William Niederhauser🇨🇭: „Ćwierćfinał jest w zasięgu Szwajcarii”

05.06.2021

Z okazji nadchodzących Mistrzostwami Europy ruszamy z naszym dużym cyklem “24 Twarze Euro”, w którym Przemysław Chlebicki będzie rozmawiać z przedstawicielami państw uczestniczących w turnieju. Wywiady z piłkarskimi legendami, trenerami, postaciami znanymi, ale także tymi zapomnianymi – to wszystko będziecie mogli przeczytać w ramach naszej serii przed i w trakcie Euro 2020.

Na sam początek zapraszamy do Szwajcarii. William Niederhauser może nie jest pierwszoplanową postacią szwajcarskiego futbolu, ale na pewno jest tam osobą dość ważną w kontekście szkolenia młodych piłkarzy. Przez ponad dekadę pracował w Servette Genewa, gdzie prowadził zespoły młodzieżowe, a także przez pewien czas pierwszy zespół. Z kolei potem był asystentem selekcjonerów szwajcarskiej kadru U-19, a następnie rozpoczął pracę z młodzieżą Lausanne-Sport (pod nazwą Team Vaud).

Jednym z najbardziej znanych piłkarzy, z którymi pracował William Niederhauser, był Denis Zakaria, który ma być kluczową postacią Szwajcarii na Euro. W rozmowie dla “FutbolNews.pl” trener opowiedział o pracy z 24-latkiem, którym interesują się największe kluby Europy. Stwierdził także, dlaczego Szwajcarzy nie sięgają po sukcesy na młodzieżowych turniejach, choć szkolenie w kraju jest na wysokim poziomie. Trener wyznał również, czego jego rodacy spodziewają się po występie tamtejszej kadry na Euro 2020.

***

Można powiedzieć, że to właśnie pan wprowadził do zawodowej piłki Denisa Zakarię, który obecnie jest kluczową postacią kadry. Już w młodym wieku wyróżniał się na boisku?

Denis trafił do mojego zespołu w wieku osiemnastu lat, ale na samym początku nie był jednym z najlepszych piłkarzy w zespole. Na tle innych zawodników od początku wyróżniała go jednak ambicja, która musiała w nim pozostać, żeby doszedł tak daleko.

Jak pan myśli, jaki był pana wpływ na jego karierę – kluczowa okazała się motywacja, a może techniczne aspekty?

Myślę, że Denisa nie trzeba było szczególnie motywować – on od samego początku wiedział, czego chce. Zanim jednak trafił do Servette, trenerzy szkolili go głównie pod kątem gry na środku obrony albo… prawego skrzydłowego! Uznałem jednak, że najlepszym miejscem dla niego na boisku byłby środek pola, ze względu na fizyczne parametry i faktycznie sprawdził się jako box-to-box. Z wcześniejszych lat pozostały mu umiejętności defensywne, ale widać było, że nie boi się iść do przodu, gdy jest taka potrzeba. Z czasem wyrobił sobie także zdolności techniczne.

Za jego największą zaletę, jako jego były trener, uważam jednak jego umiejętność przyswajania poleceń. Był przede wszystkim świadomy tego, co powinien robić, żeby stawać się lepszym piłkarzem i w zespołach U-18 i U-21 w Servette przeskoczył kilka poziomów. Myślę, że doszedł do obecnego miejsca dzięki temu, że zawsze dawał z siebie sto procent. Przyznam, że dla mnie jako trenera, to była prawdziwa przyjemność móc z nim pracować. Chyba nie pracowałem z wieloma piłkarzami, którzy podczas treningów wykazywali tak duży entuzjazm.

Nie zdarzały mu się ani razu chwile lenistwa?

Nie, od kiedy go prowadziłem, zawsze ciężko pracował. Na treningu był zawsze skoncentrowany, dawał z siebie wszystko. I jak wspomniałem, był świetnym słuchaczem. Nigdy nie mogłem narzekać na jego podejście do treningów.

Pamięta pan jakieś konkretne rady, które pan dawał Denisowi Zakarii?

Zawsze mówiłem mu, żeby starał zachować balans pomiędzy defensywą i ofensywą. Żeby nie tylko zostawał z tyłu, ale także próbował iść do przodu, do czego nie był początkowo przyzwyczajony. W pracy z nim kładłem także nacisk na jakość podań, szczególnie gdy znajdował się w otoczeniu rywali. Zależało nam wszystkim, żeby był solidnym box-to-boxem.

Wspomniał pan już, że Denis Zakaria na treningach i podczas meczów był ambitny i ciężko pracował. A jaki był w szatni?

Mimo że był ambitny, to nigdy nie wykazywał się arogancją wśród kolegów, był raczej pokorny i przekładał swoją chęć dążenia do celu na innych. Poza tym, był spokojnym chłopakiem i darzył wszystkich szacunkiem – czy to kolegów z drużyny, czy pracowników klubu. Cieszył się piłką i dzielił się tą radością z gry ze wszystkimi dookoła.

Co jest również ważne, nie było po nim nigdy widać żadnej presji. Znałem sporo piłkarzy o dużych umiejętnościach, którzy właśnie przez za duże oczekiwania wobec siebie, potem gdzieś przepadli. A Denis po prostu pokochał piłkę prawdziwą miłością i przełożyło się to na jego karierę. Najważniejsze dla niego zawsze było, żeby się rozwijać i nawet gdy popełniał błędy, nie podchodził do tego nerwowo, a z zamiarem, żeby następnym razem było lepiej.

Domyślam się, że nie jest pan zaskoczony, że Denis Zakaria doszedł na poziom Bundesligi, a w przyszłości wiele wskazuje na to, że trafi do jeszcze lepszej drużyny niż Borussia Mönchengladbach.

Nie, ani trochę. Poza nim, widziałem w mojej karierze trenerskiej tylko jednego, może dwóch piłkarzy o takim charakterze jak on. Zawsze wierzyłem w to, że może zajść daleko. On ma wszystko, żeby być wśród najlepszych. Teraz jest silny fizycznie, szybki, wyszkolony technicznie, z łatwością wygrywa większość piłek. I jak wspomniałem przed chwilą, potrafi nie stresować się w kluczowych meczach. Nie będzie dla mnie niespodzianką, jeśli wkrótce pójdzie do lepszego klubu, to szybko!

Zresztą z Servette też odszedł bardzo szybko. Zdążył zagrać tylko trzy razy w pierwszym zespole, a potem trafił do Young Boys. A już niedługo powinien zagrać w drużynie z czołówki Bundesligi albo Premier League, czego mu życzę. Mówię panu, za kilka lat będzie należeć do czołowych pomocników na świecie obok Kevina De Bruyne’a.

Miał pan z nim kontakt po jego odejściu z Servette?

Tak, widzieliśmy się kilka razy, wymienialiśmy wiadomości. Za każdym razem, gdy Denis przyjeżdża do Genewy, zawsze odwiedza nasz klub, a rozmowy z nim do czysta przyjemność. Może od kiedy wyjechał za granicę, nie miał zbyt wielu okazji do tego, żeby wpaść do nas, ale mimo to, wciąż jesteśmy w stałym kontakcie.

Chciałbym teraz odejść od tematu Denisa Zakarii i zadać panu kilka pytań o szkolenie młodzieży w Szwajcarii. Nie da się ukryć, że jest to kraj wielojęzyczny i multikulturowy. Czy to czasami utrudnia sprawę, jeśli chodzi o wypracowanie określonego stylu gry?

Szwajcaria na każdym polu jest multikulturowa i dotyczy to także futbolu. Myślę, że nie jest to żadnym problemem, a my jesteśmy przyzwyczajeni do takiej mieszanki narodowościowej. Prowadziłem już sporo Włochów, Hiszpanów, Kosowarów, piłkarzy z Afryki… Myślę, że każdy z tych piłkarzy może mieć możliwość, żeby zaistnieć w Szwajcarii. A my mamy dzięki temu większe piłkarskie bogactwo – mamy zarówno piłkarzy szybkich i technicznych, jak i silnych.

Oczywiście, do wszystkiego trzeba się dostosować. Rozmawiając z piłkarzami z Albanii i Kosowa, nie podchodzi się do nich tak samo, jak do Szwajcarów. Inaczej się zachowują, inaczej reagują na niektóre wskazówki. Ale nie ma w tym nic złego – to bywa wręcz interesujące. Tym bardziej, że już sporo piłkarzy pochodzących z tych krajów zrobiło karierę u nas.

Zadałem to pytanie, gdyż słyszałem wypowiedzi niektórych trenerów z innych krajów, który twierdzili, że taka mieszanka, szczególnie w juniorskich zespołach, nie pomaga. Dlatego chciałem się dowiedzieć, jak to wygląda z perspektywy trenera z kraju, który już z samego założenia jest wielokulturowy.

Nie, myślę że narodowość piłkarzy nie ma wpływu na zespół. Zawodnicy muszą się rozumieć na boisku, a rolą trenera jest to, żeby ich odpowiednio dopasować do stylu gry oraz do siebie. Dla mnie na pewno nie jest problemem prowadzenie drużyny mocno zróżnicowanej kulturowo.

Szwajcaria słynie ze szkolenia młodych piłkarzy, ale jednak od lat nie ma wielkich sukcesów międzynarodowych. Ostatni raz był w 2001 roku, gdy zespół z Tranquillo Barnettą, Philippe Senderos i Reto Ziegler w składzie, wygrała Euro U-17. Z czego to wynika?

Myślę, że w państwach, które zdobywają trofea na szczeblach młodzieżowych, stawia się na profesjonalizację piłkarzy w nieco młodszym wieku niż u nas. W Szwajcarii piłkarze w wieku 16, 17, 18, 19 lat wciąż chodzą do zwykłych szkół i łączą to z treningami. Zresztą dla nas, jako trenerów, edukacja zawodników w tym wieku jest najważniejsza i dopiero potem wprowadzamy ich do zawodowej piłki. W wieku od 17 do 19 lat piłkarze u nas mają jeszcze czas na to, żeby wejść na profesjonalny poziom.

Trenerzy z innych państw mogliby się z panem nie zgodzić, mówiąc że 19 lat to już wiek, gdy piłkarz powinien już znaleźć się na poziomie profesjonalnym.

Uważam że nie jest to żaden problem. Nie ściągamy zagranicznych piłkarzy za duże pieniądze. Zależy nam na tym, żeby wyszkolić tych, co mamy i zdajemy sobie sprawę z tego, że niektórzy potrzebują czasu. Ale są świadomi tego, że nawet jeśli jako 21-latkowie grają na wypożyczeniach w drugiej lidze, to są w stanie się przebić na wyższy poziom. Nie mają presji, że od razu muszą być na tym najwyższym poziomie.

Staramy się, żeby piłkarze przez te dwa-trzy lata mogli pogodzić jedno i drugie. Ze szkołami jesteśmy też w stałym kontakcie – jeśli zawodnicy mają zaplanowany poranny trening, organizujemy im zajęcia lekcyjne później. Tak, żeby nic nie zaburzało ani ich treningów ani zajęć w szkole. W Szwajcarii ten system jest jednak dość zbalansowany i pozwala na to, żeby mogli się rozwijać pod oboma względami.

Z drugiej strony – w kategoriach juniorskich grają po 28 spotkań o punkty w ciągu roku. Myślę, że to jest dosyć mało, patrząc że w innych krajach młodzi rozgrywają już w tym wieku po 40 spotkań. Przykładowo – u nas rozgrywki młodzieżowe rozpoczynają się w marcu, a w Portugalii czy Anglii gra się przez cały rok.

Zanim przejdziemy do tematu pierwszej reprezentacji – kto jest według pana aktualnie największym młodym talentem szwajcarskiego futbolu?

To trudne, ale dobre pytanie. Wielkimi talentami są na pewno Dan Ndoye i Jordan Lotomba, którzy obecnie grają w Nice oraz Andi Zeqiri z Brighton. Myślę, że ta trójka to aktualnie zawodnicy z największym potencjałem spośród młodych szwajcarskich zawodników. Wierzę też w piłkarza, który otrzymał powołanie do kadry na Euro, Becira Omeragicia z rocznika 2002. Karierę może też zrobić rok starszy od niego zawodnik Parmy, Simon Sohm.

Jakiego wyniku szwajcarskiej kadry spodziewa się pan na Euro 2020?

Gramy ładny futbol, ale trudno powiedzieć, czego można się spodziewać po tej kadrze. Myślę jednak, że ćwierćfinał jest jak najbardziej w jej zasięgu.

Pięć lat temu trochę zabrakło – Szwajcaria odpadła po rzutach karnych z Polską w 1/8 finału.

Nie lubimy tych rzutów karnych, na Mundialu 2006 przegraliśmy w ten sposób z Ukrainą, a pięć lat temu z Polską (śmiech). Teraz spodziewamy się, że zagramy dobry futbol przeciwko najlepszym zespołom Europy i będziemy w stanie wygrać jeszcze przed seriami jedenastek. To już chyba taka nasza trauma!

Uważa pan, że obecna kadra Szwajcarii jest silniejsza niż ta sprzed pięciu lat?

Trudno mi powiedzieć. Na turniej jedzie jednak sporo piłkarzy, którzy mają już na koncie doświadczenie w wielkich turniejach. Myślę, że nasi zawodnicy będą głodni osiągnięcia dobrego wyniku. Tak jak powiedziałem, ćwierćfinał jest w ich zasięgu.

Czy kibice w Szwajcarii już żyją nadchodzącymi mistrzostwami?

Gdy przychodzą wielkie turnieje, cały kraj wspiera reprezentację. Pamiętam ostatnie Euro – zdarzało się, że pod telebimami w dużych miastach stało po kilka tysięcy osób. Myślę, że teraz również mistrzostwa będą się cieszyć dużym zainteresowaniem.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI