Atalanta – Juventus: dwa bieguny finansowe o jedyne trofeum w sezonie

19.05.2021

Do niedawna kibice w Bergamo mogli jedynie pomarzyć, by rywalizować jak równy z równym naprzeciwko Juventusowi. Finansowo dzieli ich przepaść. Sportowo w ostatnich miesiącach lepiej wyglądał zespół Gian Piero Gasperiniego. W najbliższych dniach mogą wygrać wiele, praktycznie niczym nie ryzykując. Dla Andrei Pirlo z kolei kluczowy tydzień na – chyba – koniec pracy w Starej Damie.

Dla Juventusu wygrywanie trofeów, zwłaszcza na krajowym podwórku to obowiązek. Miły, ale jednak coś, co weszło w krew. Trudno się dziwić, skoro dopiero w tym roku Inter przełamał hegemonię turyńczyków w Serie A. Dla Juve kolejne mistrzostwa stały się czymś powszednim i być może – co zabrzmi absurdalnie – niedocenianym. Ot, kolejny sezon ze scudetto. Do tego marzenia o Lidze Mistrzów, a w trzeciej kolejności spróbować dorzucić Coppa Italia. Szkopuł w tym, że obecnie trzecia kolejność staje się jedyną szansą na podniesienie pucharu. Jednak wcale nie jest to najważniejszym meczem tego tygodnia dla drużyny Pirlo.

W niedziele turyńczycy jadą do stolicy Emilii-Romanii. Tylko zwycięstwo z Bolonią może dać awans do Ligi Mistrzów w przyszłym sezonie. Nie da to żadnej patery do klubowej gabloty, ale kilkadziesiąt milionów euro przychodów. Z kolei brak takich pieniędzy mocno utrudni letnie okienko transferowe. Co ciekawe zwycięstwo nie musi dać nawet tego czwartego miejsca. Stanie się tak, jeśli Napoli i Milan wygrają swoje mecze. Rossoneri zagrają… w Bergamo. Atalanta jest pewna miejsca w LM, ale chciałaby powalczyć o historyczne wicemistrzostwo, a najgorszym rezultacie podium. Krótko mówiąc już w niedzielę może dojść do wyrównania rachunków za środę. Najpierw jednak pora na finał.

Zero tituli

Gdyby popatrzeć na listę trenerskich trofeów, wówczas Gian Piero Gasperini i Andrea Pirlo mogą uchodzić za podobnych. Na tym jednak kończą się porównania. Trudno bowiem zestawić jednego z najbardziej doświadczonych szkoleniowców w Serie A z byłym piłkarzem, który latem miał objąć zespół U23. Ostatecznie trafił do pierwszej drużyny największego klubu w kraju bez jakiegokolwiek doświadczenia. W takich sytuacjach zawsze pojawiają się porównania do Guardioli i Zidane’a. Kłopot w tym, że obaj przed wejściem w duże buty, najpierw spróbowali swoich sił w rezerwach, niejako ucząc się fachu.

Pirlo sam się rzucił na głęboką wodę i kilka razy był podwodą. W niedzielę okaże się czy zatonął, czy jakimś cudem dopłynął do brzegu. Mimo wszystko ten znakomity piłkarz, już na starcie, utrudnił sobie wejście w zawód trenerski. Oczywiście nadal boiskowe CV oraz Juventus w roli trenera daje niesamowite możliwości pracy w kolejnych, mniejszych klubach. To jednak będzie ciążyć, tym bardziej, gdy skończy sezon bez trofeum.

Dla Gasperiniego to także okazja na trofeum. Również pierwsze, choć w styczniu skończył 63 lata. Niewiele zabrakło dwa lata temu, gdy Atalanta trafiła na Lazio. Wtedy – 15 maja 2019 – była jednak zdecydowanie słabsza. Na boisku niby biegała La Dea, ale zgadzały się tylko koszulki. Kompletnie bezzębny zespół był tłem dla świetnej maszyny Simone Inzaghiego. W pewnych aspektach to będzie podobny finał. Wiele na to wskazuje, że sześciu piłkarzy z ówczesnej jedenastki, również dzisiaj rozpocznie od pierwszych minut: Gollini, Djimsiti, Hateboer, De Roon, Freuler, Zapata. Dodatkowo szansę na swoje minuty mają także Jose Luis Palomino czy Josip Ilicić. Tak samo, jak zobaczymy rezerwowych wówczas. Robin Gosens to pewniak i najlepszy zagraniczny snajper-obrońca w Serie A od czasów Daniele Pasarellii! Ponadto z ławki może się znowu podnieść Mario Pasalić. Razem: 10. z 14. piłkarzy ma szansę rehabilitacji.

Zmiana warty

Dwanaście miesięcy temu trwała przerwa piłkarska w trakcie wiosennego lockdownu. Trudno jednak wówczas było sobie wyobrazić Atalantę bez Papu Gomeza i Josipa Ilicicia. Oczywiście kłopoty ze zdrowiem psychicznym Słoweńca sprawiły, że Gasperini nie miał wyjścia – musiał szukać alternatyw za swoją największą gwiazdę. Jesienno-zimowa kłótnia z Argentyńczykiem oznaczała jego transfer do Sevilli. Z jednej strony tragedia, ale Atalanta jest od wielu lat gotowa na stratę największych gwiazd.

W końcu pełnię zaufania zyskał Luis Muriel. Przez dłuższy czas prawdopodobnie najlepszy rezerwowy na świecie, a na pewno najskuteczniejszy! Nie ma jednak wątpliwości, że dzisiaj wszystkie oczy we Włoszech przy Atalancie spoglądają w stronę Rusłana Malinowskiego. Ukrainiec długo nie mógł dojść do odpowiedniej dyspozycji. Dzisiaj to jeden z liderów ofensywy. A skoro liderujesz najbardziej bramkostrzelnemu zespołowi, to znaczy, że jesteś kozak.

Dzisiaj bilans 8 goli i 12 asyst w lidze robi ogromne wrażenie, ale przy pochwałach dla Malinowskiego trzeba pamiętać, że 75% tego dorobku zrobił w niecałe dwa miesiące, poczynając od wyjazdowego spotkania w Weronie. „Mali” od dawna ma swój znak rozpoznawczy – lewą nogę. Strzały z dystansu, dośrodkowania, nieszablonowe podania i umiejętność działania pod presją, na małej przestrzeni. Krótko mówiąc magik, jakich ukraińska piłka w ostatnich latach coraz więcej wypuszcza na piłkarski rynek. Jeśli trzeba, uderzy także prawą nogą, czego przykładem ligowy gol z Juventusem. To z kolei efekt… kontuzji. Gdy zerwał więzadła krzyżowe jako piłkarz Genku, znacznie większą wagę przykładał do ćwiczeń prawej nogi. Wówczas miał obawy o stan swojego skarbu, więc chciał mieć alternatywę.

Na każdego coś się znajdzie

Gdy spojrzymy na wyniki Juventusu w ostatnich tygodniach, są pojedyncze wpadki. Oczywiście to nie jest regularność, z którą kojarzyło się Juventus przez wiele lat zdobywania seryjnie tytułów. Nie ma też fajerwerków wizualnych, tylko coraz więcej kłopotów. Gdy kibice narzekali za Allegriego na widowiskowość, przyszedł Sarri i wcale nie odmienił zespołu. Mieli być następni, którzy pokażą, że można grać skutecznie i atrakcyjnie. Tego ostatniego nie udało się dołożyć, ale pierwsze… zabrać.

Stara Dama przyzwyczaiła, że nawet w najgorszych występach potrafiła wyszarpać zwycięstwo. Wielokrotnie było hamowanie przy wynikach 1:0 czy 2:0, gdy rywalami w Turynie były ekipy pokroju Crotone czy Chievo. Barcelona, Real czy Bayern w swoich ligach raczej robiły miazgę, tymczasem Juve było wyrachowane do bólu. Mogło nieco zawodzić przez większość czasu, ale w marcu zaczynał się odjazd i koniec zabawy. Tymczasem teraz było w kratkę. Kompromitacja z Benevento, tylko remis w derbach, porażka w Bergamo, remis we Florencji i dwa tygodnie temu znowu u siebie. Tym razem 0:3 z Milanem, które mocno pokrzyżowało szyki w kontekście walki o Ligę Mistrzów.

Dzisiaj w zasadzie nie ma piłkarza, który nie byłby poddany krytyce. Nawet najlepszy strzelec Cristiano Ronaldo dostaje. Czasem za siebie, czasem rykoszetem za swoich kolegów. Niestety krytyka nie omija Wojciecha Szczęsnego. Przez długi czas był nietykalny, gdy nie popełniał błędów. Te jednak – jak każdemu – przydarzyły się, jak na złość w momencie coraz głośniejszych spekulacji transferu Gianluigiego Donnarummy.

Końcówka Ronaldo?

Coraz głośniej mówi się o potencjalnym odejściu Cristiano Ronaldo. To oczywiście w nawiązaniu do sytuacji finansowej klubu. Póki co jeszcze nie dzielimy skóry na niedźwiedziu, ale ewentualny brak awansu do LM oznacza potężne straty. Najłatwiejsza i największa oszczędność to pozbycie się CR7. Pytanie tylko czy warto? Mimo 36 lat na karku, nadal mówimy o gościu, który w trzech sezonach strzelił dla Juve ponad 80 ligowych goli! Najczęstsze zarzuty? Znikanie w najważniejszych meczach. Jednak patrząc na wiele kluczowych meczów, Cristiano był skuteczny.

Nie ma wątpliwości, że najbliższe kilka dni może zdecydować o przyszłości CR7 w Turynie. Co ważne możliwości zbyt wiele nie ma. Na dzisiaj wydaje się, że jedynym europejskim kandydatem jest PSG.