Martin Nespor: Trener Stokowiec nie chciał słuchać piłkarzy, liczyło się tylko jego zdanie

24.04.2021

Martin Nespor to postać, którą powinni dobrze kojarzyć fani ekstraklasy, dlatego też znalazł się w najnowszym odcinku naszego cyklu. Były piłkarz Piasta Gliwice i Zagłębia Lubin w rozmowie z “FutbolNews.pl” opowiedział nam o świetnym sezonie w barwach gliwickiego zespołu, złych relacjach z Piotrem Stokowcem, a także pożegnaniu w zgodzie z “Miedziowymi”.

***

W 2015 trafiłeś do Polski. Jak podchodziłeś do transferu ze Sparty do zespołu, który wcześniej zajmował miejsca w dolnej części tabeli?

Miałem wtedy naprawdę trudny czas, co chwilę przytrafiały mi się jakieś kontuzje. Dlatego doceniłem wtedy zainteresowanie ze strony Piasta tym bardziej, że pracował tam czeski trener Radoslav Latal, który był bardzo mną zainteresowany. Zdecydowałem się przyjąć ofertę rocznego wypożyczenia i po latach cieszę się z tej decyzji. Nikt wtedy w nas nie wierzył, mówili że w naszym zespole latem było za dużo zmian. A ostatecznie zajęliśmy drugie miejsce – to była wielka niespodzianka!

Jak wspomniałeś, Piast został wicemistrzem, a wasz styl gry podobał się całej Polsce. Co sprawiło, że rewolucja w waszym zespole przyniosła aż tak duże efekty? To wynikało też z waszej mentalności?

Tak, charakter był ogromną zaletą naszej drużyny. Uważam, że Radek Murawski był naszą kluczową postacią i mimo młodego wieku świetnie nadawał się na kapitana. Poza tym ważną osobą na boisku i w szatni był także Gerard Badia – bardzo pozytywny człowiek, który miał wpływ na naszą atmosferę. Dużym plusem było również to, że spędzaliśmy ze sobą czas nie tylko podczas treningów. Potem często wychodziliśmy razem na kawkę czy jakiś obiad, spotykaliśmy się na mieście.

Czyli rozumiem, że nie miałeś problemów z aklimatyzacją w Polsce?

To bardzo podobny kraj do Czech. Dobrze wspominam też życie w Gliwicach, które są zresztą oddalone tylko o pół godziny od Ołomuńca, w którym gram obecnie i oba miasta są dość podobne. Mieszkałem wtedy blisko centrum miasta i restauracji prowadzonej przez moich dwóch dobrych przyjaciół, z którymi wciąż jestem w kontakcie.

Domyślam się, że dzięki dobrym występom w Piaście, stałeś się zauważalny, ludzie zaczepiali cię na mieście. Jak na to reagowałeś?

Bardzo pozytywnie! Cieszyłem się, bo wiedziałem, że ludzie z Gliwic zaczęli się bardziej interesować naszą drużyną dzięki dobrym występom – czy to moim, czy innych kolegów z zespołu. Nigdy wcześniej Piast nie rozgrywał tak dobrego sezonu, dlatego to było miłe, że mogliśmy wzbudzać zainteresowanie.

Teraz chciałbym cię zapytać o osobę trenera. Radoslav Latal prowadził cię nie tylko w Piaście, ale jest także twoim szkoleniowcem obecnie, gdy grasz w Sigmie Ołomuniec. Patrząc na to, że miałeś z nim do czynienia i w Polsce, i w Czechach – możesz ocenić, czy jego podejście w obu krajach jakoś się różniło?

W Piaście był taki sam, jak dzisiaj. Gdy przychodzi dzień meczowy, zawsze zaczyna reagować impulsywnie. Nie myśli wtedy o niczym innym – koncentruje się tylko i wyłącznie na zwycięstwie, co po prostu po nim widać.

Po sezonie, w którym zdobyłeś z Piastem wicemistrzostwo, mogłeś zostać w zespole na dłużej?

Tak, ale w grę wchodziło kolejne wypożyczenie, a Sparta w tamtym czasie chciała zarobić na moim transferze. Piasta nie było wtedy stać na to, żeby zapłacić za mnie pieniędzy, jakich oczekiwano. W Piaście chcieli, żebym został i czułem się tam bardzo dobrze. Ale ostatecznie wylądowałem w Zagłębiu.

Czego oczekiwałeś w związku z transferem do Zagłębia?

Na pewno liczyłem na więcej. Nie strzelałem tam już jednak tyle, co w Piaście, ale duży wpływ na to miało, że nie czułem się tam tak dobrze. Na początku grałem nawet dość dużo. Tylko, że z trenerem Stokowcem było mi bardzo trudno się dogadać. Ale taki jest piłkarski los – nie zawsze udaje się dobrze dogadać z trenerem. Staram się jednak wspominać ten czas, jako pozytywne doświadczenie.

Opowiedz o relacjach z trenerem Stokowcem.

Na początku wszystko wyglądało bardzo dobrze. Trener nie ukrywał, że jest zadowolony z tego transferu, stawiał na mnie. Potem jednak w dwóch meczach nie zagrałem dobrze i nie usłyszałem po tych występach nic. Inną sprawą jest to, że trener Stokowiec nie chciał słuchać nas piłkarzy, liczyło się tylko jego zdanie. Okazało się to problemem, kiedy przyszedł trudniejszy czas – nikt z nas nie wiedział, jak wygląda jego pozycja w zespole, kto będzie grać, a kto nie. Oczywiście rozumiem, że niektórym takie podejście może pasować, ale mi to przeszkadzało. Czasami tak się zdarza.

Zdarzało ci się kłócić wtedy z trenerem?

Nie nazwałbym tego kłótniami. Zawsze byłem jednak takim facetem, który nie boi się wyrazić swojego zdania. Zdarzyło się tak przed meczem ligowym z Lechią Gdańsk – wtedy trener mnie wyrzucił z treningu, a dyrektorowi sportowemu powiedział, że mam jakąś kontuzję, co nie było prawdą. Ale mimo to zabrał mnie na mecz.

To relacje z trenerem zdecydowały o tym, że przed kolejnym sezonem trafiłeś do Albanii?

Myślę, że miały na to wpływ. Trafiłem do Albanii w ostatni dzień okienka transferowego. Gra w Skenderbeu z perspektywy czasu była pozytywnym doświadczeniem, ale wtedy nie podobało mi się tam. Widać, że w tym kraju do piłkarzy nie podchodzi się indywidualnie. Według trenera Skenderbeu każdy z nas był taki sam, bez względu na umiejętności, charakter oraz to czy ktoś grał tam długo, czy nie. Z drugiej strony wiedziałem, że jestem tam dlatego, żeby powalczyć o siebie. W Zagłębiu trener dawał mi do zrozumienia, że nie będę grał, dlatego uznałem, że na razie nie mam tam czego szukać i muszę spróbować sił w innym miejscu.

Nie myślałeś potem, że może lepiej by było, gdybyś został?

W zasadzie można powiedzieć, że ten krok miał złe i dobre strony. To był dla mnie krok w tył, ale skoro miałem nie grać w Zagłębiu i nie dogadywałem się z trenerem, to była wtedy najlepsza opcja. W Albanii jednak czułem się trochę samotny – byłem tam sam z żoną, po raz pierwszy byłem daleko od rodzinnych stron. Były tam też zupełnie gorsze warunki do treningów niż w Polsce i Czechach. Poza tym nie było tak jak w Piaście czy Zagłębiu – tam nikt nie pomagał mi w załatwianiu mieszkania i innych papierkowych spraw. Byłem wtedy zdany sam na siebie.

Po kilku miesiącach wróciłeś do Polski, ale pojawił się kolejny problem – trafiłeś do drużyny rezerw Zagłębia, choć wydawało się, że po odejściu Jakuba Świerczoka otrzymasz kilka szans. Trenerem klubu wtedy był już Mariusz Lewandowski, miałeś z nim kontakt?

Po powrocie do Lubina miałem problemy z kręgosłupem. Trenowałem z pierwszym zespołem, ale grałem w rezerwach. Z trenerem Lewandowskim miałem już jednak lepszy kontakt niż z trenerem Stokowcem. Może to nie było najmilsze uczucie usłyszeć, że na razie nie ma dla mnie miejsca w zespole. Z drugiej strony usłyszałem wszystko wprost, trener dokładnie powiedział, czego ode mnie oczekuje. Wiedział, w jakiej formie jestem po kontuzji i przyznał, dlaczego na razie będę grać w rezerwach. To była konkretna, męska rozmowa, jakich wcześniej mi brakowało w Zagłębiu.

Dobrze wtedy zachował się także dyrektor sportowy Zagłębia, Michał Żewłakow. Byliśmy w stałym kontakcie i rozmawialiśmy o mojej przyszłości. Zależało nam na tym, żeby osiągnąć porozumienie i najlepsze rozwiązanie dla mnie i dla klubu. Dlatego gdy pojawiła się opcja wyjazdu do Sigmy Ołomuniec, Zagłębie nie blokowało tego transferu i pozwoliło mi odejść za darmo.

Czyli odszedłeś z Zagłębia w dobrej atmosferze?

Tak, i dużo tutaj zawdzięczam właśnie dyrektorowi Żewłakowowi. Z wcześniejszym dyrektorem sportowym rozmawiałem ostatni raz podczas pobytu w Albanii – chciałem wrócić wcześniej do Zagłębia. Usłyszałem wtedy jednak, że umowa ze Skenderbeu jest na dwanaście miesięcy i na razie nie ma opcji, żebym wrócił. Oczywiście rozumiałem to podejście, ale dla mnie jako piłkarza ta sytuacja była niekomfortowa. Po przyjściu Michała Żewłakowa klub jednak podał mi rękę – mogłem wrócić do Zagłębia.

A wcześniej miałeś żal do klubu?

Nie, ani trochę – takie jest piłkarskie życie. Raz jest lepiej – raz gorzej, raz jakiś człowiek nam odpowiada, a raz nie. Swój pobyt w Zagłębiu będę wspominać bardzo dobrze, choćby ze względu na relacje z kolegami. Miałem dobry kontakt z Lubomirem Guldanem, Michalem Papadopulosem i Janem Vlasko, z którymi mogłem gdzieś wyjść, czasem się wygadać. A co do trenera Stokowca – gram już trochę lat i różni trenerzy mi się trafiali. Nie dogadywałem się z trenerem, ale nie mogę powiedzieć, że pobyt w Zagłębiu to było dla mnie coś złego. Cieszę się, że mogłem grać w Polsce, szczególnie w tak dobrych klubach, jak Piast i Zagłębie.

Odejdę już od twoich występów w Polsce, ale pozostanę przy temacie ekstraklasy. Zdarza ci się sprawdzać, co się dzieje w polskich rozgrywkach?

Meczów nie mam kiedy oglądać, ale zdarza mi się sprawdzać wyniki Piasta i Zagłębia w ekstraklasie. Powiem ci szczerze, że poza treningami i meczami, piłka ostatnio średnio mnie interesuje. Gdy wracam do domu, chcę spędzić jak najwięcej czasu z rodziną.

Ale nie masz dosyć piłki?

W tym roku skończę 31 lat i myślę, że to jest dla mnie dobry moment, żeby móc trochę zwolnić. Wcześniej dużo czasu poświęcałem mojej karierze piłkarskiej, ale teraz po powrocie z treningów staram się od piłki trochę oderwać.

Masz już plany na to, czym będziesz się zajmować po zakończeniu kariery – zostaniesz przy piłce, a może masz plany biznesowe, jak niektórzy zawodnicy?

Na razie cieszę się z tego, że jestem zdrowy i wciąż mogę grać. Mam blisko do domu, a moja rodzina jest zadowolona. Spodziewam się, że będę grać jeszcze przez trzy-cztery lata. Oczywiście zastanawiam się nad tym, co będzie dalej i myślę, że przez kilka lat po zakończeniu kariery będę chciał odpocząć od piłki, może pójdę w jakiś biznes. Na razie jeszcze nie mam konkretnych planów, dlatego nic ci nie zdradzę, ale już rozważam, czym będę się zajmować w przyszłości.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI