Wisła Kraków w strefie spadkowej. Jak wiele do stracenia ma Jerzy Brzęczek?

11.03.2022

Wisła Kraków nie bez żalu rozstawała się z Adrianem Gulą. Ze słowackim trenerem wiązano w Krakowie ogromne nadzieje. Miała być pierwsza ósemka, miał być mityczny krakowski futbol, a skończyło się na miejscu w okolicach strefy spadkowej. Niezależnie jak wielkim zaufaniem obdarzony został Gula, władze Wisły nie mogły pozwolić, by Słowak wylądował z Wisłą w pierwszej lidze. Zdecydowano się więc zamknąć projekt pod nazwą Gula i rozpocząć nowy. Wydaje się, że nie jest on jednak sygnowany nazwiskiem Jerzego Brzęczka.

Były selekcjoner reprezentacji Polski został sprowadzony do Krakowa w trybie awaryjnym i w bardzo konkretnym celu. Sytuacja powoli robi się tragiczna i Jerzy Brzęczek ma zrobić wszystko, by „Biała Gwiazda” również w przyszłym sezonie rozgrywała swoje mecze na poziomie PKO BP Ekstraklasy. Tak jak w przypadku Adriana Guli wiele mówiło się o wielkim projekcie, o doświadczeniu Słowaka przy tego typu eksperymentach, tak w przypadku Brzęczka słowo „projekt” nie padło ani razu.

Wiśle pilnie potrzebny był ktoś kto będzie w stanie utrzymać ją w Ekstraklasie i wydaje się, że misja Jerzego Brzęczka w Krakowie nosi kryptonim właśnie „utrzymanie w Ekstraklasie”. Zdaje się, że pod Wawelem słusznie porzucono marzenia i krakowskiej tiki-tace i błyskawicznym powrocie na szczyt. Pytanie tylko czy nie za późno.

Utrzymać się za wszelką cenę

W Wiśle nikt nie oczekuje od Jerzego Brzęczka, że ten radykalnie odmieni styl gry krakowskiej drużyny. Nikt nie spodziewa się, że Jerzy Brzęczek przyczyni się do zbudowania w Krakowie drużyny, która będzie monolitem na lata. W obecnym sezonie były selekcjoner reprezentacji Polski rozliczany będzie tylko i wyłącznie z tego, czy uda mu się utrzymać klub w Ekstraklasie. Jeśli ta sztuka mu się powiedzie można się będzie zastanawiać nad wspólną przyszłości i budową czegoś większego. Jeśli nie, obie strony rozejdą się bez jakiegokolwiek żalu.

O wiele więcej do stracenia ma w tej sytuacji oczywiście Wisła. Jerzy Brzęczek to co prawda były selekcjoner reprezentacji Polski, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że zdecydowanie więcej do stracenia w Lechu miał swego czasu Adam Nawałka. Ciążąca na srebrnym medaliście olimpijskim z Barcelony presja jest o tyle mniejsza, że Brzęczek nie osiągnął z kadrą spektakularnych sukcesów. Wręcz przeciwnie, umiejętności trenerskie nowego szkoleniowca „Białej Gwiazdy” były wielokrotnie poddawane w wątpliwość.

Co więcej, Wisła nie znajduje się obecnie w sytuacji, w której wówczas, gdy przejmował go Adam Nawałka, znajdował się Lech. „Biała Gwiazda” znajduje się w wielkim kryzysie. Jerzy Brzęczek jest w tym przypadku jak strażak, który wbiega do płonącego budynku. Jeśli misja ratunkowa się nie powiedzie raczej nikt nie będzie miał specjalnych zarzutów. Istotne tylko, aby Jerzy Brzęczek w roli strażaka nie rozlał po drodze kanistra z benzyną. Okazuje się bowiem, że może mieć ku temu okazję.

Mission Imposible?

Pod Wawelem w pełni zawierzono w umiejętności Jerzego Brzęczka, a co za tym idzie obarczono go pełną odpowiedzialnością za powodzenie przedsięwzięcia utrzymania Wisły w Ekstraklasie. Z posadą niedawno pożegnał się bowiem dyrektor sportowy klubu. Oznacza to, że Brzęczek odpowiadał będzie nie tylko za przygotowanie drużyny do kolejnych spotkań, ale również za transfery. Były selekcjoner reprezentacji Polski mówi jednak, że czuje się z taką odpowiedzialnością dobrze.

– Nie wyobrażam sobie, że jestem trenerem i nie mam wpływu na transfery. Będziemy się starać tworzyć dział odpowiedzialny za politykę transferową na zasadzie jedności. Kluczem jest popełniać jak najmniej błędów. Nigdy sto procent transferów nie będzie udanych, jednak będziemy robić wszystko, by pomyłek było zdecydowanie mniej. Dziś chcę jednak wyciągnąć maksimum z zawodników, którzy tutaj są – powiedział Brzęczek w rozmowie z LoveKraków.pl. Jednocześnie szkoleniowiec „Białej Gwiazdy” zaprzecza jakoby jego przybycie miało wpływ na odejście z klubu Tomasza Pasiecznego.

Z obowiązków dyrektora sportowego Jerzy Brzęczek miał do tej pory okazję wywiązać się dwukrotnie. Od czasu jego przybycia do Krakowa Wisłę wzmocnili Marko Poletanović z Rakowa oraz Elvis Manu z Łudogorca Razgrad. Sytuacja ewoluuje jednak ku temu, że kolejne ruchy transferowe last minute mogą stać się koniecznością. Wisła wylądowała bowiem w strefie spadkowej nie za kadencji Adriana Guli, a już w okresie urzędowania w klubie Jerzego Brzęczka.

Póki co były selekcjoner reprezentacji Polski pożaru na Reymonta nie ugasił. Czasu jest coraz mniej, bowiem całą piłkarską konstrukcję z coraz większą zajadłością trawią płomienie. Przed kibicami Wisły niezwykle emocjonująca końcówka sezonu, choć z pewnością nie będą to emocje jakich w Krakowie oczekiwano przed rozpoczęciem sezonu.