Okienko prawdę nam powie

31.07.2020

Nie muszę teraz podpisywać kontraktu z tym zawodnikiem. Z przyjemnością poczekam do końca września, bo wtedy zaoszczędzę na dwóch pensjach – z rozbrajającą wręcz szczerością stwierdził ostatnio jeden z prezesów dużego ekstraklasowego klubu w rozmowie z poważnym piłkarskim agentem. Nawet uznając, że zrobił to po to, by się targować, brzmi dziwnie. A podobno wcale tak nie brzmiało, wyglądało raczej na zdanie powiedziane z pełnym przekonaniem. Brzmiało jak plan.

Nie wiem co na to dyrektor sportowy, czy plan ten ustalił wspólnie z prezesem (wątpię), czy też został po prostu o nim poinformowany. Wiemy, jak słabą pozycję w klubach mają często ludzie na tym stanowisku – powinni być postaciami kluczowymi, a bywają jedynie nazwiskiem wpisanym w rubrykę, której nie wypada zostawiać pustej. Nie wiem, co na to trener i czy w ogóle ma świadomość, że sezon przejściowy może być okazją do nawet tak dziwnych oszczędności. Zdanie takie jednak padło i pozostaje tylko mieć nadzieję, że tylko w jednym klubowym gabinecie. Bo nadchodzące rozgrywki mogą być dla wielu pokusą do niekonwencjonalnych ruchów – zwłaszcza w naszej piłkarskiej rzeczywistości.

Nowy sezon zacznie się już za trzy tygodnie i w przeciwieństwie do poprzedniego, rekordowo długiego (równy rok od pierwszego SuperPiątku w Canal+ do ostatniej Multiligi!) ma przebiegać bardzo szybko – potrwa tylko 268 dni. Otwierające się już jutro okienko transferowe będzie w pewnym sensie rekordowe, bo zamknie się po 45 dniach rozgrywek, a więc 1/6 sezonu licząc dokładnie dni. Realnie zaś po rozegraniu sześciu kolejek, czyli piątej części skróconych do 30 serii rozgrywek. 20% meczów da już sporo odpowiedzi, także tych negatywnie weryfikujących kilka przedsezonowych tez, więc mam przekonanie graniczące z pewnością, że nie wszyscy trenerzy dotrwają do ostatniego dnia okienka – tym bardziej, że po 6. kolejce zacznie się znienawidzona przez wielu szkoleniowców przerwa reprezentacyjna. A ta październikowa od lat jest dla części prezesów pierwszą (a dla części zwalnianych trenerów ostatnią) okazją do oceny formy i potencjału zespołu.

Przejściowy sezon, w którym z ligi spadnie tylko jeden zespół, będzie dla wielu szefów klubu pokusą, by w nowych okolicznościach działać w sposób inny niż wcześniej. Ktoś na tym pewnie skorzysta, ktoś straci.

Wielcy Ekstraklasy (choć wcale tak wielu ich nie ma) będą działać raczej standardowo, bo przecież liczba miejsc w pucharach się nie zmienia. Wysokie aspiracje wymuszą szybkie ruchy i działanie z myślą o szerszej perspektywie, co oczywiście transferów last minute nie wyklucza, ale sprawia, że ograniczą się raczej do rynkowych okazji, a nie koniecznych wzmocnień od zaraz.

Średniacy mogą dostrzec swoją szansę na walkę o czołowe miejsca, albo z pełną świadomością zacząć przebudowę składu. Tych drugich potępiać nie zamierzam, jeśli tylko zmiany będą przemyślane i zaplanowane z myślą o kolejnych sezonach. Obawiam się jednak, że znajdą się kluby, w których ktoś uzna, że „jakoś to będzie”, „spokojnie, spada tylko jeden zespół”, „warto teraz zaoszczędzić na pensjach i mieć więcej pieniędzy na przyszły sezon”. Konsekwencje złej strategii poniesie tylko jeden zespół, reszta się uratuje, ale za rok będzie w tej samej sytuacji, co obecnie. Zyskają ci, którzy z pełną świadomością przebudują skład, rozsądnie wprowadzą kilku młodych piłkarzy i już teraz wzmocnią kadrę z myślą o uzupełnieniach zaledwie w kolejnych okienkach. Ciekawi mnie jakie będą proporcje.

Część odpowiedzi poznamy 5 października, kilka znamy już teraz, patrząc na działania klubów na giełdzie transferowej. Sytuacji takiej jak w Anglii i tradycyjnych dla „deadline day” gorących wypowiedzi telewizyjnych Roya Hodgsona z samochodu wyjeżdżającego z centrum treningowego się nie spodziewam, ale w paru klubach zrobi się jednak cieplej niż zazwyczaj, gdy ktoś jednak uzna, że najsłabszym z kilku klubów ze słabym początkiem, może okazać się właśnie jego. I że może nie było warto oszczędzać na dwóch miesięcznych pensjach piłkarzy podpisanych na początku jesieni zamiast w środku lata.

Wszystko ocenimy w połowie maja – wtedy będzie jasne, czyje kalkulacje się sprawdziły. Wszystkim chętnym, by pokombinować, bo przecież spada tylko jeden zespół, warto jednak już teraz przypomnieć, że tym spadkowiczem może być właśnie jego drużyna. Nawet jeśli dziś wydaje się to tak samo nierealne, jak idealny wydaje się plan na najbliższe okienko transferowe, a potem resztę sezonu.

Żelisław Żyżyński, dziennikarz Canal+