Biedny Lech, niedoceniana Arka i inni – TOP 5 sensacyjnych zwycięzców Pucharu Polski w XXI wieku

01.05.2021

W niedzielnym finale Pucharu Polski, zdecydowanym faworytem są piłkarze Rakowa Częstochowa, którzy sezon 2020/2021 na pewno skończą na ekstraklasowym podium. Arka Gdynia jednak ma niemałe doświadczenie w sprawianiu sensacji w meczu decydującym o trofeum. Czyja jeszcze obecność na liście triumfatorów „pucharu tysiąca drużyn” była w XXI wieku ogromną sensacją?

5. Jagiellonia Białystok

W sezonie 2009/2010 w finale Pucharu Polski, Jagiellonia Białystok pokonała Pogoń Szczecin. Triumf białostoczan w meczu decydującym o trofeum nie był wielkim zaskoczeniem, wszak zespół Michała Probierza mierzył się z ekipą z I-ligi. Patrząc jednak na rozgrywki „pucharu tysiąca drużyn” całościowo, wygrana „Dumy Podlasia” była już ogromnym zaskoczeniem.

W samym finale w Bydgoszczy, Jaga była zdecydowanie lepsza. Wygrana tylko 1:0 po trafieniu Andriusa Skerli, nieco zaciemnia faktyczny przebieg boiskowych wydarzeń. Bramkarz „Portowców”, Radosław Janukiewicz dwoił się bowiem i troił, aby nie doszło do pogromu jego zespołu. – Wolałbym zagrać gorzej, ale wygrać mecz – wyznał później z przekąsem, w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.

Bohaterem białostoczan był wspomniany już litewski defensor, który, jak zdradził po końcowym gwizdku arbitra, Probierz, w finale zagrał mimo urazu. – Jestem pod wrażeniem jego występu – przyznał szkoleniowiec Jagiellonii.

4. Zawisza Bydgoszcz

Finał Pucharu Polski w sezonie 2013/2014 był jeden z najdziwniejszych w historii. Po raz pierwszy rozgrywano go na Stadionie Narodowym, tymczasem na stadionie zasiadło niecałe 40 tys. widzów. Wpływ na to miał bojkot kibicowski spotkania przez zaprzyjaźnionych fanów Zagłębia i Zawiszy. Dla postronnych sympatyków futbolu z kolei, zestaw finalistów był, jakby to powiedział klasyk, jakiś taki nieeksluzywny.

Z jednej strony beniaminek ekstraklasy, Zawisza Bydgoszcz, który do polskiej elity wrócił po 20 latach przerwy. Z drugiej strony, Zagłębie Lubin, desperacko wówczas walczące o utrzymanie w T-Mobile Ekstraklasie. „Miedziowi” najchętniej zamieniliby Puchar Polski na tak niezbędne im ligowe punkty. Na ławkach obu zespołów siedzieli zaś Ryszard Tarasiewicz, a także Orest Lenczyk. Smaczku tej rywalizował dodawał fakt, że w 2010 roku, „Oro-Profesoro” zastąpił „Tarasia” na stanowisku trenera Śląska Wrocław.

W Warszawie górą był młodszy ze szkoleniowców. Nie było to jednak wielkie widowisko. Na jego rozstrzygnięcie trzeba było czekać aż do serii rzutów karnych. Więcej nerwów w wykonywaniu jedenastek wykazali bydgoszczanie (w ich szeregach pomylił się tylko Sebastian Dudek). W zespole Zagłębia do siatki nie potrafili z kolei trafić Dorde Cotra i Sebastian Boniecki.

3. Lech Poznań

W 2004 roku „Kolejorz” był biedny jak mysz kościelna, a jego dalszy byt stanął pod dużym znakiem zapytania. Rywal w finale Pucharu Polski, Legia Warszawa właśnie został przejęty przez ITI, celem zmniejszenia dystansu finansowego i sportowego do Wisły Kraków. W starciu stołecznego Goliata z wielkopolskim Dawidem, faworyt zatem mógł być tylko jeden. W dwumeczu lepszy okazał się jednak Lech, dowodzony przez trenerskiego nuworysza, Czesława Michniewicza.

W Poznaniu Lech pewnie wygrał 2:0 po dwóch golach Piotra Reissa. I było to zwycięstwo absolutnie zasłużone, bo poznaniacy byli zdecydowanie lepsi. Na bramkę Artura Boruca oddali bowiem aż 20 strzałów. Michniewicz jednak uspokajał przed rewanżem: – Gdyby to nie była Legia, 2:0 byłoby niezłą zaliczką. Na Łazienkowskiej będzie gorąco.

I faktycznie tak było – „Wojskowi” od pierwszego gwizdka arbitra rzucili się do odrabiania strat. Fantastycznie w bramce Lecha spisywał się jednak Waldemar Piątek. Legii do siatki udało się trafić dopiero w 68. minucie (Piotr Włodarczyk z rzutu karnego). W samej końcówce znakomitą szansę zmarnował Manuel Garcia – jeden z największych transferowych niewypałów warszawskiego klubu w pierwszej dekadzie XXI wieku. – Była złość na tę sytuacje, ale nikt nie krzyczał na Argentyńczyka, przecież chłop chciał strzelić – wspominał po latach na łamach „Przeglądu Sportowego” na stroje w szatni Włodarczyk.

Mecz zakończył się skandalem, gdy odbierających medale za zdobycie Pucharu Polski piłkarzy Lecha na trybunie honorowej zaatakowali kibole Legii.

2. Wisła Płock

Przez większą część sezonu 2005/2006, Wisła Płock dryfowała niebezpiecznie blisko strefy spadkowej. Zagłębie Lubin z kolei walczyło o trzeci w swojej historii medal mistrzostw Polski. Faworyt finałowego dwumeczu mógł być zatem tylko jeden. „Nafciarze” zagrali jednak na nosie „Miedziowym”, wygrywając oba spotkanie.

Dramatyczne było pierwsze starcie obu ekip w Lubinie. Na listę strzelców już w 1. minucie wpisał się Ireneusz Jeleń. Ten sam zawodnik podwyższył prowadzenie Wisły w 56. minucie. A warto przypomnieć, że przebojowy atakujący był wówczas świeżo po kontuzji. W przeciągu kwadransa, gospodarze zdołali jednak wyrównać stan rywalizacji (trafienia Dariusza Jackiewicza i Manuela Arboledy). W ostatniej minucie zwycięstwo płocczanom zapewnił jednak Żarko Belada.

W rewanżu Zagłębie znów nie miało nic do powiedzenia. Wisła wygrała pewnie 3:1, zdobywając pierwsze trofeum w swojej historii.

1. Arka Gdynia

W momencie rywalizacji z Lechem Poznań, żółto-niebiescy w tabeli Lotto Ekstraklasy byli tuż nad strefą spadkową. W całym 2017 roku wygrali też zaledwie jedno spotkanie. A ich przeciwnikiem w wielkim finale na PGE Narodowym był walczący o mistrzostwo Polski, Lech Poznań. Jak zatem zdobyć Puchar Polski w takich okolicznościach przyrody? Przecież takie historie nie zdarzają się nawet w bajkach.

Możemy teraz żartować i napinać się, że jechaliśmy po zwycięstwo. Jasne, że w sercu pika: „damy radę, damy radę!”, ale rozum podpowiadał: „cholera, w lidze walczymy o utrzymanie, Lech to lokomotywa, więc z czym do ludzi?”. Na kolacji przedmeczowej publicznie powiedziałem, że szansę oceniam na naście procent i nikt nie powiedział, że nie! – wspominał po latach atmosferę w gdyńskim klubie przed finałem, były prezes gdynian, Wojciech Pertkiewicz w rozmowie z portalem „2×45.info”. A jednak, to właśnie skazywana na klęskę Arka pokonała faworyzowanego Lecha.

Piłkarze znad morza w regulaminowym czasie skupili się głównie na defensywie. Gracze ze stolicy Wielkopolski nie potrafili zaś skruszyć gdyńskiego muru. W dogrywce, widząc nieporadność faworyta, piłkarze Leszka Ojrzyńskiego (w kwietniu na stanowisku trenera zastąpił Grzegorza Nicińskiego) nabrali już większej odwagi, co zaowocowało dwiema skutecznymi kontrami (gole Rafała Siemaszki i Luki Zarandii). Lecha stać było tylko na honorowe trafienie w samej końcówce dogrywki (Łukasz Trałka). Sensacja zatem stała się faktem.

Wiara czyni cuda. Gdynia, szanowni kibice, Puchar Polski wraca po 38 latach – mówił przez mikrofon z murawy PGE Narodowego do kibiców, kapitan Arki, Krzysztof Sobieraj.