kilku reprezentantów Polski. Skończyliśmy mecz w dziesiątkę, ale udało nam się go zremisować.

Ogólnie mówiąc, najbardziej zapamiętałem nasze mecze z pierwszych sezonów. Gdy wygrywaliśmy i coś te zwycięstwa nam dawały. Oczywiście miałem też kilka słabszych meczów w tamtym czasie, ale jednak jestem zadowolony tamtego okresu.

Lechia awansowała do ekstraklasy dopiero pod koniec pana występów w ekstraklasie. Mecze Cracovii z tą drużyną wówczas były jednak ciekawe i bardzo się różniły. Raz Lechia wygrała 6:2, a raz przegrała 1:3.

Najbardziej mi utkwiła w pamięci właśnie ta porażka 2:6. Wtedy nie graliśmy na swoim stadionie, a domowe mecze rozgrywaliśmy w Sosnowcu. To był dla nas drugi mecz sezonu, przed którym tak naprawdę nie mieliśmy okresu przygotowawczego. Wszystko dlatego, że przez długi czas nie wiedzieliśmy, w której lidze zagramy. Wtedy ŁKS ostatecznie nie dostał licencji i my pozostaliśmy w ekstraklasie.

To zamieszanie sprawiło, że Cracovia przygotowywała się na kolanie, a nasze treningi nie były odpowiednie. Przez to wyglądaliśmy słabo. Może prowadziliśmy grę przez 15 minut, ale gdy nas wtedy Lechia już dopadła, trudno nam było cokolwiek zrobić.

Ogólnie jednak mecze z Lechią wspominam dobrze. Szczególnie w Gdańsku, gdy kibice nas bombardowali z trybun ze względu na zgodę z Wisłą. Nie raz otrzymałem od kibiców różne wiązanki, co do tej pory dobrze pamiętam. Było czuć jednak adrenalinę – kibice nam nie sprzyjali, ale też nas to motywowało.

Miał pan okazję trenować w KSZO z obecnym trenerem Lechii, Piotrem Stokowcem? Z tego, co wiem, występowali panowie w tej drużynie chyba w podobnych latach.

Być może był taki moment, ale krótki. Wtedy Piotrek odszedł z Ostrowca, a ja przychodziłem na wypożyczenie do KSZO z Górnika Łęczna. Może wtedy się minęliśmy w trakcie okresu przygotowawczego, w każdym razie długo nie byliśmy razem w jednej szatni.

Może przez dwa tygodnie mieliśmy jakąś styczność. Wiadomo jednak jak to jest, gdy do zespołu przychodzi młody chłopak. Miałem wtedy chyba dwadzieścia lat, rozglądałem się, kto tam trenuje. A w tym zespole grali naprawdę sami ligowi wyjadacze.

Przejdźmy do finału  Totolotek Pucharu Polski. Co według pana jest głównym argumentem Cracovii w spotkaniu z Lechią?

Przede wszystkim to, że Cracovia ma jakiś pomysł na wygrywanie meczów z Lechią. W ostatnich meczach, szczególnie wyjazdowych, “Pasy” nie były faworytem, a potrafiły dobrze grać i przede wszystkim odnosić zwycięstwa.

Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego, że obu drużynom będzie bardzo zależeć na tym, żeby wywalczyć grę w europejskich pucharach. Nie będzie łatwo, ale wierzymy w Cracovii, że się uda i ten mecz przejdzie do historii.

Obie drużyny strzelą gola? W Totolotku takie zdarzenie możecie zagrać po kursie 1.86

Szczególnie, że do tej pory Cracovia nigdy nie zagrała w finale Pucharu Polski.

W lidze Legia w rundzie wiosennej zdominowała rozgrywki, przez jakiś czas wygrywając prawie każdy mecz. Cracovii zdarzyło się kilka słabszych momentów i choć miała przez jakiś czas szanse na pierwszą trójkę, przyszła seria porażek. Dlatego ten mecz jest dodatkowo ważny dla drużyny – można osiągnąć sukces mimo tamtego trudnego czasu.

Pokusi się pan o wytypowanie wyniku tego meczu?

Oczywiście chciałbym, żeby Cracovia wygrała. Powinny być tutaj emocje, może nawet nie zabraknąć karnych, byle tylko udało się “Pasiakom” zdobyć ten puchar. Również dla kibiców, którzy tęsknią za sukcesami.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI