Bartłomiej Pawłowski: Śląsk nie jest dla mnie opcją tylko na pięć minut

19.09.2020

Bartłomiej Pawłowski po roku spędzonym w Turcji wrócił do Polski. Piłkarz podpisał kontrakt ze Śląskiem – choć miał oferty z innych państw i polskich klubów, najbardziej przekonał go projekt wrocławskiego klubu. O transferze, wspomnieniach z Turcji, a także dalszych perspektywach piłkarz opowiedział w rozmowie dla “Futbol News”.

Niedawno wziąłeś ślub – czy stabilizacja była jednym z powodów, dla których zdecydowałeś się na powrót do Polski na stałe?

Było kilka czynników, dla których zdecydowałem się na przenosiny do Śląska. Podjąłem taką decyzję również po to, żeby zrobić krok do przodu od strony sportowej. Spędziłem rok w klubie, w którym trener preferował ustawienie 5-3-2 i dlatego nie mogłem grać na swojej pozycji. Mogłem ewentualnie zastąpić kontuzjowanego albo zawieszonego nominalnego środkowego pomocnika czy napastnika – to nie było dla mnie komfortowe. Jestem jeszcze w takim wieku, że wciąż chcę grać w piłkę, a nie tylko odcinać kupony. Dostałem telefon ze Śląska Wrocław, przedstawiono mi bardzo ciekawy projekt – cały program, jak dalej mógłbym tam się rozwijać. Zrozumiałem, że nie ma być to opcja tylko na pięć minut.

Czyli rozumiem, że w Śląsku wreszcie znowu zagrasz na skrzydle.

Każdy jest dobry w czymś innym i to samo się tyczy piłkarzy. Może jest kilku wybitnych piłkarzy, którzy poradzą sobie wszędzie na takim samym poziomie. Każdy jednak ma swoje określone predyspozycje.

A w Gaziantep grałeś najpierw w środku pola, potem w ataku. Chociaż w sumie pod koniec sezonu nawet strzeliłeś gola.

Byłem jedynym piłkarzem w zespole, który w poprzednim sezonie ani razu nie zagrał na swojej pozycji. Dlatego, że mojej pozycji po prostu nie było na boisku. To utrudniało mi walkę o miejsce w pierwszym składzie – mogłem liczyć tylko na kontuzje i zawieszenia w zespole. Nie odpowiadało mi to.

Nie będę się tutaj jednak na kogoś obrażać – każdy trener ma swój pomysł na grę. Po prostu czułem, że w Gaziantep nie rozwijam się sportowo, dlatego odszedłem.

Decyzję o powrocie podjąłeś jeszcze przed końcem sezonu czy już po zakończeniu rozgrywek w Turcji?

Już przed końcem sezonu wiedziałem, że będę chciał coś zmienić. W Gaziantep pojawiły się jeszcze różne nieporozumienia finansowe, ale wszystko na szczęście zostało szybko rozwiązane i wtedy mogłem zmienić barwy klubowe.

Kilka razy słyszałem wypowiedzi polskich piłkarzy, którzy wypowiadali się na temat luźnego podchodzenia tureckich właścicieli klubów do finansów. Jak to wyglądało w twoim przypadku?

U nas wydaje się normalne, że pracownik otrzymuje pensję na czas, natomiast w Turcji różnie z tym bywa. Czasami wiele zależy tam od kaprysu prezesa – raz zapłaci, a potem przez kilka miesięcy nie zapłaci. Wiadomo – piłkarze nie mogą narzekać na środki do życia w trakcie swojej kariery – ale jeśli nie dostaje się pensji przez kilka miesięcy i wciąż się tylko słyszy odpowiedź, że wkrótce, a dochodzą różne koszty, kredyty, po jakimś czasie zaczyna brakować pieniędzy.

Rozmawialiśmy trochę o negatywnych aspektach twojego czasu Gaziantep, ale pewnie było też kilka pozytywów. Można powiedzieć, że po roku w Turcji jesteś bogatszy nowe doświadczenia piłkarskie, ale również życiowe?

Byłem tam skupiony przede wszystkim na pracy. Wyjechałem tam, żeby pracować, a nie bawić się czy pokorzystać z życia. Na pewno jednak nauczyłem się w Turcji cierpliwości – dostałem tam mocno w kość. Zrozumiałem, że to, ile pracy włożyłem w treningi jest bardziej dla mnie, bo bariery pozycyjnej po prostu nie mogłem przeskoczyć. Na chwilę mogłem być środkowym pomocnikiem czy napastnikiem, ale ja jestem przede wszystkim skrzydłowym.

A były jakieś pozytywne sytuacje z Turcji, które szczególnie utkwiły ci w pamięci?

Dobrze będę wspominał kontakt z kibicami Gaziantep, w Turcji piłka jest jak religia. Wszyscy ludzie na mieście znają piłkarzy – zawodnicy są w kraju bardziej znani niż nawet politycy. Zdarzały się takie sytuacje, że w restauracji albo u fryzjera nie płaciło się rachunków. Ludzie bardzo doceniali, że piłkarz czy działacz jakiegoś klubu do nich przyszedł.

Kibice w Gaziantep inaczej cię odbierają niż w Polsce, presja na wynik była ogromna tylko w spotkaniach z rywalami, którzy byli w naszym zasięgu. W meczach z topową czwórką nie czuliśmy już tak dużej presji, żeby wygrać mecz – chociaż oczywiście staraliśmy się o to, by sprawić niespodziankę, ale kibice rozumieli, gdy traciliśmy wtedy punkty. Nie ocenię, czy to jest dobre czy nie, ale na pewno jest to zupełnie inna mentalność niż u nas.

Czyli kibice Gaziantep inaczej patrzyli na to, gdy graliście z Konyasporem, a inaczej z Besiktasem?

Wcześniej w mieście był inny duży klub, Gaziantepspor, który upadł i Gaziantep FK to jest dość nowy klub. Dlatego w mieście powstał konflikt między tymi kibicami Gaziantepsporu, którzy przeszli na drugą stronę, a tymi, którzy nie kibicują nowo powstałej drużynie. Oprócz tego, w Turcji jest tak, że kibice mają nie tylko swój klub regionalny, ale również dopingują również najczęściej kogoś z czwórki – Fenerbahce, Galatasaray, Besiktas i Trabzonspor.

Zdarza się tak, że fani w dzień meczu chodzą po ulicach miasta w koszulkach lokalnego klubu, ale w tygodniu zakładają koszulki np. Fenerbahce.

To chyba światowy ewenement.

Gdy grałem w Maladze, też nie było problemu z tym, że kibice chodzili po mieście w koszulkach nie tylko Barcelony i Realu, ale także choćby Athleticu Bilbao. Nikt z mieszkańców się o to nie burzył, gdy przyjezdni nosili inne koszulki, gdyż był tam akceptowany regionalizm.

W Turcji jednak większość osób ma sentyment do najbardziej utytułowanej czwórki. Mieszkańców tego kraju można podzielić na sympatyków tych najlepszych, ale oni również często kibicują jakimś klubom z ich regionu lub miasta.

To powiedz, który klub z tej czwórki ma według ciebie najlepszą atmosferę na trybunach?

Na Fenerbahce byli fajni kibice, głośno dopingowali swój zespół, ale na Trabzonie był kocioł, prawdziwe piekło dla przeciwników. Z Galatasaray graliśmy już jednak przy pustych trybunach z powodu koronawirusa i nie czuło się tej atmosfery. Oczywiście, pod stadionem zgromadziło się pełno ich kibiców, ale to nie to samo.

Zatrzymajmy się przy czasie pandemii. Gdy rozmawialiśmy ostatnio, powiedziałeś, że w tamtym okresie klub dbał o ciebie, sprawdzał czy niczego ci nie brakuje. To chyba też powód, by zachować kilka dobrych wspomnień z Turcji?

Turcy to bardzo rodzinni ludzie, można liczyć na wsparcie. Można było jednak odczuć szczególną rywalizację w szatni pomiędzy lokalnymi piłkarzami a obcokrajowcami. Piłkarze z Turcji są zamknięci i nieufni w stosunku do pozostałych. Na mieście ludzie jednak bardzo ciepło witają obcokrajowców. Nawet mimo problemów komunikacyjnych, gdyż mało mieszkańców Gaziantep mówiło po angielsku na choćby podstawowym poziomie. Próbują jednak się z tobą jakoś komunikować, są otwarci.

Mają także duszą handlowca – zawsze coś próbują ci wcisnąć. Ile razy tak miałem, że jechałem na trening, a ktoś mi próbował sprzedać jakieś owoce czy jakieś swoje wyroby.

Dawałeś się nabrać?

Kilka razy. Było napisane, że kosztuje pięć lir, ale zobaczyli – obcokrajowiec i jeszcze blondyn, to musiałem zapłacić piętnaście (śmiech). Wiadomo, że czasami z przymrużeniem oka się trochę negocjowało, czasem przepłaciło. Ale już taka ich natura.

Podsumowując wątek turecki – podjąłbyś decyzję o wyjeździe do Gaziantep, gdybyś mógł o rok cofnąć się w czasie?

Liczyłem, że skoro klub za mnie zapłacił, wszystko jest przygotowane i będę grał na skrzydle. Szczególnie, że w Gaziantep cały czas był ten sam trener, zresztą wywalczył sobie w trakcie sezonu przedłużenie kontraktu. Ta decyzja klubu też miała wpływ na moje odejście – wiedziałem, że przy grze w ustawieniu 5-3-2 nie będę miał miejsca na swojej pozycji. Chciałem występować regularnie na skrzydle. Gdybym wiedział, że zespół będzie grać w taki sposób, myślę że nie podjąłbym decyzji o odejściu do tego klubu.

Śląsk jest twoim dwunastym klubem w dorosłej karierze. Wynikało to z kwestii rozwoju, czy można powiedzieć, że szukałeś swojego miejsca?

Zawsze chciałem grać regularnie. Miałem jednak taką sinusoidę – najpierw grałem dobrze i odszedłem do lepszego klubu, a potem nie grałem i trafiałem na różne wypożyczenia, zmieniałem otoczenie. Niektórzy piłkarze mają taki czas, że przez rok grają w jakimś klubie, potem nie grają, ale jednak zostają. Ja zawsze kierowałem się regularnością występów, ale każdy ma jakąś swoją drogę.

Można jednak powiedzieć, że dzięki twoim zmianom, kibice byłych klubów podchodzą bardziej neutralnie, jeśli zasilisz zespół ich rywali. Na przykład kibice Zagłębia Lubin po twoim transferze do Śląska nie reagowali emocjonalnie w mediach społecznościowym. Wielu z nich wręcz zaakceptowało taki ruch.

W Zagłębiu dałem z siebie wszystko. Może zdarzały się mecze słabe albo przeciętne – jak to w sporcie bywa. Zawsze jednak byłem zaangażowany w grę i chciałem pokazać, że szanuję miejsce, w którym aktualnie pracuję. Spędziłem dwa lata w Zagłębiu, myślę że wykorzystałem dobrze ten czas, a klub potem zarobił na mnie tyle, ile chciał zarobić.

Wydaje mi się, że zakończyłem swoją pracę w Zagłębiu profesjonalnie. Uścisnąłem ze wszystkimi dłoń, podziękowałem za ten czas, który mogłem tam spędzić. Teraz przede mną jednak nowy etap – jestem piłkarzem Śląska i będę robić wszystko, żeby Śląsk wygrywał teraz każde spotkanie.

Przed twoim transferem do Wrocławia mówiło się też o ofertach z innych klubów. Były konkrety czy tylko plotki?

Było kilka ofert – dwie z polski, poza tym miałem telefon z drugiej ligi hiszpańskiej, a także z Holandii. Zdecydowałem się jednak na Śląsk – klub przedstawił mi swój projekt, zobaczyłem że chce iść w górę pod każdym względem. Dlatego przyjąłem propozycję i cieszę się, że mogę być częścią tego projektu.

Podejście Śląska do transferów w ostatnim czasie mogło zwrócić uwagę. Klub pozyskał w letnim oknie samych polskich zawodników, co spotkało się z pozytywnym odzewem z wielu stron.

Sprawdziłem dokładnie zespół na przestrzeni półtora roku. Widać, że się nie osłabia. Może nie wydaje jakichś ekstremalnych pieniędzy, ale polityka klubu jest bardzo mądrze prowadzona, jak na polskie warunki.

Po tygodniu we Wrocławiu już wiesz, co możesz dać Śląskowi i co Śląsk może dać tobie?

Zrobię wszystko, żeby Śląskowi dać ze swojej strony to, co najlepsze i móc przełożyć swoją postawę z najlepszych meczów do występów w tej drużynie. A klub może dać mi warunki do treningu, dobrych partnerów na boisku. Wierzę, że ta współpraca będzie bardzo owocna.

Czyli już dobrze zapoznałeś się z zespołem?

Z większością z tych chłopaków miałem możliwość zmierzyć się na boisku albo trenować w młodzieżowych reprezentacjach. Dlatego wiem, czego mogę się tutaj spodziewać z ich strony.

Myślisz, że teraz pozostaniesz już w Polsce na stałe czy jeszcze za jakiś czas spróbujesz swoich sił w zagranicznej lidze?

W ogóle nie myślę w takich kategoriach. Przede wszystkim chcę się rozwijać sportowo – jeśli ze Śląskiem będę iść cały czas do przodu, jestem przekonany, że zarówno ja, jak i klub będziemy zadowoleni ze współpracy. Chciałbym móc wypełnić kontrakt ze Śląskiem.

Wiadomo, w Zagłębiu miałem jeszcze rok do końca kontraktu, ale pojawiła się fajna opcja – od pół roku były prowadzone rozmowy, dzwoniono do mnie. Odrzuciłem jedną i drugą ofertę. A potem jednak tam trafiłem, po czym okazało się, że nie ma tam pozycji, na której mógłbym rywalizować.

Dzisiaj jestem w Śląsku, klubie z wielkimi ambicjami, który chce się rozwijać. Trudno mi dlatego mówić od razu, czy chciałbym stąd wyjechać czy nie.

Czyli chcesz się skupić na tym, co jest tu i teraz.

Podpisałem trzyletni kontrakt i klub oczekuje ode mnie dobrej współpracy. I myślę, że teraz ja i klub musimy dać z siebie wszystko. Na pewno ja zrobię wszystko, żeby Śląsk piął się w górę.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI

Fot. Dawid Antecki/slaskwroclaw.pl