Nasza liga. Wyjątkowa!

21.09.2020

Od kilku lat zachodzę w głowę, jak to jest możliwe, że polskie kluby walczące o start w fazach grupowych europejskich pucharów nie są w stanie równocześnie zaliczać dobrego startu w lidze. Mogło się to zdarzyć raz, dwa razy, ale skoro pojawia się to co sezon to przestaje być dziełem przypadku. Z każdej bolesnej lekcji należałoby wyciągnąć jakąś naukę, ale u nas jak widać jest z tym jakiś problem. W tym najważniejszym przede wszystkim dla Legii Warszawa i Lecha Poznań okresie, kiedy ważą się losy „spięcia” budżetu, oba kluby mocno spinają tę część ciała, która jest poniżej pleców, aby nie wyprowadzić z równowagi swoich kibiców. Rzadko się to udaje. 

Przed rokiem uważnie przyglądałem się układowi tabeli na początku rozgrywek. I okazało się, że pierwszy raz któryś z czterech czołowych zespołów poprzedniego sezonu znalazł się w trójce dopiero … w połowie września, kiedy europejskie puchary oglądaliśmy już tylko w telewizji. Teraz jest identycznie: najwyżej z „eksportowych” jest najbardziej krytykowana Legia Warszawa: po czterech seriach z sześcioma punktami jest szósta. Lech dziesiąty, Piast przedostatni, a Cracovia, gdybyśmy nawet doliczyli jej pięć minusowych „oczek”, nie wdrapałaby się do ligowego „pudła”. A jej przecież i tak w Europie już nie ma. A zatem – coroczny standard. Gdy przyglądałem się sytuacji w innych ligach żadna takiego układu nie miała. Tam większość najlepszych klubów, tych, które grały o Ligę Europy czy Ligę Mistrzów, ciągle była wysoko. Byli mocni kilka miesięcy wcześniej to byli i na początku nowych rozgrywek. Im jakoś łączenie ligi z pucharami nie odbijało się czkawką. Tak, nasza liga jest doprawdy wyjątkowa.

Nie podzielam powszechnego zachwytu, że jest naprawdę super, bo w trzecich rundach walki o LE mamy „aż” trzy kluby. Jeżeli Legia wyeliminuje Karabach (pamiętam, że po drodze jest jeszcze Drita), a Lech wygra na Cyprze z Apollonem Limassol wtedy będę mógł mówić, że coś u nas pozytywnie drgnęło. Jeżeli Piast poradzi sobie z Kopenhagą na stojąco będę bił brawo ale co do tego spotkania wielkich nadziei niestety nie mam.

Wszyscy potrzebujemy polskiego klubu w fazie grupowej Ligi Europy. Za rok szansę na tą będzie miał już tylko mistrz kraju, jeżeli nie uda mu się walka o Champions League. Jesteśmy tak nisko w rankingu, że po kolejnej zmianach w regulaminie reszcie zespołów pozostaną starania o grę w Conference League,  gdzie jednak też nikt za darmo miejsca nam nie da. Liga jest coraz bogatsza, przyjeżdżają do niej piłkarze z klubów holenderskich czy 2.Bundesligi ale ciągle nie wydaje się atrakcyjnego ze sportowego punktu widzenia. A przecież nie dalej jak dziesięć lat temu w Lidze Europy potrafiły znaleźć się nawet dwa kluby na sezon. „Kolejorz” miał jednak wtedy Rudnevsa, Legia Ljuboję, a Wisła Meliksona. Dziś trzeba liczyć na wyciągniętego z trzeciej ligi hiszpańskiej Ramireza lub nie grającego od czterech lat w poważną piłkę Kapustkę. Taka jest właśnie dość znacząca różnica. Za wszystkie kluby trzymam jednak w tym tygodniu mocno kciuki. Zróbcie to. Teraz.

Dziennikarz Polsatu Sport, Bożydar Iwanow