Trudne początki beniaminków w Ekstraklasie

18.09.2020

Od kilku lat najwyższa klasa rozgrywkowa w Polsce nie jest zbyt przyjaznym miejscem dla beniaminków. W ostatnich trzech sezonach na sześć nowych drużyn aż cztery spadało po jednym sezonie. Wygląda na to, że niekorzystny trend przynajmniej jednego spadającego beniaminka rocznie może zostać podtrzymany, ponieważ w tym roku drużyny, które wywalczyły sobie awans w I lidze, zaliczają wyjątkowo słaby start. Tutaj pojawia się pytanie: Jaka jest przyczyna słabej formy nowicjuszy na starcie tego sezonu?

Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Zacznijmy od tego, że od obecnego sezonu do Ekstraklasy wchodzą aż trzy drużyny z I ligi. W bieżących rozgrywkach nowymi zespołami są Stal Mielec, Podbeskidzie Bielsko-Biała oraz Warta Poznań. Po trzech kolejkach żadna z tych ekip nie ma na koncie choćby jednego zwycięstwa, gromadząc łącznie na swoim koncie pięć punktów. Poza kiepskim początkiem nie ma jednak zbyt wielu rzeczy wspólnych między tymi drużynami, dlatego każdy przypadek trzeba rozpatrzyć osobno.

Dziurawa defensywa „Górali”

Zaczynamy od ekipy z województwa śląskiego, ponieważ jej problem jest stosunkowo najłatwiej zdiagnozować. Podopieczni Krzysztofa Brede na inaugurację przegrali w Zabrzu z Górnikiem 2:4, następnie zremisowali u siebie z Cracovią 2:2 i takim samym rezultatem zakończył się ich ostatni wyjazd do Białegostoku. Co od razu się rzuca w oczy, to duża liczba straconych bramek.

Jaka jest tego przyczyna? Przede wszystkim personalia w defensywie. Są to piłkarze albo młodzi albo o niezbyt wysokiej jakości. Na dodatek nie licząc Filipa Modelskiego i Kornela Osyry mówimy o zawodnikach bez większego doświadczenia w Ekstraklasie i to niestety widać. Zwłaszcza spotkanie z Górnikiem Zabrze to był prawdziwy festiwal indywidualnych błędów kilku obrońców – można tu wymienić chociażby Aleksandra Komora, Kacpra Gacha czy Dmytro Bashlaya.

Nie można jednak zwalać wszystkiego na obrońców, ponieważ byłoby to zbyt duże uproszczenie. Główną przyczyną tak dużej liczby straconych bramek jest po prostu styl proponowany przez Krzysztofa Brede, czyli futbol bardzo ofensywny. 39-latek zdecydowanie nie chce się murować, zamiast tego stawia na zmasowane ataki dużą liczbą zawodników. Taka taktyka musi odbić się na grze zespołu w obronie. Tak naprawdę liczba straconych goli mogłaby być jeszcze większa –  rywale Podbeskidzia stworzyli sobie jeszcze więcej świetnych okazji i chyba tylko dzięki Opatrzności „Górale” nie wrócili z Białegostoku z bagażem pięciu bramek.  Doceniamy trenera Brede za to, że chce grać futbol odważny, ale o defensywie też musi pamiętać, bo jak pokazuje ostatnie siedem sezonów – ekipy z największą liczbą straconych bramek zawsze opuszczała Ekstraklasę, a Podbeskidzie jest na dobrym kursie, żeby taką drużyną się stać.

Nie możemy jednak zapominać o trudnym terminarzu, jaki „Górale” mieli na początku. – Górnik Zabrze, Cracovia oraz Jagiellonia Białystok nie są zespołami, po których łatwo się przejechać. Nie mniej jednak statystyki indywidualne – Kamil Biliński strzelec trzech bramek i Łukasz Sierpina autor czterech asyst) pokazują, że Krzysztof Brede ma zespół na miarę zdobywania przysłowiowych szczytów. I zapewne zdobywać je będzie, tylko nie z zespołami, z którymi mierzył się dotychczas. Niektórych przeszkód niestety nie przeskoczy – mówi nam Piotr Sidorowicz z portalu Footroll.pl.

Na zero z przodu

Zupełnie inne problemy są w Wielkopolsce. Warta Poznań defensywę ma bardzo solidną – w trzech meczach podopieczni Piotra Tworka stracili zaledwie dwie bramki, co na ten moment jest najlepszym wynikiem w całej lidze (obok Górnika Zabrze). Bardzo dobrze prezentuje się zwłaszcza para stoperów – doświadczony Bartosz Kieliba doskonale uzupełnia się z młodzieżowcem Aleksem Ławniczakiem. Problem w tym, że dwukrotni mistrzowie Polski mają gigantyczny kłopot z ofensywą – do siatki rywali… nie trafili ani razu. Tylko Piast Gliwice może „pochwalić” się podobną statystyką. Sam trener jest świadomy tych problemów, o czym powiedział w wywiadzie dla Futbol News. – Wiemy, że wzmocnienia w formacji ofensywnej są dla nas niezbędne. Mówię tutaj zarówno o skrzydłach, gdzie mamy na ten moment tylko dwóch zawodników gotowych do gry w Ekstraklasie, ale również o pozycji wysuniętego napastnika – mówił Tworek.

Pierwszego wzmocnienia już dokonano – piłkarzem Warty został Mario Rodriguez. Zawodnik jest skrzydłowym, który ma w swoim CV nawet występ w La Liga. A konkretniej… jedną minutę. Nie zmienia to jednak faktu, że jak na warunki Warty Poznań jest to bardzo solidne wzmocnienie. Na pewno Warciarze nie mogą poprzestać na tym transferze, ponieważ problemów kadrowych jest o wiele więcej, o czym wspominał sam trener. I widzi je również Sidorowicz: – Warta nie sprostała wyzwaniu na początku sezonu. Z czego to wynika? Przede wszystkim bardzo słaba jak na warunki naszej ligi kadra. I taki stan najprawdopodobniej będzie się utrzymywał jeszcze długo. W przypadku poznaniaków mamy do czynienia z pierwszoligowym zespołem, a taki w Ekstraklasie radzić sobie nie będzie. Widzimy to już teraz i będziemy oglądać prawdopodobnie przez cały sezon.

Warta ma jednak również problem pozasportowy, a mianowicie kwestia gry w Grodzisku. Oczywiście należy pamiętać o tym, że to właśnie na byłym stadionie Groclinu Dyskobolii podopieczni Piotra Tworka wywalczyli awans do Ekstraklasy, ale mimo wszystko to nie jest ich obiekt. Sam trener jednak nie przykłada wielkiej wagi do tego problemu: – Wyznaję zasadę, że nie mogę zajmować się rzeczami, na które nie mam wpływu. Zdajemy sobie sprawę z tego, że licencja na Ekstraklasę jest przyznana na Grodzisk i to jest na tyle oczywiste, że nie zaprzątam sobie tym głowy. Ubolewam jedynie, że kibice, którzy chcą nas dopingować i oglądać, mają utrudnioną sytuację – stwierdził szkoleniowiec Warty.

Chaos w Mielcu

Najtrudniejszym przypadkiem do rozpatrzenia jest bez wątpienia Stal Mielec. Drużyna z Podkarpacia sprawia wrażenie, jakby nie miała swojego stylu, co znacznie ją różni od ofensywnego Podbeskidzia i ostrożnej Warty. Nie może to jednak dziwić. Tuż przed rozpoczęciem tego sezonu doszło do zmiany trenera – nowym szkoleniowcem mielczan został Dariusz Skrzypczak. Były asystent Dariusza Żurawia nie miał jeszcze wystarczająco czasu, aby wpoić swoją koncepcję w zespół, dlatego na boisku wygląda to nieco chaotycznie. W grze Stali są elementy pressingu, trochę gry polegającej na dłuższym posiadaniu piłki, czasami jest to futbol bardziej bezpośredni, ale brakuje w tym wszystkim spójności. Bardzo możliwe, że z czasem wyklaruje się jakiś styl, jednak nie stanie się to raczej w ciągu najbliższych tygodni.

Jeśli chodzi o personalia, wydaje się, że nie wygląda to aż tak źle, jak w przypadku Warty: – W Stali jest paru zawodników, którzy spokojnie nadają się na poziom Ekstraklasy. Wystarczy wspomnieć chociażby o Petterim Forsellu, który był wyróżniającym się zawodnikiem Korony Kielce w zeszłym sezonie, solidnym Kamilu Kościelnym czy Pawle Tomczyku, który pomimo młodego wieku kilka bramek na poziomie Ekstraklasy już strzelił – mówi Piotr Sidorowicz. Rzeczywiście, kadrowo mielczanie na pewno nie mają się czego wstydzić – oprócz wspomnianych przez Sidorowicza zawodników można też wymienić bardzo solidnego Krystiana Getingera, szybkiego Andreję Prokicia czy obiecującego młodzieżowca Rafała Strączka.

Jest jednak jeszcze jeden duży minus w grze Stali. Mielczanie zdają się mieć skłonność do oddawania punktów w końcówkach. W pierwszym meczu przeciwko Wiśle Płock stracili bramkę na 1:1 w 88. minucie spotkania, natomiast w 3. kolejce przeciwko Cracovii stracili prowadzenie już w doliczonym czasie gry. Taka sytuacja do złudzenia przypomina Raków Częstochowa z zeszłego sezonu, który również bardzo często remisował bądź przegrywał mecze w ostatnich minutach spotkania. Na pewno Dariusz Skrzypczak musi poświęcić dużo czasu wpajaniu swoim podopiecznym nieco boiskowego cynizmu, ponieważ przez brak koncentracji Stal może stracić bardzo dużo punktów.