Marek Papszun: Bez presji nie byłoby ambicji

21.02.2021

Raków Częstochowa rozpoczął 2021 rok od trzech porażek. Mimo to, przy ul. Limanowskiego nikt nie panikuje. Dlaczego „Medaliki” przegrywają, choć nie są gorsze od rywali? Dlaczego to dobrze, że na Rakowie w sezonie 2020/2021 ciąży duża presja? Co częstochowski klub widzi w Jakubie Araku? O tym rozmawiamy z trenerem Markiem Papszunem.

***

Jak wytłumaczyć to, co od początku roku dzieje się z Rakowem Częstochowa?

Niewiele tutaj mogę wytłumaczyć. Suche wyniki wskazują, że jest jakaś katastrofa. Natomiast jak wszystko się dokładnie przeanalizuje, okazuje się, że takiej katastrofy nie ma. Taka jest piłka nożna, wiele czynników decyduje o wyniku i czasem są to czynniki od nas niezależne jak pogoda, boisko czy przede wszystkim problemy kadrowe, które mamy. Dużo winy też jest jednak po naszej stronie, bo jesteśmy nieskuteczni, a przeciwnik robi stosunkowo niewiele, aby zdobyć bramkę jak na przykład ostatnio Lechia Gdańsk, która w ciągu meczu tworzy jedną okazję strzelecką. Biorąc zatem pod uwagę te wszystkie czynniki oraz grę i statystyki, te wyniki nie są adekwatne do tego, co się dzieje na murawie.

W przypadku meczów z Pogonią Szczecin i Legią Warszawa, bardziej bolał pana fakt, że Raków przegrał z sąsiadami w tabeli czy też to, że z przebiegu gry nie był gorszy od rywali?

To drugie, bo każdy mecz jest o trzy punkty, nieważne z kim się gra. Bolało mnie to, że przegrywaliśmy, choć wcale nie zasłużyliśmy na te porażki. Musimy włożyć w naszą postawę jeszcze więcej serca, ambicji, cech wolicjonalnych, aby takie spotkania wygrywać. Same umiejętności i poziom gry to w tej chwili za mało. Brakuje nam też przysłowiowego „piłkarskiego farta”, aby piłka czasem odbiła się od rywala, a nie tylko od nas.

Nie jest też trochę tak, że walcząc o grę w europejskich pucharach, niektórzy pańscy zawodnicy zaczynają już nie wytrzymywać presji?

Pewnie, że tak, tym bardziej, że zespół jest cały czas niedoświadczony. Trzon Rakowa to zawodnicy z pierwszej ligi i dzisiaj mają walczyć o puchary. Dużo się wymaga od piłkarzy, sztabu, klubu, który też nie jest na to przygotowany. Sami jednak tą presję na siebie nakładamy, nie nakłada niej środowisko czy kibice, tylko my to robimy ze swoich ambicji i oczekiwań. Wiemy jaką pracę wykonujemy, dlatego ciąży na nas ta presja. To jednak bardzo dobrze, że ona jest, bo jesteśmy ambitnymi ludźmi, chcemy wygrywać i bez presji nie byłoby naszych ambicji.

Obecnie jest pan bardziej dla piłkarzy trenerem czy psychologiem?

Seria porażek nic nie zmieniła, trener cały czas wykonuje również pracę psychologiczną. To jest długi proces. Nie da się zresztą za wiele zmienić w ciągu tygodnia, przeprowadzić jakiejś rewolucji. Ona zresztą byłaby w tym momencie nie wskazana pod żadnym kątem, bo uważam, że pracujemy dobrze i są tego efekty. Wyniki są niekorzystne w krótkim okresie, musimy po prostu zachować spokój i nie panikować. Będzie dobrze, bo nie mamy powodów, aby działać inaczej.

Czy w związku z wynikami w 2021 roku, niedzielny mecz z Zagłębiem Lubin nabiera dla Rakowa szczególnego znaczenia?

Szczególnego dlatego, że chcemy po prostu go wygrać. Może inaczej, szczególnego, że bardzo powinniśmy chcieć go wygrać, bo przegraliśmy ostatnie trzy mecze. Jesteśmy za dobrą drużyną, aby przegrywać spotkanie za spotkaniem.

Sporo się działo ostatnio w Częstochowie, jeśli chodzi o transfery. Już wiosną zagrać dla Rakowa będzie mógł Mateusz Wdowiak. Jakie ma pan wobec niego oczekiwania? To wielki transfer jak na polskie warunki, z drugiej strony mowa o piłkarzu, który ostatni mecz rozegrał we wrześniu.

Widzę w Mateuszu bardzo duży potencjał i wierzę, że dużo jeszcze przed nim, choć „młodzieniaszkiem” też już nie jest. Jest szybki, wydolny, dobry technicznie, ma kapitalny charakter. To pracowity chłopak, profesjonalista, wie co to zawód piłkarza. Wierzę, że zrobi u nas postęp i pójdzie grać dalej zagranicę. Bardzo chciałbym, żeby tak było.

A co takiego widzicie w Jakubie Araku, który w ciągu ostatnich dwóch lat w ekstraklasie zdobył tylko jedną bramkę?

Tak, ale trzeba wziąć pod uwagę, że Kuba miał problemy zdrowotne. A przecież był to chłopak, który zapowiadał się na naprawdę dobrego napastnika i to właśnie przez urazy jego kariera wyhamowała. My z kolei potrzebowaliśmy bardzo szybko zastępstwa dla Oskara Zawady, który dość niespodziewanie został wytransferowany, a czego nie przewidywałem. Stąd właśnie pomysł na Kubę, bo to transfer nieoczywisty jak na napastnika, czyli taki, których dokonywaliśmy wcześniej. Przypomnę chociażby osobę wyśmiewanego Sebastiana Musiolika, który teraz gra w Serie B i sobie radzi. Daj Boże też każdemu taki kontrakt jaki w Korei Południowej dostał Zawada. Wierzę, że także Kuba będzie takim dobrym, nieoczywistym strzałem.

Skąd w Rakowie problem z napastnikami? Już dawno w Częstochowie w tej formacji nie było zawodnika, który by się sprawdził.

Nie zgodzę się z tą tezą, bo moim zdaniem z transferem każdego atakującego trafialiśmy. Trzeba wiedzieć jakim klubem jest Raków. My gramy drugi rok w ekstraklasie, kogo zatem mieliśmy ściągnąć: Nikolicia, Prijovicia, Pekharta? Tacy zawodnicy do nas nie przyjdą, trzeba zdać sobie sprawę z możliwości, jakie mamy. Kontraktujemy piłkarzy, którzy nie są na topie, bo nas na nich nie stać, a i oni sami pewnie by do nas nie przyszli. To nie jest taka prosta sprawa, że Raków nie może znaleźć dobrego napastnika. Które kluby, oprócz Legii Warszawa i Lecha Poznań mają takich atakujących w tej chwili? Które sprowadzają superstrzelców? To jest rzadkość, bo jak takiego piłkarza ściągnąć do ligi polskiej. Tak to nie działa. Doceniamy zawodników, których kontraktujemy – Gutkovskisa, wcześniej Brown-Forbesa, Musiolika czy Zawadę, pod kątem tego, jaką wartość stanowią dla drużyny. Gdyby zdobywali bramki, odchodziliby za miliony, a to nie jest takie łatwe.

ROZMAWIAŁ: MACIEJ KANCZAK