Czy to czas odejść od tradycji? Athletic Bilbao w coraz trudniejszym położeniu

31.10.2020

Hasło Against Modern Football można używać, ale raczej na najniższych poziomach rozgrywkowych. W Bilbao nadal próbują iść za głosem serca, ale rozum podpowiada, że za moment mogą dojść do ściany. Czy Athletic Bilbao nadal powinien wybierać drogę tradycji czy może zmienić politykę na tę obraną przez sąsiadów z San Sebastian?

Awans do finału Pucharu Króla w ubiegłym sezonie mógł zwiastować, że wszystko jest w porządku. To jednak bardziej efekt dobrej dyspozycji dnia w konkretnych momentach, aniżeli efekt długotrwałej formy. Prawda jest taka, że Athletic Bilbao gra taką piłkę, której nie da się po prostu oglądać. Z boiska zazwyczaj wieje nudą, a poza setkami dośrodkowań i wymianą podań niewiele wynika. Brak wyników może byłby do zaakceptowania, gdyby kibice dostali efektowny styl gry. A tu ani stylu, ani wyników, ani ciekawych meczów. Jednym słowem spora nędza.

Statystyki pełne paradoksów

Przyjęło się – wśród kibiców – definiować, że duże posiadanie = kontrola meczu oraz efektowna gra. Athletic jest najlepszym przykładem tego, że nie ma to żadnego związku. Średnie posiadanie? 56% w każdym meczu daje piąte miejsce w lidze. Pod tym względem lepsi są: Villarreal, Barcelona, Real Madryt i Sevilla. A teraz zerkamy na tabelę, a tam Baskowie są dopiero na 16. miejscu z czterema strzelonymi golami w sześciu meczach!

Skuteczność jest zdecydowanie największym kłopotem drużyny Gaizki Garitano. A w zasadzie nie sama skuteczność, ale jakość tworzonych sytuacji. Pewnie wszyscy już usłyszeli o modelu expected goals, czyli spodziewanych goli. Na bazie konkretnych algorytmów obliczana jest liczba goli, którą dany zespół powinien strzelić. Wszystko na bazie analiz. Według nich najmniej goli powinno mieć Elche – 2,87, ale akurat ekipa spod Walencji „oszukała” ten model i strzeliła 5 goli. Baskowie z kolei strzelają dokładnie tyle, na ile zasługują. xG dla nich wynosi 4,67, więc ich cztery zdobyte bramki odpowiadają temu, co prezentują statystyki.

To nie jest tak, że Athletic rzadko strzela na bramkę rywali. W każdym meczu oddają średnio 11 strzałów, co jest wynikiem lepszym od… Barcelony! Kłopot w tym, że tylko 3,5 strzałów jest celnych. Krótko mówiąc średnio, co trzecie uderzenie trafia w światło bramki. To też w teorii nie musi być ogromnym kłopotem, skoro jeszcze gorzej pod tym kątem wypada Real Madryt, a podobnie Atletico.

To może strzelają z daleka? Mówi się, że ledwie około 3% strzałów zza pola karnego wpada do bramki. No i też pudło. Pod tym względem w lidze przewodzi Valencia, która ponad połowę strzałów oddała właśnie zza szesnastego metra i… trafiła 9 razy do bramki przeciwników mając trzeci najlepszy atak w lidze, wraz z Realem i Barcą. W przypadku Basków ledwie 32% wędruje spoza szesnastki. Najczęściej – 64% – to uderzenia pomiędzy 5. a 16. metrem. To daje drugie miejsce – zaraz za Realem Valladolid – w lidze, ale nie daje goli.

Co jeszcze możemy wyczytać ze statystyk? Np. sektory, którymi atakują. Bardzo dużo grają bokami. W środku pola są zaledwie przez 21% czasu i tutaj należą do ekip grających najmniej wyrafinowany futbol, jak Eibar, Granada, Elche, Getafe czy Real Sociedad.

Krytyczny mecz

Do wątku statystyk nie sposób nie dorzucić meczu z Cadizem. Obecny wicelider tabeli LaLiga wywiózł komplet punktów z San Mames, chociaż gdyby zagrali ze sobą kolejnych dziesięć razy, to pewnie ani razu nie powtórzyłby się ten wynik, przy takim scenariuszu. 72,3% posiadania Basków, 84% celnych podań przy 60 rywala.

Do tego goście w 48. minucie tracą środkowego obrońcę Carlosa Akapo. Nie mija 10 minut i z pozoru niegroźna strata na połowie rywala, zamienia się w akcje bramkową dla gości. Jens Jonsson puszcza podcinką piłkę do Pola Lozano, ten bierze na obieg Unaia Nuneza, a jego piłkę powrotną do Duńczyka przecina Unai Lopez samobójczym trafieniem. Po chwili już było widać, że Athletikowi będzie jeszcze trudniej przebić się przez głęboko grającego rywala.

Potem następują trzy ważne wydarzenia z udziałem Alvaro Negredo. W 61. minucie wchodzi na boisko, po dwóch minutach dostaje żółtą kartkę, a po kolejnych siedmiu wylatuje za próbę wymuszenia rzutu karnego. 20 minut w przewadze 11 na 9 dla Los Leones. Wtedy gra wygląda tak:

Żeby było lepiej w końcówce jeszcze kontrę i szansę na 2:0 miał Salvi. Ale po minięciu Unaia Simona dopadło do dwóch rywali.

Patrząc po liczbach ogromna przewaga po stronie Athletic. Kto oglądał mecz, ten wie, że kompletnie nie przełożyło się to na klarowne sytuacje do strzelenia gola. Najlepszymi była główka Williamsa w słupek po dośrodkowaniu oraz strzał Yuriego z 20. metrów po rzucie rożnym. Niezbyt wiele, jak na taką „przewagę” i taki widok w pomeczowej heatmapie.

Prosty futbol

Tutaj powoli dochodzimy do sedna. Ta statystyka nieco może nas naprowadzić na sposób gry Basków. Athletic bardzo lubi zagrywać piłkę w boczne sektory, z których bardzo często centruje w pole karne. Tam liczy na siłę gry powietrznej w wydaniu Inakiego Williamsa i Raula Garcii. To zawodnicy mocni fizycznie, ale efektów bramkowych z tego nie ma.

Zresztą oglądając mecze Athletiku do bólu powtarzalnych jest kilka scenariuszy. Piłka do boku i dośrodkowanie w pierwsze tempo lub wycofanie tuż przed pole karne. Tam najczęściej zgarnie te piłki Unai Lopez i wówczas wybiera – albo dośrodkowanie, albo uderzenie na bramkę. Właśnie w ten sposób Unai Lopez zdobył dwie bramki w meczu z Eibarem. Najpierw z linii końcowej wycofał mu Inaki Williams przed pole karne, a potem Ander Capa na piąty metr.

Piłki w boczne sektory zagrywane są przez środkowych obrońców. Tutaj dominuje Inigo Martinez. Wychowanek Realu Sociedad jest znany z dobrego wyprowadzenia piłki i świetnie ułożonej lewej nodze, więc swoimi przerzutami na prawą stronę do Andera Capy często dynamizuje akcje.

Łatwe straty

Athletic ma silną obronę, ale traci dużo prostych goli. W teorii powinni być bardzo mocni w powietrzu. Kłopot w tym, że połowę goli stracili po dośrodkowaniach i strzałach głową. Poza tym gole wpadły po kontrach oraz jedna z rzutu karnego po głupim faulu Capy. Jak to wyglądało w kolejnych spotkaniach?

Granada: dośrodkowanie z bocznego sektora, strata na własnej połowie przy wyprowadzeniu piłki

Eibar: dośrodkowanie z rzutu rożnego

Cadiz: kontra i samobój

Alaves: dośrodkowanie z rzutu wolnego

Osasuna: rzut karny

Sześć goli straconych to na dzisiaj wynik nie najgorszy. Pod tym względem są lepsi od mocniejszych kadrowo Realu Betis czy Villarrealu. Tyle że według wspomnianego xGoals powinni stracić… 3 gole! Model pokazuje, że dokładnie 2,93 gola powinno wpaść do bramki Unaia Simona. Trudno się dziwić, patrząc na to jak wyglądał rozkład traconych goli.

Personalia są, ale do czasu

W bramce Unai Simon, który jest powoływany do reprezentacji Hiszpanii. Obrona? Inigo Martinez, Yuri Berchichce czy też Yeray Alvarez, a w odwodzie Unai Nunez. To wygląda więcej niż solidnie. Na tym jednak pozytywy się powoli kończą. W pomocy brakuje kreatywnych zawodników. Dani Garcia to typowy przecinak, z którego pożytku w grze ofensywnej nie ma. Unai Lopez i Iker Muniain dostali jeszcze Alexa Berenguera. Przed nimi Raul Garcia i Inaki Williams. Krótko mówiąc od pomocy mamy następujące zestawienie: defensywny pomocnik, jedna „8”, dwie „10” i dwóch skrzydłowych. Brakuje w tym zestawieniu napastnika, typowej „9”. O ile Barcelona może sobie pozwolić na brak takiego zawodnika, choć i tak cierpi na tym, o tyle w Bilbao jest ogromny kłopot.

Pierwszym wyborem jest Inaki Williams, który otwarcie wielokrotnie mówił, że on najlepiej czuje się z boku. Trudno mu się dziwić, skoro tam może rozwinąć swój największy atut – szybkość i dynamikę. W środku traci dużo na przepychaniu się z rywalami. Na plus zdecydowanie wzrost, który przy wielu dośrodkowaniach może być przydatny. Tego brakuje nieco Raulowi Garcii, choć jak na 184 centymetry, to gra głową jest naprawdę jego dużym atutem.

Głębi składu w tym aspekcie praktycznie nie ma. Asier Villalibre niegdyś był wielką nadzieją na następcę Aritza Aduriza. Strzelał masowo gole w młodzieżowych ekipach Los Leones, ale im był starszy, tym było znacznie trudniej. W pierwszym zespole dostał kilka szans w sezonie 2016/17, ale potem jeździł od wypożyczenia do wypożyczenia. Numancia, Valladolid, Lorca, aż wrócił do rezerw, a tam… cud. 23 gole w sezonie 18/19. Co prawda poziom Segunda B(trzecia liga), ale wystarczyło do powrotu w szeregi pierwszej ekipy. Jako uzupełnienie składu? Może i wartościowy, ale chyba pewnego poziomu nie przeskoczy. Efektowna broda dodała mu dojrzałości, ale umiejętności jak na Primera Division chyba niewystarczające.

Ostatni w kolejce Kenan Kodro, ale sprowadzenie reprezentanta Bośni niecałe dwa lata temu było chwytaniem się brzytwy. Nazwisko piłkarskie, ale najlepszy jego strzelecki dorobek to 7 goli dla Osasuny w sezonie 2016/17 oraz tyle samo trafień dla Grasshopper Zurich rok później. Krótko mówiąc po ojcu odziedziczył jedynie piłkarskie nazwisko, bo umiejętności już nie bardzo.

Nie ma skąd brać!

Krótko mówiąc trochę indywidualności jest, ale trudno zauważyć zespół. Brakuje porządnego napastnika, który rozwiązałby kłopot ze strzelaniem goli, a przy okazji uwolnił Inakiego Williamsa na bok. Kłopot w tym, że nie ma skąd go wziąć. Na ten moment Kraj Basków nie wyprodukował takiego gracza. Athletic był na tyle zdesperowany, że chciał płacić około 30 milionów euro za Jona Bautiste z Realu Sociedad. Nie wiecie kto to? Macie prawo. 25 latek strzelił do tej pory 9 goli ligowych w dorosłej piłce, z czego 3 na wypożyczeniu w belgijskim Eupen.

Athletic nie będzie chętny zrezygnować ze swojej strategii pozyskiwania graczy związanych z Krajem Basków. Z jednej strony można powiedzieć, że sami sobie utrudniają rozwój klubu. Ale przy okazji kapitalnie pielęgnują historie i zasady, którymi kierują się od ponad 100 lat. Zbyt wielu chętnych na pójście śladem Realu Sociedad nie będzie w Bilbao. Tam połączyli akademię z najbardziej uzdolnionymi graczami sprowadzanymi z zewnątrz.

Różnica jest jednak taka, że w ostatnich latach Zubieta dostarcza znacznie więcej gotowych graczy niż Lezama. Tacy zawodnicy jak Martin Zubimendi, Igor Zubeldia, Mikel Oyarzabal to siła dzisiejszego Realu Sociedad. A przecież non stop pojawiają się nowi i końca nie widać. Krótko mówiąc nastroje w San Sebastian znacznie lepsze niż w Bilbao, nie tylko przez wzgląd na ligową tabelę.