18.09.2020

Pucharowe mecze Lecha i Piasta dały nadzieję na dobrą jesień w polskim futbolu. Faza grupowa Ligi Europy jest Ekstraklasie niesamowicie potrzebna, by dać kibicom przekonanie, że ich ulubieńcy nie są tylko mistrzami własnego podwórka.

Polski kibic uwielbia żartować i narzekać, a Ekstraklasa jest do tego celem wręcz wymarzonym. Możliwość sprawdzenia się z klubami z innych krajów i przeprowadzenie dowodu, wskazującego na to, że słabsi nie jesteśmy może obie te możliwości znacznie ograniczyć. Tym bardziej, że w fazie grupowej pucharów dużo łatwiej jest grać niż tam awansować, o czym przekonała się choćby Legia, urywając punkty Realowi Madryt. Trafiając do grupy luźno traktowanej przez wielu Ligi Europy otrzymuje się szansę na zbudowanie rankingu dla federacji i dla siebie, a także szansę rywalizacji z potentatami, dla których sobotni mecz ligowy bywa ważniejszy niż czwartkowy wieczór. Jose Mourinho nawet tego zresztą nie ukrywa, co sprawia, że taki Tottenham marzyłby się każdemu słabszemu klubowi – oczywiście dopiero w fazie grupowej.

Daleko mi do euforii i ogłaszania triumfu polskiego futbolu ligowego, ale ostatnie mecze są naprawdę promykiem nadziei. I to nie tylko pucharowe, bo przecież w Ekstraklasie w tym sezonie niezłych meczów też nie brakuje. Poziom jest wprawdzie nierówny, zdarzają się takie spotkania jak Legii w Płocku, ale bywają i perełki, jak rywalizacja Lecha ze Śląskiem. Problem w tym, że bez pucharowej pieczęci malkontent może wyśmiać każde spotkanie na krajowej arenie i odrzucać nawet najbardziej racjonalne argumenty, że może nie jest z nami tak źle, jak wielu uważa.

Od lat bronię naszej ligi, także na tych łamach, ale bez dobrych występów w Europie zwyczajnie tracę argumenty nawet za teorią, że różowo wprawdzie nie jest, ale zaczynamy iść we właściwym kierunku. Trenerzy dostają więcej czasu na pracę, są zwalniani rzadziej niż jeszcze parę lat temu, a w wielu klubach widać rozsądne zarządzanie. Oczywiście żałuję, że znając miejsce w kontynentalnym szeregu nasze kluby nie mogą często zatrzymać najlepszych piłkarzy, ale przykład Lecha z tego sezonu pokazuje, że na straty można się przygotować a wyrwy w składzie sprawnie zasypać. Naprawdę mam wrażenie, że idziemy w słusznym kierunku – wciąż za wolno, wciąż mając problemy ze szkoleniem młodzieży i zbyt dużą liczbą przeciętnych obcokrajowców, ale kierunek jest słuszny. Klub, a najlepiej kluby w fazie pucharowej Ligi Europy byłyby tylko impulsem, by ruszyć jeszcze szybciej.

Droga do fazy grupowej wciąż jest daleka, ale do przejścia. W przypadku Legii wygląda nawet nie niezbyt wyboistą, więc dla mistrza Polski awans to wręcz obligo. I za to kciuki powinni trzymać wszyscy kibice w Polsce (tak, wiem że to trudne a dla wielu awykonalne).

Bronię Ekstraklasy, brak mi jednak argumentów na obronę reprezentacji. Skromne zwycięstwo nad Bośnią i Hercegowiną mnie nie przekonało, podobnie jak brak stylu w meczu z Holandią. Tę kadrę naprawdę stać na wiele i mam pełne przekonanie, że mając tak dobrych piłkarzy w jedenastce, trzeba grać lepiej i usprawiedliwień nie szukać. Tych nie jestem w stanie zaakceptować nawet ja, mimo ogromnych pokładów tkwiącego we mnie optymizmu.

Żelisław Żyżyński, dziennikarz Canal+