Splendor czy „szydera”?

14.09.2020

W rozmowie z jednym z ekstraklasowych trenerów średniego pokolenia, który od lat jest w polskiej piłce, w której miał – jak każdy – swoje wzloty i niepowodzenia – usłyszałem: „po tym, co wy dziennikarze robicie z Jerzym Brzęczkiem, powoduje, że nigdy w życiu nie chciałbym pełnić roli selekcjonera”. Funkcja marzeń dla każdego szkoleniowca zaczyna się jawić jako miejsce, w którym co prawda wiele można zyskać ale i sporo stracić. Bo splendor i chwałę mogą zastąpić kpina, szyderstwo i jedno z pierwszych miejsc na liście tworzenia internetowych memów. 

Prezydent, premier i… selekcjoner pierwszej piłkarskiej reprezentacji. To z pewnością trzy najbardziej w tym kraju narażone na ocenę i krytykę stanowiska. Ostatnio do tej listy w okresie pandemii dołączył także minister zdrowia. To, co przeżywa Brzęczek nie jest niczym nowym,  żadną niespodzianką czy czymś co nie dotykało już poprzedników obecnego trenera. Te samo dotyczyło już odnoszących dużo lepsze wyniki Jacka Gmocha, Antoniego Piechniczka, Pawła Janasa czy tych, którzy z różnych przyczyn nie awansowali do dużych imprez Wojciecha Łazarka czy Waldemara Fornalika. Wiemy, co działo się też wokół Franciszka Smudy czy po Mundialu w Rosji Adama Nawałki. A Leo Beenhakker nie przypadkowo zauważał, że „w tym kraju jednego dnia jesteś Bogiem, a drugiego kawałkiem g…”. Wiedział, co mówi… Najpierw były odznaczenia państwowe, potem zwalnianie za autobusem w Mariborze i krzyk oburzenia. Czy u nas wszystko jest tylko czarne albo białe? Chyba tak, i nie dotyczy to tylko sportowych dziedzin życia.

Wszystkim nam wydaje się, że znamy się na polityce, medycynie i futbolu. Łatwo jest patrzeć na wiele rzeczy z dystansu, oceniać efekty, widzieć coś lepiej nie mając świadomości jak duża odpowiedzialność ciąży na tych, którzy muszą zarządzać. Brzęczek nie robi z pewnością wszystkiego na złość całej futbolowej Polsce, jego decyzje podejmowane są na bazie swoich obserwacji i wystawianie Bartosza Bereszyńskiego zamiast Macieja Rybusa na Holandię miało dla niego jakieś merytoryczne argumenty. „Bereś” złamał linię spalonego przy straconym golu ale obwinianie go za porażkę w Amsterdamie jest mocno przesadzone. Czy z „Rybką” defensywa by nie przeciekała, skoro Bośniakom udało się w tej strefie znaleźć wolne miejsca? Wielu z nas pewnie inaczej ustawiłoby środek pola na oba wrześniowe spotkania Ligi Narodów ale czy to oznacza, że druga linia funkcjonowałaby idealnie? To tylko gdybanie. To nie my jesteśmy tak blisko kadry, nie my obserwujemy ją na treningach i zgrupowaniach.

Umówmy się komisyjnie. Przecież Brzęczek najbardziej z nas wszystkich, chce żeby było dobrze. To, że nie zawsze zdaje to egzamin to nie tylko jego wina. Współrzędnych jest dużo więcej niż tylko błędna w naszej opinii wykładnia selekcjonera. W październiku oraz listopadzie otrzymamy kolejne dane i znów zacznie się ocena. Oby spokojna i merytoryczna. Taka jest nasza rola. A ewentualnie decyzje o kontynuowaniu pracy tego sztabu bądź jej przerwaniu niech podejmują ci, którzy ją Brzęczkowi zaproponowali. Cytując prezesa Zbigniewa Bońka: dostaliście rower, to pedałujcie. Życzę wszystkim, by nasza drużyna kolejnej „gumy” już nie złapała.

Dziennikarz Polsatu Sport, Bożydar Iwanow