Bach, bach, bach, Karabach. Legia żegna się z Europą w fatalnym stylu 

01.10.2020

Legia Warszawa nie poszła śladami Lecha Poznań i zakończyła przygodę z Ligą Europy na czwartej rundzie. Podopieczni Czesława Michniewicza przegrali z Karabachem 0:3.

Karabach zaskoczył Legionistów?

Przed meczem wydawało się, że Legioniści są w stanie coś ugrać. Czesław Michniewicz, który objął zespół przed meczem z Dritą, miał teraz okazję do tego, żeby popracować z zespołem. Szczególnie, że zespół nie grał w poprzedniej kolejce ekstraklasy. Mimo że Karabach eliminował już polskie drużyny z europejskich rozgrywek, nie wydawał się tak trudnym przeciwnikiem do pokonania. Mistrz Azerbejdżanu od lat słynie bowiem z dominacji na własnym stadionie, ale również problemami na wyjeździe. Dowodem na to był choćby ubiegłoroczny remis z północnoirlandzkim Linfield.

Jak się okazało – ani długa podróż, ani zmiana strefy czasowej i klimatycznej, ani nawet trudna sytuacja polityczna nie wpłynęły na podopiecznych Gurbana Gurbanowa. Już w pierwszej połowie było to bardzo widoczne. Legioniści oddali wówczas zaledwie jeden celny strzał, a Karabach aż siedem. Ze wszystkimi poradził sobie Artur Boruc, ale przy takim ostrzale nawet największa twierdza może paść. I ta padła w drugiej połowie aż trzy razy, chociaż w pierwszej mistrzowie Azerbejdżanu nie znaleźli drogi do bramki.

Ofensywa mistrza Azerbejdżanu za mocna

Problemem Legionistów w drugiej połowie okazał się brak reakcji. Podopieczni Czesława Michniewicza po przerwie wyglądali tak samo jak przed nią. Minimalna przewaga w posiadaniu piłki nie znalazła odzwierciedlenia w końcowym wyniku. Pierwszy cios padł w 50. minucie, gdy gola zdobył Patrick Andrade. W 62. minucie podwyższył na 2:0 Abdellah Zoubir, a rezultat spotkania ustalił Filip Ozobić.

Ofensywa Karabachu okazała się zbyt mocna dla Legionistów, którzy nie postawili rywalom żadnych argumentów. Niegrający w dwóch poprzednich meczach Zoubir w obu połowach okazał się kluczową postacią mistrza Azerbejdżanu. Mahir Emreli nie zdobył gola, aczkolwiek mimo pozycji wysuniętego napastnika, wnosił wiele do gry. Zdarzało się nawet, że sam rozpoczynał akcje swojego zespołu. Aktywny był tutaj również Owusu, który nie bał się walczyć z obrońcami Legionistów, nawet gdy miał ich wokół siebie aż czterech.

Krótko mówiąc, Legia była fatalna

A co można powiedzieć o Legii? Czesław Michniewicz miał za mało czasu na to, by jakoś wpłynąć na zespół. Wciąż jednak widać rękę Aleksandara Vukovicia – zespół nie reagował na boiskowe wydarzenia, szukał miejsca na określone schematy, choć Karabach go im nie zostawiał. Oczywiście, można doszukiwać się dobrych zagrań ofensywnych zawodników, aczkolwiek nie miały one żadnego przełożenia – nie tylko na wynik, ale także na akcje. Legia nie potrafiła prowadzić gry, dośrodkowywać (poza jednym zagraniem Bartosza Kapustki) ani atakować z kontrataku.

Można powiedzieć, że obrona Legii w drugiej połowie nie istniała. Ustawienie zespołu przy każdym z goli pozostawiało wiele do życzenia. Mecz okazał się kolejnym fatalnym występem Josipa Juranovicia. Nowy nabytek Legionistów kilka razy angażował się w grę ofensywną, aczkolwiek z tyłu nie wniósł kompletnie nic. Zwrotność bez wątpienia nie jest jego najlepszą cechą, co udowodnili ofensywni zawodnicy Karabachu.

I tak kolejny raz…

Sheriff Tyraspol, Dudelange i Rangers to zespoły, które w poprzednich latach wyrzucały Legię z Europy. W czwartkowy wieczór do tego grona dołączył Karabach. Mimo wzmocnień, eksperymentów czy niedawnej zmiany trenerów, nic się w zespole nie zmienia – wciąż jest poza Europą, nie jest już nawet kontynentalnym średniakiem. Jak co roku nadzieje i oczekiwania były ogromne, aczkolwiek w praktyce wyszło inaczej. Za rok będzie lepiej? Tak się mówi od czterech sezonów, ale efektów brak. Brutalnym dowodem na to było starcie z mistrzem Azerbejdżanu.