Damian Oko: Rezygnacja z Twittera to jedna z moich najlepszych decyzji

Napisane przez Redakcja, 23 lutego 2021
Damian Oko

Damian Oko nie zagrał w zeszłym roku w żadnym oficjalnym spotkaniu z powodu urazu ścięgna Achillesa. Od początku roku piłkarz występuje jednak regularnie w pierwszym zespole Zagłębia. Co mu pomagało najbardziej, gdy mierzył się z długotrwałą przerwą od gry? Jak wyglądały kulisy jego niedoszłych przenosin do Widzewa? Dlaczego przestał korzystać z Twittera? Więcej w rozmowie “FutbolNews.pl” (rozmowa z 19.02.2021).

***

Jak zdrowie, czy problemy z ubiegłego roku masz już za sobą?

Czuję się dużo lepiej. Oczywiście czasami jeszcze odczuwam delikatne skutki, ale na treningach już daję radę. Wytrzymałem obóz, zagrałem najpierw w sparingach, potem w ligowych meczach i myślę, że już jest w porządku.

Twoja przerwa trwała niemal rok. Jakie myśli się pojawiają, gdy przez tyle czasu nie możesz wybiec na boisko?

To był dla mnie bardzo trudny czas, było naprawdę ciężko. Mogłem jednak liczyć na wsparcie ze strony mojej dziewczyny oraz rodziny. Poza tym pracowałem z psychologiem, co także pomogło ogarnąć pewne myśli w mojej głowie. I właśnie jeśli chodzi o moją głowę – czuję, że wykorzystałem maksimum z tego czasu. Mam nadzieję, że to zaprocentuje.

Czyli można powiedzieć, że był to dla ciebie również czas przemyśleń.

Na pewno gdy wraca się do treningów po tak długiej przerwie, docenia się każdą minutę spędzoną na treningu. Wcześniej nie było mi łatwo wychodzić z chłopakami czy nawet oglądać mecze. Po prostu było ciężko. Na szczęście to wszystko już minęło i cieszę się, że etap kontuzji mam już za sobą.

Wspomniałeś wcześniej o wsparciu ze strony rodziny. Często właśnie z niej piłkarze czerpią rodzinne wzorce, ze względu na tradycje piłkarskie czy kibicowskie. Jak było w twoim przypadku?

Gdy byłem mały, chodziłem na mecze mojego taty, który grał w Chrobrym Nowogrodziec, drużynie z mojej rodzinnej miejscowości. Zawsze bardzo lubiłem patrzeć na jego grę i można powiedzieć, że od najmłodszych lat był moim idolem. Poza tym zawsze mnie wspiera w tym, co robię i tak naprawdę dzięki niemu też poszedłem w tym kierunku. To on zaprowadził mnie na pierwszy trening. Później mama nie chciała, żebym wyjeżdżał z domu w tak wczesnym wieku, ale dzięki tacie mogłem trafić do Zagłębia. Mogę powiedzieć, że dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem.

Czy ktoś jeszcze z chłopaków, z którymi grałeś w Chrobrym Nowogrodziec, przebił się do profesjonalnej piłki?

Z mojego rocznika, a także tych nieco młodszych i starszych, nikomu się nie udało. W pewnym momencie był w Zagłębiu chłopak o rok starszy ode mnie, ale coś tam niestety nie wyszło.

Jak wylądowałeś w Zagłębiu?

Na jednym z turniejów, na którym przebywałem z Chrobrym, dostrzegł mnie trener Zagłębia, Janusz Stańczyk. To właśnie on zaproponował mi, żebym przyjechał do Lubina. Zanim wyjechałem, było jednak wiele dywagacji z rodzicami, sporo przemyśleń, czy warto. Jak widać – było warto i cieszę się, że rodzice mnie wtedy puścili.

Pozostałem wtedy sam w Lubinie, ale na szczęście nie było to na drugim końcu Polski, tylko siedemdziesiąt kilometrów ode mnie. Dlatego mogłem co tydzień wrócić do domu.

Gdy trafiłeś do Lubina, odczułeś przeskok jako chłopak z niewielkiej miejscowości, który trafił do jednej z większych akademii w Polsce?

Oczywiście, że był to dla mnie duży przeskok. Chłopaki zupełnie inaczej trenowali niż ja w poprzednim klubie, byli lepiej wyszkoleni piłkarsko i taktycznie. Zresztą w moim roczniku był Filip Jagiełło, który już wtedy był najlepszy w całej drużynie.

Właśnie chciałem cię spytać, kto był większym kozakiem w juniorach – Filip Jagiełło czy ty, ale już chyba odpowiedziałeś na to pytanie.

Nie no, bez porównania (śmiech). Poza tym, gdy przychodziłem do Zagłębia było jeszcze kilku naprawdę dobrych chłopaków. Między innymi Patryk Kozak czy Filip Dudziak – który jest moim bliskim przyjacielem, również poza boiskiem nasz kontakt przetrwał. Myślę, że był naprawdę bardzo dobrym zawodnikiem i szkoda, że gdzieś tam mu nie wyszło.

Później, gdy byliśmy w trzeciej klasie gimnazjum, dołączył do nas Dominik Jończy, z którym do tej pory gram w Zagłębiu. Jeśli kogoś pominąłem, to przepraszam.

Rozmawiałem w zeszłym roku z twoim kolegą z zespołu, Łukaszem Porębą, który przyznał, że jako nastolatek miał problemy z motywacją i dopiero w czasie, gdy przechodził z juniora do seniora, poprawiło się pod tym względem. Jak to wyglądało u ciebie?

Myślę, że gdybym wtedy miał taką głowę jak teraz i faktycznie na sto procent dawał z siebie wszystko w każdym treningu, to wszystko mogło się potoczyć trochę lepiej. Dobrze, że w którymś momencie to się zmieniło i zacząłem pracować dużo ciężej, dzięki czemu pojawiły się efekty.

Co cię najbardziej zmotywowało?

Poważna zmiana nastąpiła po mojej pierwszej poważniejszej kontuzji, gdy złamałem kość śródstopia. Wtedy już byłem w pierwszej drużynie, prowadzonej przez trenera Lewandowskiego. Oczywiście zacząłem się lepiej prowadzić już gdy byłem w rezerwach, ale takiego kopa do pracy dało mi, jak miałem w sumie podobny czas, jak niedawno. Gdy wróciłem na boisko, chciałem gryźć trawę i nie odpuszczać żadnego centymetra boiska.

Wspomniałeś o trenerze Lewandowskim i to właśnie on dał ci szansę debiutu w pierwszym zespole, chociaż w kadrze drużyny byłeś już u Piotra Stokowca.

Trenowałem w pierwszej drużynie za trenera Stokowca, dwa razy byłem w szerokiej kadrze, ale nie było mi dane wtedy zadebiutować w ekstraklasie. Ten debiut w moim przypadku nastąpił dosyć późno, patrząc w jakim wieku debiutują teraz niektórzy zawodnicy, nawet u nas w drużynie. Cieszę się jednak, że do tego doszło, choć okoliczności wtedy nie były łatwe. Swoją pierwszą szansę otrzymałem w meczu z Górnikiem Zabrze i w pierwszej połowie czerwoną kartkę otrzymał Sasa Balić i graliśmy w dziesięciu. To zresztą po tamtym meczu trener Lewandowski stracił pracę.

O Mariuszu Lewandowskim mówiło się, że miał dobry kontakt z młodymi piłkarzami Zagłębia w tamtym czasie. Jak wspominasz czas treningów pod jego wodzą?

Nie było mi dane aż tak długo trenować u niego. Po kontuzji śródstopia byłem w rezerwach i dopiero zostałem przywrócony do zespołu w przerwie na kadrę. Później na jednym meczu siedziałem na ławce, a potem z Górnikiem dostałem szansę. Uważam, że był to dla mnie dobry czas, ale zbyt wiele o trenerze Lewandowskim nie mogę powiedzieć.

Potem funkcję trenera objął Ben van Dael, który na ciebie stawiał do tej pory najbardziej, grałeś u niego regularnie. Niektórzy twitterowicze wtedy pytali, gdzie ciebie tyle trzymali w szafie.

Pamiętam, że takie wpisy wtedy się pojawiały (śmiech). Trenerowi van Daelowi będę wdzięczny chyba do końca życia, za to jak mnie rozwinął jako zawodnika. Dał mi szansę gry, co dodało mi pewności siebie. Przez cały ten czas mogłem na niego liczyć, po prostu był dla mnie dobry.

Wtedy pojawiły się plotki o zainteresowaniu tobą ze strony Derby County. 

Nie wiem do tej pory, jak bardzo poważne było to zainteresowanie, ale nie chciałem o to nawet pytać mojego menedżera. Z perspektywy czasu, mógłbym być rozczarowany, że ten transfer nie doszedł do skutku.

Mówiło się też o tym, że możesz trafić do kadry U-21. Kontaktował się ktoś z tobą?

Nie, nikt się wtedy ze mną nie kontaktował, chociaż nie ukrywam – liczyłem na to powołanie, bo czułem że byłem w naprawdę dobrej formie.

Zadebiutowałeś w barwach narodowych jednak nieco wcześniej, w reprezentacji U-20. Domyślam się jednak, że możesz mieć mieszane uczucia ze spotkania z Włochami, które przegraliście 1:6.

Nie oszukujmy się, nie byłem wtedy jeszcze do końca gotowy na tamten występ. Nie grałem jeszcze w pierwszym zespole, tylko w rezerwach, w przeciwieństwie do niektórych chłopaków. Na pewno były to dla mnie wtedy duże emocje i chociaż z występu nie mogę być zadowolony, to było fajne uczucie zagrać z orzełkiem na piersi. Wspomnienia na pewno pozostaną.

Wróćmy teraz do ubiegłego roku. Rozmawialiśmy wcześniej o twoim urazie, który wyłączył cię z gry na wiele miesięcy. W międzyczasie jednak pojawił się temat Widzewa, gdzie trafiłeś na testy medyczne, które zakończyły się niepowodzeniem. Jak się wtedy faktycznie czułeś?

Trenowałem już wcześniej na obozie letnim w Opalenicy. Nie byłem jeszcze w pełni sprawny, wciąż momentami zmagałem się z bólem. Podczas testów medycznych w Widzewie miałem rezonans i okazało się, że mój achilles jest naderwany. I straciłem kolejne pół roku.

Koniec końców – wróciłeś do gry. Grałeś w sparingach, a także w meczach ligowych.

Myślę, że mecze ligowe były bardzo udane w moim wykonaniu. Spotkanie z Lechem było dobre, z Wartą – dosyć dobre. A z Chojniczanką? Nie wracajmy do tego.

Szkoda tylko, że wciąż tracimy punkty, bo każdy chce wygrywać. Nie znam zawodnika który nie chciałby wygrywać.

Ostatnio wasze problemy sprowadzają się w dużej mierze do ofensywy.

Mamy problemy i pracujemy nad nimi w treningach. Mam nadzieję, że w następnych meczach się przełamiemy – zaczniemy zdobywać bramki i punkty. Tego w końcu się od nas wymaga i potrzebujemy tego zarówno my, jak i kibice.

Śledzisz opinie kibiców na temat gry Zagłębia na Twitterze? Pamiętam, że kiedyś miałeś tam konto.

Kiedyś niestety popełniłem ten błąd i wszedłem na Twittera. Jakiś czas temu się z niego wylogowałem, myślę że na zawsze. Nie zamierzam tam wracać.

Otrzymałeś jakieś chamskie wiadomości?

Nie, nikt mi wprost nie napisał, że jestem słaby czy żebym przestał grać, odszedł z Zagłębia albo coś w tym stylu. Po prostu wchodziłem w komentarze, czytałem co ludzie piszą. W pewnym momencie po prostu uznałem, że czytanie komentarzy nic mi nie daje. Podobnie jak czytanie stron z pomeczowymi opiniami. Rezygnacja z Twittera to była jedna z najlepszych decyzji.

Już na koniec – masz jakieś sportowe cele na ten sezon?

Po prostu zależy mi na tym, żeby zagrać jak najwięcej dobrych meczów w ekstraklasie. Nie chcę wybiegać za daleko w przyszłość – życie pisze swoje scenariusze, podobnie zresztą jak piłka.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI

Fot. Zagłębie Lubin