Najbardziej wyczekiwany beniaminek świata. Powrót Leeds do Premier League

11.09.2020

Viduka, Kewell, Rio Ferdinand, Ian Harte i reszta. Najmłodsi kibice pewnie będą kojarzyć tylko reprezentanta Anglii, ale musicie uwierzyć, że ten zestaw w połączeniu z Davidem O’Learym na ławce trenerskiej dał w 2001 półfinał Ligi Mistrzów! Chwilę później Leeds United grało już w League One i nie zanosiło się na więcej. Teraz po szesnastu latach wracają do Premier League i mają kilka mocnych argumentów, by czekać na nich z otwartym ramionami. Dla miejscowych: historia, dla nas: Mateusz Klich, dla świata: Marcelo Bielsa. Bez cienia wątpliwości są najbardziej wyczekiwanym beniaminkiem w Europie od wielu lat!

Trzy lata temu kibice w Anglii byli bardzo ciekawi, jak sobie poradzi zgraja z Molineux, która zasilana chińskimi pieniędzmi oraz portugalską myślą szkoleniowo-piłkarską zdemolowała Championship. Jeszcze wcześniej na ustach całej Europy i świata był Red Bull, a raczej oficjalnie Rassenballsport, Lipsk. To był powiew świeżości, coś nowego. Wolves w przeciwieństwie do ekipy ze stajni Red Bulla miało za sobą bogatą historię. Może nie obfitującą w tytuły, jak choćby inna „wilcza” ekipa – Wolverhampton Wolves – która w XXI wieku regularnie sięgała po trofea w brytyjskim żużlu. Jednak obie drużyny niewiele – pod kątem historycznym – znaczą w porównaniu do Leeds.

Liga Mistrzów

Wymieniony na początku kwartet to był jedynie zalążek całej ekipy Pawii. Poza Kewellem, Viduką, Ferdinandem czy Hartem, grali przecież Lee Bowyer, Paul Robinson, Alan Smith, Robbie Fowler, Robbie Keane czy Jonathan Woodgate. Może dzisiaj te nazwiska nie robią wrażenia na miarę obecnych gwiazd, ale wówczas to była ekipa, co się zowie.

To właśnie w sezonie 2000/01 dokonali największego sukcesu w historii klubu na arenie międzynarodowej. Jeszcze rok wcześniej byli w półfinale Pucharu UEFA, a po chwili powtórzyli ten wyczyn w Lidze Mistrzów. To był czas, gdy nie było 1/8 finału, a dwie fazy grupowej. W pierwszej Barcelona, Milan i Besiktas. W drugiej Anderlecht, Real Madryt i Lazio. Trzeba pamiętać, że Lazio było wówczas mistrzem Włoch, a Milan za chwilę będzie trzy razy pojawi się w finałach LM.

Koniec nastąpił w półfinale z Valencią i to był jednocześnie sygnał do powolnego upadku z ówczesnego piedestału. Wydane pieniądze na transfery oraz pensje zawodników zaczęły ciążyć, w końcu czas gry w Lidze Mistrzów przeszedł do historii. Sprawy szybko nabrały tempa. Po rozgrywkach 2003/04 spadli do Championship, a trzy lata później byli już w League One, w której spędzili kolejne trzy sezony. Ostatnia dekada spędzona na zapleczu długo nie dawał nadziei na powrót w grono najlepszych aż się udało.

Rekord z historią

Rio Ferdinand za 26 milionów euro, Robbie Keane za 18, Robbie Fowler niecałe 17. Tak wyglądało podium najdroższych transferów Leeds jeszcze do niedawna. Przypomnijmy, że mowa o transferach z lat 2000-2001! Zresztą rekordy transferowe, jeśli chodzi o odejścia również pokazują, kiedy był najważniejszy okres w klubie. Obecność Chrisa Wooda czy Jacka Clarke’a to incydenty, wszak najdrożej sprzedawano Rio Ferdinanda(02/03), Jimmy’ego Floyda Hasselbainka, Jonathana Woodgate’a i wielu innych, gdy trzeba było ratować finanse klubu. Póki co udaje się utrzymać obecny skład, ale tutaj z pewnością dużym magnesem były dwie sprawy. Najpierw osoba Marcelo Bielsy, a później awans do Premier League.

Zaglądamy do niezawodnego – jeśli chodzi o transfery – portalu Transfermarkt i widać spore zakupy. Rodrigo Moreno – 30 milionów; Helder Costa(wykup po wypożyczeniu) – 17,5; Robin Koch – 13; Illan Meslier – 6,5(wykup po wypożyczeniu). W tym wszystkim największym hitem było oczywiście przyjście napastnika reprezentacji Hiszpanii, który ma z Patrickiem Bamfordem być gwarantem goli dla Leeds. Jednocześnie trochę dziwi, skoro jeszcze niedawno Rodrigo był rozpatrywany pod kątem Realu czy Barcelony, a teraz Valencia niemal na siłę wypchnęła go z klubu. Ten zamiast do potęg trafia do beniaminka Premier League. Solidnego, z kapitalnym trenerem i historią, ale jednak beniaminka.

Bielsa

Piłkarze dzielą się na kilka kategorii. Tych, którzy jeszcze nie pracowali z Bielsą, pracują z nim oraz ci mający już za sobą przygodę z argentyńskim trenerem. Jednym z nich był Oscar De Marcos. Można powiedzieć człowiek orkiestra w Bilbao. Śledząc jego karierę można dojść do wniosku, że poza bramką oraz środkiem obrony, nie było takiej pozycji, na której by nie zagrał. Może na żadnej nie jest wybitny, ale na każdej będzie solidny. On bardzo dobrze wspomina współpracę z Bielsą. Argentyńczyk wspomina, że zobaczył w nim nie tylko dobrego piłkarza, ale bardzo dobrego człowieka, który od wielu lat regularnie odwiedza chorujące dzieci w szpitalach w Bilbao i okolicach.

Dimitri Payet mimo wielu ofert, specjalnie poczekał na przyjazd Bielsy do Marsylii. Chciał z nim porozmawiać i sprawdzić czy ten chce na niego liczyć. Później obaj panowie tylko liczyli asysty Payeta w sezonie 2014/15, których było 21 w rozgrywkach Ligue1! Po czasie Payet stwierdził, że potrzebował kogoś takiego. Osoby, która wiele daje im jako piłkarzom, ale też jest trochę męcząca. – Nawet gdy prowadziłeś 4:0 w 75. minucie, on wymagał więcej i więcej – wspominał Francuz.

Przede wszystkim jednak u Bielsy trzeba dobrze trafić. Jeśli na początku trener sklasyfikuje ciebie jako zawodnika mniej przydatnego, już będziesz miał ogromne kłopoty. A że to się nie zmienia weźmy pod uwagę kilka lat różnicy. Athletic Bilbao w sezonie 2011/2012 dotarł do finału Ligi Europy i Pucharu Króla. Łącznie Los Leones rozegrali aż 62 mecze, co oznacza, że każdy mógł przez 5580 minut przebywać na boisku. Tymczasem na podstawie liczby minut każdego zawodnika można byłoby bezbłędnie wybrać żelazną jedenastkę z tamtych rozgrywek. Jedenasty w klasyfikacji Ander Herrera miał 3751 minut, a dwunasty Gaizka Toquero 2328! Dzieląc to na pełne mecze, różniło ich niemal 16 pełnych spotkań… Łącznie siedemnastu zawodników przekroczyło próg tysiąca minut. Jak na tak wyczerpujący sezon, to naprawdę spore osiągnięcie Marcelo Bielsy. To się jednak zdecydowanie odbiło na Baskach w kolejnym sezonie, gdy byli cieniem samego siebie. Efektem 12. miejsce w lidze, w Lidze Europy odpadnięcie w grupie z Lyonem i Spartą Praga, a w Pucharze Króla kompromitacja z trzecioligowym wówczas Eibarem.

Teraz zerkamy na statystyki za ubiegły sezon Leeds. 49 meczów, więc każdy mógł maksymalnie rozegrać 4410 minut. Do dziesiątego miejsca są mniej więcej podobne różnice, ale już tutaj jest pierwszy rozstrzał. Dziesiąty Liam Cooper ma 3127, a jedenasty Pablo Hernandez o ponad 600 mniej, czyli różnica niemal siedmiu spotkań. Tuż za nim jest Egzjan Elioski(2387), a trzynasty w klasyfikacji Geatano Berardi traci do niego niemal tysiąc minut – 1393. Łącznie czternastu zawodników powyżej 1000 minut. Dla porównania dwóch pozostałych beniaminków – West Bromwich i Fulham – miały takich zawodników osiemnastu.

Nasze nadzieje

Kiedyś Jerzy Dudek, później Łukasz Fabiański, Wojciech Szczęsny czy Artur Boruc. W międzyczasie epizod Grzegorza Rasiaka, mistrzostwo dla Wasilewskiego z niewielkim udziałem sportowym, a w międzyczasie „zesłanie” Grzegorza Krychowiaka w WBA oraz półroczna przygoda Kamila Grosickiego. Przez wiele lat tak wyglądała liga angielska dla Polaków. Była albo niedostępna, albo miejsce było głównie dla golkiperów. Jan Bednarek odwrócił ten trend, odkąd szkoleniowcem Southamptonu jest Ralph Hassenhuttl.

Teraz jednak mamy szansę na znacznie więcej. W końcu Kamil Grosicki wrócił z West Bromwich Albion, a Mateusz Klich z Leeds United. Obaj byli podstawowymi zawodnikami swoich klubów, ale w przypadku Klicha można powiedzieć, że był jednym z tych kluczowych, jeśli chodzi o rozegrane minuty. Grosik spędził na boisku prawie trzy tysiące minut, zaś Klich o tysiąc więcej! Leeds rozegrało 49 meczów w ubiegłym sezonie – 46 w lidze i łącznie trzy w Carabao Cup i FA Cup – a „Clichy’ego” zabrakło tylko w dwóch na boisku! Co ciekawe rozegrał 47 meczów, w których zawsze był podstawowym zawodnikiem, a 30 z nich rozegrał w pełnym wymiarze czasowym. Najkrótsze z nich to 61 minut przeciwko Birmingham i Luton, odpowiednio z 12. i 40. kolejki.

Dobrze to ujął Michał Trela w niedawnym tekście o Klichu na Newonce Sport. – Polska dała mu technikę i kreatywność, Niemcy aspekty fizyczne i pracę w defensywie, Holandia pomagała przywracać pewność siebie. Dopiero to wszystko przyswajane i powtarzane przez lata stworzyło prawdziwego piłkarza – napisał dziennikarz specjalizujący się w lidze niemieckiej.

Inaczej wygląda sprawa z Mateuszem Boguszem. 19-latek miniony sezon zakończył z dwoma epizodami, w tym jednym ligowym. Głównie grał w drużynie U23, a trenował z ekipą Bielsy. Skoro nie dostawał szans w Championship, jeszcze gorzej to będzie wyglądało w Premier League. Przed wychowankiem Ruchu Chorzów teraz powinien rozpocząć się czas wypożyczeń. Czy to będzie Championship, czy League One to mniej ważne. Kluczowa jest kwestia gry. Wtedy jego szansę na powrót do składu Pawii wzrośnie, czego życzymy jemu i naszej piłce.