Wojna na górze ważniejsza od wojny w Paryżu

13.04.2021

Jeszcze nigdy w annałach Ligi Mistrzów nie zdarzyło się, aby triumfator poprzednich rozgrywek w kolejnym sezonie przegrał w dwumeczu z finalistą. Bayern Monachium jest zatem na najlepszej drodze, aby przejść do historii Champions League w tej statystyce.

Do tej pory w najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywkach w fazie pucharowej dochodziło do pięciu starć obrońcy trofeum z finalistą. Najbliżej przełamania niemocy był… Bayern w sezonie 2010/2011 w 1/8 finału w rywalizacji z Interem (1:0 w Mediolanie i 2:3 w Monachium) oraz Juventus w rozgrywkach 2017/2018 w ¼ finału w starciu z Realem (0:3 w Turynie i 1:3 w Madrycie). „Królewscy” awans do półfinału zapewnili sobie dopiero w doliczonym czasie gry.

Poza tym „Los Blancos” dwukrotnie eliminowali Atletico Madryt (0:0 i 1:0 w ¼ finału w sezonie 2014/2015 oraz 3:0 i 1:2 w 1/2 finału w sezonie 2016/2017). Z kolei w kampanii 1996/1997 Juventus boleśnie rozprawił się z Ajaksem Amsterdam (6:1 w dwumeczu). Przed „Bawarczykami” zatem w Paryżu naprawdę trudne zadanie.

Konflikt na szczycie

W latach 90-tych, niemiecka prasa ochrzciła monachijski zespół mianem „FC Hollywood”. W stolicy Bawarii występowali bowiem piłkarze, którzy nie tylko znakomicie grali w piłkę, ale również mieli skłonność do licznych afer i skandali. Wiadomo, że współcześni gracze mistrza Niemiec w tym elemencie nawet nie stali obok swoich starszych kolegów, niemniej niemieckie media w ostatnim czasie też mają o czym pisać.

Nikogo co prawda nie przyłapano na jeździe po pijanemu, nikt nikomu nie odbił żony, nikt też na łamach prasy nie przejechał się po kolegach z zespołu i trenerach, ale w Monachium też ostatnio wiele się dzieje. Temat numer jeden to oczywiście niekończący się konflikt trenera Hansa Dietera-Flicka z dyrektorem sportowym Hasanem Salihamidziciem. Obaj panowie mają podpisane umowy z Bayernem do 2023 roku, ale wiadomo od dawna, że Allianz-Arena jest za mała dla nich dwóch.

Flick od kiedy przejął zespół 30-krtonych mistrzów Niemiec z rąk Niko Kovaca, domagał się od bośniackiego działacza wzmocnień co rundę. W styczniu 2020 roku potrzebował pilnie klasowego prawego obrońcy i w tej roli widział Dodo z Szachtara Donieck bądź Benjamina Henrichsa z RB Lipsk. Do Monachium ostatecznie trafił nie mieszący się w składzie Realu Alvaro Odriozola, który i w Bayernie się nie przebił (we wszystkich rozgrywkach rozegrał raptem pięć gier). Latem z kolei Flick wymarzył sobie transfery takich graczy jak Sergino Dest czy Callum Hudson-Odoi. Zamiast tego dostał Erica Maxima Choupo-Motinga, Marca Rocę czy Bounę Sarra.

W marcu, po jednym z meczów Bundesligi w autokarze „Bawarczyków” omal nie doszło do bójki między trenerem, a dyrektorem sportowym. Flick w pewnym momencie rzucił do Salihamidzicia: – A teraz zamknij w końcu gębę! Choć już kilka dni później obaj panowie przekonywali, że zakopali topór wojenny, to jednak pokój w ich relacjach nie trwał długo.

Draka o Boatenga

Od dłuższego czasu jesteśmy bowiem świadkami rozmontowywania defensywy Bayernu. Wiadomo, że klub opuszczą David Alaba i Javi Martinez. Teraz do tej grupy dołączył Jerome Boateng, który o rozstaniu dowiedział się w środę…na kilka godzin przed pierwszym meczem ¼ finału Ligi Mistrzów z PSG. – Nie wiem czy na pewno nas opuści. Nikt mi nic nie powiedział – skomentował na łamach „Kickera” te doniesienia Flick. Nim zabrał jednak głos, dyrektor sportowy już zdążył zakomunikować mediom, o nieprzedłużeniu umowy z 76-krotnym reprezentantem Niemiec.

Po paru słabszych sezonach, urodzony w Berlinie środkowy obrońca, na powrót stał się ważną postacią Bayernu, będąc jednym z ojców potrójnej korony w zeszłym sezonie. – Bardzo go lubię i to dla mnie wielka przyjemność pracować z takim ludźmi jak Jerome. Wszyscy wiedzą, jak go cenię. Każdy dostrzega jego wartość. Rozgrywa bardzo dobry sezon, podobnie zresztą było w poprzednich rozgrywkach – powiedział Flick. Wydaje się jednak, że w tej sprawie wszystkie decyzje zostały już podjęte.

Na łamach „Sky Sports” były piłkarz czerwono-białych, Dietmar Hamann podkreślił, że ten konflikt może przynieść Bayernowi jedynie same szkody. „Karl-Heinz Rummenigge i Uli Hoeness też nie zawsze się ze sobą zgadzali. Jeśli jednak różnice zdań między nimi mogły przeszkodzić klubowi w odnoszeniu sukcesów, poddawali się” – napisał. W tej monachijskiej wersji „gry o tron” każda za stron ma swoich popleczników. Stronę Flicka trzyma Rummenigge, bliżej Salihamidzicia jest Hoeness. Z kolei gdzieś po środku znajduje się Oliver Kahn, w przyszłości także przysposabiany do roli dyrektora sportowego.

Flick bez Bayernu z pewnością sobie doskonale poradzi. To właśnie on jest typowany jako następca Joachima Loewa w reprezentacji Niemiec po EURO 2020. Sam zresztą przez dziewięć lat pomagał „Jogiemu” w prowadzeniu „Die Mannschaft” jako jego asystent. W sondzie „Kickera” czytelnicy zgodnie uznali jednak, że w hierarchii 6-krotnych zdobywców Pucharu Mistrzów to Flick jest postacią zdecydowanie istotniejszą. – Sprawił, że zespół, który za kadencji Kovaca nie wykorzystywał swojego potencjału, w rekordowo szybkim tempie stał się najlepszy w Europie – skomentował wyniki sondy, inny zasłużony Bawarczyk, Lothar Matthaus.

Najważniejszy początek

W tle konfliktu trener-dyrektor sportowy, piłkarze Bayernu muszą odrobić starty z pierwszego meczu w Monachium. Aby awansować do półfinału muszą wygrać z PSG różnicą minimum dwóch bramek. W bieżącym sezonie, paryżanie na Parc des Princes dwa gole stracili w trzech meczach (w Lidze Mistrzów z Manchesterem United w fazie grupowej, a także z AS Monaco i FC Nantes w Ligue 1). – Nadal jestem przekonany, że awansujemy – zapewnia Thomas Muller. – Ocena ryzyka w takich sytuacjach jest najważniejsza, więc nie rzucimy się od samego początku do szaleńczych ataków. Niemniej ważne jest, aby stosunkowo szybko zdobyć bramkę. Z tym jednak Bayern w tym sezonie ma spory problem – ze 117 goli strzelonych przez niego we wszystkich rozgrywkach, tylko dziewięć padło w pierwszym kwadransie.

W związku z kontuzją Roberta Lewandowskiego, a także pozytywnym wynikiem testu na obecność koronawirusa u Serge Gnabry’ego, pozostali podopieczni Flicka muszą wziąć większą odpowiedzialność na swoje barki. W meczu 29. kolejki Bundesligi z Unionem Berlin (1:1) kolejny świetny występ zanotował Jamal Musiala. Świeżo upieczony reprezentant Niemiec w rywalizacji z „Die Eisernen” zdobył już swoją czwartą bramkę w tym sezonie. Trudno jednak oczekiwać, aby to właśnie 18-latek powiódł monachijczyków do półfinału Ligi Mistrzów. Pytani przez „Kickera” eksperci największe nadzieję wiążą z Joshuą Kimmichem. Podkreślają także liczne wady, które w swojej grze ostatnimi czasy objawiał 26-latek.

Dużo dobrych rzeczy robi z przodu, ale przez to czasem przeoczamy jego błędy w obronie. A fakt, że Bayern w tym sezonie stracił już 51 goli, także obciąża jego konto – stwierdził Hamann. Marcus Babel z kolei dodał: – Jest fantastycznym graczem, ale musi wykazywać się większą dyscypliną taktyczną, zwłaszcza w meczach z silnymi rywalami. Także Matthaus zauważa potrzebę większego zaangażowania w grę defensywną. Za wzór w tym elemencie podaje Rodriego z Manchesteru City. – Rozgrywa, ale również i przechwytuje piłki – dodał.

Nadzieja Bayernu w tym, że piłkarze ze stolicy Francji znów psychicznie nie wytrzymają ciężaru przewagi z pierwszego spotkania, tak jak to było choćby w sezonie 2018/2019 z rywalizacji z Manchesterem United (1:3 u siebie, po wygranej 2:0 na Old Trafford w 1/8 finału) czy słynnej batalii z FC Barceloną w rozgrywkach 2014/2015 (po wygranej 4:0 w Paryżu, klęska 1:6 na Camp Nou, także w 1/8 finału).

Inna sprawa, że „Bawarczykom” w historii ich występów w Lidze Mistrzów nie zdarzyło się jeszcze awansować dalej w fazie pucharowej, po porażce w pierwszym meczu u siebie. Taka sytuacja miała miejsce dwukrotnie w rywalizacji z Realem Madryt (1:2 i 2:4 w sezonie 2016/2017 w ¼ finału oraz 1:2 i 2:2 w sezonie 2017/2018 w 1/2 finału).