Fałszywy obraz Kapustki

13.08.2020

Żaden polski piłkarz nie miał w ostatnim czasie tylu doradców, co Bartosz Kapustka. Wiadomo, chodzi o transfer do Leicester City. To, że źle zrobił z wyborem tego klubu, wyartykułował już chyba każdy kibic w Polsce, podsumowując staropolskim: „A nie mówiłem”.

Myślę, że dziś nie brakuje osób, które mają nawet satysfakcję, że Kapustka cztery lata po udanym dla siebie EURO wraca do ligi, z której startował. Bo wiadomo, że skoro połaszczył się na funty, to i dostał teraz za swoje. A poza tym jak był uśmiechnięty, skoro nie gra, to pewnie bez ambicji. O sodówce też coś się pojawiło.

***

Mam okazję od dawna z bliska obserwować karierę Kapustki. Symptomów wody sodowej nigdy u niego dostrzegłem, a wiedziony doniesieniami z internetu przyglądałem się uważnie. Częściej słyszałem o sytuacjach, jak z Józkiem Mizerą. Znali się z drużyny Hutnika Kraków, razem mieszkali w pokoju i chodzili do jednej klasy. Mizera był przewodniczącym, a zastępcą był Kapustka. Mizera zerwał więzadła krzyżowe. Kapustka zorganizował zrzutkę wśród znajomych, sam dołożył część pieniędzy (całość kosztowała 10 tysięcy złotych). Po debiucie w kadrze odwiedził Mizerę w szpitalu, gdzie dochodził do siebie po operacji. Wręczył mu swoją koszulkę z pierwszego meczu w kadrze.

Zresztą w ogóle z tym debiutem w zespole Adama Nawałki jest związana zabawna historia, bo gdy Kapustka jechał na pierwsze zgrupowanie reprezentacji, to mieszkał jeszcze w ośrodku Cracovii na Wielickiej, gdzie trafił jako junior. Klitka trzy metry na trzy, po Krakowie poruszał się tramwajem, a czekało go spotkanie z Robertem Lewandowskim czy Kubą Błaszczykowskim. Dwa odmienne światy, ale tylko poza boiskiem. To wtedy po raz pierwszy zrobiło się o nim głośno, gdy przedstawił się golem w reprezentacyjnym debiucie.

Jasne, że Kapustka popełnił też błędy. Gdyby ich nie było, nie wracałby dzisiaj do ekstraklasy. Nie uważam, że wybór Leicester City nim był. Zwłaszcza, gdy cofniemy się do lata 2016 roku i odtworzymy tamten czas. Kapustka podczas EURO zobaczył świat, do którego dążył i który nagle miał na wyciągnięcie ręki. Raczej nie wyobrażał siebie w kolejnym sezonie w ekstraklasie. Po takim turnieju myślami był już na Zachodzie, co można zrozumieć. Zwłaszcza, gdy zgłasza się po ciebie mistrz Anglii. Nie jest prawdą, że po EURO przebierał w ofertach. Tak naprawdę konkretna, spełniająca oczekiwania Cracovii była jedna. Z Leicester City. No, jeszcze kręciło się obok niego Köln, ale na Kapustkę było skłonne wydać dwa razy mniej.

Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności i dane, jakie miał piłkarz w 2016 roku, nie uważam więc decyzji o wyjeździe do Anglii za błędną. Prędzej nazwałbym taką wypożyczenie do Freiburga. Czy po roku bez grania w Leicester City wybór jako miejsca do odbudowy wymagającej Bundesligi było słuszne? Ale znów, znając kontekst, łatwo można postawić się na miejscu piłkarza. Jego skusiła determinacja trenera Christiana Streicha, który mocno zabiegał, żeby mieć go w swojej drużynie.

– Gdybym nie wiedział, co o mnie myśli, na pewno nie zdecydowałbym się na klub, przy którym słyszałbym tylko o zainteresowaniu – opowiadał Kapustka. – Trener powiedział bardzo ważne zdanie, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie: „Bartek, chciałbym, żebyś odzyskał radość z gry”. To samo podkreślał dyrektor Freiburga: „Wciąż jesteś tym samym zawodnikiem, który grał w Cracovii i reprezentacji, umiesz tyle samo, tylko musi ci wrócić ta radość”. Byłem pod wrażeniem, że aż tak mnie znają, bo wydawało mi się, że skupią się tylko na atutach z boiska. Widocznie ich skauci spojrzeli na mnie bardziej kompleksowo, potrafili racjonalnie i obiektywnie ocenić sytuację. Nie ograniczyli się tylko do banalnej opinii, tylko pochodziła ona od osób zaangażowanych i zorientowanych. Czyli nie byłem przypadkowym wyborem.

***

Za decyzją o wypożyczeniu do Freiburga stał ze strony Kapustki i jego otoczenia jakiś plan, który się nie powiódł. Później było wypożyczenie do II-ligowego belgijskiego Oud-Heverlee Leuven, gdzie Kapustka tak naprawdę nie miał zbyt wiele do powiedzenia, bo klub należy do Leicester City i to oni wskazali mu miejsce do grania.

Wybór Legii to przemyślana decyzja Kapustki. W ostatnich czterech latach zdążył poznać i polubić Warszawę, w której pojawiał się od czasu do czasu, gdy dostał wolne. Miałem okazję rozmawiać z Dariuszem Mioduskim, który podkreślał, że od dawna chciał ściągnąć tego piłkarza do Legii.

Największy znak zapytania to oczywiście jego forma piłkarska. Wylizał się po zerwaniu więzadła krzyżowego, ale żadnych meczów jeszcze nie zdążył uzbierać. O formę psychiczną można być spokojnym. Pamiętam nasze spotkanie dzień po jego popisie z Irlandią Północną na francuskim EURO. W tym meczu zaskoczył wszystkich, tylko nie siebie. Telefon miał rozgrzany, dosłownie, bo aż musiał wyłączyć powiadomienia spływające z mediów społecznościowych, bo nie dałyby mu spokoju.

Siedzimy w lobby hotelu zajmowanego przez kadrę, a Kapustka jest zupełnie nieświadomy tego, co dzieje się w kraju i jest z nim związane. Mówi spokojnie: Może to śmiesznie zabrzmi, ale bardziej niż tym spotkaniem z Irlandią Północną denerwowałem się meczami w kadrze województwa małopolskiego. Wtedy nikogo tam nie znałem, byłem jedynym piłkarzem z Tarnovii, reszta chłopaków z Wisły, Cracovii czy Sandecji. O, albo pierwszy mecz w podstawowym składzie Cracovii u trenera Roberta Podolińskiego, od razu to były derby Krakowa. Kiedy dowiedziałem się, że jestem w meczowej osiemnastce, bardzo się ucieszyłem. W dniu meczu, przed obiadem, trener zaprosił mnie na pogawędkę i powiedział, że zagram. I wtedy, mówię to z ręką na sercu, stres był większy niż na EURO. Kiedy Miroslav Čovilo usłyszał, że wyjdę w pierwszym składzie, to się przeżegnał. Był w jeszcze większym szoku niż ja.

Kibice Legii mogą być spokojni. Przed taką publicznością, jaka zbiera się przy Łazienkowskiej, to Kapustka akurat uwielbia grać. Im głośniej, tym dla niego lepiej. Na trybunach oczywiście. Bo w przypadku Kapustki przyszedł czas, żeby znów głośno o nim było tylko z tego powodu, co zrobi na boisku.

Dziennikarz Przeglądu Sportowego, Łukasz Olkowicz