Czy Raków dobije Stokowca? – fatalny bilans Lechii z Medalikami

13.02.2021

Ledwie jedno zwycięstwo w ostatnich siedmiu meczach, kompromitacja w 1/8 finału Pucharu Polski z I-ligową Puszczą Niepołomice, wizyta kibiców podczas piątkowego treningu celem mobilizacji piłkarzy. Ostatnie tygodnie nie należą do najłatwiejszych dla Lechii Gdańsk. A na horyzoncie już kolejny problem – starcie z Rakowem Częstochowa, który od momentu powrotu do Ekstraklasy, nie stracił w rywalizacji z biało-zielonymi choćby punktu.

Ostatni triumf gdańszczan nad częstochowianami to pamiętny półfinał Pucharu Polski w kwietniu 2019, który otworzył Lechii drogę do wielkiego finału na Stadionie Narodowym. Jednak już wtedy Raków postawił rywalowi z wyższej klasy rozgrywkowej duże wymagania i był chwalony za swoją dzielną postawę. Trenera Marka Papszuna jednak tylko denerwowały tego typu komentarze. – Nie potrzebuje pocieszania, jestem po prostu rozgoryczony. Uważam, że ten mecz mogliśmy wygrać – stwierdził na pomeczowej konferencji prasowej.

Od kiedy jednak „Medaliki” po 21 latach, ponownie dołączyły do elity, za każdym razem pokonywały Lechię.

Zabiegani rywale

Jedynie sierpniowe starcie w sezonie 2019/2020 można uznać za w miarę wyrównane. Raków w pierwszych czterech grach odniósł tylko jedno zwycięstwo, ale jego dobra postawa kazała twierdzić, że częstochowski zespół, wkrótce „odpali” na dobre. I w meczu z Lechią faktycznie tak było. Beniaminek od początku narzucił swoje tempo i dosłownie zabiegał rywali. W całym spotkaniu przebiegł bowiem aż o 10 km więcej! Zanim podopieczni Piotra Stokowca się przebudzili, po golach Felicio Brown-Forbesa i Igora Sapały, przegrywali 0:2. Gdyby nie Dusan Kuciak, w pierwszej połowie dokonujący cudów w bramce, wynik mógł być zdecydowanie wyższy.

Lechię stać było jedynie na honorowe trafienie w doliczonym czasie gry, kiedy to bramkę z rzutu karnego zdobył Artur Sobiech. Gdańszczanie kompletnie nie mieli pomysłu na sforsowanie częstochowskiej defensywy. W dodatku grali również bardzo ostro, o czym świadczy aż sześć żółtych kartek otrzymanych przez piłkarzy zdobywcy Pucharu i Superpucharu Polski. – Drużyna Rakowa pokazała to, co prezentowała wcześniej: dużą waleczność, swoją organizację gry. Nie byliśmy tym zaskoczeni. Potrafiliśmy się przeciwstawić jedynie, ale to były za krótkie fragmenty – narzekał na konferencji prasowej trener Stokowiec.

Debiut 15-latka

Grudniowy rewanż w Gdańsku to z kolei była już totalna deklasacja. Od października, biało-zieloni nie wygrali pięciu kolejnych gier. Później co prawda przebudzili się na moment, pokonując Wisłę Kraków i ŁKS Łódź w Ekstraklasie, a także Chełmniankę Chełm i Zagłębie Lubin w Pucharze Polski, ale w przedostatniej kolejce w 2019 roku, skórę mocno przetrzepała im Jagiellonia Białystok (3:0). Można zatem powiedzieć, że Raków przyjechał na gotowe, dobić będącego już na deskach rywala.

O ile w pierwszej połowie na grę biało-zielonych można było jeszcze patrzeć, o tyle w drugiej połowie kompletnie oddała pole gościom z Częstochowy. A ci, wykorzystując okres przedświąteczny, skorzystali z tego pięknego prezentu. Trzy gole strzelili w ciągu 24 minut, odnosząc tym samym trzecie zwycięstwo w ostatnich czterech meczach. „Co wy robicie, wy naszą Lechię hańbicie” – krzyczeli ci nieliczni kibice, którzy tego zimnego popołudnia, zdecydowali się pojawić na Energa Stadion.

Jedynym plusem tamtego spotkania dla biało-zielonych był debiut 15-letniego Kacpra Urbańskiego, który tym samym stał się najmłodszym piłkarzem w historii Ekstraklasy, który mecz rozpoczął w wyjściowym składzie.

Uniknąć kompromitacji

Sierpniowy bój w Gdańsku w głównej mierze ustawiła czerwona kartka dla Michała Nalepy w 39. minucie. Paradoksalnie jednak, zaraz po opuszczeniu boiska przez środkowego obrońcę, kapitalnym strzałem z powietrza zza pola karnego popisał się Omran Haydary. W drugiej odsłonie jednak różnica jednego zawodnika była nader widoczna i Lechiści bronili się już tylko przed kompromitacją. Ostatecznie skończyło się na 1:3.

https://www.youtube.com/watch?v=o0GNA2ZjoZY

Podobnie będzie i dziś. Nie ma chyba w ostatnim czasie w Ekstraklasie zespołu prezentującego gorszy futbol, aniżeli Lechia. Pal sześć już brak zwycięstw, ale gdańszczanie mają problem nawet z najprostszymi elementami piłkarskiego rzemiosła. Z całej stawki, biało-zieloni zdobyli najmniej bramek z gry (tylko dziewięć). Mają również olbrzymi kłopot ze stwarzaniem sobie dogodnych sytuacji bramkowych.

Mentalnie nie możemy się odblokować i rzeczywiście po stracie bramki nie umiemy sobie poradzić. To jest do zmiany już, tu i teraz. Wiem, że potrzebny jest mocny fundament i myślę, że my ten fundament w postaci dobrego przygotowania mamy. Na pewno potrzeba nam więcej koncentracji, determinacji. Nie możemy popełniać błędów z tyłu, musimy w tej części boiska podejmować lepsze decyzje. Tak samo ważne jest kończenie akcji, tam też potrzebna jest koncentracja i odpowiedzialność. To są elementy, które są do poprawy na już – stara się diagnozować problem Stokowiec. Jak jednak je rozwiązać, gdy żaden z zawodników nie prezentuje ostatnio choćby optymalnej dyspozycji.

Przy problemach Lechii, ostatnie kłopoty Rakowa (dwie porażki z rzędu z sąsiadami w tabeli) jawią się więc zatem jako niewielkie komplikacje.