Półfinał do zapomnienia – jak City „rywalizowało” z Realem Madryt pięć lat temu

28.04.2021

Manchester City dopiero drugi raz w historii awansował do 1/2 finału Ligi Mistrzów. O swoim „pierwszym razie” na tym etapie rozgrywek, „The Citizens” chcieliby jak najszybciej zapomnieć.

Im gorzej, tym lepiej

Sezon 2015/2016 był tragiczny dla piłkarzy z Etihad Stadium. Zaczęli go co prawda nieźle, do 14. kolejki prowadząc w Premier League, ale od grudnia coś się popsuło. Od tego czasu nie wygrali aż 13 z 28 gier. Najgorszy był przełom lutego i marca, kiedy Sergio Aguero i spółka przegrali trzy kolejne spotkania (z Leicester City, Tottenhamem i Liverpoolem). Ta tragiczna passa zbiegła się w czasie z informacją o odejściu po zakończeniu rozgrywek Manuela Pellegriniego i zatrudnienia w jego miejsce Pepa Guardioli. Do tego piłkarze z niebieskiej części Manchesteru już w V rundzie odpadli z rozgrywek Pucharu Anglii (klęska 1:5 z Chelsea). Na otarcie łez triumfowali co prawda w Pucharze Ligi Angielskiej, ale bynajmniej nie było to trofeum, które mogło uratować sezon.

Na ironię zakrawa więc fakt, że przy tak słabej postawie na krajowych boiskach, „Obywatele” jak burza szli w Lidze Mistrzów.

City najpierw wygrało grupę śmierci, w której były także Juventus, Sevilla FC i Borussia Moenchengladbach. W 1/8 finału okazało się lepsze od Dynama Kijów (3:1 i 0:0), z kolei w ćwierćfinale, bo zażartym boju, wyeliminowało PSG (2:2 i 1:0). W 1/2 finału już czekał Real Madryt. Podsumujmy, piłkarze Pellegriniego do dwumeczu z „Królewskimi” przystępowali jako trzeci zespół ligi angielskiej, za plecami mając jednak liczną grupę pościgową, w ekipach Manchesteru United, Southampton FC i West Hamu United. Biało-niebieskim poważnie zatem groziło, że na finiszu sezonu wypadną z pierwszej czwórki i po raz pierwszy od pięciu lat nie zagrają w Champions League. Nic dziwnego zatem, że w pełni nie potrafili się skupić na rywalizacji z „Los Blancos”.

On ma Hart

Brak możliwości skupienia się na jednym celu nie tyczył się jednak tylko Anglików. Real też nie miał na głowie wyłącznie Ligi Mistrzów. „Królewscy” toczyli w La Lidze zażarty bój z FC Barceloną i Atletico Madryt o pierwsze od czterech lat mistrzostwo Hiszpanii. Ostatecznie musieli zadowolić się 2. miejscem (do „Blaugrany” stracili punkt, z kolei „Los Rojiblancos” wyprzedzili o dwa „oczka”). Do tego w pierwszym spotkaniu zmuszeni byli sobie radzić bez kontuzjowanego Cristiano Ronaldo. A statystyki dla piłkarzy ze stolicy Hiszpanii były bezlitosne – od sezonu 2009/2010 wygrali bowiem w Lidze Mistrzów tylko 43% meczów, gdy grali bez Portugalczyka w składzie.

I na Etihad Stadium jego brak był nader widoczny. Real co prawda zdecydowanie przeważał, stworzył sobie 13 bramkowych okazji, ale zaledwie trzy z nich były celne. Strzały Sergio Ramosa, Casemiro i Pepe w wielkim stylu obronił jednak Joe Hart. W sukurs przyszła mu też poprzeczka po uderzeniu Jese. Dla porównania, Keylor Navas musiał interweniować tylko raz, po uderzeniu z rzutu wolnego Kevina de Bruyne. Przez pozostałą część wieczoru był bezrobotny. Może „The Citizens” grałoby się łatwiej, gdyby nie kontuzja Davida Silvy, który musiał zejść z boiska już w 40. minucie.

Wiedzieliśmy, że rywale będą długo przy piłce, zatem od samego początku na nich naciskaliśmy. Do momentu kontuzji Silvy, staraliśmy się kreować grę, ale później musieliśmy oddać pole Realowi. Jeśli nie możesz wygrać meczu, remis 0:0 nie jest zły – podsumował grę swoich podopiecznych Pellegrini. Vincent Kompany z kolei dodał: – 0:0 to niebezpieczny wynik, ale jeśli zdobędziemy bramkę w Madrycie, powinno nam się grać łatwiej.

4-krotni mistrzowie Anglii musieli sobie jednak zdawać sprawę, że w tamtej edycji Ligi Mistrzów, Real w pięciu meczach na Estadio Santiago Bernabeu nie stracił jeszcze gola!

Człapak Toure

Kilka dni przed wyjazdem do stolicy Hiszpanii, Manchester City przegrał w Premier League z Southampton FC 2:4 i spadł na 4. miejsce w tabeli. Patrząc na ich postawę w Madrycie, ewidentnie widać było, że myślami są na finiszu sezonu w Anglii, bo znów dla Realu nie stanowili żadnego zagrożenia. „City brakowało energii i tempa” – tak jego postawę podsumował portal „bbc.com”. Podopieczni Pellegriniego bramce Realu znów potrafili zagrozić zaledwie raz (ponownie za sprawą strzału z rzutu wolnego de Bruyne), poza tym w ofensywie nie mieli nic do zaproponowania. Znów też los boleśnie doświadczył jednego z ich kluczowych zawodników, tym razem Kompany’ego, który z boiska musiał zejść już po dziesięciu minutach. Zastępujący go Eliaquim Mangala, a także Nicolas Otamendi byli zaś z łatwością ogrywani przez najlepszego na boisku Gareth`a Bale`a oraz powracającego do zdrowia Cristiano Ronaldo.

Na listę strzelców nie wpisał się jednak ani Portugalczyk, ani Walijczyk, a… Fernandinho, który nieudolnie próbował zablokować dośrodkowanie Bale`a. Największe gromy za tą sytuację spadły jednak nie na Brazylijczyka, a na Yayę Toure, który tylko przyglądał się, jak Real rozpoczyna swój atak. Tamtego wieczoru z pomocnika rodem z Wybrzeża Kości Słoniowej nie było w ogóle żadnego pożytku. „Nie nadawał żadnej intensywności w środku pola” – ostro ocenił jego występ „bbb.com”. Ponownie jedynym graczem w błękitnej koszulce, który prezentował poziom Ligi Mistrzów był Hart, który tym razem znakomicie interweniował po strzałach Luki Modricia i Ronaldo. Najlepszym podsumowaniem występu City w tym dwumeczu była próba Sergio Aguero w samej końcówce, który będąc w dogodnej sytuacji, fatalnie przestrzelił. – Ta porażka nie jest powodem do dumy, kiedy pomyślimy, że mogliśmy dziś zrobić dużo więcej – stwierdził po meczu Pellegrini.

Tamten półfinał uwydatnił wszystkie bolączki Manchesteru City, który zdawał się być jeszcze nie gotowy na skuteczną walkę o europejskie laury. Wzniesienie „Obywateli” na wyższy poziom to już jednak było zadanie dla Guardioli, który od lipca rozpoczynał swoje rządy na Etihad Stadium. „Jego odziedziczona drużyna potrzebuje zastrzyku światowej klasy talentu, aby móc regularnie rywalizować z europejską elitą” – określił wyzwania dla hiszpańskiego szkoleniowca, portal „bbc.com”. Kto mógł wówczas przypuszczać, że ten proces będzie trwał długich pięć lat.