Gdyby babcia miała wąsy #7: Okienko transferowe dla trenerów

16.04.2021

Ten tekst planowałem już tydzień wcześniej, ale z różnych względów publikuje dopiero w tygodniu, gdy polskie kluby znowu zrobiły sporą orkę wśród trenerów. W poniedziałek wyleciało dwóch szkoleniowców, a trzeci dzień później. To czas by się zastanowić czy można jakoś zmienić obecne przepisy, w których piłkarze mają dwa okresy w roku na zmianę pracy, a trenerami można żonglować 365 dni w roku przez 24 godziny na dobę.

Mniejszy rynek

Oczywiście wymuszają to trochę liczby dostępności miejsc pracy. Jakkolwiek to zabrzmi, mowa przecież o pracy zarobkowej tych ludzi. W Ekstraklasie mamy 16 miejsc dla pierwszych trenerów. Rozbudujmy sztaby do 10 osób, to nadal jest 160 ofert pracy. Przy czym część jest bardzo specjalistycznych dziedzin. Są trenerzy, trenerzy-asystenci, ci od przygotowania fizycznego, od bramkarzy, trenerzy-analitycy, stricte analitycy, a przecież w sztabach są także dietetycy, fizjoterapeuci itd.

Teraz policzmy ilu mamy piłkarzy grających w Ekstraklasie. Gdyby kadra każdego zespołu miała liczyć około 25 nazwisk, wówczas tych miejsc jest około 400. To 2,5 razy więcej! To i tak korzystny przelicznik dla trenerów, wszak Maciej Bartoszek czy Leszek Ojrzyński nie będą zainteresowani posadami asystentów. Oczywiście wśród trenerów jest znacznie mniejszy wybór niż wśród piłkarzy, więc niejako równoważy się skala porównawcza obu profesji pod kątem samej Ekstraklasy.

Jeden, dwóch albo więcej trenerów

Weźmy pod uwagę Stal Mielec. Po awansie do Ekstraklasy z klubu odszedł Dariusz Marzec. Zastąpił go Dariusz Skrzypczak, któremu po kilku kolejkach podziękowano. Leszek Ojrzyński jednak też nie dokończył sezonu i ostatnie sześć meczów Stal zagra pod wodzą Włodzimierza Gąsiora. Czy to normalne, by niecały rok trzykrotnie zmieniać trenera? Nie świadczy to najlepiej o włodarzach klubowych. A przecież w tle było głośno o aferze z niedoszłym zatrudnieniem Krzysztofa Sobieraja na asystenta Ojrzyńskiego.

Odejście każdego trenera kosztuje. W Polsce jednak te kwoty i tak są mniejsze. Przede wszystkim dlatego, że trenerzy nie zawsze mają możliwość, a raczej jej nie posiadają, swojego sztabu. Wobec tego prezes płaci często jednemu zwolnionemu, a nie kilku. Tutaj trzeba postawić analogię do… Brazylii. W największym kraju Ameryki Południowej, gdy klub lub media podają płace trenera, to w kwocie są ujęte pensje dla całego sztabu, który przychodzi z nowym szkoleniowcem. Wobec tego inaczej brzmi milion dolarów w warunkach brazylijskich, a inaczej brzmiałby w Polsce.

Zmiany w Brazylii

Wiele wskazuje na to, że obecny sezon Ekstraklasy rozpocznie i dokończy 8 trenerów, czyli połowa. W Brasileirao 2020 całe rozgrywki przetrwało… 3 na 20! Żeby było lepiej przetrwali trenerzy: trzeciego Atletico Mineiro – Jorge Sampaoli, szóstego Gremio – Renato Gaucho i jedenastej Ceary – Guto Ferreiry. O wielkiej ciągłości nie ma co wspominać, bo Sampaoli przepracował dokładnie rok i tydzień w Belo Horizonte, a Guto Ferreira trafił do klubu z Fortalezy w kwietniu, czyli tuż przed planowanym startem ligi. Jedynie Renato Gaucho to efekt dłuższej współpracy. Drugie podejście do Gremio trwało od września 2016 roku. To był kompletny ewenement, ale to wszystko w czasie przeszłym. W tym tygodniu Gremio odpadło w eliminacjach Copa Libertadores z ekwadorskim Independiente del Valle i na tym koniec pracy legendy Tricolores.

W kilku przypadkach mowa o trenerskich awansach, jak w przypadku odejść Eduardo Coudeta do Celty Vigo, Rogerio Ceniego do Flamengo, ale ogrom zmian robi wrażenie. Tym bardziej że nim minęło 10. kolejek już pięć klubów szukało nowych trenerów, czyli 1/4 ligi. Mistrzem pod tym względem były trzy kluby. Botafogo prowadziło łącznie 5 trenerów, a Goias i Coritibe po 4. Jak skończyli? Na trzech ostatnich miejscach…

CBF – brazylijski związek – chce ukrócić te praktyki ciągłego zwalniania i zatrudniania. W nadchodzących rozgrywkach Serie A każdy klub będzie miał możliwość… jednego zwolnienia na cały sezon! Dodatkowo każdy trenerów będzie mógł prowadzić maksymalnie dwa kluby w trakcie rozgrywek. Ograniczające wolność? W jakimś stopniu na pewno. Z drugiej strony czasem do cywilizacji czasem trzeba przymusić. Być może to wymusi lepszy proces skautingu i selekcji trenerów. Pod warunkiem, że takowy istnieje w tamtejszych warunkach.

Okienko transferowe dla trenerów

Teraz wracamy na polskie podwórko i zastanówmy się nad tym, jak można ewentualnie pozmieniać przepisy, które miałyby bardziej chronić trenerów. Dzisiaj jeden trener może prowadzić jeden klub w trakcie rundy w Ekstraklasie, ale… Maciej Bartoszek przed chwilą wyleciał z pierwszoligowej Korony i w nagrodę wylądował w… ekstraklasowej Wiśle Płock.

Skoro ograniczyliśmy trenerom masowe migracje między klubami w trakcie sezonu, to może w drugą stronę. Ograniczmy klubom możliwość zatrudniania trenerów przy każdej okazji. Zastanówmy się, jak by to wyglądało, gdyby klub wiedział, że ma określony czas na zmianę trenera z zewnątrz. Można byłoby to zrównać z okienkiem transferowym dla piłkarzy albo stworzyć kompletnie różne czasy, gdy można się… pozbyć trenera.

Czy byłoby to korzystne? Jeśli ktoś miałby kryzys na początku sezonu i szybko chciałby tchnąć nowego ducha w zespół, to zapewne mocno mógłby marudzić. Z drugiej strony, podobnie jak pisałem wyżej przy Brazylii, w końcu zatrudnienie trenera wiązałoby się z pracą wykonaną przez właściciela, prezesa, dyrektora sportowego. Czasem wydaje się, że to po prostu widzimisię osób zarządzających klubem, ewentualnie znajomości. Czasem się kończą dobrze, czasem katastrofą, ale nie to jest najgorsze. Efekt przypadku jest zmaksymalizowany, a przecież chodzi o odwrotność procesu. Nawet najlepszy research nie ograniczy ryzyka wpadki do zera. Jego celem jest minimalizowanie przypadku i maksymalne przewidywanie skutków swoich wyborów.

Oficjalnie nikt się nie przyzna, ale wielokrotnie w kuluarach można było usłyszeć, przeczytać, że ktoś zatrudnia trenera, bo musi mieć na dany moment kogoś z papierami. Jednocześnie to jest jego drugi albo trzeci wybór, bo wie, że ten z pierwszego miejsca niedługo może być dostępny. Wtedy już tylko pozostaje oczekiwanie na potknięcie trenera i zatrudnienie tego wymarzonego.

Trudniej, ale taniej?

Na początku trudno byłoby się przyzwyczaić do… braku możliwości wyrzucenia trenera w każdym momencie. To znaczy mógłby wyrzucić po każdej kolejce, tyle że w określonym czasie mógłby zatrudniać kogoś z zewnątrz. Szkopuł w tym, że często asystenci nie posiadają licencji UEFA Pro i wtedy trzeba liczyć na przychylność związku. Bez warunkowej licencji dla trenera ani rusz. Dla klubowych włodarzy taki przepis byłby jednak z kilku powodów korzystny. Dwa od razu rzucają się na myśl.

Po pierwsze: więcej pieniędzy w klubowym budżecie. Skąd miałyby się wziąć? Z braku odpraw dla zwalniany trenerów. Wisła Kraków do niedawna brylowała w zestawieniu klubów, które płacą byłym trenerom zwalnianym w przeszłości. Czasem się uda zakończyć współpracę „za porozumieniem stron”, ale wiele przypadków to po prostu konieczność wypłacenia kontraktu do końca. Kto zwalnia często i gęsto, wtedy dochodzi do kuriozalnych sytuacji, gdy płaci jednemu obecnemu i np. dwóm byłym szkoleniowcom. Tanie rozwiązanie to nie jest, a zaoszczędzone pieniądze można przeznaczyć na wzmocnienia dla tego przy sterach.

Po drugie: mniejsza presja z zewnątrz. Słabe wyniki, zwłaszcza wśród faworytów, skłaniają otoczenie do ferowania szybkich wyroków. Ten cienki, tamten pewnie chleje, dwóch kolejnych tylko łasych na kasę i tak się kręci na temat zawodników. Najpierw jednak zacznie się gadka, że trener nie przygotował drużyny fizycznie. Ludzie z zewnątrz, nie mający wglądu w urządzenia pomiarowe zazwyczaj najlepiej się „znają” na przygotowaniu motorycznym. Do tego pierwszy trener nie ma pojęcia o taktyce. Jeśli woli prostszą piłkę, wówczas mowa o ladze do przodu. Gdy skupi się na krótkich podaniach i rozgrywaniu od tyłu, to przecież powinien grać prościej, bo inni tak grają i punktują lepiej o  nas.

To najszybsza droga do wytworzenia presji na zwolnienie trenera. Przecież łatwiej wygonić jednego szkoleniowca, niż kilku piłkarzy. Zwłaszcza, że nie można nikogo zatrudnić przed nowym okienkiem transferowym. Okienko dla trenerów, byłoby takim ratunkiem dla prezesów i dyrektorów do większej cierpliwości i byciu głuchym na „dobre rady”.

***

Trudno się spodziewać takich rozwiązań, jednak pomiatanie kolejnymi trenerami po prostu wkurza coraz bardziej. Jeśli piłkarz to zawód, gdzie bardzo trudno dostać się do elity – co wydaje się być prawdą – to trener jeszcze bardziej. W końcu miejsc w Barcelonie czy Realu jest po 25 przy składzie, a na ławce pierwszego trenera tylko jedno. Krótko mówiąc, jeśli kogoś uznajecie za nieudacznika, a pracuje na poziomie międzynarodowym, to musicie wiedzieć, że pokonał po drodze na stanowisko X tysięcy „większych nieudaczników” od siebie.