Arteta, Solskjaer, Lampard. Czy klubowa legenda na ławce trenerskiej to dobry pomysł? [analiza]

28.11.2021

Były piłkarz na ławce trenerskiej zespołu, którego niegdyś był graczem to być może jeden z ostatnich przejawów futbolowego romantyzmu. Historia, w której klubowa legenda przejmuje pieczę nad drużyną i sięga po trofea to ciche marzenie większości kibiców piłkarskich. Czy jednak tego typu powroty zawsze służą obu stronom. W ostatnim czasie mieliśmy sporo przykładów, że tego typu eksperymenty nie zawsze wypalają. Świeżo w pamięci mamy przecież trenerską przygodę Ole Gunnara Solksjaera w Manchesterze United. Czy Zidane i Real to jedynie anomalia? Przyjrzyjmy się kilku ex-piłkarzom, których dziś oglądać możemy na ławkach trenerskich. 

Mikel Arteta

Zacznijmy od aktualnego szkoleniowca Arsenalu, który jeszcze do niedawna wymieniany był w gronie trenerów, którzy niebawem pożegnają się z posadą. W przeciwieństwie do Solskjaera, Arteta przetrwał nawałnicę i wydaje się, że zaczyna wychodzić na prostą. Dziś o zwalnianiu 39-latka już się w Londynie nie mówi. To trzeci sezon, w którym Hiszpan prowadzi Kanonierów i wielu oczekiwało, że w obecnej kampanii będziemy już oglądać owoce projektu, który to Arteta tworzyć miał w Londynie. Wydaje się jednak, że w procesie budowy wystąpiły pewne opóźnienia.

Arteta poprowadził Kanonierów w 102 spotkaniach i może poszczycić się średnią 1.85 punktu na mecz. Co ciekawe, dokładnie taką samą średnią identyfikował się w momencie zwolnienia Unai Emery. Warto jednak wziąć pod uwagę, że Emery pracował na Emirates tylko jeden sezon i miał do dyspozycji zupełnie inną drużynę. Trudno więc wydawać tutaj jednoznaczne sądy na korzyść, któregokolwiek z panów. Wydaje się, że jeśli Arsenal nie wpadnie w kolejny dołek, to Arteta poprowadzi Kanonierów już do końca sezonu. Póki co Hiszpan Arsenalu nie odmienił, a być może na dobre pogrążył się ze swoimi piłkarzami w przeciętności.

Frank Lampard

Na początku tego roku z posadą szkoleniowca Chelsea pożegnał się Frank Lampard. Anglik poprowadził The Blues w 84 spotkaniach i może pochwalić się bilansem 1.75 punktu na mecz. W XXI wieku gorsze statystyki miał jedynie Guus Hiddink, który pełnił jednak wówczas rolę strażaka po tym jak klub rozstał się z Jose Mourinho. Mamy poważne podstawy by przypuszczać, że cierpliwość do osiąganych przez Lamparda wyników miała swoje źródło w piłkarskiej przeszłości 43-latka.

Były szkoleniowiec Chelsea przegrał pięć z ośmiu ostatnich meczów, w których prowadził The Blues. Po porażce z Leicester i dziesiątym miejscu, na którym wylądował zespół cierpliwość Romana Abramowicza się wyczerpała. Drużynę przejął Thomas Tuchel, który w 50 spotkaniach wykręcił już zawrotną średnią 2.26 punktu na mecz.

Ole Gunnar Solskjaer

Kto by pomyślał, że kluby Premier League są tak bardzo sentymentalne. W przypadku Manchesteru United schemat był niemal ten sam co w Chelsea. Z klubu zwolniony został Jose Mourinho, a na następcę Portugalczyka namaszczono klubową legendę. Początkowo Solskjaer miał być jedynie tymczasowym menadżerem Czerwonych Diabłów, jednak pod wodzą Norwega Manchester United zdobywał średnio 2.32 punktu na mecz więc zdecydowano, że 48-latek ma zadatki, by zostać trenerem na lata.

Niestety od momentu, w którym Solskjaer oficjalnie objął klub z Old Trafford, gra Czerwonych Diabłów przestała już wyglądać tak dobrze. Średnia zdobywanych punktów spadła do 1.79 i w związku z tym podjęto decyzję o zakończeniu współpracy z norweskim szkoleniowcem. Trudno również nie oprzeć się wrażeniu, że coś się w tej relacji Norwega z Manchesterem wypaliło i że lekko oldschoolowe podejście Solskjaera przestało się w przypadku Czerwonych Diabłów sprawdzać.

Zinedine Zidane

Nie można wprost porównać trenerskich karier trójki Arteta, Solskjaer, Lampard do przygody Zidane’a w Realu. Podczas swojego pierwszego pobytu na Santiago Bernabeu Francuz wykręcił bowiem średnią 2.30, w latach 2019 – 2021 było to już tylko 2.05. Proste zestawienie wyników wszystkich wspomnianych szkoleniowców utrudnia fakt, że Premier League różni się nieco od La Liga pod względem rozkładu sił.

Nie można jednak nie odnieść wrażenia, że Zidane to jeden z niewielu byłych piłkarzy, który w stu procentach sprawdził się w roli szkoleniowca drużyny, której niegdyś był zawodnikiem. Oczywiście mamy również przykłady Pepa Guardioli czy Diego Simeone, ale obaj panowie postrzegani są już obecnie bardziej jako trenerzy niż byli piłkarze. Próbę poprawienia wizerunku trenerów – legend podjął też w ostatnim czasie Xavi, ale na efekty jego pracy w FC Barcelonie wciąż musimy poczekać.