David Horrocks 🏴󠁧󠁢󠁥󠁮󠁧󠁿: „Marcus w dzieciństwie dzielił się radością z gry z innymi”

10.06.2021
Ostatnia aktualizacja 29 czerwca, 2021 o 11:12

David Horrocks od lat pracuje w Manchesterze United, a także Fletcher Moss Rangers F.C., w którym przez lata prowadził dziecięce drużyny, a obecnie jest jego prezesem. To właśnie w tym amatorskim klubie z Manchesteru swoją przygodę z piłką zaczynali piłkarze, których dziś zna cały świat. Wśród nich są Jesse Lingard, Wes Brown, Ravel Morrison i – przede wszystkim – Marcus Rashford, który może okazać się ważną postacią Anglików na Euro 2020.

W ekskluzywnej rozmowie dla “FutbolNews.pl” David Horrocks opowiedział o piłkarskich początkach gwiazdora Manchesteru United. Trener również zdradził, kto już jako dziecko zapowiadał się na piłkarskiego geniusza, ale jego losy niestety potoczyły się inaczej. Nie zabrakło również dywagacji na temat obecnej reprezentacji Anglii.

***

Na początku chciałbym się dowiedzieć więcej o klubie Fletcher Moss Rangers. Pracuje pan w nim od samego powstania, czyli od 1986 roku?

Nie, ale jestem tutaj już dość długo. Z tego co pamiętam, to mniej więcej 28-29 lat.

Dowiedziałem się, że rok temu klub był bliski bankructwa. Czy już udało się zażegnać problemy finansowe?

Nie, wciąż się z nimi zmagamy. Największym problemem jest dla nas jednak to, że obiekt, w którym znajduje się szatnia, po prostu popada w ruinę. I teraz nic z tym nie możemy zrobić, bo on nie należy do nas, tylko do rady miejskiej. Usłyszeliśmy, że nie mają pieniędzy na naprawę, dlatego zależy nam na tym, żeby kupić ten budynek. Tyle tylko, że nas na to nie stać. Chcielibyśmy go odbudować, ale to wszystko kosztuje wiele tysięcy funtów.

Czy w Anglii problemy finansowe takich klubów jak Fletcher Moss Rangers są w tej chwili powszechne?

Z powodu pandemii sporo klubów szkolących dzieci i młodzież znalazło się w trudnym położeniu. Nie wynika to ze względów sportowych, ale z tego, że wiele tutaj zależy od rodziców, których dzieci u nas trenują. Niestety, w tym czasie wiele osób straciło pracę. Dlatego rodziców w wielu przypadkach nie stać na opłacenie podstawowych potrzeb i rachunków, a tym bardziej na opłaty dla klubu za szkolenie dziecka. To wiąże się również z tym, że nikt nie chce inwestować w amatorski sport, bo mało kto wierzy, że inwestycja może się spłacić. Zresztą wciąż nie wiadomo, co będzie dalej z pandemią.

Cała ta sytuacja dotyczy jednak wszystkiego, co kryje się pod pojęciem grassroots, nie tylko w futbolu, ale w całym sporcie. Takie same problemy mają kluby krykietowe, bokserskie, szkoły judo. Wszyscy walczą i tak naprawdę jadą na tym samym wózku, jeśli chodzi o finanse.

Wspomniał pan tutaj o problemach rodziców. Znalazłem wypowiedź z ubiegłego roku, gdy powiedział pan, że 75-80% dziewczynek i chłopców pochodzi z ubogich rodzin. Czy w Anglii te dysproporcje już u dzieci w najmłodszym wieku są tak wyraźne?

Na całym świecie, bez względu na to, czy jest to kraj bogaty czy biedny, większość stanowią ludzie z ubogich środowisk. Zazwyczaj są to jednak dumni ludzie, którzy nie chodzą z podniesioną klatką piersiową, mówiąc “jestem biedny”. Po prostu zajmują się rzeczami, które robią na co dzień i wychodzą z założenia, że będą pracować dużo i jakoś sobie poradzą. Ale z drugiej strony – będą się zadłużać, popadać w finansowe tarapaty, ale zrobią wszystko dla swoich dzieci.

Jako klub chcemy się tymi dziećmi opiekować, móc coś dla nich zrobić, żeby mogli w przyszłości zajść daleko. Rodzice są jednak świadomi, że to wszystko wymaga nakładów finansowych. Obecnie opłaty w naszym klubie są bardzo niskie, ale w każdym zespole są osoby, które zmagają się z trudnościami finansowymi i nie zawsze mogą regularnie płacić.

Z drugiej strony – futbol może być nadzieją na lepszą przyszłość – zarówno dla dzieci, jak i ich rodziców. Nie ukrywajmy – na poziomie Premier League są duże pieniądze i to też może być motywacją dla obu stron.

To na pewno przyjemne uczucie dążyć do tego, by osiągnąć poziom Premier League. Udaje się to jednak jednej osobie na milion i mało kto może dotrzeć na ten poziom. Nie dochodzi tam nawet jeden procent dzieci, które w młodym wieku trafiają do akademii, nawet tych należących do największych klubów. Statystycznie rzecz ujmując, jest niewielka szansa na to, by zarabiać na życie wyłącznie z uprawiania piłki nożnej.

Dlatego trenowanie powinno nieść ze sobą inne wartości. Grassroots opierają się głównie na budowaniu relacji towarzyskich od najmłodszych lat. Dzięki temu dzieci mogą poznać nowych kolegów, nawiązać przyjaźnie. Poznają też rywalizację i zwycięstwa je cieszą, ale tu nie o to chodzi. Najmłodsi nie kładą nacisku na wygrywanie, chcą być przede wszystkim częścią grupy. Nieważne czy grają w piłkę, krykieta, pływają czy jeżdżą na rowerze. Najważniejszy jest kontakt z innymi.

Chciałbym z tego miejsca przejść do jednego z pana najbardziej znanych podopiecznych. Marcus Rashford to nie tylko znakomity piłkarz, ale także człowiek mocno zaangażowany społecznie. Pamięta pan jego początki, gdy w wieku kilku lat zaczynał przygodę z Fletcher Moss Rangers?

Pamiętam dobrze, jak przychodził do drużyny którą prowadziłem, gdy miał pięć lat. Dobrze radził sobie na boisku, ale tak naprawdę był częścią grupy dzieci. Wśród nich jednak wyróżniał się na tyle, że można było pomyśleć, że zostanie piłkarską gwiazdą. Po prostu był dzieckiem, które lubiło grać w piłkę i potrafiło radością z gry dzielić się z innymi. Pamiętam, że już wtedy uwielbiał próbować nowych zagrań na boisku i to mu zostało do dziś, dzięki czemu wskoczył na najwyższy poziom.

We Fletcher Moss Rangers zawsze staraliśmy się o to, żeby piłka była najlepszym przyjacielem naszych podopiecznych. To część naszego planu, żeby młodzi zawodnicy czuli się komfortowo z piłką w każdej sytuacji. Także tych trudnych, ale muszą zdawać sobie sprawę, że czasami potrzeba prób i błędów. Po to jednak dzieci od najmłodszych lat trafiają do akademii, żeby mogli się uczyć. Dlatego Marcus mógł czuć się u nas dobrze.

Miał pan okazję poznać jego bliskich?

Wciąż mam kontakt do jego mamy i w każdej chwili mogę do niej zadzwonić. Jeśli o nią chodzi, nasze relacje są w porządku. Kiedyś skontaktowałem się z nią, żeby poprosiła o to, by Marcus złożył urodzinowe życzenia dziewięcioletniemu George’owi. Ale odmówił, bo był zbyt zajęty.

Niestety, zaangażowanie na wielu polach ma swoje złe strony. Czy Marcus Rashford ma czas, by odwiedzać swój pierwszy klub?

Byłoby miło, gdyby Marcus wpadł i spotkał się z dzieciakami z klubu. Odkąd podpisał kontrakt z Manchesterem United jako dziewięciolatek, nie widzieliśmy go jednak u nas. Przychodził do mnie kilka razy, gdyż był powstało o nim kilka dużych artykułów, między innymi magazynu “GQ” i na tym skończył się kontakt. Potem była kolejna reklama czegoś innego, gdzie mieli wykorzystać szatnię, w której miała być wykorzystana jako tło. Ale Marcus do klubu nie wrócił i nic nie dał mu od siebie.

Co Marcus Rashford mógłby dać Fletcher Moss Rangers?

Podkreślam, że nigdy nasz klub o nic go nie prosił. Wiemy, że teraz każdy chce się podczepić pod jego sukces. Każdy chce się zbliżyć do jego osoby, jego energii, każdy chce go mieć. My jednak czujemy, że gdyby chciał coś zrobić, to wie, gdzie jesteśmy. I powinien po prostu przyjść, zrobić cokolwiek. Inni nasi wychowankowie, którzy grali w Manchesterze United przychodzą do nas, spędzają z nami czas, odpowiadają na wiadomości. Raczej wysłaliby urodzinową wiadomość do małego George’a. Marcus żyje jednak w świecie, w którym jest zbyt zajęty, by to zrobić. Z drugiej strony wie pan, on ma wiele zainteresowań poza futbolem.

I z tego, co wiem, w Anglii jest uwielbiany i podziwiany za swoją działalność.

Na pewno uwielbiają go dzieci, które tak jak kiedyś on, pochodzą z ubogich środowisk. Marcus wyciągnął swoją rodzinę z poważnych problemów, a teraz wykorzystał swoją popularność, żeby pozyskać sponsorów do działalności charytatywnej. Niedawno udało mu się zebrać 20 milionów funtów, ale pamiętajmy, że to nie on wyłożył te pieniądze, tylko sponsorzy, którzy zaangażowali się w akcję. Po prostu wykorzystał swój wpływ na innych ludzi, by móc to zrobić. Niech pan mnie nie zrozumie źle – Marcus podjął różne działania charytatywne i na pewno przekazał na nie część swoich dochodów, za co należy go docenić.

Wspomniał pan o tym, że z Marcusem Rashfordem nie ma pan kontaktu. Fletcher Moss Rangers mogą się jednak pochwalić większą liczbą wychowanków, którzy trafili do Premier League. Wciąż utrzymuje pan relacje z niektórymi?

Kojarzy pan Tylera Blacketta, który jest trzy lata starszy od Marcusa – kiedyś też grał w Manchesterze United, a teraz występuje w Nottingham Forest? Jeśli zadzwonię do Tylera, zawsze mogę na niego liczyć, że odbierze albo przynajmniej oddzwoni i chwilę ze mną porozmawia. A w przyszłym roku bierze ślub i otrzymałem już zaproszenie.

Proszę mnie nie zrozumieć źle, ale Marcus i Tyler to ludzie z tego samego środowiska, ale bardzo różni. Tyler pochodzi z rozbitej rodziny, mieszkał w ubogiej dzielnicy. A jednak ma zupełnie inny stosunek, do życia i tego, skąd pochodzi. Jest bardzo skromny. Nie wiem, czy to z powodu jego wychowania, ale zupełnie inną osobą.

Przeczytałem, że prowadził pan także Ravela Morrisona, który był niegdyś uważany za jeden z największych talentów angielskiego futbolu. Już jako kilkulatek wyróżniał się wśród kolegów?

Nie mam cienia wątpliwości – już od najmłodszych lat zapowiadał się na geniusza. Wystarczyło mu dać piłkę, a on z nią potrafił zrobić wszystko. Gdziekolwiek nie był na boisku, wyglądał jak prawdziwy piłkarski diament. Był wspaniałym dzieckiem, i największym talentem jaki kiedykolwiek u nas trenował. Zresztą on też pochodził z kiepskiego środowiska.

Niestety jego kariera nie potoczyła się tak, jak oczekiwano.

Nie chciałbym rozmawiać o tym. Jego kariera zakończyła się z różnych powodów, ale to indywidualna sytuacja. Piłkarze są różni, a Ravel niestety się pogubił. To wielka szkoda, że nie wszedł na najwyższy poziom. Wie pan, teraz dużo się mówi o tym, by najmłodsi – nie tylko piłkarze – mieli wsparcie psychiczne, bo zdrowie psychiczne oraz samopoczucie powinno być ważne od najmłodszych lat. Teraz łatwiej zdiagnozować problemy u kogoś, a ludzie szybciej zgłaszają się po pomoc, gdy czują się źle. Może gdyby Ravel wychowywał się w tych czasach, miałby większe szanse na to, by się przebić.

Ravel zresztą dobrze trafił, prowadził go sir Alex Ferguson, czyli jeden z najlepszych trenerów w historii. Ale w przypadku problemów piłkarza, czasami trener nie wystarczy – potrzebny jest cały mechanizm wsparcia. Niestety Ravel go nie otrzymał, a my i kibice straciliśmy supergwiazdę. Przegapiliśmy talent na miarę Messiego.

Pracuje pan od lat w Fletcher Moss Rangers. Czy wielu waszych podopiecznych trafiło potem do gigantów z Manchesteru? Widziałem, że w zeszłym roku sześciu wychowanków waszego klubu trafiło do City.

Od lat prowadzę arkusz z zawodnikami, którzy opuścili naszą akademię i potem odnaleźli się w profesjonalnych klubach. Wymienię kilku z nich. Na pierwszym miejscu w porządku alfabetycznym jest piłkarz Fulham, Tosin Adarabioyo, a pod nim jest 121 kolejnych piłkarzy. Nieco dalej jest Wes Brown, który w Manchesterze United osiągnął wiele, a obecnie prowadzi własną akademię i organizuje obozy piłkarskie. Na tej liście jest też Jesse Lingard…

Zatrzymajmy się przy nim na moment. Przez lata wciąż mówiło się o tym, że potrzebuje czasu, a dopiero w ostatniej rundzie, którą spędził w West Hamie, coś w nim ruszyło. Mimo to, w kadrze Anglii na Euro się nie znalazł, choć zagrał w ostatnim meczu przez turniejem.

Uważam, że ostatni mecz pokazał jego determinację i charakter. Wiedział już o tym, że nie pojedzie na Euro, a jednak przeciwko Rumunii wszedł na boisko i walczył do końca. Wierzę jednak w to, że po turnieju wystąpi w kadrze jeszcze wiele razy. I to nie dlatego, że go lubię czy, że jest piłkarzem Manchesteru United.

Wróćmy do pana listy.

Zaczynali u nas także Cameron Borthwick-Jackson i Dimitri Mitchell, którzy niedawno pojawiali się w pierwszym składzie Manchesteru United. Drugi miał trochę problemów z budową fizyczną, ale teraz już ich nie ma, jest bardziej wysportowany. Poza tym, Devonte Redmond, Tunde Shoretire – brat Sholi, który gra w pierwszym zespole United. Był też u nas Keiron Westwood, który zagrał trochę meczów w reprezentacji Irlandii. Cameron Stewart, Danny Webber, oczywiście Ravel Morrison. No i Danny Welbeck…

Po nim też kiedyś spodziewano się więcej.

Niestety, był bardzo podatny na kontuzje. Zawsze jednak dawał z siebie tyle samo i się nie oszczędzał. Kojarzy mi się jednak przede wszystkim z ciężką pracą dla całego zespołu.

Przejdźmy teraz do tematu nadchodzących mistrzostw Europy. Zacznę od pana byłego podopiecznego – jak pan sądzi, czy Marcus Rashford może odegrać w tym turnieju ważną rolę, pomimo zdrowotnych problemów?

Marcus musi się nastawić na to, że będzie musiał grać na sto procent, ale obawiam się, że będzie mógł grać tylko na pięćdziesiąt. Po jego postawie na boisku widać, że kontuzja go dręczy i czuje się z tym coraz gorzej. Czas najwyższy, aby poddał się leczeniu.

W naszym klubie staramy się od najmłodszych lat uczyć dzieci, żeby nie grały z urazami, które powstały w wyniku przeciążenia. Oczywiście, profesjonalny piłkarz ma prawo powiedzieć, że jest gotowy do gry nawet, jeśli może dać z siebie pięćdziesiąt procent, to jego decyzja, za którą ponosi odpowiedzialność. Z drugiej strony, może to być jednak szkodą dla całego zespołu. Dlatego myślę, że jego powołanie na Euro z jego problemami to zła decyzja. Mason Greenwood nie jedzie na mistrzostwa, bo nie jest w pełni sił i tak samo powinno być z Marcusem.

Jakiego turnieju spodziewa się pan po podopiecznych Garetha Southgate’a?

Zawsze podchodzę bardzo patriotycznie do reprezentacji, więc życzę jej zwycięstwa. Lubię sposób prowadzenia kadry przez Garetha Southgate’a i to, w jaki sposób prowadzi konkretnych piłkarzy w barwach narodowych. Ale szczerze mówiąc, nie wiem czy jesteśmy wystarczająco dobrzy, by osiągnąć międzynarodowy sukces. Myślę, że to nie wynika z selekcjonera, a z mentalności tych zawodników. Nasi piłkarze odpadali w ostatnich turniejach dlatego, że najważniejsze spotkania przegrali jeszcze przed meczem, w szatni. Patrzysz na takiego Raheema Sterlinga, jak gra w klubie – strzela gole lewą, prawą nogą, błyszczy – czy to na skrzydle, czy w środku. Ale czy dla Anglii będzie tak się starać?

Mam tutaj na myśli, że wybory selekcjonera są często dokonywane na zasadzie formy piłkarzy w klubie. W reprezentacji często gra się jednak inaczej, a niektórzy wymagają od tego, by grali tak samo jak w lidze. Podobnym przypadkiem jak Sterling, w angielskiej kadrze jest Trent Alexander-Arnold, który na co dzień nie gra na prawej stronie pomocy, tak jak w reprezentacji. Dopasowanie tylu utalentowanych piłkarzy do siebie to jednak trudna sztuka.

Podobnie mówiło się o pokoleniu, które stanowiło trzon angielskiej kadry na początku XXI wieku. Trenerzy mieli do dyspozycji Davida Beckhama, Franka Lamparda, Paula Scholesa, Stevena Gerrarda i wiele innych piłkarskich gwiazd, z których nie potrafili stworzyć jedności, co miało wpływ na brak sukcesów.

Tak, to prawda. Myślę, że praca selekcjonera reprezentacji Anglii jest zdecydowanie trudniejsza niż praca w klubie Premier League.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI