Mateo Klimowicz a sprawa polska… Ta dyskusja przecież nie ma sensu!

26.03.2021

Mateo Klimowicz nie zagra dla Polski – taka informacja obiegła dziś polskie media. Z drugiej strony jednak, dlaczego miałby w niej zagrać, skoro z polską łączą go jedynie odległe korzenie? Czy temat piłkarza nie jest tylko niepotrzebnym pobudzaniem kibiców, którzy wciąż pamiętają czasy “farbowanych lisów”?

Wielki talent Stuttgartu

Mateo Klimowicz to 20-latek, o którym za jakiś czas może być głośno. W tej chwili portal “Transfermarkt” wycenia jego wartość na pięć milionów euro. Nie ma w tym przesady – choć piłkarz jeszcze zbyt wiele nie pokazał w Bundeslidze, widać jego potencjał. Od początku obecnych rozgrywek gra w kratkę, aczkolwiek widać, że trener Pellegrino Matarazzo ma na niego pomysł. Amerykański szkoleniowiec wystawia piłkarza zazwyczaj na pozycji ofensywnego pomocnika. Zresztą to na tej pozycji Klimowicz spisuje się najlepiej – zdobył gola i zaliczył trzy asysty.

Historia sprzed prawie 20 lat

Nazwisko Klimowicz nie jest jednak anonimowe w Bundeslidze. Ojciec piłkarza, Diego, przez dekadę występował w niemieckich zespołach – Wolfsburgu, Borussii Dortmund i Bochum. Najbardziej udany sezon w jego wykonaniu to 2003/2004, gdy piłkarz zdobył 15 goli. Temat jego gry dla Polski pojawił się jednak już wcześniej…

Dziadek Diego Klimowicza urodził się na terenie przedwojennej Polski. W 2002 roku piłkarz został zapytany o wybór reprezentacji wyznał wtedy, że ze względu na pochodzenie przodka, byłby bardziej zainteresowany grą dla… Ukrainy. – Bardzo by mi schlebiało, gdyby mi zaproponowano reprezentowanie ojczyzny moich przodków – przyznał w 2002 roku w rozmowie dla portalu “Ukrainian.soccer.com”. Chociaż piłkarz Wolfsburga był poważnie brany pod uwagę przez Jerzego Engela, powołania do polskiej kadry nigdy nie przyjął. I koniec końców nie zagrał dla żadnej reprezentacji – ani rodzinnej Argentyny, ani Hiszpanii, której obywatelstwo też posiadał, ani Włoch, ani Ukrainy, ani – tym bardziej – Polski.

Polska kadra nic nie traci

Dwadzieścia lat później historia trochę się powtarza. Swoje pierwsze kroki w seniorskiej piłce stawia bowiem syn Diego, Mateo. I ponownie, ze względu na pochodzenie, piłkarz teoretycznie mógłby zagrać dla Polski, ale także Argentyny, Ukrainy czy Hiszpanii, gdyż jego ojciec miał również obywatelstwo tego kraju. Od dwóch lat 20-latek przebywa jednak w Niemczech i szybko otrzymał również tamtejsze obywatelstwo, głównie dlatego, że przebywał tam do 11. roku życia. I to właśnie w barwach naszych zachodnich sąsiadów piłkarz wystąpił w młodzieżowej kadrze.

Szanse na występ Klimowicza w polskiej kadrze mogły wynosić co najwyżej kilka procent. To logiczne, że piłkarz, który spośród pięciu możliwych wyborów najmniej związany był z Polską, wybierze właśnie “Biało-czerwone” barwy. Dlatego bez sensu jest mówić, że wybrał inną reprezentację kosztem Polski, z którą poza pradziadkiem nic kompletnie go nie łączy. Strata Polaków? W żadnym wypadku.

Ta dyskusja nie ma sensu

Nie ma sensu dywagować, jaki wpływ miałby Mateo Klimowicz na grę reprezentacji Polski. 20-latek ma talent – inaczej nie zostałby wybrany młodzieżowcem miesiąca w Niemczech. Bardzo prawdopodobne, że Polski młody piłkarz nawet nie brał pod uwagę. Oczywiście może wkrótce pojawi się rozmowa, w której piłkarz zdradzi, że jest świadomy swoich korzeni. Ale nic poza tym. Skoro już jego ojciec stawiał Polskę na ostatnim miejscu, trudno się spodziewać, żeby jego syn miał podjąć inną decyzję.

Po co w takim razie w ogóle poruszać temat polskości Klimowicza? Chyba tylko po to, żeby kibice, którzy wciąż rzewnie wspominają tzw. „farbowanych lisów” mieli okazję do wylania z siebie żółci w czeluściach internetu. A tematu nie było i chyba stałby się cud, gdyby piłkarz wybrał piątą albo szóstą w kolejności kadrę, dla której mógłby grać.