My strzelamy sobie, rywale sobie. Przespana pierwsza połowa Polaków

31.03.2021

Jeśli narzekaliśmy na styl reprezentacji za kadencji Jerzego Brzęczka, to dzisiaj w pierwszej połowie dostaliśmy niemal kopie tego, co wydarzyło się przeciwko Włochom na wyjeździe. Niemal zero ofensywnej gry, wyczekiwanie na rywala i założenie, że nie stracimy gola. Może wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ciąg błędów na naszej połowie.

Piotr Zieliński traci piłkę, po chwili Raheem Sterling wychodzi na dobrą, ale nie czystą, pozycję czekając na ruch ze strony Michała Helika. „Helio” robi wślizg i w tym momencie jego kontrola nad wydarzeniami w polu karnym się kończy, a gracz Manchesteru City skrzętnie korzysta na nieroztropnym zachowaniu naszego stopera.

Gole na własne życzenie

Niestety, błędy indywidualne były znakiem rozpoznawczym tego zgrupowania pod kątem traconych goli. Pomijamy mecz z Andorą, zagrany na zero z tyłu, ale także ze względu na klasę rywala. Ale warto nadmienić pięć goli straconych w marcowych meczach:

– kontra po naszym aucie(!) na wysokości pola karnego Węgrów(!!) i błędzie w ustawieniu Szczęsnego
– strata na własnej połowie, bilard polu karnym i „farfocel” napastnika Węgier
– zostawienie sytuacji 1 na 2 przy dalszym słupku
– strata Zielińskiego, wślizg Helika na karnego
– przegrana walka o pozycje Milika na środku pola karnego

W żadnym z wypadków nie mówimy o wielkiej akcji rywali. Po prostu wykorzystywali błędy w: wyprowadzeniu piłki, ustawieniu, straty na własnej połowie itd. Tak właśnie było w analizowanej poniżej sytuacji Piotra Zielińskiego. Zwróćmy uwagę, że Zieliński sam się wpędził w kłopoty. Rozpoczęło się od sytuacji bezpiecznej, 1×1, piłka na nodze dalszej od rywala, przeciwnik za plecami i możliwość podania do Rybusa.

Po chwili jednak Zieliński robi zwrot z piłką i wchodzi w sytuacje 1 na 4! Nawet wtedy miał ratunek w postaci Bereszyńskiego i wcale nie musiał wybijać na aut czy kopać daleko przed siebie.

Paradoks całej sytuacji jest taki, że po chwili Raheem Sterling znalazł się w sytuacji 1 na 3, z której wybrnął zwycięsko. Tutaj jednak duża „zasługa” wspomnianego Helika. Najpierw wygonił Anglika w stronę linii, a później kompletnie niepotrzebny wślizg.

Największy kłopot

Trafnie w trakcie spotkania zauważał Andrzej Juskowiak, co potwierdził także Krzysztof Marciniak w studiu pomeczowym, że nie było z kim grać po odbiorze piłki. Wielokrotnie Anglicy tracili piłkę przed polem karnym i w normalnych warunkach powinna być to idealna okazje pod kontrę. Zwłaszcza przeciwko wysoko ustawionemu rywalowi. Niestety najczęściej kończyło się to długimi piłkami w boczne sektory, na walkę dla Karola Świderskiego czy Krzysztofa Piątka. Zresztą to nie zawsze było możliwe. W jednej z sytuacji wspomniany Świderski przyjmował piłkę na linii własnego pola karnego!

Na pomeczowej konferencji trochę wspominał o tym Paulo Sousa. Brak balansu i zbyt niskie ustawienie wahadłowych również nie dawało opcji do podań. Zawodnik z piłką praktycznie wiedział, że za moment ją straci. Dylemat był taki – próbować rozgrywać krótko przy szybkim doskoku rywala albo szukać dłuższych piłek. Kłopot w tym, że pierwsza opcja skończyła się golem dla Anglii, a druga kolejnymi atakami rywala. Tak źle, i tak niedobrze…

Wysoki pressing świętością?

W meczu z Węgrami Polacy odbierali piłkę aż 19 razy na połowie przeciwnika. Michał Zachodny na łamach portalu Łączy nas Piłka dodawał, że według statystyk InStatu tylko raz w ostatnich 100. meczach udało się dokonać tego więcej, a mowa o spotkaniu z Gibraltarem. Trzeba przyznać, że w Budapeszcie zakładany wysoko pressing przyniósł skutek. W pomeczowej analizie czwartkowego meczu wykazaliśmy sytuację przed golem na 2:2, gdy nasi piłkarze kapitalnie „złapali” gospodarzy przy linii, zamykając praktycznie wszystkie możliwości podania.

Tym razem jednak największa zasługa w zachowaniu Johna Stonesa. Obrońca Manchesteru City niemal od A do Z sprokurował zagrożenie pod własną bramką. Podanie od bramkarza było bezpieczne. Zresztą warto zobaczyć na skrót meczu, gdzie był Jakub Moder w momencie przyjęcia piłki przez Stonesa. Anglik trzykrotnie obracał głowę kontrolując przestrzeń, a mimo tego, po chwili popełnił bardzo łatwy błąd. Na tym jednak koniec pastwienia się nad podopiecznym Garetha Southgate’a.

Bardzo ważnym i charakterystycznym elementem wysokiego pressingu jest tzw. moment pressingowy lub skok. To sygnał, w którym drużyna rusza do zorganizowanej próby odbioru piłki rywalowi. W przypadku Polaków było to wycofanie piłki do bramkarza. Zresztą warto zerknąć na poniższy screen i naszych piłkarzy zaznaczonych na żółto. Obaj, Arkadiusz Milik i Krzysztof Piątek, rękami wskazali, by podejść wyżej.

Podniesione ręce to 57:09 na zegarku. Ledwie sześć sekund później, odbieramy piłkę w takiej sytuacji. Oczywiście to wycinek tego, co pokazała kamera, ale na tym obrazku jest sytuacja 5 na 5, a wielu trenerów zapisałoby to w swoich kajetach jako bramkarz + 4 kontra 5 rywali.

Mija kolejnych pięć sekund i po krótkiej wymianie piłki pomiędzy Moderem a Milikiem, wpada wyrównujący gol. Wielka szkoda, że nie dał on punktu, bo dzisiejsza Anglia na pewno była do ugryzienia.

***

Czy byłby to sprawiedliwy remis? Patrząc na postawę reprezentacji Polski w pierwszej połowie na pewno nie. Jak pokazał mecz z Węgrami, zrywy potrafią dać gole, a czasem nawet punkt. Jednak na dłuższą metę warto być aktywnym przez 90 minut, a nie 45 minut w trybie offline, a dopiero później podłączyć do prądu…