„Dla Lecha ważny jest styl, chcemy dobrze grać w piłkę, ale – koniec końców – liczą się punkty”

19.03.2021

Alan Czerwiński dołączył do Lecha Poznań w letnim oknie transferowym, gdyż potrzebował nowych wyzwań. „Kolejorz” w tym sezonie jednak okupuje miejsca w środku tabeli PKO BP Ekstraklasy. W rozmowie dla „FutbolNews.pl” piłkarz nie ukrywa rozczarowania postawą swoją i zespołu w dotychczasowych spotkaniach, jednak wyznał, że samodzielnie podjął kroki, żeby popracować nad piłkarską dyspozycją.

Czy dużo rozmawia z trenerem Żurawiem i sztabem Lecha Poznań? Dlaczego Lechitom w wielu meczach brakowało jakości? Jak podsumowuje trzy lata w Zagłębiu Lubin? Jakie ma relacje z Jerzym Brzęczkiem? Więcej w obszernej rozmowie.

***

W rundzie jesiennej mówiło się, że Lech w lidze radzi sobie gorzej, gdyż wynika to z gry co trzy dni większości piłkarzy. Wiosna jednak również nie rozpoczęła się dla was najlepiej, chociaż ostatnio wróciliście na zwycięską drogę. Dlatego można zadawać pytanie, na ile w rundzie jesiennej słabsza postawa była faktycznie wynikiem zmęczenia?

Jesienna runda była dla mnie bardzo trudna i intensywna. Wiem, że dużo ludzi powie, że nie można narzekać na granie co trzy dni i też się z tym zgadzam. Tylko, że choć mam 27 lat, była to dla mnie pierwsza taka sytuacja, że graliśmy bez przerwy co trzy dni. Mój organizm potrzebował się zaadaptować i myślę, że tak samo jak ja, miała cała drużyna, stąd ta obniżka formy. Można powiedzieć, że dziewięćdziesiąt procent z nas wcześniej nie grało na takiej intensywności, gdyż mamy dość młody zespół. Niektórzy przewidywali, że tak może się skończyć i mieli rację.

Oczywiście my uważaliśmy, że grając co trzy dni nie odczuwa się zmęczenia, ale przyszedł gorszy moment – zaczęliśmy słabo punktować w lidze i Lidze Europy. Po przemyśleniach wydaje mi się, że to miało wpływ na naszą postawę.

Teraz kontynuujecie serię meczów, w których już wygrywacie i zdobywacie punkty, pniecie się w górę. Jeszcze niedawno trener Żuraw powiedział, że wciąż wierzycie w awans do europejskich pucharów. Puchar Polski wam jednak odpadł, a w lidze jesteście na siódmym miejscu (12.03.2021). Tym samym wciąż wierzycie, że zagracie w pucharach w przyszłym sezonie?

Patrząc na tabelę, wciąż możemy wierzyć, że dogonimy czołówkę. Tylko teraz musimy grać w każdym meczu tak, jakby to był finał. Liczą się dla nas każde trzy punkty w końcowym rozrachunku. Wygraliśmy teraz trzy mecze z rzędu i trochę w tej tabeli podskoczyliśmy, ale cały czas musimy pracować, wygrywać mecze i punktować. Wiadomo, że dla nas jest też ważny jest styl, chcemy dobrze grać w piłkę, ale – koniec końców – liczą się punkty. Może w trzech ostatnich meczach nie pokazaliśmy super stylu, ale na treningach naprawdę wygląda to coraz lepiej. Boiska też lepiej wyglądają, dzięki czemu można bardziej pokazać swoje umiejętności. Widać u nas więcej jakości i to, co najgorsze, mamy już za sobą.

Powiedziałeś, że macie więcej jakości. Gdzie, według ciebie, wcześniej jej brakowało?

W dużej mierze boiska nie pozwalały na pokazanie umiejętności. Nasze mecze wyglądały na zasadzie gry długiej piłki i właściwie wszystkie drużyny tak grały – nie było wyboru. Meczu w Pucharze Polski z Radomiakiem nie można było nazwać grą w piłkę, bo było nam trudno się skoncentrować na grze, gdy temperatura wynosiła minus dwadzieścia stopni. Każdy z nas wtedy miał w głowie, żeby przepchać ten mecz. Boisko było przygotowane pod zespoły, które wolą grać długie piłki, a nie takie, które chcą budować akcje od tyłu. Chcieliśmy wywozić punkty w lidze i awansować dalej w Pucharze Polski, ale z Rakowem się nie udało. Dlatego teraz musimy skupiać się na każdym kolejnym meczu w lidze.

A jaki – z twojej perspektywy – wpływ na zespół miały doniesienia medialne? Patrząc również przez pryzmat tego, że grasz w Lechu od tego sezonu. W Zagłębiu była na pewno mniejsza presja, a w Poznaniu wymagania są spore. Można nie śledzić medialnych pogłosek, ale w klubie o takich aspiracjach jak Lech, na pewno gdzieś się pojawiały.

Nie śledzę mediów społecznościowych, ale przeglądam na bieżąco różne wiadomości sportowe. Wiadomo, że docierały do mnie różne sygnały, aczkolwiek nie działało to na mnie jakoś deprymująco. Bardziej mobilizująco, bo jeżeli kibice oczekują od nas zwycięstw, my jako drużyna, musimy robić wszystko, żeby wygrywać, bo – jak wiadomo – gramy dla nich.

Nie mogę się już doczekać powrotu kibiców na stadion. Uważam, że wtedy będzie nam się grać jeszcze lepiej. Nie mówię, że teraz mobilizacja jest gorsza, ale z dwunastym zawodnikiem zawsze czujemy się bardziej pewnie. Odkąd przyszedłem do Lecha, mogłem zagrać tylko w dwóch meczach przy udziale kibiców, więc nie mogłem wszystkiego odczuć na sobie. Wcześniej grałem tutaj jako piłkarz Zagłębia i dało się odczuć atmosferę, która może wznieść na wyżyny każdego zawodnika. Lech to pokazał w poprzedniej rundzie. I ja też już chciałbym zagrać w meczu przy pełnych trybunach i poczuć presję na żywo, a nie tylko z internetu.

W Zagłębiu Lubin miałeś nieco inne zadania na boisku niż teraz. Tam byłeś bardziej prawym obrońcą wychodzącym do przodu, natomiast w Lechu musisz częściej wymieniać się pozycją z prawymi pomocnikami, zacząłeś wykonywać stałe fragmenty gry. Jakie według ciebie zrobiłeś postępy i co uważasz za swój sukces w czasie pobytu w Lechu?

Największym moim sukcesem tutaj jest zagranie w Lidze Europy, co było jednym z moich marzeń. Gdy podpisałem kontrakt z Lechem, był wtedy na siódmym-ósmym miejscu. Idąc tutaj, brałem pod uwagę walkę o najwyższe cele i mistrzostwo Polski, wierzyłem że je zdobędziemy i zdawałem sobie sprawę z oczekiwań. Przychodząc do Lecha, wiedziałem że czekają nas kwalifikacje do Ligi Europy. Po pierwszych meczach widzieliśmy, że gra w fazie grupowej jest w naszym zasięgu i doszliśmy tam w bardzo dobrym stylu.

Powtórzę więc, że największym sukcesem był właśnie występ w Lidze Europy, szczególnie że dobrze sobie radziliśmy w pierwszych meczach. Może mecz z Benficą nie przyniósł punktów, ale naprawdę niewiele nam zabrakło do tego, żeby zremisować. Potrafiliśmy zamknąć Benficę na ich połowie i chcieliśmy strzelić za wszelką cenę. Nikt się na pewno przed nimi nie położył. Wygraliśmy ze Standardem, przegraliśmy z Rangers, ale tam też mieliśmy sytuacje, żeby wcisnąć bramkę na 1:0. A wiemy, że oni nie tracą zbyt dużo goli.

Uważam, że cały czas rozwijam się jako piłkarz. Może moje liczby nie są tak dobre, jak w Zagłębiu, ale cały czas uczę się czegoś nowego. Cieszę się, że jestem w Lechu – uważam że wciąż stać mnie na dużo więcej i najlepsze dopiero przede mną.

Dużo rozmawiasz z trenerem Żurawiem i sztabem szkoleniowym?

Nie ukrywam, że w rundzie wiosennej sporo rozmawiam z trenerem Żurawiem. Cały czas mi mówi, czego ode mnie oczekuje, a ja chcę sprostać tym oczekiwaniom. Myślę, że jego wskazówki są cenne, żebym mógł się dalej rozwijać i walczyć o swoje kolejne cele. Wiadomo, że jeśli będę się rozwijać, to dla Lecha też będzie lepiej. Jeżeli jednak chodzi o pomoce od trenerów – ostatnio bardzo dużo czasu spędzam z Darkiem Dudką, który też kiedyś grał na boku obrony i pracuję z nim nad tym, żebym był w bardzo dobrej formie. Myślę, że wszystko idzie w dobrym kierunku i wkrótce to odpali.

Powiedziałeś jednak, że więcej rozmawiasz ze sztabem szkoleniowym w rundzie wiosennej. Wcześniej były z tym problemy?

Wiadomo, że wtedy też były rozmowy, ale było mniej czasu na dogłębne analizy. Przyjeżdżaliśmy z jednego meczu o szóstej rano, a potem mieliśmy wylot do Lizbony albo Glasgow. Analityk nam oczywiście podsyłał analizy i jeśli ktoś mógł się skoncentrować i przyłożyć do tego, wszystko było podane na tacy. Nie odczuwam, żeby było mniej rozmów, ale wtedy więcej graliśmy. Ciężko zrobić normalny trening, kiedy grasz co trzy dni. Wiadomo, każdy z nas chodził na siłownię i trenerzy od przygotowania chcieli podtrzymać w nas siłę. Myślę, że cały czas robimy wszystko, żebyśmy byli w dobrej formie. Jeśli wtedy rozmawialiśmy mniej, to wynikało to z liczby meczów.

Zawsze w wywiadach podkreślałeś, że jesteś prawym obrońcą – nie pomocnikiem, wahadłowym czy skrzydłowym. W Zagłębiu grałeś na skrzydle, ale nie wymieniałeś się pozycjami z prawym pomocnikiem. Potrzebowałeś czasu, żeby przywyknąć do nowych zadań w Lechu?

Na pewno, gdyż zupełnie inaczej się gra w Lechu niż w Zagłębiu. Sam pamiętam jakie było podejście, gdy jako piłkarz Zagłębia grałem w meczu z Lechem. Wiesz, każdy zawsze chciał się tutaj pokazać, bo każdy polski piłkarz chciałby trafić do jednego z największych klubów w ekstraklasie. Może nie miałem tak, że się szczególnie spinałem, ale mecze z Lechem czy Legią są inne – przyjeżdżasz z myślą, że nie masz nic do stracenia, możesz tylko zyskać. I chyba my podeszliśmy w taki sposób do meczu z Benficą, mogliśmy ryzykować.

Pamiętam twoją rozmowę dla mediów klubowych Zagłębia, w której powiedziałeś, że Lubin ci się podoba, bo to ciche i spokojne miejsce. Było ci trudno przystosować się do życia w większym mieście, czyli Poznaniu?

Nie było mi jakoś specjalnie trudno, może dlatego że większość czasu spędzam w mieszkaniu z rodziną. Razem z żoną też nie jesteśmy raczej tacy, że chcielibyśmy cały czas przebywać w okolicach rynku. Raczej staramy się spacerować w okolicy i wyjeżdżać do lasu czy nad jezioro, gdzie można odpocząć od miejskiego zgiełku. W Lubinie nam się dobrze mieszkało – nie było korków, wszędzie mieliśmy blisko. A tutaj? Dzisiaj jedziemy z córeczką do ortopedy to musimy wyjechać te pół godziny wcześniej, żeby zdążyć dojechać. Ale nie było jakoś trudno się przystosować. Spodziewałem się, że jest to bardzo duże miasto, jednak dobrze mi się tu żyje.

W ten sposób chciałem przejść do wątku Zagłębia Lubin. Zanotowałeś tam wiele bardzo dobrych występów, ale były też trudniejsze momenty. Czy uważasz, że czas gdy zerwałeś więzadła, był najtrudniejszym w twojej karierze?

Na pewno tak. Nie ma gorszej rzeczy niż kontuzja, ale wtedy doceniasz rzeczy, które wcześniej wydają się codziennością. Gdy przez pół roku nie możesz grać w piłkę, każdy dzień wygląda tak samo. A gdy grasz, zawsze możesz coś zyskać albo stracić. Wtedy wdarła się w moje życie monotonia. Oczywiście zależało mi na tym, żeby dobrze się przygotować do powrotu.

Ale – jak mam być szczery – powrót po kontuzji okazał się dla mnie naprawdę trudny. Po prostu wtedy zmienił się trener, za Mariusza Lewandowskiego przyszedł Ben van Dael, który nie znał mnie jako obrońcy. Na prawej obronie grał wtedy Bartek Kopacz, a drużyna zaczęła grać stabilnie.

A ty trafiłeś na skrzydło.

Trener van Dael miał wizję zespołu beze mnie, gdyż mnie w zespole nie było, dlatego nie miałem prawa rywalizacji. W środku obrony chciał mieć pół-lewego obrońcę, którym był Damian Oko i pół-prawego, którym był Lubomir Guldan, który był nie do ruszenia, co było jak najbardziej uzasadnione. Na prawej stronie ustawił Bartka Kopacza, a na lewej był Sasa Balić. Gdy wróciłem, zauważyłem że trener nie będzie chciał tego zmieniać. Uznał, że to dobrze funkcjonuje. A ja nie chciałem siedzieć na ławce, dlatego musiałem dostosować się do tego, co było i rywalizowałem z Damjanem Boharem o miejsce na skrzydle.

I znowu tutaj przypomnę o tym, co mówiłeś zawsze, że jesteś prawym obrońcą.

Jak najbardziej, ale wtedy miałem świadomość, że po powrocie po kontuzji nie byłem w super dyspozycji. Zdawałem sobie sprawę z tego, że trener nie od razu na mnie postawi. Tak szczerze mówiąc, zależało mi na tym, żeby grać gdziekolwiek. Dochodziłem do wniosku, że jeśli zagram dwa-trzy mecze na swoim poziomie, dam trenerowi do myślenia, że może na mnie postawić na prawej obronie.

Gdy trener van Dael odszedł, zastąpił go na moment trener Karmelita, który znał mnie bardzo dobrze. Często zostawałem z nim po treningach, dlatego wiedział, jak wyglądałem wcześniej. Dlatego nie bał się postawić na mnie na prawej obronie w meczu z Wisłą Płock. Wtedy trener Martin Sevela przyjechał na to spotkanie, wygraliśmy 5:0 i był to jeden z moich najlepszych meczów w całej karierze. Dwie asysty, bramka, gra z tyłu – rewelacja. Od tamtego momentu wróciłem na swoją pozycję i naprawdę fajnie to wyglądało.

Można powiedzieć, że ogólnie twoje najlepsze występy zanotowałeś, gdy grałeś na prawej obronie. Mam na myśli tutaj twoje początki w Zagłębiu oraz ostatni sezon. Byłeś wtedy naprawdę wyróżniającą się postacią i nie było przesadą, gdy ktoś typował cię do reprezentacji, do której trafiłeś, już jako piłkarz Lecha Poznań.

Nie będę tutaj skromny, ale ciężko na to pracowałem. Rzeczywiście byłem w bardzo dobrej dyspozycji, wszystko się zazębiało, a ja dobrze się czułem z tym, co graliśmy. Gra ofensywna opierała się na mnie – byłem prawym obrońcą, ale na dużej granicy ryzyka. Jak grasz ofensywnie, musisz mieć świadomość, że na sto dziesięć procent musisz wrócić na swoją pozycję. Myślę, że to jest styl gry, w którym czuję się najlepiej. Jestem dobrze przygotowany fizycznie i potrafię szybko wracać na swoją pozycję. Może na wideo nie zawsze to tak dobrze wygląda. Idąc do przodu, gram na skrzydłowego, który potem ma mniej siły w ofensywie. Nieraz rozgrywałem mecze, gdy grałem na jakiegoś dobrego skrzydłowego – szedłem wtedy do przodu, a on za mną też biegał.

Gra na granicy ryzyka to styl gry, który mi się bardzo podoba. Oczywiście wiadomo, że najważniejsza w tym wszystkim jest obrona, ale ważne jest, żeby tego skrzydłowego pociągnąć do defensywy.

Powiedziałeś wcześniej, że twoim największym sukcesem w Lechu był awans do europejskich pucharów. W Zagłębiu zdarzały się różne dobre momenty, choćby podczas twoich początków, gdy byliście na pozycji lidera. Przyszły jednak różne perypetie – byliście w górnej połówce, mogliście walczyć o puchary, ale ostatecznie to nie wyszło. Czy z tego powodu odczuwałeś niedosyt po trzech latach spędzonych w Lubinie?

Było dokładnie tak jak mówisz, ale nie uważam, że te trzy lata były dla mnie stracone. Trafiłem późno do ekstraklasy, bo wcześniej długo byłem w pierwszej lidze, w GKS-ie byłem pięć lat. Bardzo się wtedy cieszyłem – nie chciałem się wyrwać z GKS-u, bo naprawdę było mi tam dobrze, ale miałem sportowe ambicje. Wtedy chciałem po prostu za wszelką cenę trafić do ekstraklasy i wiedziałem, że mnie na to stać, by się w niej sprawdzić.

Tak jak powiedziałem, nie uważam tego czasu za stracony, ale zgadzam się z tym, co mówisz jeśli chodzi o puchary. Można było odczuć, że mamy drużynę z ambicjami, która może awansować do europejskich pucharów. Tym bardziej, że grając przeciwko Lechowi, Legii i innym zespołom z górnej części tabeli, zawsze wygrywaliśmy albo remisowaliśmy. A przychodziły mecze z zespołami z trzynastego, czternastego, piętnastego czy szesnastego miejsca, to prawie wszystko przegrywaliśmy. Graliśmy super mecz na Legii, a potem jechaliśmy na Arkę, która spadała z ligi i przegrywaliśmy w przeciętnym stylu.

Brak motywacji?

To chyba nie to, bo nie odczuwałem, żeby drużyna była wtedy mniej zmotywowana. Trudno mi powiedzieć, z czego wynikało, że we we wszystkich meczach z drużynami z czuba tabeli graliśmy rewelacyjnie, a potem przychodziły takie mecze, jak ten z Arką. Coś po prostu było nie tak.

Chciałbym cię teraz zapytać o twoje odejście do Lecha Poznań. Podpisałeś kontrakt z “Kolejorzem” jeszcze pół roku przed końcem sezonu i mówiło się, że chciałbyś trafić do Poznania już wcześniej. Mimo to, do rundy wiosennej podszedłeś profesjonalnie i byłeś wyróżniającą się postacią Zagłębia. Czyli całe to zamieszanie nie wpłynęło w żaden sposób na twoje podejście?

Od początku postawiłem tę sprawę jasno, bo nigdy nie chcę niczego ukrywać. Poszedłem do prezesa i zabrałem stanowisko w swojej sprawie. Nie uważam, że było to coś złego czy chciałem komuś w ten sposób wyrządzić krzywdę albo pójść na wojnę z kibicami. Po prostu uznałem, że to odpowiedni moment dla mnie na to, żeby zrobić kolejny krok. Wcześniej straciłem rok przez kontuzję i stwierdziłem, że teraz muszę łapać kolejną szansę, żeby się sportowo piąć w górę, nie patrząc tutaj na względy finansowe. Wierzyłem, że jak pójdę do Lecha to trafię szybciej do reprezentacji.

Prezes powiedział wtedy jasno, że nie ma szans na moje wcześniejsze odejście i muszę dokończyć sezon w Zagłębiu. Nie było to jednak dla mnie jakąś karą – dobrze się tam czułem i dużo temu klubowi zawdzięczam. Zagłębie zachowało się super, gdy zerwałem więzadła. Wtedy przyszedł prezes i powiedział: “Słuchaj Alan, możesz wybrać klinikę, w której będziesz operowany, bo zasłużyłeś na to swoim podejściem i nie będziemy ci robić żadnych problemów”. Coś takiego nieczęsto się zdarza. Wybrałem wtedy klinikę w Rzymie, jednego z najlepszych specjalistów na świecie i prezes Zagłębia powiedział, że nie ma problemu.

Wiadomo, zdarzały się trudne momenty, błędy też się przytrafiały. Ale starałem się robić swoje na sto procent. Widziałem też, że trener Lecha na mnie patrzy i chciałem już wtedy wywalczyć miejsce w składzie. Nie mogłem trafić tam jako piłkarz, który słabo wygląda i uciekałoby marzenie o reprezentacji. A ja cały czas walczyłem o powołanie i o to, by dobrze się pokazać kibicom Lecha.

Jesienią spełniłeś swoje marzenie i trafiłeś do reprezentacji. Zanim jednak przejdziemy do tematu kadry, chciałbym cię zapytać o trenera Brzęczka, z którym miałeś styczność jeszcze w GKS-ie Katowice. Jakie było wtedy jego podejście jako trenera?

Uważam, że to bardzo dobry trener i uczciwy człowiek. Już nie chodzi tylko o to, że pozwolił mi zadebiutować w reprezentacji. To po jego przyjściu do GKS-u tak naprawdę wystrzeliłem w górę. W jego sztabie pracował też trener przygotowania fizycznego Leszek Dyja, którego mój piłkarski rozwój w tamtym czasie także był zasługą. Poza tym trener Brzęczek nauczył mnie bardzo dużo od strony taktycznej. Mówił, czego ode mnie oczekuje. Pamiętam jak mi powiedział, że mam papiery na to, żeby być wyżej i zrobi ze mnie dobrego zawodnika.

Uwierzyłem mu i zostawałem dodatkowo po treningach, dużo pracowaliśmy. Niedużo zabrakło do awansu i chociaż wtedy to się trochę posypało pod koniec sezonu, ale myślę że trener Brzęczek dużo wyciągnął wtedy z naszej drużyny.

Chciałem cię o to zapytać, ponieważ o Jerzym Brzęczku dużo się mówi oczywiście w kontekście prowadzenia reprezentacji. Praca w GKS-ie to jednak był dopiero jego początek. Myślisz, że od tamtego czasu ewoluował jako trener?

Myślę, że praca trenera klubowego i reprezentacyjnego to są dwie różne rzeczy. Będąc na zgrupowaniu byłem jednak pod wrażeniem tego, jak trener tam wyglądał. Moim zdaniem to wszystko dobrze funkcjonowało. Byłem na zgrupowaniu co prawda tylko raz, więc trudno mi się wypowiadać, ale ja miałem bardzo dobre wrażenie. Jestem przekonany, że trener Brzęczek wkrótce wyląduje w jakimś dobrym klubie, który będzie się piął w górę. Nawet mógłbym się o to założyć.

Zatrzymajmy się przy reprezentacji – trafiłeś tam dosyć późno, patrząc na wiek. Co czułeś, gdy przebywałeś na zgrupowaniu kadry z zawodnikami, którzy grają w niej od lat i występują w czołowych europejskich ligach?

Zadzwonił do mnie telefon, zobaczyłem że dzwoni trener Brzęczek. Nie spodziewałem się wtedy, że zaraz będę jechać na zgrupowanie. Mam z trenerem Brzęczkiem bardzo dobre relacje, więc pomyślałem, że może chce mnie o coś zapytać. A dowiedziałem się, że zostałem powołany, co było dla mnie mega zaskoczeniem. Tym bardziej, że byłem dowołany.

Wiesz, zawsze sprawdzałem gdzieś te powołania. Jeśli byłbym powołany, trener zadzwoniłby wcześniej i nawet w głowie mi to nie siedziało. Była wtedy przerwa na reprezentacje i akurat przebywałem u Marcina Zontka w Krakowie, gdzie miałem dodatkowe treningi. Po jednym z tych treningów zadzwonił selekcjoner…

Z jednej strony jest to spełnienie marzeń, ale z drugiej – jak już tam jesteś i zobaczysz jak to wygląda, trenujesz z mega piłkarzami. Jak już tam byłem raz to sobie myślę, dlaczego nie miałbym tam być znowu. Także spokojnie i cierpliwie walczę. Poza tym ja od siebie też oczekuję więcej niż w poprzednich kilkunastu meczach. Wiem, że na sto procent stać mnie na dużo więcej. Wiem, że moja dyspozycja nie była taka, jakiej bym sobie życzył. Zmieniłem teraz jednak trening, wróciłem do swoich korzeni i wiem, że niedługo wrócę na swoje najwyższe obroty i będę mógł się znowu pokazać.

Co jest teraz twoim celem?

Nie mam teraz żadnego dalszego celu. Koncentruję się na tym, żeby wypaść dobrze w każdym kolejnym meczu. Patrząc z perspektywy ostatnich meczów, nie było takiego spotkania, w którym nie mogliśmy zdobyć punktów. Okej, uważam że Raków zasłużenie wygrał, ale w każdym z poprzednich meczów ligowych, mogliśmy zdobyć trzy punkty. Nie było ani razu tak, że byliśmy drużyną gorszą czy ktoś nas zmiażdżył, poza Rakowem. W lidze straciliśmy jednak punkty, których nie powinniśmy stracić. Niestety dużo nam tych punktów uciekło, ale możemy zagrać o coś więcej.

Czyli podchodzisz z nastawieniem, że ta strata do miejsc pucharowych jest do odrobienia?

Oczywiście, że jest do odrobienia, tylko musimy się koncentrować na każdym kolejnym meczu i być do niego jak najlepiej przygotowani. Ale przede wszystkim musimy dużo wymagać od siebie.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW CHLEBICKI

Fot. Lech Poznań