Nie tylko Bielik – komu jeszcze kontuzje zabrały marzenia o grze na ME i MŚ w XXI wieku?

02.02.2021

Potwierdziły się najgorsze przypuszczenia i obawy – Krystian Bielik ponownie zerwał więzadła krzyżowe i o występie na EURO 2020 może zapomnieć. Sprawdziliśmy w związku z tym, kto jeszcze w przeszłości przeżywał podobny dramat, co piłkarz „Baranów”.

Engel vs Okuka

Bartosz Karwan był jednym z bohaterów eliminacji MŚ 2002. Błysnął przede wszystkim w meczu z Norwegią, zdobywając bramkę na wagę trzech punktów w wyjazdowej rywalizacji z Norwegią (3:2). Nie zapominajmy jednak również o trafieniu w meczu z Armenią (4:0) oraz asyście przy jednym z trzech goli Radosława Kałużnego w starciu z Białorusią (3:1). Jesienią 2001 wydawał się zatem pewniakiem na koreański mundial.

Od listopada zaczął mieć jednak problemy z mięśniem dwugłowym. Wykluczyły go z gry z ostatnich trzech meczów w rundzie jesiennej sezonu 2001/2002, uniemożliwiły także występ w dwóch pierwszych bojach w rundzie rewanżowej. Później wychowanek GKS Tychy zdążył jeszcze wystąpić pięciu grach Legii Warszawa, ale gdy uraz odnowił mu się w czasie towarzyskiej potyczki z Rumunią (1:2), pauzował już do końca rozgrywek. Szkoleniowiec mistrzów Polski, Dragomir Okuka był wściekły na Jerzego Engela, że odpowiednio nie zadbał o jego podopiecznego.  Niech trener Okuka zajmuje się Legią. Wywalczył z nią mistrzostwo Polski i gratuluję mu, ale o kadrze niech się nie wypowiada – odpowiedział Serbowi na łamach „Gazety Wyborczej Warszawa” selekcjoner.

Mimo zdrowotnych problemów, Engel zabrał Karwana na przedmundialowe zgrupowanie do Niemiec. Tam jednak prawoskrzydłowy był jedynie statystą. Jednostajne biegi wokół boiska to wszystko, co mógł zrobić. Stąd też decyzja o powołaniu do 23-osobowej kadry kogoś innego. Lepiej zabrać gorszego zawodnika, ale zdrowego niż lepszego, ale nie w pełni sił uzasadnił swoją decyzję Engel. Wtórował mu lekarz drużyny narodowej, Stanisław Machowski: Nigdy nie będę polecał zawodnika kontuzjowanego. Nie ma co ryzykować.

Chybiona diagnoza

Cztery lata później podobny dramat przeżywał Damian Gorawski. W jego przypadku okazało się zresztą, że diagnoza była chybiona. Ale po kolei.

Swoimi nominacjami na MŚ w Niemczech, Paweł Janas zaszokował opinię publiczną. Obecność w kadrze na mundial „Gory” była jedną z nich. W 2006 roku pomocnik FK Moskwa wystąpił bowiem w zaledwie trzech spotkaniach swojego zespołu w rosyjskiej Premier Lidze, w której obowiązywał wówczas system wiosna-jesień. Jego wkład w awans na mistrzostwa globu także był symboliczny (10 minut z Irlandią Północną i 23 minuty z Anglią na otwarcie eliminacji). A mimo to znalazł się w kadrze.

Do samolotu lecącego do Niemiec, Gorawski jednak nie wsiadł. Po standardowych badaniach okazało się bowiem, że piłkarz ma poważną wadę serca.

„– Stan zdrowia Damiana Gorawskiego nie pozwala na jego występ na mundialu wyszeptał ze łzami w oczach Jerzy Grzywocz, lekarz polskiej reprezentacji piłkarskiej. Specjalistyczne badania wykazały u pomocnika niebezpieczne zmiany w krwioobiegu i układzie oddechowym. Lekarz powiedział zaskoczonym dziennikarzom, że może to oznaczać koniec kariery sympatycznego zawodnika” – tak tamte wydarzenia relacjonował „Dziennik”.

„Pozostał wielki żal”

„Gora” zatem został w Polsce, a w jego miejsce, rzutem na taśmę, do kadry wskoczył Bartosz Bosacki. Po kolejnych badaniach okazało się jednak, że piłkarzowi…nic nie dolega.

Oto jak po latach, w rozmowie z portalem firsteleven.com wspominał tamten moment: Ja znam prawdę, bo po tym, jak poinformowano mnie, że nie jadę na mundial, przeszedłem kolejne badania poza granicami Polski. Nic nie wykryto, żadnej wady serca. Skończyło się wielką zagadką i pozostał wielki żal, że nie udało mi się wystąpić na mundialu. W Wiśle brałem sterydy, które pomagały mi walczyć z astmą. Prawdopodobnie ta cała otoczka i dym, który powstał wokół mojej osoby, był efektem tego, że brałem te lekarstwa. Lekarze reprezentacji bali się, że moja kartoteka nie jest prowadzona tak jak powinna. A wszystko było udokumentowane jak należy. Przecież grałem z Wisłą w europejskich pucharach. Bali się, że może dojść do dyskwalifikacji całej drużyny. Nie mam pojęcia na jakiej podstawie. Bardzo to przeżyłem.

Walka z czasem

W 2006 roku, Paweł Janas zamierzał powołać Jakuba Błaszczykowskiego na MŚ 2006. Kontuzja pleców pomocnika Wisły Kraków przekreśliła jednak te plany. Wtedy jednak „Błaszczu” był reprezentacyjnym sztubakiem, zatem mundial pewnie oglądałby z perspektywy ławki rezerwowych. Inaczej mogłoby być na EURO 2008. Błaszczykowski był już wówczas jednym z liderów drużyny narodowej i ojców historycznego awansu na ME. A mimo to, do Austrii i Szwajcarii także nie pojechał.

Wszystko przez kontuzje mięśnia dwugłowego uda, która odnowiła się Kubie w czasie zgrupowania w Donaueschingen, a z którą wcześniej zmagał się od lutego do kwietnia. Rozpoczęła się dramatyczna walka z czasem. Piłkarz i jego najbliższe otoczenie prosili Leo Beenhakkera, by ten wraził zgodę na rehabilitację w Polsce u doktora Jerzego Wielkoszyńskiego. Wedle prognoz pomocnik Borussii Dortmund miał być do dyspozycji trenerów już od drugiego meczu fazy grupowej z Austrią, ale pełną sprawność miał uzyskać dopiero na starcie z Chorwacją. Sztab reprezentacji uznał, że nie ma to większego sensu. Kuba nie możemy narażać Ciebie, Twojego zdrowia miał usłyszeć Błaszczykowski od holenderskiego selekcjonera.

Do Agaty i Dawida, którzy czekali na mnie w hali przylotów, nie odezwałem się słowem. Z Krakowa do Truskolasów jest 170 kilometrów, marzyłem, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu. Dawid prowadził samochód, usiadłem obok. Mechanicznie włączyłem radio. Z głośników pobrzmiewał przebój Alexii „Summer is crazy”. Dla kogoś, kto dzień wcześniej oddalił się od swoich marzeń, nadchodzące lato na pewno nie zapowiadało się na szalone tak na łamach „Przeglądu Sportowego” w 2012 roku wspominał moment, gdy ze zgrupowania w Niemczech wracał do rodzinnych Truskolasów.

Przegrany transfer

Po tym jak w 2010 roku Artur Boruc stracił zaufanie Franciszka Smudy, rozpoczęła się, trwająca po dziś dzień, zacięta rywalizacja o miano bramkarza numer jeden między Łukaszem Fabiańskim, a Wojciech Szczęsnym. W sparingach przed EURO 2012 obaj golkiperzy bronili niemal tyle samo (Fabiański – 7, Szczęsny – 9). Wyżej zdawały stać akcje młodszego z bramkarzy, ale „Fabian” nie miał zamiaru dawać za wygraną. Występ na ME na ojczystej ziemi uniemożliwiła mu jednak kontuzja barku.

Z nią Fabiański zmagał się od 2011 roku, przez co w latach 2010-2012 w Arsenalu zdołał rozegrać jedynie 26 spotkań. Na zgrupowaniu w Niemczech znakomicie wypadł w potyczce z Łotwą (1:0), co świadczyło wyraźnie, że brak rytmu meczowego nie odbił się na nim negatywnie. Parę dni później odnowił mu się jednak uraz. Jak przyjąłem taką wiadomość? Źle. Przecież się nie cieszyłem. Nie chce mi się w to zagłębiać. Mam nadzieję, że rehabilitacja nie będzie trwać tak długo, jak przy poprzednim urazie i modlę się o to, żeby nie trzeba było przechodzić operacji stwierdził „Fabian” w rozmowie z polskimi mediami.

Dla byłego golkipera Legii Warszawa był to podwójny cios, bo poza tym, że nie znalazł się w kadrze na EURO 2012, koło nosa przeszedł mu transfer do West Hamu.

Wypadki za pięć dwunasta

Krwawe żniwa przyniósł również 2016 rok, kiedy tuż przed EURO 2016 Adamowi Nawałce wypadło dwóch niezwykle istotnych piłkarzy. Najpierw, na regeneracyjnym zgrupowaniu w Juracie rękę w trakcie treningowej gierki złamał Paweł Wszołek. Wychowanek Wisły Tczew nie wystąpił co prawda w żadnym meczu eliminacyjnym ME, ale ze znakomitej strony pokazał się w sparingu z Finlandią (zdobył dwie bramki). Bardzo dobrze spisywał się również na wypożyczeniu w Hellas Werona (sześć asyst w 21 grach) i wydawało się, że może rzucić wyzwanie pewniakom Nawałki. Z powodu kontuzji nie było mu to jednak dane.

Kilka dni później, okazało się, że do dyspozycji selekcjonera nie będzie również Maciej Rybus. „Rybka” nabawił się kontuzji barku w czasie meczu ostatniej kolejki ligi rosyjskiej jego Lokomotiwu Moskwa z FK Rostów. Boczny obrońca zjawił się co prawda na zgrupowaniu w Arłamowie, ale zamiast na boisku treningowym, stale przebywał na badaniach w lekarskich gabinetach. Po pięciu dniach od przylotu do Polski, ze smutkiem musiał poinformować na Twitterze, że EURO 2016 nie dla niego.

Jak zatem widać, Krystian Bielik nie jest jedynym pechowcem, któremu ze względu na poważną kontuzję przeszedł koło nosa występ na wielkim turnieju. Choć zdajemy sobie sprawę, że dla pomocnika Derby County to akurat marne pocieszenie.