Andrzej Niedzielan: Naszym celem nie jest wynik, tylko dobro zawodnika i jego dalszy rozwój

04.09.2020

Andrzej Niedzielan to jedna z piłkarskich postaci, które łączą Polskę i Holandię, gdyż w latach 2004-2007 występował w holenderskim Nijmegen. Obecnie jest współwłaścicielem Akademii Piłkarskiej Profi Zielonki, gdzie wykorzystuje swoje zagraniczne doświadczenia w szkoleniu młodych zawodników.

Czego oczekuje po grze reprezentacji Polski w meczu z Holandią? Czym się różni szkolenie piłkarzy w obu krajach? Jak funkcjonują piłkarskie akademie w Polsce? Więcej w rozmowie „Futbol News” z Andrzejem Niedzielanem.

***

W piątek Polska zmierzy się z Holandią. Jakiego meczu się pan spodziewa?

Chciałbym zobaczyć polską reprezentację odważną, bo Holandia na pewno taka będzie. Wiadomo, że ostatnio odszedł Ronald Koeman, który doprowadził do odbudowy tego zespołu, ale i tak wydaje mi się, że będą grać swój futbol – ofensywny, polegający na trzymaniu piłki, grze pozycyjnej i tworzeniu sobie w ten sposób sytuacji bramkowych. Poza tym to zespół kreatywny w środku. Jeśli polska reprezentacja chce coś ugrać w meczu z Holendrami, musi zagrać odważnie i bez kompleksów.

Kto według pana z holenderskich piłkarzy może najbardziej zagrozić reprezentacji Polski w tym spotkaniu?

Cała formacja ofensywna kadry Holandii to piłkarze na światowym poziomie. W świetnej formie jest Memphis Depay, ale dobrze spisują się również Quincy Promes czy Luuk de Jong, który w finale Ligi Europy zdobył dwie bramki, choć miał nie zagrać – na pewno jest teraz bardzo podbudowany. Oczywiście jest też Wijnaldum, który jest dobrze wyszkolony technicznie. Wachlarz możliwości ofensywnych w kadrze Holandii jest duży – może nie należy się każdego obawiać, ale na pewno nikogo nie można zlekceważyć. Tam każdy potrafi z piłką robić cuda i odmienić losy meczu.

Przejdźmy teraz do polskiej kadry – nieobecność Roberta Lewandowskiego będzie bardzo widoczna?

Wiemy doskonale, że Robert jest sterem, żeglarzem i okrętem tej reprezentacji. Kadra traci bez niego pięćdziesiąt procent wartości. I jak wiemy, nie jest efektowna, tylko efektywna – kreujemy bardzo mało sytuacji strzeleckich. Często to wygląda tak, że Robert bierze ciężar gry na siebie i jest odpowiedzialny za zdobywanie bramek. Ostatnio dobrze też w tym wyglądał Krzysiek Piątek, nieco gorzej Arek Milik. Na pewno można jednak powiedzieć, że reprezentacja bez Roberta będzie osłabiona.

W kadrze na mecze Ligi Narodów z Holandią oraz Bośnią i Hercegowiną jest kilku nowych, młodych piłkarzy. Piątkowy mecz byłby odpowiedni na debiut dla nich?

Zacznę od tego, że na pewno w reprezentacji Holandii kilku młodych piłkarzy dostanie szansę. Ich linia defensywna ma duże problemy i może się tak zdarzyć, że trener postawi na 20-letniego Perra Schuursa z Ajaksu i Owena Wijndala z AZ Alkmaar. Myślę, że oni dostaną swoje szanse, dlaczego by w tym meczu nie postawić na Michała Karbownika, który w ten sposób dowie się, w którym jest miejscu. Choćby po to, żeby nie powielił błędów kilku kolegów, między innymi Bartka Kapustki, zanim ktoś mu wmówi, że się nadaje do ligi angielskiej czy niemieckiej.

Sprawdziłbym też Sebastiana Walukiewicza – jest o nim głośno od jakiegoś czasu, to utalentowany chłopak, dlaczego miałby nie dostać szansy? Chętnie zobaczyłbym także Pawła Bochniewicza, który wydaje mi się być za jakiś czas jeden do jednego za Kamila Glika.

Ostatnio właśnie mówi się o tym, że Paweł Bochniewicz mógłby trafić do Holandii, do Heerenveen.

Wydaje mi się to mało prawdopodobne. Kwota miliona euro, jakiej oczekuje za niego Górnik to obecnie za duża kwota dla Heerenveen. Poza tym ostatnio wypożyczono tam 20-letniego prawonożnego obrońcę z Bredy, który jest uważany za jednego z najbardziej utalentowanych obrońców w Holandii. Dlatego sądzę, że raczej tematu nie będzie.

Holandia jest dobrym miejscem na transfer dla młodego piłkarza? Niektórzy eksperci mówili o tym, że Bartosz Kapustka prędzej by się sprawdził w tamtejszej lidze niż w Leicester.

Odpowiedź, dlaczego poszedł do Leicester jest prosta – w grę wchodziły duże pieniądze, prowizje były zdecydowanie wyższe. Wiadomo, jak się zarabia w Anglii – w Holandii nie ma takich ogromnych kontraktów i raczej idzie się po to, by się rozwijać. Bartek Kapustka zderzył się z rzeczywistością w pierwszej lidze belgijskiej, dlatego też polecałbym mu ligę holenderską, to byłoby bardzo dobre przetarcie.

Daleko nie szukajmy, mamy Arka Milika – z Górnika trafił do Leverkusen. Odbił się od ściany, wypożyczono go do Augsburga, a potem przeszedł do Ajaksu, gdzie zobaczono w nim potencjał. Chłopak tam się tak rozwinął, że trafił do Napoli. Myślę, że holenderska ścieżka powinna być częściej wykorzystywana przez młodych polskich zawodników.

Uważam, że doradztwo tych zawodników kuleje – ścieżka rozwoju jest bardzo często zaburzona. Dlatego wspomniałem wcześniej o Michale Karbowniku – żeby nie było z nim tak, że napompujemy balonik, który pęknie od jednej szpileczki po transferze do Anglii. Dlatego debiut w kadrze może pokazać, w którym jest miejscu, gdy zagra naprzeciwko Depaya.

16 lat temu przeszedł pan z Polski do Holandii. Był to duży przeskok dla pana?

Tak, na pewno, ale nie pod względem fizycznym. Po prostu w Polsce więcej się biegało bez piłki, a w Holandii więcej biegało się z piłką. Kiedy grałem w Holandii, występowało tam wielu znakomitych zawodników – van Persie, Sneijder, Kuyt, Smolarek, van Bommel… Grali tam zawodnicy ze światowego topu. Holandia na pewno różniła się od Polski pod względem taktycznym i obecnie wciąż jest mało taktyki u nas w piłce seniorskiej. Nie jesteśmy od początku uczeni mądrego poruszania się po boisku i potem cierpimy. Gdy wyjechałem do Holandii w wieku 24. lat, musiałem bardzo szybko się uczyć taktyki, bo u nas pewne rzeczy były zaniedbane.

A zwracano wówczas uwagę na takie aspekty jak żywienie czy przygotowanie do treningów?

Z tym żywieniem to bym nie przesadzał – u nas zaczynamy od drugiej strony. Żywienie jest ważne, ale wszystko zależy od tego, kiedy ma być istotne. Często piłkarz nie potrafi się poruszać na boisku, a bardziej zwraca uwagę na to, co je. Zawodnik nie potrafi piłki przyjąć czy ją zagrać, a zwraca uwagę na żywienie. Wolałbym jednak, żeby był lepszy pod względem taktycznym.

W Holandii nie zwracało się bardzo uwagi na to, co jedliśmy. Pomiędzy treningami jedliśmy chleb z tuńczykiem, szynką czy salami. Wszystko jedliśmy i szliśmy do roboty. Wiadomo, że na tym najwyższym światowym poziomie żywienie jest ważnym elementem stylu życia czy treningów. Na początku drogi nie jest to jednak najważniejsze – bardziej liczy się etos pracy. W Holandii wszyscy przede wszystkim ciężko pracują na treningach

Poza tym u nas nie ma tak, że starszy zawodnik weźmie piłki, przestawi bramki czy nie daj Boże, posprząta po treningu. Tam nie ma problemu – stary czy młody? Każdy jest równy i wszyscy się wzajemnie szanują. Nie ma takiego marudzenia i narzekania, jak w polskich klubach, że za ciężko, deszcz pada, albo 35 stopni i za ciepło. Tam zadanie musi być wykonane na sto procent, a nie na siedemdziesiąt. Jeśli nie będziesz dawał z siebie wszystkiego, nie będziesz grał. A nie tak jak u nas, że rywalizacja między zawodnikami kończy się w środę.

We współprowadzeniu akademii czerpie pan z tego holenderskiego podejścia?

Na pewno chciałbym nauczyć chłopaków, że praca popłaca i jest najważniejsza. Musisz mieć talent do pracy. Mamy taką dużą liczbę utalentowanych chłopaków w kraju, ale oni są po prostu marnowani. Oni albo są niedostrzegani, albo źle trenowani, albo po prostu nienauczeni pracy. Myślą, że jeśli są w akademiach ekstraklasowych klubów to na pewno będą grać w ekstraklasie, potem za granicą i na pewno reprezentacji Polski. Nie ma budowania kariery krok po kroku. A każde zagranie jest ważne – co wyniosłem właśnie z Holandii.

Mamy na pewno problem jako naród. Mamy prawie 40 milionów ludzi i mimo dużej liczby zawodników, nie potrafimy ich wyszkolić na odpowiednim poziomie. Rozmawiałem z dyrektorem jednego z klubów piłkarskich w Polsce. Powiedział mi, że nie może sprzedać stopera, bo na jego miejsce nie ma dwóch-trzech w orbicie zainteresowań, którzy mogliby go zastąpić. A w Holandii na miejsce jednego zawodnika jest pięciu.

Staram się tłumaczyć chłopakom, że liczy się najbardziej praca, koncentracja na treningach – bo z tym czasem bywa duży problem w Polsce. Poza tym doradzam mniej myślenia w piłce młodzieżowej o tym, żeby wygrać mecz, a więcej o tym, żeby się rozwijać.

Wciąż powtarza się pana historię o tym, jak przeszedł pan z Zagłębia Lubin do Górnika Zabrze za trzydzieści piłek. A jak obecnie wygląda pozyskiwanie młodych zawodników przez akademie?

Większe kluby działają tak, że pozyskują 14-15-letnich zawodników, którzy wyróżniają się w jakimś regionie. Pojawia się jednak problem, co się potem dzieje z tymi chłopakami. U mnie proces rekrutacji polega na tym, że sprowadzam chłopaków, którzy się nie sprawdzają w innych klubach. Jeśli ktoś się nie sprawdza w Wiśle, Cracovii czy Garbarni, ja go biorę i staram się go wyszkolić na tyle, na ile potrafię. Chciałbym mieć możliwość procesu, że biorę trzydziestu albo czterdziestu chłopaków na okres próbny i z tego grona wybieram trzech, czterech, pięciu. Gdyby tak było, bilibyśmy się z najlepszymi w kraju.

Patrząc na postępy naszych chłopaków, myślę że idziemy w dobrym kierunku. Karol Niemczycki, który gra w Cracovii spędził u nas cztery lata, Szymon Stasik ze Stali Mielec też był u nas dwa lata. Jesteśmy może małą akademią, ale stawiamy na jednostki. Nie idziemy na ilość, tylko na jakość. I naszym celem nie jest wynik, tylko dobro zawodnika i jego dalszy rozwój.

Jakbym miał taką możliwość – może kiedyś będę miał w Polsce albo za granicą – żeby selekcjonować zawodników, myślę że moglibyśmy stworzyć ciekawy zespół.

W zeszłym roku było dosyć głośno o państwa akademii – mówiło się o tym, że podkrada zawodników.

Wie pan, jechałem na trening, otwierałem bagażnik, porywałem zawodnika , kneblowałem mu usta, zamykałem w bagażniku i wywoziłem do siebie na trening – jeśli tak bym robił, to faktycznie bym kogoś kradł. Ludzie muszą zwracać uwagę na nazewnictwo tego, co mówią. Żeby zawodnik przeszedł do akademii ważny jest podpis jego i rodzica, każdy jest wolny. Po 30 czerwca każdy ma prawo wybrać swoją ścieżkę rozwoju.

Jeżeli ktoś po trzech latach treningów w innym klubie przychodzi do nas na trening i mówi, że tutaj chce być, nie uważam tego za kradzież. Po prostu ten chłopak i jego rodzic widzi sens w tym, żeby tutaj być. Na tej zasadzie też mógłbym powiedzieć, że kilku zawodników poszło ode mnie do Wisły, Cracovii i powiedzieć, że kradną mi zawodników. Mamy wolny rynek i liczy się tutaj wybór zawodnika, rodzica i klubu pozyskującego. Sytuacja jest bardzo prosta.

Niestety stworzyła się taka niefajna atmosfera wokół naszej akademii, co już na szczęście minęło. Jeden człowiek to zapoczątkował, który nie zgadzał się z naszym dobrym szkoleniem, bo mu przeszkadzało. Jeśli chłopak z innej akademii do nas przychodzi i nie potrafi zrobić dwudziestu żonglerek czy pięciu główek, a jest szkolony przez sześć czy siedem lat, to znaczy, że coś jest nie tak.

Wówczas jednak mówiono nie tylko o podkradaniu zawodników, a także o tym, że w drużynie AP Profi Zielonki występowali piłkarze pod fałszywym nazwiskiem albo grali zawodnicy starsi niż wymagani w danej kategorii.

Dwa razy się nam to zdarzyło, bo chcieliśmy pomóc jednemu chłopakowi. Popełniliśmy błąd, ponieśliśmy konsekwencje. Nie zamierzam więcej na ten temat rozmawiać, bo uważam, że nie warto.

Niech się inni trenerzy skupią na szkoleniu, ponieważ za to biorą pieniądze. Choćby poprzez ekwiwalent ze szkolenia, który podpisał PZPN. Potem przychodzi 14-letni chłopak i się okazuje, że nie potrafi żonglować piłką i ktoś z jego poprzedniej akademii mówi, że domaga się ekwiwalentu za szkolenie.

Ekwiwalent za szkolenie, jak sama nazwa wskazuje, powinien być wypłacany za zawodnika, który faktycznie jest wyszkolony i coś potrafi. A jeżeli chłopak przychodzi z akademii x, gdzie nie chce być z różnych względów, a prezesi klubu x żądają ekwiwalentu za niego, to chyba coś jest nie tak?

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI